the fierce one

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

delinquent!fiery!student!yandere x understanding!reader

(nadal zachęcam do pisania pomysłów)

pomysł by: Niewidzialna4ever (nwm czy tego dokładnie chciał*ś ale starałam sb)

Na stołówce pełnej głośnych uczniów, gdzie każdy szukał znajomego do spożycia drugiego śniadania, jeden chłopak stronił od reszty, unikając swoich rówieśników, bądź kolegów ze starszych lub młodszych klas. Prostokątny stolik, który z łatwością zmieściłby od sześciu do siedmiu uczniów był okupowany tylko przez niego. Noga samotnika podrygiwała szybko i miarowo, dając upust jego zniecierpliwieniu. Rozglądał się dookoła, wypatrując jedynej osoby, na której zależało mu na ziemskim padole niesprawiedliwości. Stres budował się w ciele nastolatka, kiedy nie mógł jej zobaczyć. Szorował górnymi zębami o dolne, przeklinając co chwilę. Raz po raz, głośne "kurwa" opuszczało jego usta. Zamiast uspokajać, tylko bardziej go podjudzało.

Na szczęście wybawienie nadeszło niebawem. Kiedy [Imię] usiadła ze swoją tacą pełną jedzenia i delikatnym, ciepłym uśmiechem na ustach, nagłe pragnienie wyrżnięcia całej szkoły zniknęło, zastąpione przez miłość. Chłopak zarumienił się mocno, co czynił dosyć często w jej towarzystwie i przysunął się bliżej, wpraszając się w jej przestrzeń osobistą.

Anthony, albo jak lubiła skracać jego dziewczyna, Tony zerknął przelotnie na jej tacę, skanując jedzenie, które dziś wybrała. Zazwyczaj nie było to nic nowego. Dzisiaj również nie zaszalała. Tony po prostu lubił patrzeć na jej wybory, nieważne jak proste by nie były. Możliwe, że doszukiwał się w nich stabilizacji, której bardzo mu brakowało, nieważne jak głupio i dziecinnie to brzmiało.

– Codziennie gapisz się w moje jedzenie, a ja codziennie zastanawiam się, o co ci chodzi – zaśmiała się i pstryknęła go w nos, po czym zajęła się własnym talerzem.

– A chuj wie – wzruszył ramionami. Popatrzył jeszcze przez chwilę na swoją dziewczynę pochłoniętą jedzeniem i sam zaczął przeżuwać frytki.

Jego noga znów zaczęła poruszać się miarowo w górę i w dół, kiedy zaczął marzyć o randce, która czekała ich dzisiaj. Na samą myśl o całym dniu spędzonym tylko w jej towarzystwie, niemalże wił się z radości. Ostatnio potrzebował [Imię] bardziej niż tlenu, co nie niepokoiło go w żadnym stopniu. Jego urojenia nie były rekordowe, ale wyewoluowały na tyle, że przestał się nimi przejmować. Właściwie to poddał się własnym uczuciom, kiedy pierwszy raz śledził ją prosto pod dom, oraz kiedy zaczął gromadzić niewyobrażalnie wielką kolekcję zdjęć dziewczyny na swoim telefonie.

– Co powiesz, abyśmy dzisiejszy dzień spędzili u mnie? – zasugerowała z uśmiechem, nie odrywając wzroku od jedzenia – Wczoraj oglądałam bardzo dobrze zrealizowany serial z super fabułą, na pewno cię zainteresuje (Mandolorian, echem) – dodała, chcąc zachęcić go jeszcze bardziej. Nie wiedziała, że Tony nie nudziłby się nawet, gdyby był zmuszony jedynie patrzeć na nią przez kilka godzin. [Imię] nie znała własnej wartości z perspektywy Tony'ego, co szczerze mówiąc oszczędziło jej zawału.

– Jasne, oczywiście – odpowiedział i niespodziewanie posłał jej całusa w policzek, dając się ponieść szczęściu kumulowanym w sobie już od paru minut. Zarumienił się, czerwień nie oszczędziła nawet uszu. – Ale będziemy dzielić się jednym kocem – powiedział, a raczej przyjął to jako fakt, chociaż z doża nieśmiałości. Ta cecha osobowości nie pasowała do niego całkowicie, ale przy [Imię] przechodził pewną metamorfozę.

Jednakże była ona tylko częściowa. Tony nadal udowadniał jej, jak silny i nieprzewidywalny potrafi być. Chociaż kochała go z całego serca, to te wady uprzytamniały ją, w jakim towarzystwie dorastał jej Tony i jak bardzo to na niego wpłynęło. Łypając wzrokiem po całej stołówce, podczas gdy delikwent oparł się na jej ramieniu, bawiąc się znacznie mniejszymi dłońmi dziewczyny, potrafiła stwierdzić, że dzisiejszy dzień nie przebiegnie tak spokojnie i przyjemnie jak tego chciała. Do ich stolika zbliżała się bowiem śmietanka środowiska „niegrzecznych dzieciaków" tej szkoły. Zanim zaczęli się spotykać, Tony trzymał tylko z nimi. Nie darzył ich oczywiście sympatią. Akceptował, bo wśród nich mógł również zostać zaakceptowany. Razem uczestniczyli w bójkach, rozprowadzali narkotyki po uczniach. W erze [Imię] jednak, ich relacje ograniczyły się do wzajemnego dzielenia się fajkami pokoju, kiedy Tony nie miał zajęć razem z [Imię].

Kłopoty biły od nich na kilometr. Dziewczyna spuściła głowę, unikając kontaktu wzrokowego. Dlaczego wybrali akurat ich wspólny czas na stołówce? To nigdy przedtem się nie zdarzało.

– [Imię]! Hej, [Imię]! Czy coś stało?! – Tony zawołał spanikowany i potrząsnął jej ramieniem. Poczuła jak robi jej się niedobrze. Czuła zapach kłopotów.

Chwyciła jego brodę w dłoń i przekręciła ją w stronę czekających przed nimi trzech chłopaków. Tony poderwał się z krzesła i okrył ją ramieniem. Załączył mu się instynkt obronny. Pierwszy etap – szok – trwał zaledwie dwie sekundy. Następny – złość – zatrzymał się już na dłużej.

– Spierdalać mi stąd, ale już – zagroził. Odgłos wydobywający się z jego gardła przypominał warknięcie zwierzęcia.

– Spokojnie, byku – pierwszy z lewej, chłopak, uniósł ręce w geście poddania. Cwaniacki uśmieszek, który jeszcze bardziej rozsierdził Tony'ego, nie schodził mu z ust. – Chcieliśmy tylko złożyć ci pewną propozycję.

– Sram na waszą propozycję. Jestem zajęty, co powinieneś doskonale zauważyć i spierdalać stąd w podskokach, chyba, że jesteś ślepy.

– Ostatnio mam problemy z widzeniem, to fakt – wzruszył ramionami. Zatrzymał wzrok na [Imię], która aż drgnęła, czując na sobie spojrzenie soczyście niebieskich oczu delikwenta. O ile dobrze pamiętała, miał na imię Roy. – Nie, chyba jednak jestem ślepy – uśmiechnął się paskudnie i znów skierował słowa do Tony'ego – To co, może jednak-

Nigdy nie dokończył zdania. Szarowłosy chłopak rzucił się na niego z pięściami. Prawy sierpowy skutecznie posłał Roya na podłogę. Dwójka jego kolegów ruszyła na pomoc liderowi. Tony oberwał w nos, ale udało mu się oddać dwa razy mocniej w nos niebieskookiego. Nieprzyjemny odgłos chrupnięcia rozesłał po jego ciele falę satysfakcji. Uśmiechnął się podczas walki, mając nadzieję, że [Imię] ogląda każdy jego ruch z podziwem wymalowanym na twarzy. Zapewne teraz myśli sobie, że ma najsilniejszego chłopaka w szkole i jest z niego dumna. Niestety nie mógł potwierdzić, czy jest to prawda (chociaż on usilnie wierzył, że tak jest). Gwizdy i krzyki pozostałych uczniów kantyny podniecały go jeszcze bardziej, dodając siły jemu, jak i jego przeciwnikom.

[Imię] zdążyła ulotnić się z miejsca akcji. Najszybciej jak potrafiła pobiegła po nauczyciela, wiedząc, że sama nic nie zdziała. Nie dysponowała tak dużą siłą, aby zemścić się na Royu za prowokację Tony'ego i obrzydliwe słowa, które posłał w jej stronę.

Najszybciej na stołówce pojawił się nauczyciel wychowania fizycznego. Bez problemu unieruchomił szarowłosego delikwenta, a jego asystent zajął się Royem. Dwójka jego przydupasów próbowała usunąć się w cień, ale nauczyciele i tak ich znaleźli.

Chłopcy zostali natychmiast zabrani do pielęgniarki. Tony, zanim siłą wyciągnęli go z miejsca walki, krzyknął jeszcze, że jeżeli ktokolwiek spojrzy na [Imię] zostanie z miejsca zabity, Roy natomiast zapowiedział wojnę chłopakowi [Imię]. Z obawy przed dalszym rozlewem krwi, nie zostali przydzieleni do gabinetu w tym samym czasie. Na pierwszy ogień poszedł Roy, który wyszedł od sanitariuszki niemalże czerwony ze złości. Tony natomiast zapowiedział, że jeśli [Imię] nie wejdzie razem z nim do gabinetu, to on nie zamierza się rehabilitować i „pierdoli tę szkołę". Pielęgniarka, choć wredna, zgodziła się na jego postulaty, ale w podzięce nie zachowała łagodności. Tony syczał z bólu prawie cały czas, w akompaniamencie do stękania [Imię], której ściskał dłoń, niemalże krusząc przy tym kości.

Tony'ego czekało jeszcze jedno wyzwanie. Wizyta u dyrektorki. Spędził w jej gabinecie bite pół godziny, słuchając plątaniny wyrazów, które w ogóle do niego nie docierały. Myślał jedynie o [Imię] i o tym, jak bardzo pragnął ją przytulić. Dyrektorka nie obchodziła go całkowicie. Nie obchodził go fakt, że dostał ostrzeżenie, że jeżeli jeszcze raz skończy się na bójce, to kara będzie sroższa. Tony był gotów zabić Roya, jeśli stanie blisko [Imię]. Był gotów zabić go nawet teraz, gdyby pokazałby tutaj swój okropny, przebrzydły ryj.

[Imię] czekała na swojego chłopaka przed gabinetem. Tony rozpromienił się na jej widok. Natychmiast zamknął ją w niedźwiedzim uścisku, odcinając na moment dopływ powietrza. Pocałował ją w policzek, rumieniąc się przy tym na całej twarzy, onieśmielony jej boskim towarzystwem i urodą.

– Gotowa na naszą randkę? – zapytał podekscytowany i złączył ich dłonie w jedność, posyłając jej spojrzenie zakochanego szczeniaczka.

[Imię] uśmiechnęła się delikatnie.

– Oczywiście – znów dostała krótkiego całusa.

Tony nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie tym samym zawadiackim chłopakiem, który wdawał się w bójki z błahych powodów, bo sprawiały mu radość i zaspokajały rządzę przemocy. Zawsze będzie tym samym chłopakiem, który nie bał się palić przy nauczycielach, wyzywać ich dosłownie za ich plecami, przeklinać głośno i zadawać się z gorszymi od siebie. Zawsze będzie również tym samym chłopakiem, który kochał ją nad własne życie, którego miłość zwodziła do przestępstw, i który rumienił się na samą myśl o pocałunkach.

Zacisnęła dłoń mocniej i oddała pocałunek, obserwując jak wręcz promienie z radości.

A ona kochała go właśnie takiego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro