36. Przestać myśleć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

♛♛♛♛♛

Louis

- Na pewno sobie poradzisz? - zapytałem po raz dwudziesty, chcąc być absolutnie pewny, że moja siostra da sobie radę.

- Tak, Louis - westchnęła, próbując wyswobodzić się z mojego mocnego uścisku. - Będę tęskniła, ale godnie zastąpię naszego ojca na tronie Francji.

- Nigdy w to nie wątpiłem - zapewniłem.

- Nie musi się Wasza Wysokość martwić, zadbam o tę młodą pannę z należytym szacunkiem - odezwał się mężczyzna, stojący obok mojego rodzeństwa.

Wymusiłem szeroki uśmiech w stronę Damiena, przyszłego męża mojej siostry. Nie spodziewałem się jego wizyty we Francji, jednakże zapewnił, że przypłynął tu by być wsparciem dla młodej królewny. Przez kilka dni starałem się jak najlepiej poznać tego człowieka. Pomimo, iż nie mogłem go zobaczyć, po rozmowie stwierdziłem, że jest dobrym człowiekiem. Sama Charlotte była nim zachwycona. Postanowiłem zaufać intuicji swojej siostry. Jednakże na wszelki wypadek nad królestwem miał czuwać doradca, który służyłby radą przyszłym władcom.

Teraz musiałem wracać już do Anglii. Nie chciałem sobie wyobrażać, co przeżywa rodzina Harry'ego po jego stracie. Doskonale pamiętałem ten smutek, złość i rozpacz, gdyż niedawno sam cierpiałem po stracie swoich rodziców, a teraz musiałem jeszcze opłakiwać męża.  Harry był za młody, by zginąć. Powinien jeszcze przez długie lata rządzić królestwem i być przy moim boku. Bałem się podróży przez morze, a innej drogi dotarcia do Anglii nie było.

Jeszcze straszniejsze niż śmierć na morzu mogło być spotkanie z rodzicami króla. Co, jeśli oni będą oskarżać mnie o śmierć ich syna? Jak będą mnie traktować? To zawsze Harry był moim oparciem i tylko dla niego mieszkałem w obcym kraju.

- Musisz być dzielny, braciszku - pocieszała mnie najmłodsza siostra. - Jesteś silny i dasz sobie radę.

- My wszyscy jesteśmy dzielni - zapewniłem ją, wymuszając po raz kolejny uśmiech. - Napiszę do was, jak tylko znajdę się już w pałacu.  A co do ciebie... Ufam tobie, Damien, mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. Opiekuj się moimi siostrami i przynieś chwałę Francji.

Po długim pożegnaniu, w końcu się rozstaliśmy. Ja wszedłem na statek, gdzie czekali już marynarze, a moja rodzina została na lądzie, odprowadzając mnie spojrzeniem. Nie chciałem jeszcze myśleć o tym, co zastanę, gdy tylko dobiję do portu w Anglii. Chciałem jak najdłużej spychać swoje myślenie. To było o wiele trudniejsze, niż przypuszczałem.

Przez kilka dni po wiadomości o zatopieniu statku, płakałem równie mocno jak po stracie rodziców. Nie obchodził mnie nawet atak na moje życie. Jak się później okazało, był to zwykły szaleniec, który chciał ukraść trochę złota. Został wtrącony do lochów i nie musiałem już się tym zadręczać. Było coś znacznie gorszego, co nie opuściło moich myśli nawet na chwilę.

- Powinieneś odpocząć, Louis - usłyszałem znajomy głos obok mnie. - Wyglądasz bardzo blado, ostatnio mało co jadłeś i...

- Szpiegujesz mnie? - mruknąłem niezadowolony. - Nie musisz się mną przejmować, skoro Harry...

- Będę się o ciebie troszczył i pilnował cię bez względu na to, jakich obraźliwych słów  do mnie wypowiesz - przerwał mi wypowiedź. - Jesteś moim królem, nic się nie zmieniło.

- Wiem, przepraszam, ale ja...

- Rozumiem twoją złość i  podziwiam cię za to, jak silnym człowiekiem jesteś, pomimo tego, ile przeszedłeś w swoim krótkim życiu, Wasza Wysokość - kontynuował.  - Twoje siostry i Francja sobie poradzi, teraz czas na ciebie, pora, abyś ty o sobie pomyślał. Zbyt dużo dźwigasz na swoich barkach, a jesteś jeszcze taki młody...

- Myślisz, że wśród tych marynarzy mógł być On? - zapytałem, pomimo tego, jak żałośnie brzmiało to pytanie.

Pisałem listy, dużo listów, lecz nikt mi nie odpisał. Ani Harry, ani też chociażby jego rodzice. Nie wiedziałem nic. Ich milczenie jednak utwierdziło mnie w przekonaniu, że król Anglii zginął na morzu. Teraz zapewne rodzina i poddani opłakiwali jego śmierć. Prawdopodobnie mnie  znienawidzili.

- Wszystkiego dowiemy się w kraju, Louis - obiecał, chwytając mnie delikatnie za przedramię, kierując w stronę wejścia pod pokład. - Teraz naprawdę odpocznij, wiem, jak źle się czujesz na morzu.

Skinąłem głową i pozwoliłem się zaprowadzić do kajuty. Tam usiadłem na fotelu i walczyłem ze swoimi ponurymi  myślami. Każda z nich tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że byłem okropnym człowiekiem, sprowadzającym na innych cierpienie. Nie mogłem znieść uczucia winy i nie wierzyłem, że cokolwiek w moim życiu się ułoży.

Nie miałem rodziców ani drugiej połówki, moje siostry były już duże  i silne. Teraz był czas, abym pomyślał tylko o sobie, jak podsunął Payne. A w tej chwili chciałem jedynie przestać myśleć, sprawić, aby ból po stracie ukochanych całkowicie zniknął. Dlatego też korzystając z okazji, że Liam zasnął, cicho pochrapując w drugim fotelu, podniosłem się z miejsca i ruszyłem schodami na górę, by wydostać się na pokład. Już po chwili uderzył we mnie morski wiatr, lecz to nie powstrzymało mnie przed kolejnymi krokami. Zatrzymałem się dopiero przy barierce.


♣♣♣♣♣

Witajcie!

Zapomniałam, że ten rozdział już wcześniej napisałam razem z tym poprzednim.

Oops! ^.^

Miłego dnia!

Dziękuję za gwizdki i komentarze! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro