Rozdział 12-Nie zawsze wystarczy się starać.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Nic z tego nie rozumiem!- krzyknęłam sfrustrowana. 

-Jak można tego nie rozumieć? To chyba jedna z prostszych rzeczy w matematyce.- zaśmiał się. 

-Dobra, zróbmy sobie przerwę. Mam dość.- jęknęłam. 

-Niech będzie. Muszę iść na trening. Obiecałaś, że pójdziesz ze mną.- uśmiechnął się. 

-Taaaaa obiecałam.

-No nie marudź już. Za chwilę jedziemy tylko spakuję swoją torbę.- powiedział i zbliżył się do szafy, aby spakować odpowiednie rzeczy. 

Kilka minut później oboje byliśmy gotowi i ruszaliśmy w drogę. Byłam trochę zestresowana, bo musiałam porozmawiać z trenerem o tym co dalej. Nie chciałam o tym myśleć, bo się dołowałam niepotrzebnie. Spojrzałam przez okno na zewnątrz, gdzie pogoda dopisywała i westchnęłąm. Nie moc grania bardzo mnie przytłaczała. To tak jakby zabrać mi część mnie. To część mojego życia. 

Wiedziałam, że mogę stracić pozycję kapitana, a moje miejsce zajmie Britney. Może już nawet na zawsze. Bardzo się tym dołowałam i nie chciałam przestac trenować. To nie dla mnie. Siedzenie na tyłku i nic nie robienie nie jest dla mnie. Od ciągłego siedzenia na jednym miejscu dostaję szału i nie mogę się skupić.

Oglądając widoki za oknem, które nie były dla mnie żadną nowością romyślałam nad tym, ile czasu wolnego będę miała przez najbliższy czas. Westchnęłam ponownie przeciągle nie mogąc już znieść tego wszystkiego. Naprawdę nei wyobrażałam sobie tak nagle z przymusu zrezygnować z czegoś tak ważnego dla mnie. Jednego z najważniejszych w życiu. 

Nagle na swojej ręce poczułam rękę Chris'a. Spojrzałam na niego, a on tylko wzruszył ramionami i powiedział:

-Wszystko będzie dobrze. To tylko dwa tygodnie. Lepsze to niż kilka miesięcy wykluczenia.- uśmiechnął się.  

Czy on czytał w moich myślach, czy po prostu aż tak dobrze mnie znał mimo tyh latch rozłąki. Obstawiam raczej to drugie, ale i tak mimo wszystko spojrzałam na niego bardzo zdziwiona, a następnie uśmiechnęłam się lekoo. 

-Wiem, po prostu to tak jakby ktoś wyrwał kawałek mnie. Nie umiem sobie wyobrazić tego, że będę miała teraz tyle wolnego czasu. Nie mam nawet pomysłu, co będę mogła robić i to mnie dobija do reszty. Siatkówka stała się całym moim życiem i odskocznią o codzienności po tym gdy...- powiedziałam, lecz zawachałam się na chwilę nie wiedząc, czy dokończyć swoją wypowiedź. 

-...po tym gdy zniknąłem.- westchnął Chris.- Wiem, że nikomu nie mogło byś wtedy łatwo, ale tłumaczyłem ci to już i naprawdę wolałbym do tego nie wracać.- dodał smutno. 

-Ja też.- przyznałam i spojrzałam na chłopaka, który skupiony był na drodze. 

-Nie masz się czym przejmować. Zobaczysz, nim się obejrzysz, już będziesz z powrotem na boisku.

-Nie wiem. Nie jestem tym wszystkim jakoś przekonana. Dostałam taką szansę i już na początku coś idzie źle. Może nie powinnam być kapitanem bo po prostu się do tego nie nadaję a to była jakaś wskazówka, że to zadanie nie dla mnie...- zaczęłam histeryzować. 

-Lexie spokojnie. To był czysty przypadek. Skąd możesz wiedzieć, że nie nadajesz się na kapitana, skoro nie miałaś okazji się sprawdzić.- westchnął zatrzymując auto pod salą gimnastyczną naszej szkoły. 

-Nie wiem, ale to mogło przyjść odgórnie. Może takie było przesłanie tego wydarzenia, żebym nawet nie próbowała, bo tylko się zawiodę.- wpadłam w panikę.- A co jak to wszystko prawda i Britney byłaby lepszym kapitanem ode mnie, a wypadek miał tylko pomóc mi się w tym zorientować i zrozumieć, że to nie dla mnie.- zaczęłam krzyczeć. 

-Hej, Lexie. Uspokój się.- powiedział Chris.

-Jak mam się uspokoić?!- krzyknęłam a Chris momentalnie wysiadł z samochodu. 

Spojrzałam na niego zdezorientowana, gdy okrążał samochód. Aż tak go wkurzyłam, że teraz wyrzuci mnie z samochodu? Zaczęły zbierać mi się łzy w oczach. Nie chciałam, żeby tak wyszło, ale jeszcze nie potrafię do końca nad tym panować. Jedna samotna łza spłynęła po moim policzku w momencie, gdy Chris otworzył drzwi samochodu. 

-Lexie. Proszę uspokój się.- zaczął pocierać moje ramiona.- Wszystko będzie dobrze, a ty będziesz najlepszym kapitanem na świecie, gdy już z twoją kostką będzie dobrze. Nie płacz proszę. Nie zrobiłaś niczego złego. Każdy ma jakieś obawy, ale dobrze jest się przed kimś wygadać. Mam nadzieję, że to ci pomogło.- dodał i uśmiechnął się do mnie.

Ja uczyniłam to samo, tyle że ze smutkiem. Łzy nie przestawały mi lecieć. Nie potrafiłam się uspokoić, co czasem mi się zdarzało. 

-Lexie, Lexie... ciii już jest wszystko w porządku.- powiedział chłopak i mnie przytulił.

Tak najzwyczjniej w świecie. Taki mały, drobny gest, który potrafi pomóc jak nic innego. 

-Wiem, że będzie ci ciężko mi zaufać po tym co się stało, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Co by się nie działo, wysłucham cię. Słyszysz?- zapytał a ja pokiwałam jedynie twierdząco głową.- Dobrze, teraz proszę uspokój się, bo musimy tam iść.- pokiwałam ponownie głową i wzięłam głęboki wdech.-Już okej? Chodźmy.- powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę. 

Zdziwiłam się lekko, ale podałam mu swoją rękę. Wysiadłam z auta. Chris wziął jeszcze tylko swoją spotrową torbę i ruszyliśmy w kierunku sali gimnastycznej. Szłam powoli kilka kroków z nim. Tak ociągałam się trochę z tym, żeby w końcu szczerze porozmawiać z trenerem. Cholernie obawiałam się tego, co może nastąpić za chwilę. 

Weszliśmy do środka. Chris skierował się do szatni, aby przygotować się do treningu a ja poszłam w stronę kantorku trenera. Zapukałam a po usłyszeniu "proszę", weszłam do środka. Trener jak zwykle siedział przy swoim biurku popijając kawę w swoim dresie. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się lekko i wstał. 

-Lexie, miło mi się widzieć.- powiedział i uścisnął moją rękę.

-Pana rówineż.- uśmiechnęłam się. 

-A więc, jakie wieści?- zapytał i wskazał abym usiadła na jednym z krzeseł, a sam zajął swoje wcześniejsze miejsce. 

-Cóż, nie jest chyba tak źle, jak mogłoby się wydawać. Lekarz powiedział, że będę wykluczona z gry i jakichkolwiek treningów na dwa tygodnie. To zapewne lepsze niż kilka miesięcy, ale...- zawachałam się. 

-Ale?

-Ale to i tak dużo i nie jestem pewna czy wytrzymam.- powiedziałam smutno.

-Spokojnie. jesteś silną dziewczyną. Inaczej nie wybrałbym cię na kapitana drużyny. Poza tym to tylko dwa tygodnie. Zobaczysz, nim się obejrzysz minie. Nie masz co się martwić. Tak jak powiedziałaś dwa tygodnie to na pewno lepiej niż kilka miesięcy. Oczywiście, nawet jeśli nie mozesz ćwiczyć i tak możesz przychodzić na trening i pomagać mi w taktyce, czy czymś takim nie nadwyrężając twojej kostki. Jesteś w końcu kapitanem i jesteś mi, nam potrzebna. A właśnie na czas twojej niedyspozycji...- zaczął a ja już wiedziałam co chce powiedzieć.- musimy wybrać twojego tymczasowego zastepcę.- dokończył. 

-Czy to znaczy, że po powrocie nadal będę kapitanem drużyny?- zapytałam z nadzieją. 

-Naturalnie. Nigdy nie zrezygnowałbym z tak świetnej zawodniczki jak ty.- uśmiechnął się.- Chodź, mam teraz trening chłopaków. Możesz posiedzieć ze mną.- powiedział i wstał z miejsca. 

Pokiwałam tylko głową i ruszyłam na salę gimnastyczną. Tam wszyscy chłopacy już czekali na trenera. Zdziwili się trochę widząc mnie wkaraczającą na salę, ale nie przejmowałam sie tym.  

-Mamy dzisiaj gościa specjalnego, którego na pewno znacie.- zaczął trener- Przed wami Szanowna Pani Kapitan damskiej drużyny siatkówki naszej szkoły!- uśmiechnął się do mnie. 

Odwzajemniłam gest i teatralnie się ukłoniłam z uśmiechem na twarzy. Nagle ułyszałam jakiś komentarz. 

-Co to za kapitan, która nawet o siebie nie potrafi zadbać.- przychnął jeden z chłopaków. Spojrzałam na niego.

-A ty kim jesteś, żeby podważać autoryet trenera?- odgryzłam się. 

-A ty co? Myślisz, że nie wiadomo kim jesteś? I co? I tak teraz nic nie będziesz mogła zrobić z tą kostką.- zaśmiał się bezczelnie. 

-Wręcz przeciwnie.- wtrącił trener.- Lexie jest najlepszą zawodniczką zarówno spośród pań jak i panów w naszej szkole. Dlatego teraz będę chciał skorzystać z okazji i chcę poprosić ciebie- zwrócił się do mnie- abyś przez najbliższe dwa tygodnie przychodziła na trening chłopaków i pomogła mi ich trenować. Mam nadzieję, że kiedyś będą tacy dobrzy jak wasza drużyna.

Uśmiechnęłam się dumnie, bo zdawałam sobie sprawę, że sytuacja drużyny jest średnia. Spojrzałam na chłopaków, których uśmiechy nie był już tak pewne jak jeszcze chwilę temu.

-Nie chce panu przeszkadzać, a widzę, że chłopacy się niecierpliwią, więc usiądę na trybunach i popatrzę.- powiedziałam i tak zrobiłam. 

Usiadłam na trybunach i patrzyłam, jak chłopacy najpierw biegają kilka kółek a potem jeszcze się rozgrzewają. Następnie zaczęli odbijać piłki pojedynczo i w parach, aż w końcu zaczęli grać. Trawło to trochę, bo walka była wrównana, ale w końcu wygrała drużyna, w której był Chris, a sam chłopak zdobył chyba najwięcej punktów. 

-Dobrze, widzę, że Lexie bacznie obserwowała waszą grę, dlatego chcę, żeby pomogła mi wybrać podstawową drużynę.- powiedział trener i uśmiechnął się. 

-Ja? Ale...- zaczęłam.

-Nie ma żadnego ale Lexie. Jesteś najlepsza i masz moje pełne zaufanie. A więc, co myślisz?- spojrzał na mnie. 

-Cóż... No dobrze. Ale wybiorę tylko podstawową szóstkę.- powiedziałam.

-Dobrze, niech tak będzie. Pamiętaj, ufam ci.- powiedział i usiadł za nami na truybunach. 

-Okej, jak trener mówił, wnikliwie oglądałam wasz "mecz". I zauważyłam zarówno kilka zalet, ale też wad.- powiedziałąm i spojrzałam na Max'a, chłopaka, który wcześniej zwrócił mi uwagę.- Tak więc, wybór podstawowego składu nie bedzie zbyt trudny. Zaczynając, Eliot, gratuluję. Dobrze zagrywasz i rozgrywasz piłkę do innych, precyzyjnie. Masz świadomość tego, co dzieje się na boisku.- rozpoczęłam swój wywód, a Eliot stanął obok mnie. 

-Bardzo odbry wybór Lexie.- pochwalił mnie trener. 

-Dziękuję bardzo. Kolejna osoba to Matt. Również precyzyjne zagranie i widzisz co dzieje się wókół ciebie. Dodatkowo zdobytych kilka punktów i wprowadzasz dobrą atmosferę do drużyny.- uśmiechnęłam się i wskazałam miejsce obok Eliota.- Następnie Noah, nadajesz się na libero. Bardzo szybko biegasz i umiesz dogonić uciekającą piłkę, to powinno sprawić, że można odzyskać kilka punktów. Dokładnie podajesz do kolegów i masz podzielność uwagi.- chłopak również stanął obok mnie, i zostały tylko dwa wybory.- Okej, kolejny... Carter. Masz waleczne serce i chcesz, żeby mimo wszystko się starać. Dajesz innym kopa do działania, poza tym również zdobyłeś kilka punktów i dobrze zagrywasz piłkę.- uśmiechnęłam się do chłopaka. 

-Świetnie Lexie.- powiedział trener i stanął obok mnie.- Został ci jeden wybór, najważniejszy. Zapewne już wiesz, kto to jest, więc nie przerywam i dokończę po twojej decyzji.- powiedział zachęcająco. 

-Dobrze, cóż. Skoro tener mówi, że ten wybór jest najważniejszy to, po co przełużać.- ząsmiałam się nerwowo i spojrzałam na chłopaków. Max miał przyklejonego wielkiego banana na tawrzy, jakby był pewien, że wybór padnie na niego.- Zacznę, od tego, że moim wyborem kierowało oczywiście tylko i wyłącznie to, co widziałam podczas meczu. Po pierwsze, znakomite zagrywki, które potrafią wprowadzić u przeciwników problem. Dokładne podania, i atmosfera jaką wprowadza na boisko samym swoim wejściem. Dodatkowym atutem jest to, że zdobywa większość punktów dla drużyny... tak więc, zawodnik, którego wybieram to... Chris.- dokończyłam swoją wypowiedź. 

-Gratuluję- zaczął tener.

-Co?!- krzyknął Max.- A co ze mną?! Jesteś taka głupia! Co twój chłoptaś przyjechał i teraz będziesz robić wszystko, żeby ona grałw drużynie, nie ja?! Żartujesz sobie?! 

-Słuchaj! Mówiłam, że przy wyborze kierowałam sie tylko tym, co widziałam na boisku, więc nie rozumiem o co ci chodzi. Poza tym wiesz, jak to wyglądało? Chris, który starał się i zdobywał więszość punktów, poza tym miał chęci do walki o kążdy punkt, a nie jak ty, który stał na boisku z założonymi rękoma i nie próbował nawet nic robić! I ty się widzisz w drużynie?! Co ja jakoś nie!- również zaczęłam krzyczeć i wiedziałam, że dobrze się to nie skończy.- Chyba sobie żartujesz! W mojej drużynie już dawno byłbyś skreślony i nie miałbyś czego szukać! Ale jak widać trener chce dać ci szansę, wię kurwa weź się w garść i nie spierdol tego, bo serio stąpasz po bardzo cienkim lodzie!- nadal krzyczałam i zaczynało mi brakować tchu. 

Nagle obok mnie pojawił się Chris, który wiedział co należy w takiej sytuacji zrobić. 

-Lexie, uspokój się. Nic się nie dzieje. Nie warto w takiej sytuacji.- położył mi rekę na ramieniu, a ja powoli zaczęłam normować oddech, aż w końcu się on ustabilizował.

-Masz rację. Przepraszam.- nie wiem kogo przepraszałam, ale wiedziałam, że tak należy zrobić. Na pewno nie kierowałam swoich słów do Max'a.

-Dobrze, jeśli już wszystko jest wyjaśnione, to chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię.- powiedział i wszyscy spojrzeli na niego.- Mówiłem, że ten wybór będzie najważniejszy. Tak więc Chris, chciałbym ci bardzo pogratulować. Wiem, że ten wybór będzie dobry, dlatego mam zaszczyt pinformować, że Chris będzie nowym kapitanem drużyny.- dokończył tener, a ja bardzo się ucieszyłam. 

Rzuciałam się Chris'owi na szyję, bo bardzo się ucieszyłam z tej wiadmości. Wiedziałam, że jest dobry i myślałam nawet, czy nie podsunąć trenerowi pomysłu, żeby wziąć go pod uwagę w kwestii kapitana, ale jak widać niepotrzebnie. 

-Co?! Teraz to są już chyba serio jakieś żarty!- znowu odezwał się ten dupek Max.

-O co ci chodzi tym razem?!- nie wytrzymałam.

-Serio jeszcze się pytasz?! Zjawia się jakiś ziomek i po tygodniu, dwóch zostaje paitanem drużyny, podczas gdy ja staram się o to od roku!- krzyknął przed moją twarzą. 

-Nie zawsze wystarczy się starać. Poza tym, nie po dzisiejszym, nie widać, żebyś chociaż trochę się starał o ta pozycję i żeby ci zależało. Przykro mi, ale całkowicie popieram decyzję trenera. I może siedzenie na ławce na meczu chociaż trochę da ci do myślenia.- zakończyłam swój wywód i skierowałam się do wyjścia, bo nie miałam ochoty już tego wszystkiego słuchać. 

------------------------------

Witajcie w sobotę! Jak tam wasz tydzień? Mnie chyba dopadł jakiś kryzys, bo już nie mogę wytrzymać w domu. Całe szczęście, że pogoda sprzyja i świeci słońce. Inaczej bym chyba nie wytrzymała. 

Życzę wam wspaniałego weekendu, mimo wszystko, żebyście wypoczęli i zrobili coś dla siebie. 

Pozdrawiam! 
Sky


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro