the demonic one

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

night creature!yandere x reader

nwm o co mi chodziło tak naprawdę

Stał tuż przy twoim łóżku, nieruchomy i wpatrzony prosto w twoją twarz. Witające zza horyzontu słońce pozwoliło ci bliżej przyjrzeć się jego formie, chociaż całe ciało podpowiadało ci, że powinnaś odwrócić wzrok, zamknąć oczy, zanim dojdzie do tragedii. Oprócz drżenia z przerażenia nie mogłaś jednak ruszyć żadnym mięśniem.

Był ogromny, ciemne włosy muskały sufit twojego pokoju, a na dodatek szeroko rozbudowany, jakby świeżo wyrzeźbiony przez greckiego artystę. Imponująca budowa ciała nijak miała się jednak do szoku, jaki zostawił na tobie sposób, w jaki był skonstruowany anatomicznie. Nic bowiem nie było w nim ludzkie.

Oczy niczym dwa wielkie rubiny, wpatrywały się w ciebie intensywnie, chłonąć z zapałem każdy twój ruch. Smugi błękitnych łusek ciągnące się od baranich uszu, rozmieszczonych bo bokach głowy, do demonicznych oczu, świeciły w nowo narodzonym świetle słonecznym, nierozerwalnie łącząc błękit ze wszystkimi kolorami tęczy. Dodatkiem do demonicznego koktajlu były jeszcze usta wyciągnięte w uśmiechu, spód których wystawały kły, niemalże niemieszczące się w jamie ustnej intruza.

Mimowolnie wyobraziłaś sobie, jak podejmuje w końcu jakiś ruch i za jednym zamachem pozbawia cię twarzy.

Nie miałaś pewności czym dokładnie pokryta była jego skóra. Miejscami (głównie otaczając szyję) nieokreślona czerń pochłania wszelkie kolory, nie dając ci nawet szans na zgadnięcie, czym może być. Nieco niżej, w miejscu, gdzie powinien być pępek, łuski i czerń przechodziły w krótkie, czarne futro, ciągnące się już do jego stóp.

Najbardziej przerażały cię jednak jego dłonie. Przypominały nieco kocie łapy, z nieco dłuższymi palcami, zakończonymi długimi i bezsprzecznie ostrymi pazurami. Jeden ruch małego palca, mógł pozbawić cię głowy. Twoje serce nagle zaczęło bić w okolicach gardła.

Jakie były jego intencje? Co chciał z tobą zrobić? Dlaczego jeszcze cię nie zabił? Pytania kotłowały się w twojej głowie, ale nie otrzymałaś żadnej wskazówki od kreatury. Od momentu przebudzenia, stał jedynie blisko ciebie, nie odrywając enigmatycznego wzroku od twojego ciała. Jego intencje były ci nieznane i chyba właśnie to trwożyło cię najbardziej. Żadnej oznaki zamiaru pozbawienia cię życia, bądź delektowaniem się twoim mięsem. Nic. Zero.

W pewnym momencie nachylił się. Rozdziawił usta w jeszcze większym uśmiechu, chwaląc się rzędami zębów należących z pewnością do mięsożercy. Chciał się pochwalić, czy zademonstrować oręż?

Brak reakcji nieco zbił go z tropu. Przekrzywił głowę i wyciągnął rękę w twoją stronę, muskając wyraźnie zarysowanymi, chropowatym i opuszkami palców twój ciepły policzek. Uśmiech znów zagościł na jego ustach. Coś przecinało subtelnie powietrze. To pewnie jego ogon.

Chciwość najwyraźniej tyczyła się również i jego gatunku, bowiem szybko znudził się eksplorowaniem jedynie policzka. Zjechał palcami w dół (uważając, aby cię nie skrzywdzić), odkrywając skrytą pod kołdrą piżamkę. Zaciekawiony, odchylił delikatnie dekolt ubrania, chcąc poznać dalsze rejony twojego ciała. Nie mieliście przed sobą nic do ukrycia, prawda?

Chciałaś krzyknąć, zwrócić uwagę reszty domowników, nie myśląc o tym, że mogłabyś sprowadzić na nich niechybną śmierć, ale drobne szmery w głębi domu uratowały skórę twojej rodziny.

Stworzenie wyprostowało się jak struna, przenosząc swoją uwagę na zamknięte drzwi. Postawił uszy do pionu i odsłonił zęby, szykując się do możliwego ataku. Mowa ciała krzyczała: chronić!

Zawarczał. Prymitywny dźwięk, aczkolwiek dobrze ludziom znany. Taki sam wydawały psy będące w stanie zagrożenia, chroniące właściciela przed potencjalnym zagrożeniem. I chociaż ty nie byłaś do końca pewna, co innego oprócz dwumetrowej kreatury skonstruowanej do zabijania, mogłoby teraz ci zagrażać, On wiedział. Każda komórka ciała podpowiadała mu, że musi cię chronić. Wiedział do czego zdolni są ludzie, przekonał się o tym na własnej skórze. Może i stanowiłaś wyjątek, ale o całej reszcie miał już wyrobione mniemanie.

Musiał cię stąd zabrać. Odeskortować do jego domu, gdzie będziesz bezpieczna.

Przeniósł uwagę na ciebie. Nie zdążyłaś nawet pisnąć, kiedy przygarnął cię do piersi i przecisnął się przez okno, zlewając się w resztkach mroku pobliskiego lasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro