Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Oprowadzić cię po obozie? - zapytał Leo wstając z ziemi na co kiwnęłam głową i otarłam policzki ruszając za nim. Dobrze, że przynajmniej nie zadawał nieprzyjemnych pytań.

- Tu jest zbrojownia, więc wejdźmy najpierw wybrać ci broń - odparł mój przewodnik wchodząc ze mną do dużego pomieszczenia. Było tu dużo wszystkiego. Łuki, tarcze, włócznie oraz miecze - do wyboru do koloru. Chłopak podał mi takiego z cesarskiego złota i niebiańskiego spiżu (a przynajmniej tak to nazwał) i nie wiem skąd on go wytrzasnął ale był idealnie wyważony więc od razu się na niego zgodziłam. Dostałam jeszcze pas z pochwą, do której schowałam broń. Wyszliśmy ze zbrojowni kierując się w stronę tych kilkunastu domków. Trzy z nich są znacznie większe od reszty.

- To domki Wielkiej Trójki. Wiesz Posejdon, Zeus i Hades - powiedział Valdez gdy zauważył, na co patrzę.

- A tu... Są inne domki - stwierdził i poszedł dalej. Cicho się zaśmiałam i podbiegłam do niego, bo nie miałam zamiaru się gubić. Usiedliśmy koło jeziora i chłopak znowu zaczął bawić się sprężynkami i śrubkami. Ja oglądałam krajobraz wyobrażając sobie jak idealne zdjęcia by tu powstały, gdy nagle usłyszałam dźwięk konchy. Mój towarzysz wstał z iskierkami w oczach radości w oczach i zaprowadził mnie na kolację. Tylko był jeden mały, naprawdę taki maleńki problem. Mianowicie tam było wielkie ognisko, na którego widok cofnęłam się o krok. Od dziecka nienawidzę tego żywiołu, ponieważ na moich oczach spłonął budynek, w którym kiedyś mieszkałam. A w środku znajdowało się klika osób w tym moja była koleżanka. Leo chyba zauważył moje przerażenie i strasznie się zmieszał.

- Boisz się ognia? - bardziej stwierdził fakt niż zapytał, ale mimo wszystko kiwnęłam głową.

- Chodź zaprowadzę cię do stolika Hermesa, a ja... - nie skończył patrząc nad moją głowę, po czym uklęknął, tak jak cała reszta obozu. Zdezorientowana spojrzałam do góry i cicho pisnęłam. W powietrzu wisiał złoty znak pioruna, który powoli zaczynał znikać.

- No więc.... Witamy w Obozie Herosów, Madison Parker, córko pana Zeusa - odezwał się Jackson, niepewnie patrząc na tego centaura.

- Emm... Co mam zrobić? - wyszeptałam w kierunku Valdeza, który znowu przybrał na twarz swój uśmieszek.

- No chica, idziesz poznać braciszka - odparł chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę stolika, przy którym siedział jeszcze nie znany mi wysoki blondyn z kwadratowymi okularami.

- Nie mów do mnie mała, bo sam jesteś niski - mruknęłam wyrywając rękę z jego uścisku, na co popatrzył na mnie zdziwiony.

- Hmm... Jestem Jason... - odezwał się mój "brat", któremu posłałam blady uśmiech.

- Ty chyba już wiem kim ja jestem - nerwowo przygryzłam wargę siadając na przeciwko herosa, a Leo gdzieś się ulotnił.

- Jak to działa? - spytałam chłopaka, pokazując na jego talerz, na którym z nikąd pojawiły się gofry z owocami.

- Pomyśl o tym co chciałabyś zjeść i to po prostu się pojawi - wytłumaczył i już po chwili miałam już przed sobą naleśniki z serkiem i szklankę soku. Miałam zamiar wziąść jedzeniem do ust, ale blondyn przytrzymał moją rękę.

- Jeszcze nie. Najpierw musimy złożyć ofiarę naszym boskim rodzicom - powiedział po czym wstał i wrzucił trochę do ogniska. Przełknęłam głośno ślinę ale poszłam za nim.

- Mógłbyś... Wrzucić za mnie? - poprosiłam podając mu swój talerzyk, a on wykonał moje polecenie. Zaczęłam szukać wzrokiem Leona, który siedział przy stoliku Hefajstosa, rozmawiając z młodszym bratem i jakąś starszą dziewczyną. Szczerze domyśliłam się tego wcześniej gdy tworzył Coś z Niczego. Gdy brunet zauważył, że mu się przyglądam wyszczerzył się i pomachał, co trochę zdezorientowana powtórzyłam.

Po zjedzeniu kolacji ruszyliśmy do domku nr.1. Od razu rzucił mi się w oczy wielki posąg Zeusa stojący na samym środku domku. Koło niego stała mała fontanna co wydało mi się trochę dziwne, ale tego nie skomentowałam. Jason podszedł do swojego łóżka w kącie, a ja rozpoczęłam poszukiwania innego miejsca, gdzie nie sięgał wzrok ojca. Znalazłam je dokładnie po drugiej stronie więc ruszyłam zająć swój kącik. Tutaj strop był o wiele niżej tak, jakby do góry coś było....  I nie myliłam się nade mną znajdowała się klapa prowadząca najprawdopodobniej wyżej.

- Ktoś tu kiedyś spał? - zapytałam, a blondyn delikatnie się skrzywił.


















Więc jest i kolejny rozdział 😁
Już nie mogę się doczekać, aż przepiszę taką jedną mega fajną (i pewnie tylko dla mnie słodką) scenkę, ale to dopiero za chyba dwa rozdziały /:
No cóż
~ autorka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro