~3~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Twoich rodziców jeszcze nie było. Tak właściwie to nigdy ich nie ma, bo ciągle pracują. Poszłaś do swojej łazienki, {Tak, masz własną łazienkę, a wejście do niej jest w twoim pokoju.} zdjęłaś zakrwawione ubrania i weszłaś pod prysznic. Ciepłe krople wody pieściły twoje ciało. Po skończonym myciu wyprałaś swoje ubrania. Kiedy wyszłaś z łazienki spojrzałaś na telefon {był w plecaku, a plecak zdążyłaś zabrać zanim wybiegłaś z magazynu}, była godzina 23:04. Byłaś strasznie zmęczona, więc przebrałaś się w piżamę i poszłaś spać. {No wiesz ty co? Nawet kolacji nie zjeść?}

Następnego dnia, czyli w sobotę obudziłaś się o 12:47. Pierwsze co usłyszałaś po przebudzeniu, to burczenie w twoim brzuchu. Wywlokłaś się z łóżka i ruszyłaś w stronę kuchni. Zajrzałaś do lodówki i wyjęłaś z niej naleśniki, które wczoraj zostawiłaś. Podgrzałaś je w mikrofali i posmarowałaś dżemem. Podczas jedzenia myślałaś o tym, co wczoraj zrobiłaś, nie żałowałaś tego. Jednak większość myśli uciekała w stronę Jack'a. Jest w nim coś, co cię do niego przyciąga.. W głębi duszy go polubiłaś. Po śniadaniu wróciłaś do swojego pokoju. Wzięłaś poranny prysznic, owinęłaś się ręcznikiem i podeszłaś do szafy. Po ubraniu się włożyłaś słuchawki do uszu, walnęłaś się na łóżku i powróciłaś do rozmyślania.

[Ty] *Ale co będzie później? Przecież oni też mieli rodzinę. Zauważą, że ich nie ma i powiadomią policję. Na pewno będą mnie przesłuchiwać..*

W pewnym momencie twoje myśli znów poleciały w kierunku Jack'a. Zastanawiałaś się co z nim, jak się czuje, co teraz robi i co myślał wczoraj, kiedy tak uciekłaś. Wczoraj widziałaś w jego oczach szaleństwo, ale dostrzegłaś też w nich samotność, smutek i cierpienie. Zastanawiałaś się co ze sobą zrobić. Martwiłaś się też tym, że podobało ci się to, co wczoraj zrobiłaś.

/Time Skip/ (poniedziałek)

Obudziłaś się rano. Wzięłaś prysznic, ubrałaś się i zjadłaś śniadanie. Dzień w szkole minął ci normalnie. No może oprócz tego, że wszyscy zastanawiali się, co się stało z twoimi byłymi przyjaciółmi. Najdziwniejsze było to, że nikt cię o nich nie pytał. Zupełnie tak jakbyś ich nie znała. Po lekcjach poszłaś do parku. Włożyłaś słuchawki w uszy i usiadłaś na ławce. Znowu myślałaś o Roześmianym. Chciałaś go jeszcze raz zobaczyć. Postanowiłaś, że pójdziesz do tego wesołego miasteczka. Powoli wstałaś z ławki i zaczęłaś iść. Czułaś strach, przecież on może cię w każdej chwili zabić. Jednak pragnienie zobaczenia go było silniejsze od zdrowego rozsądku. Całą drogę zastanawiałaś się czy robisz dobrze. Nie zwracałaś uwagi na ludzi dookoła. Ocknęłaś się dopiero pod bramą swojego celu, pchnęłaś ją i weszłaś na teren opuszczonego wesołego miasteczka. Rozejrzałaś się, ale nie zauważyłaś nic podejrzanego, więc poszłaś przed siebie. Na ławce koło starego domu strachów zauważyłaś Jack'a. Usiadłaś obok niego, a on nawet cię nie zauważył. Siedział przygarbiony z głową ukrytą w rękach. Wyglądał na przygnębionego i miałaś wrażenie, że cicho popłakuje. Postanowiłaś się odezwać, żeby zwrócił na ciebie uwagę.

[Ty] 'No hej. Coś się stało?'

Klaun po twoich słowach jak oparzony wstał z ławki.

[L.J] 'Co ty tu robisz?' -zapytał strasznie zdziwiony.

[Ty] 'Eh.. Siedzę, nie widać? A tak dokładniej, to siedziałam sobie w parku i zachciało mi się tu przyjść.'

[L.J] 'Po co? Dobrze wiesz, że tu jest niebezpiecznie. Ledwo uciekłaś, a teraz tak po prostu tu przychodzisz?'

[Ty] 'Tym.. Zastanówmy się.. Może po prostu chciałam cię zobaczyć? Dobry powód?'

[L.J] 'Mnie? Ale jak to?'

[Ty] 'Tak to. Mów lepiej, co się stało, że taki ciągle roześmiany klaun siedział smutny na ławce?'

[L.J] 'Bo ten klaun poznał kogoś, kogo miał zabić, ale razem z nim zabił jego przyjaciół, a ten ktoś po wszystkim uciekł bez słowa i nie zdążyłem temu ktosiowi powiedzieć, że go lubię.'

[Ty] 'Mam rozumieć, że to ja jestem tym ktosiem?'

[L.J] 'Mówiłem ci już, że jesteś spostrzegawcza?'

Chłopak uśmiechnął się, a ty to odwzajemniłaś.

[Ty] 'Tak. Właśnie to zrobiłeś. A tak prawdę mówiąc, to przyszłam tu dlatego, że też cię polubiłam i dlatego chciałam cię zobaczyć.'

[L.J] 'To super! Chcesz cukierka? Hahaha.'

[Ty] 'Em.. Ja chyba podziękuję, nie mam ochoty. Heh..'

[L.J] 'Spokojnie, nie są zatrute.'

[Ty] 'Chciałabym ci przypomnieć, że wtedy też tak mówiłeś..'

[L.J] 'Ale wtedy miałaś być moją kolejną ofiarą. A teraz cię polubiłem. Może.. Zaprzyjaźnimy się?' -zapytał niepewnie.

[Ty] 'No.. W sumie, to czemu nie? Będzie fajnie!'

Uśmiechnęłaś się, a Jack to odwzajemnił. Później zrobiliście sobie spacer po opuszczonym wesołym miasteczku i rozmawialiście. Opowiedziałaś mu trochę o sobie, o swojej rodzinie i zwierzyłaś mu się, że podobało ci się to, co zrobiłaś w piątek, i że tego nie żałujesz. On również trochę ci o sobie opowiedział. Wyjęłaś telefon, żeby sprawdzić godzinę, była 20:13. Czas przy twoim nowym przyjacielu mijał ci niemiłosiernie szybko. Kiedy chowałaś komórkę z powrotem do kieszeni ona zaczęła dzwonić. Spojrzałaś na wyświetlacz i okazało się, że to twój tata. Zastanawiałaś się dlaczego twój wiecznie zapracowany, ale ukochany tatuś do ciebie dzwoni. Przeprosiłaś Jack'a i odeszłaś na bok, żeby odebrać. Po tym co usłyszałaś zbladłaś.. Okazało się, że twoja mama miała poważny wypadek i jest w bardzo ciężkim stanie w szpitalu. Rozłączyłaś się, a z twoich oczu poleciało kilka łez. Może i twoi rodzice byli wiecznie zapracowani, ale bardzo ich kochałaś. Rozłączyłaś się i schowałaś telefon do kieszeni, ale cały czas stałaś w miejscu. Jack zauważył to i podszedł do ciebie. Ty opowiedziałaś mu wszystko, zamówiłaś taksówkę i pojechałaś do szpitala. Już po przekroczeniu progu budynku usłyszałaś krzyk twojego taty dobiegający z drugiego końca korytarza.

[Tata] 'Nie! To nie może być prawda! Ona żyje! Pomóż jej, człowieku!'

Wiedziałaś co to znaczy. Twoja mama.. Ona nie żyje.. W twoich oczach pojawiło się pełno łez. Szybko podbiegłaś do ojca i wtuliłaś się w niego, a on odwzajemnił uścisk. Staliście tak, przytulając się do siebie na szpitalnym korytarzu i płakaliście. Bardzo kochałaś mamę, ale wiedziałaś, że to tacie będzie trudniej pogodzić się z jej śmiercią. Tobie kazał wrócić do domu, a sam powiedział, że musi jeszcze coś załatwić. Posłuchałaś się go. Byłaś zmęczona, więc zjadłaś kanapkę, umyłaś się i poszłaś spać myśląc o mamie. Obudził cię jakiś huk z dołu. {Masz pokój na piętrze.} Spojrzałaś na zegarek i była 3:17. Zeszłaś, żeby zobaczyć co to było. Zauważyłaś przewrócone krzesło, a obok niego leżącego i przeklinającego pod nosem twojego tatę. Jest ciemno, więc najprawdopodobniej się o nie potknął i przewrócił. Podeszłaś do niego, żeby pomóc mu wstać. Kiedy ci się to udało i już stał, a właściwie próbował, bo cały czas się chwiał, zorientowałaś się, że jest najzwyczajniej w świecie pijany. Zrozumiałaś, że mówiąc ''muszę coś załatwić'' miał na myśli, że idzie jeszcze do baru się upić. Zastanawiałaś się tylko jakim cudem dotarł do domu. No ale nic.. Pomogłaś mu dojść do sypialni i położyć się spać, a następnie sama wróciłaś do łóżka.

Następnego dnia {a raczej tego samego..} wstałaś i jak gdyby nigdy nic poszłaś do szkoły. Jednak cały czas myślałaś o mamie i przez to nie mogłaś skupić się na lekcjach. Chociaż ty i tak nigdy na nich nie uważasz.. Ale tym razem jeszcze bardziej. Kiedy wróciłaś do domu zauważyłaś ojca wylegującego się na kanapie w salonie. Miał na sobie biały podkoszulek, szare stare dresy, w ręku trzymał pilot od telewizora, a obok niego stała butelka po piwie. To, że jest w domu zbytnio cię nie zdziwiło, bo zmarła mu żona i nie mógłby się skupić na pracy. Ale wczoraj wrócił pijany, a teraz jeszcze ta butelka..? Przecież on nigdy nie pił!

[Ty] 'Nie poszedłeś dzisiaj do pracy?'

[Tata] 'A nawet jeśli, to co cię to obchodzi?'

Po jego głosie było słychać, że wypił nie tylko to jedno piwo.

[Ty] 'Po prostu się martwię. Wiem jaka była dla ciebie ważna..'

[Tata] 'To lepiej się nie martw, tylko zrób jakiś obiad, bo jestem głodny. A co do pracy, to przed chwilą dzwoniłem do szefa i się zwolniłem.'

[Ty] 'Co?! Jak to zwolniłeś? Nie możesz podejmować takich decyzji pod wpływem alkoholu!'

[Tata] 'Nie jestem pijany, smarkulo! Robisz ten obiad, czy nie?!'

Ty bez słowa poszłaś odłożyć plecak do pokoju i ruszyłaś w stronę kuchni, żeby zrobić spaghetti. Byłaś jednocześnie zaskoczona i smutna. Tata nigdy nie odzywał się do ciebie w ten sposób. Po zjedzeniu nawet ci nie podziękował, a dodatkowo nakrzyczał na ciebie, że rozgotowałaś makaron. To dopiero pierwszy dzień po ''przemianie'' ojca, a ty już miałaś go dosyć. Postanowiłaś spotkać się z Roześmianym. Poszłaś do opuszczonego wesołego miasteczka i usiadłaś na tej ławce, na której wczoraj widziałaś Jack'a. Po chwili ktoś się do ciebie dosiadł, to był twój nowy przyjaciel. Spojrzałaś na niego swoimi podpuchniętymi oczami i lekko się uśmiechnęłaś, a on zaczął rozmowę.

[L.J] 'I co z twoją mamą?'

Tobie momentalnie zaszkliły się oczy.

[Ty] 'Ona.. Ona..'

Nie mogłaś tego z siebie wydusić i tylko wybuchnęłaś płaczem. Jednak Jack chyba zrozumiał o co chodzi, bo przytulił cię i powiedział, że wszystko się ułoży. Ty tylko wtuliłaś się w niego i powoli się uspokajałaś. W jego objęciach czułaś się bezpiecznie. Wiedziałaś, że on ci nic nie zrobi. Znałaś go bardzo krótko, ale czułaś, że jest najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałaś. Miałaś głęboko gdzieś, że jest mordercą. W sumie.. Ty w pewnym sensie też nim byłaś.

Kiedy już się uspokoiłaś i odkleiłaś od niego, on powiedział, że wie jak poprawić ci humor. Podobno niedaleko otworzono nowe wesołe miasteczko. Zaproponował ci, żebyście tam poszli. Na początku kupiliście sobie watę cukrową, a później byliście w domu strachów. Ty zaciągnęłaś go do gabinetu luster, a kiedy z niego wyszliście.. Zaatakowały was dwie fangirl. One zaczęły piszczeć i skakać z radości, a wy zaczęliście wiać. Wybiegliście z miasteczka, ale one was doganiały. W pewnym momencie ty potknęłaś się i już miałaś lecieć na ziemię, ale Jack cię złapał i z powrotem postawił na ziemię. Jednak poczułaś okropny ból w kostce i znów poleciałaś w objęcia Roześmianego. Ten zorientował się, że coś sobie w nią zrobiłaś i już miał zapytać jak się czujesz, ale zauważył, że fangirl już was praktycznie dogoniły, więc wziął cię na ręce jak księżniczkę i ponownie zerwał się do biegu. Zgubiliście je dopiero za jakimś zakrętem. Kiedy upewnił się, że już was nie znajdą zatrzymał się obok jakiejś ławki i posadził cię na niej, a sam usiadł obok.

[L.J] 'Co z twoją nogą? Boli?' -zapytał zmartwiony.

[Ty] 'Już okej. Po prostu źle stanęłam i zabolało, ale już jest dobrze. Dziękuję.'

[L.J] 'Ja przepraszam! To przeze mnie! To wszystko moja wina. Gdyby nie ja, to one by za nami nie biegły..'

[Ty] 'Ej! Nie obwiniaj się. To wcale nie jest twoja wina, one po prostu mają coś nie halo z mózgiem.'

Zaśmiałaś się, a Jack zaraz po tobie. Dziwiłaś się, że ten wiecznie śmiejący się klaun może zrobić się bardzo poważny, jeśli sytuacja tego wymaga.

Chwilę jeszcze siedzieliście na ławce, ale później powiedziałaś Jack'owi, że musisz wracać, bo zbliża się 23. Ten odprowadził cię kawałek i później ruszył w swoją stronę.

Kiedy tylko przekroczyłaś próg domu usłyszałaś krzyk ojca. Pijanego ojca, który powoli szedł w twoją stronę...

~~~●●●~~~
Uwagaa! 3 gwiazdki i wstawiam kolejny rozdział. ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro