Rozdział 1 część 2/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czuła niepokój podchodząc za dziewczynami do zespołu. Czuła na sobie spojrzenia ludzi w barze, którzy bezlitośnie je oceniali. Wiedziała, że zapewne mają je za dziewczyny chętne by sypiać z muzykami. Mary rzuciła się Gary'emu na szyję a on uśmiechnął się i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Wyglądało to zabawnie, ponieważ ze względu na bardzo dużą różnicę wzrostu musiał się mocno pochylić. Położył dłonie na jej biodrach, zaczął zjeżdżać niżej jakby wszyscy zebrani w pomieszczeniu nie istnieli.  Amber i Liz wymieniały się skrępowanymi spojrzeniami w nadziei, że czułe powitanie wkrótce dobiegnie końca. Nie tylko one czuły skrępowanie. Perkusista schował się gdzieś za bębnami, basista zbierał swój sprzęt a frontman, założył ręce na klatce piersiowej i marszcząc brwi odchrząknął. Para oderwała się od siebie, oboje wyglądali na rozbawionych. Mary wytarła palcem swoje usta i postanowiła przedstawić swojego wybranka.

-Dziewczyny to jest Gary. Gary to Amber i Lisa.-Powiedziała, a mężczyzna uśmiechnął się serdecznie podając im zimną, szorstką dłoń. Lisa od razu zauważyła, że dużo grał na gitarze, ponieważ jego opuszki były praktycznie skamieniałe.

-Miło poznać.-Powiedział po czym spojrzał w stronę przyjaciół z zespołu. Frontman nie miał zamiaru czekać, aż łaskawie zostanie przedstawiony więc po prostu przywitał się z Amber i później chwycił dłoń Liz mówiąc.

-Ethan.-Trzymał jej dłoń trochę dłużej niż mężczyźnie wypada. Uśmiechnęła się niepewnie, a on wbijał w nią swoje ciemne oczy. Przez chwilę milczeli, aż w końcu rozluźnił uścisk, a ona speszona spuściła wzrok na wysokość jego klatki piersiowej starając się przed nim ukryć. Szukała czegoś co mogłoby przerwać tą niezręczną sytuację, więc po prostu uznała że najlepiej będzie coś skomplementować.

-Masz zajebistą barwę głosu. Miałam gęsią skórkę.-Zaczęła pokazywać swoje przedramiona, a mężczyzna uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów i dołeczki, które sprawiły, że Liz zakręciło się w głowie. Chciała zmienić temat, ale nie potrafiła przestać się na niego patrzeć. Nagle tą niezręczną chwilę przerwał basista. który wepchnął się między frontmana a Liz. Ujął jej dłoń i składając na jej pocałunek, nie przerywał kontaktu wzrokowego.

-Witam panią, jestem Mason.-Przedstawił się. Poczuła się zakłopotana, ale zachichotała i zaczęła się rozglądać za Ethanem, który po prostu zrezygnował i poszedł do Gary'ego, Mary i Amber. Nie miała innego wyboru, jak po prostu przetrwać kolejne niezręczne powitanie tego dnia.

-Miło poznać.- Powiedziała ilustrując mężczyznę. Miał w sobie coś co mówiło, że jest kobieciarzem. Jego oczy błądziły po ciałach każdej szczupłej i trochę bardziej atrakcyjnej kobiety. Na biuście Liz zatrzymywały się już zbyt długo i zbyt często. Nie peszyło jej to, a raczej budziło zażenowanie, które ciężko było jej ukryć.

-Nie widziałem cię tu nigdy wcześniej.- Powiedział podnosząc wzrok tym razem zatrzymując wzrok na pełnych ustach dziewczyny. Ta odwróciła wzrok, zauważyła Amber im się przygląda, a raczej jej wzrok utknął na mężczyźnie, który widać było że wzbudzał jej zainteresowanie. Nie było w tym nic dziwnego. Manson był atrakcyjny i bardzo męski . Długie włosy nie odejmowały mu testosteronu. Miał błysk w oku, który sprawiał, że kobiety się rumieniły niezależnie od tego czy był w ich typie czy też nie. Liz nie chciała jednak sobie pozwolić na flirt. Wciąż czuła się emocjonalnie z Patrickiem, którego kochała. Dla niej minął tylko jeden długi dzień odkąd widzieli się po raz ostatni. Teraz musiała czekać 6 lat na następne spotkanie. Myśl o tym sprawiła, że poczuła silną potrzebę płaczu. Nie mogła jednak tego po sobie pokazać. Całkowicie zignorowała to co mówił do niej mężczyzna. Z trudem przełknęła ślinę i rzuciła tylko.

- Muszę się napić.- Odwróciła się i poszła do baru zostawiając mężczyznę samego sobie. Uniósł delikatnie brwi. Czuł, że dostał kosza a to nie zdarzało się często. Mimo to, zaakceptował to. Podrapał się nerwowo po karku i odpuścił. Liz podeszła do baru czując, że nie wiele jej brakuje, żeby rozpłakać się jak małe dziecko. Zamówiła whisky z colę i zamoczyła usta w zimnym napoju. Czuła jak jego gorycz rozchodzi się po podniebieniu, ale teraz tego potrzebowała. Chciała by ból minął choć na krótki moment.

- Czy zechciałabyś użyczyć mi swojej pełnoletności i zamówiłabyś mi to samo? -Usłyszała obok siebie głos Ethana. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, a on uśmiechał się zawadiacko. Pokręciła na boki głową i poprosiła barmana o drugi napój.

-W prawie mówimy na to ,,demoralizacja nieletnich" .-Powiedziała wstając od baru. Chwyciła swojego drinka i odeszła na bok. Nie spodziewała się, że mężczyzna ruszy za nią.

-Tam skąd pochodzę mogę już pić od dwóch lat.- Powiedział, a ona nie odwracając się szła dalej. Uśmiechała się pod nosem i kręciła głową na boki.

-A skąd pochodzisz?- Zapytała w końcu, a chłopak wyminął ją i stanął naprzeciwko niej. Widziała jego determinację w tym by ją poznać. Ciężko było jej udawać, że jej to nie schlebia. Wziął głębokiego łyka i powiedział krzywiąc się jak nastolatek, który pije po raz pierwszy.

-Sydney. Nie wyłapałaś akcentu?

-Nie jestem dobra w akcenty.-Odpowiedziała uciekając wzrokiem.- Muszę iść do toalety.- Powiedziała, po czym wyminęła go. Chciała się przed nim schować. W jego towarzystwie nie potrafiła myśleć logicznie. Zamknęła się w małej kabinie. Czuła, że potrzebuje chwili by odetchnąć. Nie widziała powodów dla których miała się zbliżyć do Ethana. Był normalnym, przystojnym chłopakiem, który na dodatek miał ważną rolę w zespole rockowym. Nie wyglądał na kogoś, komu życie miało się zaraz zawalić, przynajmniej nie na ten moment. Po krótkiej chwili podeszła do zlewu. Czuła, że musi wrócić do znajomych. Zbyt długie przebywanie w toalecie mogłoby wydać się komuś podejrzane. Umyła dłonie i spojrzała w lustro. Z trudem się poznawała, jej oczy były czerwone od zmęczenia i alkoholu. Nabrała tyle powietrza do płuc ile mogła i wyszła z łazienki. Oparła się o drzwi i zaczęła się rozglądać za znajomymi twarzami. Nim odnalazła swoje przyjaciółki zobaczyła, że Ethan znalazł już sobie zajęcie. Stał oparty o ścianę na drugim końcu pomieszczenia. Rozmawiał z niską blondynką, która go kokietowała. Kładła dłoń na jego torsie. Opuszkami gniotła kołnierz jego ramoneski. Uśmiechała się, a on spoglądał to raz na jej duży biust, to na pełne usta. Byli blisko, z każdą chwilą coraz bliżej by opuścić wspólnie bar. Liz zrozumiała, że Ethan nie był zainteresowany jej osobowością a jedynie seksem, dlatego aż dwa razy próbował nawiązać z nią rozmowę. Trudno jej przyznać samej przed sobą, że czuje zazdrość i żal, że to nie z nią teraz tak rozmawia. Szybko jednak skarciła się w duchu, że to nie w porządku i podeszła do dziewczyn. Położyła dłoń na ramieniu Amber. Ta oderwała się od rozmowy z Mansonem i odwróciła się do niej.

-Wszystko okej ?- Zapytała, widząc zmarnowaną przyjaciółkę. Liz niepewnie pokręciła na boki głową. Nie chciała psuć nikomu zabawy, ale czuła że udusi się jeśli spędzi jeszcze chwilę w tym ciepłym i zadymionym od papierosów pomieszczeniu.

-Nie czuję się najlepiej. Chyba zamówię taksówkę.-Powiedziała, a blondynka posmutniała. Widać było jej zmartwienie. Przez chwilę wahała się czy pozwolić dziewczynie wracać samotnie. Jednak była już pod wpływem, nie miała jak zaproponować by ją odwieźć.

-Dasz sobie radę ?

-Tak, pewnie. Bawcie się dobrze.-Powiedziała Liz. Pomachała do Mary, która posłała jej szybki uśmiech i wróciła do rozmowy z Gary'm. Liz wyszła przed bar. Poczuła jak zimne powietrza owiewa jej skórę. Uznałem, że to dobra chwila by się pojawić. Oparłem się o ścianę obok wejścia do baru. Byliśmy całkiem sami więc nie miałem obaw, że ktoś nas zauważy.

-Mówiłem, że będziesz wiedziała co robić.-Powiedziałem, a dziewczyna aż cała podskoczyła Odwróciła się i spojrzała na mnie z przerażeniem. Widziałem, że ma ochotę się na mnie rzucić i wykrzyczeć wszystko co leży jej na wątrobie, więc uprzedziłem ją.-Nie rób scen, tylko ty mnie widzisz.

-Zajebiście.-Parsknęła pod nosem i ruszyła przed siebie w stronę ulicy, na której miała nadzieję złapać taksówkę. Ruszyłem za nią, widziałem jak bardzo się irytuje. Zatrzymała się i nie odwracając się powiedziała pod nosem.-Zostawiłeś mnie. Musiałam jakoś dać sobie radę. Nie podoba mi się to. Chcę do domu do swojego prawdziwego życia, bliscy pewnie się martwią.

-Czym skoro tam nie istniejesz?- Powiedziałem trochę bez namysłu, a ona odwróciła się. Widziałem, że nie rozumie o czym mówię. Jej oczy wypełniały się łzami, usta delikatnie drgały, a ja zaczynałem żałować, że nie potrafiłem ugryźć się w język.

-Co?- Zapytała drżącym głosem. Widząc, że ktoś wychodzi z baru znów odwróciła się do mnie plecami. Podszedłem bliżej i stanąłem obok niej. Wiedziałem, że teraz kiedy już powiedziałem za dużo przyszedł czas by jej wytłumaczyć dokładnie w jakiej sytuacji się znajduje i odpowiedzieć na te pytanie na które mogę odpowiedzieć. - Jak mogłam przestać tam istnieć?

-A co ty ojciec Pio żeby w dwóch miejscach na raz być ? To wciąż ten sam świat tylko inny czas i miejsce. Możesz być albo tu albo tam. Przyjdzie czas kiedy będziesz musiała zdecydować gdzie zostajesz. Ale ja zalecam wrócić do swojego dawnego życia kiedy nadarzy się okazja.

-To chyba oczywiste.- Powiedziała. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wiele osób mówiło to samo, ale kiedy nadchodził czas by wrócić do dawnego życia, przechodzili ogromne dramaty i rozterki.

-No nie wiem, zobaczymy. Sześć lat to dużo czasu, dużo może się zmienić.-Powiedziałem, a ona tylko pokręciła na boki głową. Była pewna swoich uczuć. Spojrzała na mnie z żalem. Kojarzyła mnie z całym nieszczęściem jakie ją spotkało w ostatnim czasie, mimo że to nie ja byłem temu winien.

-Dlaczego tylko ja cię widzę?- Zapytała, a ja zastanawiałem się czy powinienem odpowiadać na to pytanie. Były rzeczy, które powinny pozostać tajemnicą. Jednak gdy na nią patrzyłem miałem wrażenie, że jest osobą która potrafi znieść bardzo wiele, tylko trochę za wcześnie się poddaje. Dlatego też, nie chciałem traktować jej jak wszystkich innych.

-Czemu chcesz to wiedzieć? Życie jest prostsze kiedy nie wie się niektórych rzeczy.

-Jeśli mam grać to chcę wiedzieć na jakich zasadach.- Powiedziała. Przez krótką chwilę wahałem się czy po prostu nie zniknąć. To jednak byłoby zbyt proste. Robiłem to zbyt często, a zbyt rzadko zdarzało się ktoś z kim można było logicznie porozmawiać.

- Widzisz mnie bo nie żyjesz. 


~~~

Ten rozdział krótszy w porównaniu do poprzednich. Następne będą już normalne, albo nawet dłuższe niż zazwyczaj. 

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania. 

Dajcie znać co sądzicie. Jestem też ciekawa jakich aktorów/ muzyków czy po porostu celebrytów obsadzilibyście w rolach poszczególnych postaci.? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro