8. Iskra - "Niezły tyłek."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ackermann zdecydowanym krokiem zmierzał w kierunku placu treningowego. Z nieba lał się żar, zwiastujący zbliżające się dużymi krokami lato. Levi lubił ciepło i nigdy nie narzekał na natrętne promienie słoneczne. W podziemiu mu ich cholernie brakowało, więc jak mógłby teraz je potępiać?

Zwiadowca z chustą na głowie, odwrócił się, gdy tylko usłyszał szybkie kroki i zasalutował. Levi rzucił krótkie "spocznij" i obaj mężczyźni skierowali swoje spojrzenia w kierunku lasku.

- Jak im poszło? - spytał Ackermann opierając się o drzwi stajni, pod którą stali. Widok stąd może nie był idealny, ale cień rzucany przez drewno to wynagradzał.

- Arlert i Kirschtein skończyli już jakiś czas temu, a Jaeger robi sto siódme okrążenie, sir - zrelacjonował krótko zwiadowca.

- Liczyłeś? - zdziwił się Levi, jednak jego ton głosu był obojętny jak zawsze.

- Nie, ale gdy ostatnio przyszedłem skontrolować, jak sobie radzi, wyszeptał "sto" mijając czerwoną linię.

- Mhm - mruknął cicho kapitan. Stali chwilę w milczeniu, aż spośród drzew wyłonił się zdyszany chłopak. Widać było, że jest na granicy wytrzymałości i Ackermann był pewien, że biegnie tylko dzięki silnej woli. Jego zielone oczy w większości były zakryte przez posklejane potem włosy, ale wzrok i tak miał utkwiony w ziemi. Najwidoczniej nie miał już siły patrzeć w chmury i myśleć o ostatnich wydarzeniach z jego życia, jak czynił na początku. Jego ręce drżały, a nogi mozolnie stawiały kolejne kroki. Usta chłopaka były cały czas otwarte, a jego twarz była koloru dojrzałego pomidora.

Levi zamiast poczuć satysfakcję i pomyśleć, że chłopak wreszcie się czegoś nauczy, zirytował się. Widok zmęczonego szatyna niezbyt mu się podobał; zdecydowanie bardziej wolał oglądać jego zakłopotanie, szeroki uśmiech czy błysk determinacji w zielonych tęczówkach. Łapczywe łapanie powietrza i pot spływający po twarzy chłopaka sprawił, że mężczyzna chciał jak najszybciej zakończyć jego męczarnie. Zanim jednak otworzył usta, zdał sobie sprawę, że jego decyzja zaważy na jego groźnym i nielitościwym wizerunku, a plotka, iż komuś odpuścił w kilka chwil obiegnie cały korpus.

- Tch, szczyl nawet liczyć nie potrafi - rzekł chłodnym tonem. - Możesz już wrócić do swoich zajęć, ja go dopilnuję - Ackermann gładko wybrnął z sytuacji grożącej jego reputacji i ruszył w kierunku Erena. Zmarszczył brwi z niezadowoleniem. Wszystko przez to, że ten głupi dzieciak nie umiał wstawać o właściwej godzinie.

Normalna osoba po prostu przyznałaby przed sobą, że się martwi, jednak Levi nawet nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli. Denerwował go po prostu niechlujny wygląd chłopaka, nic poza tym.

- Oi, Eren, wystarczy! - krzyknął, gdy chłopak dobiegł do czerwonej linii. - Co ty, nawet liczyć nie umiesz?

Zielonooki na dźwięk głosu kapitana powoli obrócił głowę w jego stronę, co było niesamowitym wysiłkiem dla jego działającego już na rezerwach sił organizmu. Niefortunnie, skupiając swój wzrok na sylwetce zwiadowcy, potknął się o wystający kamień i runął jak długi. Dyszał ciężko, próbując w sobie zebrać siły by wstać. Było to o wiele trudniejsze niż bieganie, ponieważ ziemia wydawała się być teraz taka wygodna...

Jeszcze tylko trzy!

Eren drgnął po czym lekko poruszył ręką. Był zdeterminowany, musiało mu się udać. Przysunął dłoń na wysokość klatki piersiowej i spróbował się chociaż trochę unieść. Bezskutecznie.

- Wstawaj dzieciaku, nie mamy całego dnia. - do jego świadomości dotarł chłodny głos kapitana, stojącego centralnie przed nim. Eren powoli wzniósł wzrok i zauważył wyciągniętą w jego kierunku dłoń. Ten gest był dla niego jak chwilowy zastrzyk energii. Nadal drżąc, podparł się na jednej ręce, a drugą złapał dłoń kapitana. Poczuł gwałtowne pociągnięcie i już po chwili stał na drżących nogach.

Kapitan jest taki silny...

Zamknął i otworzył oczy, aby wyrwać się z chwilowego rozmarzenia. Nie mógł przecież teraz myśleć o napiętych mięśniach Levi'a, które uniosły go z taką łatwością...

- Idziesz, szczylu? - dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Ackermann już kierował się w stronę zamku. Już miał spróbować zrobić krok w tamtą stronę, ale wtedy w jego głowie odezwała się determinacja, dzięki której udawało mu się nadal utrzymywać na nogach.

Jeszcze trzy.

- Ale kapralu... - wycharczał tak cicho, że nie był pewien, czy mężczyzna go usłyszał. - Jeszcze.. trzy... - gardło go paliło przy każdym słowie.

Ackermann za to odwrócił się gwałtownie i zmroził dzieciaka wzrokiem.

- Skończyłeś - rzekł dobitnie, a dla Erena to jedno słowo, mimo że wypowiedziane niezbyt miłym tonem, było jak spokojny sen po wielu nieprzespanych nocach. Ciało chłopaka zalała ulga, a trzymająca go w pionie determinacja, uznając, że wypełniła swoje zadanie, schowała się głęboko w czeluściach jego umysłu. Eren uniósł delikatnie kąciki ust, po czym po prostu zemdlał.

Levi w ostatniej chwili złapał nieprzytomnego dzieciaka, lecącego prosto w jego ramiona. Przeklął cicho pod nosem i patrzył się na uśmiechniętą twarz chłopaka, zastanawiając się co ma zrobić w takiej sytuacji. Erwin nie dał mu żadnego poradnika "jak zostać dobrym ochroniarzem", a jedyną bliższą relacją w jaką wdawał się z ludźmi, było zabijanie.

Po śmierci swojej mamy, ani razu nikogo nie przytulił, zresztą wcześniej też nie robił tego zbyt często. Nigdy w życiu również się nie zakochał w ten "romantyczny" sposób, a ludzie, którzy byli dla niego jak rodzeństwo, zginęli w paszczy tytana. Nie był w stanie ich uratować, tak samo jak pokazywać, jak bardzo mu na nich zależało.

Nie znał się na uczuciach, można by rzec, że była to jego słaba strona, jednak niewielu zdawało sobie z tego sprawę. Większość myślała po prostu, że nie ma serca lub je ukrywa, co było mu na rękę. Zdecydowanie wolał to niż przyznanie się do swojego nieobeznania w tej kwestii.

Westchnął ciężko i rozejrzał się czy nikt się im nie przygląda. Na szczęście była już pora obiadowa, więc większość osób była na stołówce lub zmierzała w jej stronę. Kobaltowe tęczówki wróciły do chłopaka, a ich właściciel zaczął się intenstywnie zastanawiać, co ma zrobić w takiej sytuacji. Na pewno nie powienien tak tutaj stać z tym szczylem.

Zmarszczył niezadowolony brwi. Nie podobała mu się wizja niesienia go jak jakąś pannę młodą, ale przerzucenie go przez ramię jak jakiś worek, wydawało się jednak niezbyt właściwe... Szczególnie jeśli szedłby przez zamek i jeszcze ktoś by go posądził o... Nieważne.

Ostatecznie Ackermann obrócił chłopaka tak, żeby swobodnie zarzucić jego ręce na swoją szyję i podnieść go za uda. Bezwładna głowa chłopaka opadła na jego ramię, na co Levi tylko westchnął i zaczął chłopaka nieść na barana w kierunku... Właśnie, gdzie miał go zabrać?

Do sali szpitalnej jeszcze się nie łapał, droga do lochów byłaby zbyt mozolna i długa, a sypialnia Levi'a... Mężczyzna nawet nie brał pod uwagę opcji położenia tego spoconego dzieciaka w swojej czyściutkiej pościeli. Może w innej sytuacji nie pogardziłby Jaegerem w swoim łóżku...

Ackermann bezzwłocznie wyrzucił te myśli ze swojej głowy. Jego pokój był dla niego ostoją prywatności i czystości, mało kogo tam wpuszczał, więc czemu ten mały szczyl miałby mieć tam wstęp?

Może po prostu posadzi go pod drzewem i ocuci? Chociaż po kilkugodzinnym bieganiu powinien trochę odpocząć, a zimna, twarda ziemia raczej temu nie sprzyjała...

A może pokój Hanji? Szatynka była na wyprawie mającej na celu złapać jakiegoś tytana do jej eksperymentów. Podobno dostała raport, że po dystrykcie Trost kręciły się jeszcze jakieś, więc wyruszyła najszybciej jak mogła. Levi wątpił w powodzenie misji i w sumie cieszył się, że mógł pod pretekstem pilnowania tego szczyla zostać w twierdzy. Teraz jednak pusty pokój szatynki wydawał się dużym plusem tej wyprawy. Jeśli wróci zanim chłopak się obudzi, to po prostu powie jej, żeby się nim zajęła i problem z głowy.

Ackermann zaczął stawiać zdecydowane kroki w kierunku zamku, co przychodziło mu bez większego problemu, ponieważ nie dość, że był w doskonałej formie, to jeszcze chłopak nie był szczególnie ciężki.

Problemem jednak zaczął być Eren, który nie panując nad swoim ciałem, co chwilę zsuwał się w którąś ze stron i kapitan musiał go poprawiać. Za piątym razem stało się to na tyle irytujące, że Levi warknął pod nosem. Zawsze świetnie maskował swoje emocje, ale gdy wchodził z kimś w bliższy kontakt, zaczynało być to zdecydowanie trudniejsze... Łatwiej wtedy przychodziło mu przeklinanie, wyrażanie swojej irytacji poprzez warknięcia czy westchnięcia, a nawet delikatne unoszenie kącików ust, co zdarzało się jednak naprawdę rzadko.

Chłopak po raz kolejny się zsunął, a Levi zatrzymał się i przewrócił oczami. Skoro szczyl nie współpracuje, to on też mu nie będzie szedł na rękę. Kij z tym co sobie ludzie pomyślą.

Ackermann bez większego wysiłku przerzucił zielonookiego przez ramię jak worek ziemniaków, kładąc dłoń na jego udach. Z pewnością wyglądało to dziwnie, w końcu kapitan był niezbyt dużych rozmiarów, jednak było to zdecydowanie wygodniejsze niż ciągłe poprawianie pozycji chłopaka. Levi, chcąc skontrolować, czy chłopak się czasem nie obudził (byłoby wtedy dość niezręcznie) zlustrował go w miarę możliwości wzrokiem, który zatrzymał chwilę dłużej na jego pośladkach.

Niezły tyłek.

Szybko jednak wyrzucił tę dziwną myśl z głowy, zastanawiając się jakim prawem w ogóle się tam pojawiła. Cóż, może dlatego, że tak było, a Levi był bezpośredni. Uznajmy to za wystarczające wytłumaczenie.

Jedną ręką nadal przytrzymując Erena, otworzył drzwi pokoju Hanji, które zawsze zabiegana zostawiała otwarte. Levi krytycznym wzrokiem przyjrzał się bałaganowi i westchnął zamykając drzwi. Przynajmniej łóżko było pościelone.

Najdelikatniej jak umiał położył chłopaka na materacu i przykrył go kocem. Chwilę patrzył na pogrążoną we śnie twarz. Wydawała się taka niewinna i delikatna... Levi sięgnął dłonią by odgarnąć splątane kosmyki z czoła szatyna, ale w ostatniej chwili się powstrzymał i jego ręka zawisnęła nad głową Erena. Czemu chciał to zrobić? Za pomocą takich drobnych gestów okazuje się uczucia, a Levi nie mógł sobie na to pozwolić. Po śmierci Isabel i Farlana postanowił sobie do nikogo się nie zbliżać i nawet nie chciał zbytnio tego robić. Może i miłość przynosiła szczęście, ale też niesamowicie raniła. Strata bliskiej osoby była najgorszą rzeczą jaka mogła spotkać człowieka. Pozostawiała po sobie olbrzymią dziurę w sercu, której Levi nie potrafił niczym zapełnić. A ta pustka bolała. Wraz z jej istnieniem, czy może raczej brakiem części duszy, przychodziło cierpienie spędzające sen z oczu. Wygodnie rozsiadało się ono w głowie człowieka i z szaleńczym śmiechem dokuczało w najtrudniejszych chwilach. Gdy mu się nudziło lubiło wbijać cienki, ostry sztylet w serce, który jednak się rozszerzał z każdą chwilą zwątpienia, tworząc kolejną dziurę. Serce Levi'a nie było z kamienia, było po prostu niesamowicie zniszczone. Odejście każdej bliskiej osoby pozostawiało po sobie bliznę na sercu i psychice, aż ich właściciel zupełnie zamknął je na kolejne osoby.

Dlaczego więc teraz zapragnął być blisko chłopaka? Dlaczego jego ręka nadal się nie cofnęła, a oczy chciwie chłonęły tą delikatną twarz? Dlaczego na murze otaczającym jego zranione serce pojawiła się szczelina?

Tak nie powinno być. Nie, tak nie może być. Ackermann gwałtownie cofnął rękę i odsunął się od chłopaka. Mimo swojej inteligencji nie zdawał sobie sprawy, że jego ciało, dusza i serce pragną po prostu bliskości. Życie w samotności nie jest przeznaczeniem człowieka i nawet jeśli on się tego stwierdzenia stanowczo uczepi, to instynkt i tak będzie poszukiwał kontaktu z inną osobą. Levi wypierał się tego już zbyt długo. Jego instynkt wydobył się z klatki w jakiej umieścił go mężczyzna i właśnie zadowolony z siebie buszował w jego ciele, wysyłając i odbierając bodźce. Tworzył dla Levi'a szansę, ale tylko i wyłącznie od niego zależało jak ją wykorzysta.

Co tam sądzicie o dylemacie Levi'a? Jak długo będzie w stanie się opierać urokowi Erena? 😏

~1800

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro