Rozdział 1 część 1 z 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

Obserwując Lise, pojęcie poznawania siebie nabrało zupełnie nowego znaczenia. Dostała nowe życie, nowe wspomnienia, które starała się odseparować od tych z jej doczesnego życia. Wątki jej się plątały, nagle nabyła nowych umiejętności, których nigdy nawet się nie uczyła. Wiedziała rzeczy, których nikt jej przecież nie powiedział. Siedziała na sofie wpatrując się w okno, za którym znajdował się zupełni inny świat. Widziała palmy zasadzone przy drogach, samochody lat 80 i 90's, które na ten moment były całkiem nowe. Miała odpowiednie do epoki ubrania, a w torebce dowód osobisty i pieniądze, jakby to wcale nie było na nowo wygenerowane życie. Jej wygląd się nie zmienił, ale miała wrażenie jakby właśnie ukradła czyjeś życie. Mimo to jak powiedział Marcus, doskonale wiedziała co ma robić. Wiedziała gdzie chodzi na uczelnie, gdzie pracuje oraz z kim się zadaje. Jej podróż czasie okazała się być awansem społecznym jakiego się nie spodziewała. Nagle z bezrobotnej studentki resocjalizacji, była studentką prawa, która od tego tygodnia miała rozpocząć staż w kancelarii prawnej. Jej życie towarzyskie również zdawało się nabierać barw. Dowiedziała się o tym, kiedy z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Zerwała się zestresowana. Przetarła zmęczoną i opuchniętą twarz i niepewnie podeszła do drzwi. Otworzyła je i zobaczyła kobietę, którą mimo że pierwszy raz widziała, doskonale znała.

-Amber? - Zapytała, nie mając pojęcia skąd zna jej imię. Szczupła blondynka, w obcisłej koszulce na ramiączkach i równie obcisłych skórzanych spodniach uśmiechnęła się zawadiacko i żując gumę zapytała.

-Gotowa?

-Gdzie niby?- Zapytała czując, jak jej serce galopuje. Właśnie zaczynała się poznawać. Oswajała się z nową codziennością i tym jak perfekcyjny jest jej angielski i jak dobrze jest w stanie odtworzyć w myślach artykuły prawne. Miała wrażenie jakby z nowym życiem dostała w zestawie 20 dodatkowych punktów IQ dając łącznie sumę 140. To jednak nie sprawiało, że czuła się na tyle pewnie, żeby zapomnieć o tym co zostawiła za sobą. Miała przecież kochającego chłopaka, który nawet nie wie, że postanowiła popełnić samobójstwo. I chciała by tak zostało, dlatego musiała się postarać by wrócić. Podczas gdyż Liz przeżywała wewnętrzny armagedon Amber niecierpliwiła się.

-Znowu zapomniałaś ?- Zirytowała się, marszcząc brwi. Pokręciła na boki głową i nabierając powietrza do płuc dodała.- Byłyśmy przecież umówione z Mary do pubu.

-Faktycznie zapomniałam.- Podrapała się nerwowo po karku. Koleżanka patrzyła na nią jeszcze przez moment, aż w końcu osłabiona zaistniałą sytuacją powiedziała.

-Jak ty wyglądasz w ogóle?- Wyminęła ją w progu i bez pytania weszła do sypialni. Skierowała się do jej szafy, w której zaczęła szukać czegoś, co jej zdaniem nadawałoby się do tego by założyć to na wieczór. Lisa nie do końca wiedziała jak powinna się zachować. Czuła silną potrzebę wykrzyczenia, że to wszystko jest nieporozumieniem, złym snem z którego pragnie się obudzić. Na początku miała na to nadzieje, jednak z każdą chwilą czuła coraz bardziej, że wszystko co się dzieje jest jak najbardziej realne. Najgorszym była świadomość, że wciąż jest tą samą osobą, uwięzioną w życiu zupełnie innej osoby i była z tym całkiem sama. Nie mogła nikomu powiedzieć o tym, że przecież nie żyje i nigdy nie powinno jej tu być. Nie mogła powiedzieć, że jakaś wyższa siła pogrywa ludźmi jak simsami tworząc własne nie realistyczne scenariusze, bo nikt by nie wiedział co to właściwie znaczy. Był rok 1999, a ona nie znała świata sprzed roku 2001. Zdawała sobie sprawę jak łatwo o błąd, więc w towarzystwie Amber milczała. Pozwalała na to by, ta wyrzucała z szafy ubrania, które widziała pierwszy raz na oczy. W końcu chwyciła czarną sukienkę i podała jej do rąk. Liz chwyciła niepewnie sukienkę, uśmiechnęła się i schowała się za drzwiami w łazience. Rozebrała się, spojrzała w lustro. Wciąż była tą samą kobietą, z tymi samymi problemami, kompleksami. Miała te same trochę koślawe nogi i rozstępy na udach jeszcze po okresie dojrzewania. Miała ten sam, mały i nierówny biust. Mimo to czuła jakby była kimś kogo nie zna. Założyła na siebie sukienkę, przylegała do jej ciała. Eksponowała duże biodra i pupę. Posiadała nie duży dekolt i kończyła się kilka centymetrów nad kolanami. Wyglądała w niej dobrze i tak się czuła. Pierwszy raz tego dnia na jej twarzy pojawił się uśmiech. Pomyślała, że może warto założyć maskę i po prostu grać, grać przez najbliższe lata. Nie miała już siły robić makijażu, wciąż miała ten wczorajszy. Tusz pokruszony pod oczami zbierał się na policzkach. Przetarła je dłonią i poprawiła jedynie dolne powieki kredką. Użyła perfum by się odświeżyć i przepłukała usta miętowym płynem. Była gotowa do wyjścia. Wyszła z łazienki i uśmiechnęła się do Amber, która podniosła się z łóżka, zilustrowała ją od stup do głów i zagwizdała pod nosem.- No, no teraz to się nie opędzisz.

- Chyba od ślepych.

-Nie doceniasz potencjału pomiędzy twoimi udami. To śmiertelna broń.- Powiedziała blondynka zarzucając torbę na ramię. Lisa nie zamierzała tego komentować. Ruszyła za kobietą, jedynie oglądając się za sobą na bałagan, który pozostawiła ona w jej sypialni.

2

Droga w aucie dłużyła jej się. Wszystko co widziała za oknem wydawało jej się nowe i ekscytujące, jednak wątpliwe umiejętności Amber jako kierowcy nie pozwalały jej na to skupić się na podziwianiu jej nowo wygenerowanego świata rozgrywki. Obserwowanie jej zaniepokojenia przy każdym szarpnięciu wozu wprawiało mnie w rozbawienie. Poznawanie procesu tego, jak zaczyna radzić sobie z nową rzeczywistością stało się moim hobby. Zwłaszcza kiedy widziałem jej zagubienie, tak jak wtedy kiedy Amber zaparkowała pod barem, praktycznie na dwóch miejscach parkingowych. Bała się to skomentować. Uśmiechnęła się niepewnie przeczesując włosy i zgarniając je za uszy. Westchnęła głęboko i wysiadła z auta. Dopiero zaczynało do niej dochodzić, że jej nowa przyjaciółka jest chodzącym chaosem i nieładem. Gdy ta wysiadła z auta, Liz posłała jej serdeczny uśmiech i ruszyła w stronę baru. Gdy tylko się odwróciła jej wyraz twarzy diametralnie zmienił się w zażenowanie. Miałem ochotę poklepać ją po ramieniu, ale mogłem tylko obserwować z ukrycia z nadzieją, że udźwignie ciężar nowego życia. Weszły bez słowa do baru. Od razu do ich uszu dotarła głośna rockowa muzyka. Liz wyczuła zapach dymu papierosowego i odezwał się nieznośny głód świadczący że niezależnie od rzeczywistości, której przebywa wciąż jest niewolnikiem tego okropnego nałogu. Usiadły przy jednym z wolnych stolików.

-Masz może poratować papierosem?- Zapytała przyjaciółki, a ta wyciągnęła z torebkę opakowanie grubych mocnych papierosów, na które Liz się skrzywiła. Była bliska płaczu z tęsknoty do cienkich winstonów. Przełknęła jednak dzielnie ślinę i wyciągnęła papierosa z opakowania trzymanego przez Amber i odpaliła go z obrzydzeniem, czując jak ostry dym drażni jej podniebienie. Aż zabulgotało jej w jelitach.

-Nie miałaś rzucać?

-Dużo mnie ostatnio stresuje.

-Jak tak to nie rzucisz nigdy.- Zaśmiała się blondynka. Coś w tym było. Świat niezależnie od wieku, dekady czy dnia był stresującym miejscem. Człowiek całe życie zmaga się z mniejszymi czy większymi przeciwnościami losu, to nie była dobra wymówka. Nie chciała się jednak tłumaczyć, nie teraz kiedy zaczynała rozumieć że jej przeznaczenie zaczyna nabierać rozpędu. Zrozumiała to w momencie kiedy ze sceny zszedł zespół, który grał dotychczas i ustąpił miejsca innemu. Świat jakby zawirował i spowolnił kiedy na scenę wszedł młodziutki chłopak, który zaczął dostosowywać mikrofon do swojego wzrostu, po niższym poprzedniku. Delikatnie kręcone włosy w kolorze bardzo ciemnego blondu w tym świetle wyglądały na ciemny brąz. Opadały na jego twarz, zdmuchiwał je ze swojej twarzy kiedy zasłaniały mu widoczność. Lisa nie dostrzegała nic poza nim, nie wiedziała nawet kiedy pozostali członkowie zespołu weszli na scenę bo ona widziała tylko jego uśmiech, który był jedyny w swoim rodzaju, białe zęby, które kontrastowały z ciemnymi oczami. Z trudem przełknęła ślinę, kiedy dotarło do niej że od tego dnia musi się stać częścią jego życia. Jak jednak miała to zrobić, kiedy był tak onieśmielający.- Idę do baru, chcesz coś ?

-Co? - Głos Amber wyrwał ją z zamyślenia. Nie wiedziała co się dzieje. Zaczęła się pocić. Nie wiedziała czy to efekt zbyt mocnego papierosa, czy może to był mały atak paniki. Przygryzła nerwowo dolną wargę, strzepując popiół do popielniczki. Na twarzy blondynki pojawiła się konsternacja i niepewny uśmiech. Rozglądała się przez chwilę, szukając tego co doprowadziło Liz do takiego stanu, jednak wciąż nie była pewna i po prostu powtórzyła.

-Mówiłam że idę do baru. Pytałam czy coś chcesz.

-A tak. Weź mi whisky z colą.

-Jakie ?

-Cokolwiek mają. Może być Jack albo Jim.- Powiedziała chcąc jak najszybciej pozbyć się koleżanki, by bezkarnie ilustrować mężczyznę, który stroił właśnie gitarę. Miała poczucie winy. Czekał na nią inny mężczyzna, którego w dodatku kochała i planowała z nim przyszłość. Jednak perspektywa 6 lat funkcjonowania w innym świecie, komplikowała sprawę. Czuła, że nie powinna się karcić za to, że inny mężczyzna wpadł jej w oko, zwłaszcza w takich okolicznościach. Jednak prawda była taka, że minął zaledwie dzień od kiedy odeszła z tamtego świata. Nie potrafiła jednak oderwać wzroku od jego dłoni, na których pojawiły się napęczniałe żyły, kiedy mocował się z kablem od wzmacniacza, trzymając w drugiej dłoni ciężką gitarę. Widziała jego skupienie, a jego uśmiech sprawiał że zmiękły jej kolana. Widziała jak mówi, coś do bruneta, który trzymał w dłoniach gitarę basową. Lisa oderwała się na chwilę od frontmana i zdecydowała się zilustrować resztę zespołu majstrującego przy rozkładaniu sprzętu. Widziała, że ich instrumenty są stare, miały skazy po użytkowaniu, widać było że to zespół typowo garażowy. Basista posiadał długie włosy do ramion. Były kruczoczarne, był blady i całkiem przystojny, jednak nie w typie Liz. Ubrany był w czarną, skórzaną ramoneskę, koszulkę z logo zespołu Korn i w dżinsowe porwane spodnie. Na stopach miał ciężkie glany. Przy perkusji stał trochę niezdarny chłopak. Co chwilę coś wypadało mu z dłoni, a mocno kręcone brązowe loki co chwilę zasłaniały mu widoczność. Miał specyficzną urodę, trochę dziecięcą, a na twarzy zaczynał rosnąć mu rudawy zarost. Z całej tej grupy najbardziej wyróżniał się gitarzysta zespołu. Był dojrzalszy od reszty, wydawał się być starszy od reszty o jakieś 5-8 lat. Miał kruczoczarne włosy, do ramion, które otaczały jego podłużną twarz. Jego oczy podkreślone były czarną kredką. Ubrany był w długi skórzany płaszcz, który kończył się przy ziemi. Chwilę o czymś dyskutowali po czym nastała cisza. Z wzmacniaczy wydobyły się pierwsze dźwięki ballady, którą Liz doskonale znała. Była to piosenka zespołu Danzig pod tytułem Blood and Tears. Gdy wokalista otworzył usta usłyszała głos, który sprawił że na jej rękach pojawiła się gęsia skórka. Była pod wrażeniem, jak bliski był oryginalnej barwy utworu. Reszta zespołu popełniała pewne błędy, poziom zawyżał jedynie gitarzysta. Jednak głos wokalisty sprawił, że zapomniała o otaczającym ją świecie. Nie zauważyła nawet, że wróciła Amber.

-Uwielbiam tą piosenkę.-Powiedziała, a podniecona Liz spojrzała na koleżankę z pełną ekscytacją.

-Wiesz może kim są?

- Ta. Mary miała nam dzisiaj przedstawić swoją nową zabawkę z tego zespołu.

-Którego ?- Zapytała czując jak coś staje jej w gardle. Chwyciła szklankę z zimnym napojem bojąc się, że Mary spotykała się z wokalistą. Amber spojrzała na scenę ilustrując wszystkich po kolei, aż w końcu powiedziała.

-Nie jestem pewna, ale mówiła że jest starszy i gra na gitarze ale nie pamiętam czy normalnej czy basowej.-Powiedziała, a to trochę ją uspokoiło. Czuła, że bezkarnie może podziwiać to jak wokalista wczuwa się w każdy wers, jak zaciska dłonie na gryfie zmieniając riffy. Jak bez wysiłku śpiewa fragmenty wymagające większego zaangażowania i umiejętności wokalnych. Jej sielankę przerwał głos zadyszanej kobiety.

-Kurwa, sory za spóźnienie. Jebane korki.-Powiedziała, nachylając się do Amber by złożyć jej całusa na policzku, to samo zrobiła w stosunku do Lisy wprawiając ją w zakłopotanie. Mary była bardzo drobną i szczuplutką brunetką. Miała zaledwie 157 cm wzrostu i 43 kg masy. Co było całkiem zabawne patrząc na to jak wyglądała. Miała we włosach czerwone pasemka. Na uszach zaczynało brakować miejsca na nowe kolczyki. Posiadała też podkówkę w nosie, kolejne kolczyki były już w języku oraz najświeższy nabytek w pępku. Eksponowała go pokazując brzuch, mając na sobie krótki czarny top. Jej prawa dłoń pokryta była rękawem z tatuaży. Mary była rok starsza, ponieważ za nim poszła na prawo gdzie poznała Liz i Amber postanowiła zrobić sobie Gap year i zwiedzić europę. Przez 365 dni odwiedziła 15 krajów od wielkiej brytani, przez kraje skandynawskie, półwyspu iberyjskiego i bałkany. Miała 18 kochanków, nabawiła się chlamydii, dwóch tatuaży i jednej aborcji a to tylko część jej podbojów. Mary można było określić wieloma przymiotnikami jednak ,,nieposkromiona" i ,,nieprzewidywalna" pasowały najbardziej. Nikt więc nawet nie próbował zrozumieć, dlaczego zdecydowała się na to by studiować prawo. Jednak bez problemu zdała pierwszy rok i równie dobrze radziła sobie już teraz pod koniec 4 semestru.

-Jechałaś busem? Czemu nie zabrałaś się ze swoim lowelasem ?-Zapytała Amber, a dziewczyna uśmiechnęła się i wstała mówiąc.

-Bo on się spieszył, a ja byłam zrobić nowy kolczyk.-Zaczęła kręcić brzuchem pokazując kolczyk w pępku. Lisa uśmiechnęła się i zaczęła kręcić na boki głową. Czuła, że musi się napić. Przypomniało jej się, że jeszcze przed chwilą pewna rzecz nie dawała jej spokoju i musiała o nią zapytać.

- A właśnie, który to ten twój nowy facet ?

- Gary, gitarzysta w tym długim płaszczu.-Powiedziała, a jej twarz pokryła się rumieńcem. Mary nie przywiązywała się do mężczyzn na długo. Jej związki były raczej krótkie i bardzo burzliwe, ale za każdym razem zapewniała że tym razem naprawdę się zakochała. Dziewczyny zawsze patrzyły na to z dystansem, uśmiechały się i pozwalały przeżywać przyjaciółce setną prawdziwą miłość jej życia.

-A on nie jest jakiś taki trochę stary ?- Zwróciła uwagę Amber. Mary oburzyła się i uniosła wysoko brwi. Wyciągnęła z kieszeni papierosa i pokręciła na boki głową.

- Bez przesady. Mój najstarszy facet miał 43 lata, a Gary ma tylko 28.- Zamilkła by odpalić papierosa.- Tak przynajmniej mówi.

-Coś mi się wydaje, że ma 28 już od 5. -Lis zaśmiała się pod nosem, kiedy muzyka w barze ucichła a zespół zaczął zbierać sprzęt. Brunetka mocno się podekscytowała. Wstała i zaczęła poprawiać włosy i naciągnęła koszulkę tak by wyeksponować nie duży dekolt. Była jak nastoletnia groupie ale nikt nie zamierzał jej tego mówić. Przeżywała dziecięcą radość, której nikt nie chciał jej psuć.

-Chodźcie przedstawię was.-Powiedziała, a Amber westchnęła głęboko i wyzerowała swojego drinka. Lisa czuła jakby serce podeszło jej do gardła. Czuła się bezpiecznie obserwując zespół z bezpiecznej odległości. Czuła, że musi działać. Jak miała zbliżyć się do chłopaka i uratować mu za kilka lat życie tylko go obserwując. Wstała niepewnie i podniosła się z wygodnego krzesła. Czuła jak chwieje się na własnych nogach, nie mogąc złapać równowagi. Była coraz bliżej mężczyzny, który miał stać się jej biletem powrotnym do domu i coraz bliżej tego by zemdleć.

~~~~

Rozdział na tyle długi, że musiałam podzielić go na 2 części. Druga część pojawi się w ciągu najbliższych dni. Zachęcam do komentowania :)

Cieszę się, że wróciłam do was na wattpad i do nie z fanfickiem a całkowicie własnym wymysłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro