Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Nix Moonlight
Zapukałam pięścią w drzwi sekretariatu. Słysząc odgłos stukania obcasami o podłogę, nabrałam mocno powietrza do płuc. Po kilku sekundach na korytarz wyszła wysoka kobieta z blond włosami, upiętymi w cianego koka.
- Dziecko, jest pół godziny po ciszy nocnej - szepnęła. - Co się stało?
- Wysłałam podanie do akademii, ale nie mogłam przyjść wcześniej... Miałam coś do załatwienia - oznajmiłam, przyglądając się swoim butom.
- Nie mogłaś poczekać z tym do rana? Zaraz wszystkich pobudzisz.
- Ale przyszłam teraz! - zdenerwowałam się, mierząc sekretarkę wściekłym spojrzeniem.
- No dobrze - poddała się. - Zaprowadzę cię do pokoju... Rano porozmawiamy z Panią dyrektor...
Blondynka ruszyła w stronę schodów, a ja tuż za nią, ciągnąc za sobą niebieską walizkę.
Ta szkoła mogła okazać się najlepszym pomysłem w moim życiu. Teraz już tylko wystarczy dopilnować, abym nikomu nie zrobiła krzywdy... Bo oni na to nie zasłużyli.

Pov. Mitchell Adams
Wstawaj, śpiąca królewno! - usłyszałem.
Mruknąłem pod nosem niewyraźne "zaraz", po czym przewróciłem się na drugi bok.
- Mówiłem, żeby go tu zostawić!
- Ale nauczyciele nie będą zadowoleni z jego spóźnienia.
- A co cię w ogóle obchodzi jego stosunek z nauczycielami?
- Ja, w porównaniu z tobą, mam dobre serce.
- Też mam dobre serce... ale nie dla niego...
- Nie... Nie zrobisz tego.
- Zrobię.
- Frank, proszę!
- Za późno...
Po chwili poczułem jak jakaś bardzo zimna ciecz wylewa się prosto na moją głowę. Gwałtownie zerwałem się do siadu, pobudzony lodowatą wodą.
- Co do cholery...?! - zapytałem, patrząc pytająco na współlokatorów.
- Chcieliśmy cię obudzić, bo za chwilę zaczynają się lekcje - oznajmił Avaron.
Frank tylko śmiał się z mojego aktualnego położenia, na co posłałem mu gardzące spojrzenie.
- To ja was zostawię... - oznajmił białowłosy. - Nie chcę się spóźnić... Tylko, wychodząc, zamknijcie pokój na klucz... i nie pozabijajcie się po drodze...
Wilkołak zmierzył nas badawczym wzrokiem, po czym opuścił pokój wraz z plecakiem. Opadłem na poduszkę, przymykając oczy.
- Chyba nie zamierzasz znów zasypiać? - usłyszałem koło siebie. - Nie po to cię budziłem...
- Idź na lekcje - jęknąłem, przykrywając się kołdrą.
Niespodziewanie poczułem mocny ból w przedramieniu. Współlokator wyciągnął mnie z łóżka jednym mocnym szarpnięciem, po czym zaczął ciągnąć po podłodze w stronę drzwi.
- Frank! - wydarłem się, uderzając głową o podłogę na korytarzu.
Chłopak wepchnął klucz do dziurki w drzwiach, po czym przekręcił go w odpowiednią stronę.
- Sorry, Adams, ale śpieszę się na lekcje - oznajmił, wykrzywiając twarz w złośliwym uśmiechu.
Brunet włożył klucz do kieszeni, po czym rzucił się biegiem w stronę schodów.
- Miłego dnia, frajerze! - krzyknął.
Boże, tyle zamieszania przez jeden cholerny palec?! Gdybym wiedział, że ten gest może w znaczącym stopniu wpłynąć na mój pobyt w akademii, nie robiłbym tego!
Wstałem z ziemi, przecierając zmęczone oczy. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że mam na sobie jedynie bokserki i granatową koszulkę. Westchnąłem przeciągle, rozglądając się po korytarzu. Uczniowie pomału wychodzili z pokoi. Mijając mnie, byli wyraźnie rozbawieni moim wyglądem, ale zostawiali to bez komentarzy. Jeżeli teraz stanę się niewidzialny, to dorwę Franka, odbiorę mu klucz, przemówię do rozsądku, a potem pójdę do pokoju się przebrać... Tak, to doskonały plan. Przymknąłem oczy, maksymalnie skupiając myśli na zniknięciu.
- Może... w czymś pomóc? - usłyszałem za sobą.
Niestety rozproszył mnie czyjś głos... A dokładniej jej głos. Głos, który sprawił, że moje maksymalne skupienie poszło w łeb, a wszystkie myśli sprowadziły się do tej jednej osoby. Zacisnąłem usta w wąską linię, po czym powoli odwróciłem się w stronę dziewczyny. Spojrzała na mnie lekko zaskoczona, przyglądając się moim mokrym włosom.
- To znowu zbieg okoliczności, że się spotykamy... czy jednak los tak chciał? - zapytała, zjeżdżając wzrokiem niżej.
- Moja twarz jest o metr wyżej - mruknąłem.
- Przecież wiem... - oznajmiła, podnosząc spojrzenie na moje oczy.
Na jej twarzy zakwitł figlarny uśmiech, na co mimowolnie się zaczerwieniłem. Białowłosa zostawiła wstydliwą reakcję mojego organizmu bez komentarza. Być może tego nie zauważyła, ale bardziej prawdopodonne było, iż stwierdziła, że i tak już znajduję się w krytycznym położeniu.
- Widzę, że znowu masz problem.
- Być może...
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie, właśnie miałem realizować mój plan, ale mi przeszkodziłaś - burknąłem.
- Realizując swój "genialny" plan, stracisz mnóstwo cennego czasu i spóźnisz się na lekcje, a tym czasem masz mnie. Jestem zwarta i gotowa - oznajmiła zielonooka, ukazjąc w uśmiechu białe zęby.
- Nie potrzebuję twojej pomocy...
- Ale to, że tobie się tak wydaje, wcale nie znaczy, że to prawda.
Prychnąłem pod nosem, na co dziewczyna się zaśmiała. Jej śmiech był najbardziej uroczym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszałem. Uśmiechnąłem się odruchowo, ale zaraz spoważnałem, czując na sobie usatysfakcjonowane spojrzenie uczennicy. Nastolatka bez słowa przeszła obok mnie, wyjmując z włosów czarną wsuwkę. Pomajstrowała chwilę przy drzwiach, a zajęło jej to naprawdę tylko kilka sekund.
- Już - oznajmiła, w trakcie gdy zamek cicho chrzęstnął.
Dziewczyna pociągnęła za klamkę, a drzwi bez problemu ustąpiły. Prędko wbiegłem do środka, nawet nie obracając się do wybawczyni.
- A gdzie magiczne słowo "dziękuję"? - znów usłyszałem jej głos.
- Nie mam w zwyczaju nikomu dziękować... - oznajmiłem, wyjmując z plecaka szarą koszulkę i jeansy.
- To powinieneś zmienić zwyczaje, bo przez to zniechęcasz do siebie innych.
- Wiesz... właśnie zniechęcanie, to mój cel.
- Cholera, czy musisz być takim bucem?! - udało mi się ją wytrącić z równowagi.
Odwróciłem się do dziewczyny, unosząc pytająco brew. Stała w drzwiach pokoju, przyglądając się mojej postaci. Aktualnie na jej policzkach wykwitły soczyste rumieńce, spowodowane wybuchem złości.
- No odpowiedz! - zażądała.
- Zamierzasz tu stać i patrzeć jak się przebieram?
- Czekam aż mi odpowiesz...
Prychnąłem, odwracając się do niej tyłem, po czym zacząłem ściągać granatową bluzkę przez głowę.
- Słuchaj... - zacząłem, ale przestałem, przypominając sobie, że nie znam imienia białowłosej.
- Shearly - wyprzedziła moje pytania dziewczyna.
- Sher... Chciałbym się czegoś... dowiedzieć.
- Zamieniam się w słuch - oznajmiła bardzo poważnym tonem.
- Po pierwsze: Dlaczego za mną łazisz?
- Bo prawo mi tego nie zabrania.
- Po drugie: Dlaczego tak chętnie mi pomogłaś?
- Nie chciałam, abyś latał w bokserkach po korytarzu... Jeszcze jakaś dziewczyna za bardzo by się podnieciła...
Podnieciła, powiadasz?
- A po trzecie: Czy dasz mi wreszcie spokój? - zapytałem, zakładając szarą koszulkę, a zaraz potem na to bluzę.
- Jeżeli mi podziękujesz...
- Możesz pomarzyć - skwitowałem, zarzucając na plecy plecak z książkami i wszystkimi rzeczami potrzebnymi na lekcje.
Ominąłem Shearly, po czym wyszedłem na korytarz i zacząłem zbiegać po schodach.
- W takim razie... nie dam ci nigdy spokoju - zawołała zielonooka, biegnąc tuż za mną.
- Jak chcesz - powiedziałem, zatrzymując się gwałtownie, przez co dziewczyna wpadła prosto w moje plecy. - ... Ale ostrzegam: Ta znajomość może ci tylko zaszkodzić.
- Nie wiem nawet jak masz na imię - poskażyła się, rozmasowując czoło, po uderzeniu.
- I bardzo dobrze...
- Argh... Jesteś nieznośny!
- Wiem - oznajmiłem, ruszając na przód.

Pov. Avaron Kage
- Dzień dobry - przywitał się z nami wysoki, wyglądający na 40 lat mężczyzna, kiedy wyszliśmy już na dwór. - Nazywam się Nicolas Foutley i będę waszym nauczycielem biologii. Jako, że mamy dziś piękną pogodę, zrobimy sobie lekcje na dworze. A teraz proszę za mną.
Całą grupą ruszyliśmy za nauczycielem, który prowadził nas w bliżej nieokreślonym kierunku. W końcu zatrzymaliśmy się w ogrodzie, znajdującym się tuż przy boisku. Mężczyzna polecił, abyśmy usiedli na trawie w kółku, które po ułożeniu wyglądało raczej jak jajko... ale mniejsza z tym.
- Chciałbym dzisiaj z wami porozmawiać głównie o roślinach, znajdujacych się w tym ogrodzie - oznajmił biolog. - Nie rozumiem innych nauczycieli, którzy już w pierwszy dzień szkoły, omawiają trudne tematy. Chciałbym, aby ta lekcje była nieco luźniejsza od następnych, abyście miło wspominali tę godzinę... Widzicie tamten kwiat? - nauczyciel wskazał na roślinę, wyglądem przypominającą różę, na co wszyscy przytaknęli. - Jest ona... - tuż przed nosem szatyna przeleciał kolorowy motyl. - ... Rusałka pawik... Wspaniałe stworzenie...
I to na tyle, jeśli chodzi o rośliny. Pan Nicolas z pasją zaczął opowiadać o gatunku motyla. I tak do końca lekcji! Z jednej strony chciałem nauczyć się czegoś ciekawego, ale... czy Rusałka pawik nie jest ciekawy?! Bo tak się złożyło, że po godzinie, spędzonej z szalonym biologiem, wiedziałem już wszystko o tym gatunku! Z drugiej strony, cieszę się, że nie omawialiśmy leżącego obok kamienia!
Wyszedłem z ogrodu, kręcąc głową z niedowierzaniem. Zastanawiałem sie przez chwilę, jak rozwiązać spór Franka i Mitchella. Nie chciałem, aby całe dnie się kłócili! Wczoraj na przykład, Frank wszedł tuż po mnie do łazienki i siedział w niej do późna w nocy, rozmawiając z kimś przez telefon, aby jego znienawidzony współlokator nie mógł wreszcie się umyć. Oczywiście nie mogę zmusić ich do pokoju, ale pownieniem chociaż złagodzić nieco sytuację.
Mam nadzieję, że zostawianie ich samych w sypialni, było dobrym pomysłem...
- Uważaj! - usłyszałem.
Nie zdążyłem jednak się odsunąć i wylądowałem plecami na ziemi.
- Mówiłam, żebyś uważał! - warknęła dziewczyna, leżąca centralnie na mnie.
Miała czarne, krótkie włosy z grzywką na lewą stronę oraz duże oczy, ale każde z nich miało inny kolor. Prawe było czarne, a lewe srebrne. Jednak każde z nich przewiercało mnie swoim spojrzeniem ma wylot. Na chwilę przestałem słuchać szeptów rozbawionych uczniów, a zamiast tego zapatrzyłem się w oczy nieznajomej.
Po chwili zaczęła się szybko podnosić, co wywołało u mnie duży smutek. Pomyśleć, że straciłem taką doskonałą okazję, żeby zbliżyć się do nastolatki.
- Wszystko w porządku? - wybudził mnie z rozmyślań jej głos. - Nie chciałam na ciebie wpaść... właściwie to rzadko mi się to zdarza, ale... - mówiła, poprawiając poturbowane skrzydła. - ... Ale wołałam, żebyś uważał!
Podniosłem się z ziemi, nie spuszczając wzroku z uczennicy.
- Ja... ten... no... Jestem Avaron... - tylko to udało mi się powiedzieć.
Wyciągnąłem rękę w stronę czarnowłosej, która niepewnie spojrzała na moją dłoń. Jej wcześniej blada twarz, teraz przybrała różowawy kolor. Prędko schowałem rękę, nie dostrzegając żadnej innej reakcji ze strony dziewczyny.
- To ja... już może pójdę - oznajmiła, odwracając się ode mnie, po czym podleciała do góry.
Patrzyłem, jak sunie po niebie w stronę szkoły, po czym ląduje i wbiega do budynku.
Niespodziewanie poczułem czyjąś rękę na ramieniu.
- Odstraszyłeś ją... - usłyszałem głos Franka.
- Ale co zrobiłem nie tak? - zadałem dręczące mnie pytanie.
- Nic... Po prostu kobiety już tak mają...

Pov. Savannah Dahli
Korzystajac z przerwy, postanowiłam znaleźć tutejszą bibliotekę. Myślałam, że będzie to trudne, ale duży, złoty napis: "BIBLIOTEKA - może tu znajdziesz miejsce dla siebie?" na drzwiach znajdujących się tuż obok hali, mówił sam za siebie. Weszłam podekscytowana do środka. W pomieszczeniu nie było żadnego ucznia, przy biurku siedziała jedynie starsza kobieta w okrągłych okularach. Mimo tego biblioteka zdawała się tętnić życiem. A było tak dzięki książkom wirującym w powietrzu. Kolorowe okładki co jakiś czas przelatywały mi tuż przed oczami. Magiczne przedmioty cały czas ganiały się pod sufitem, co chwila chowając się na przypadkowych półkach. A półek było naprawdę dużo, wypełniały pomieszczenie, tworząc zawiłe korytarze. Po krótkim zastanowieniu, weszłam w jedną z alejek, w poszukiwaniu czegoś interesującego.
W trakcie poszukiwań, wróciły wspomnienia dotyczące moich rodziców. Wszystkie te wspaniałe chwile, które z nimi spędziłam. Kiedy byłam mała, zginęli w wypadku samochodowym. Zrobiłabym wszystko, aby znów byli ze mną. Właśnie po to zapisałam się do akademii... aby znaleźć sposób na przywrócenie ich do życia. Nie mogę mieć pewności, że jest to możliwe, ale znienawidziłabym samą siebie, jeżeli bym nawet nie spróbowała czegoś wymyślić.
Niespodziewanie usłyszałam czyjś głos zza rogu alejki, a chwilę potem dźwięk upadającego przedmiotu. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę odgłosów.
- Ta książka jest do bani... - usłyszałam. - ... Pech jest do bani... ja jestem do bani... a właściwie to całe życie jest do bani!
Po chwili udało mi się dostrzec wysokiego szatyna, który jeszcze wczoraj nieźle załatwił tutejszą sprzątaczkę. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie, nóg kobiety, przygniecionych przez szafę. W końcu wyszłam zza jednego regału i zaczęłam przeglądać książki na półkach, znajdujących się tuż obok chłopaka.
- Co ty... tu robisz? - usłyszałam jego przestraszony głos.
Odwróciłam się do niebieskookiego, uśmiechając sympatycznie. Nastolatek skulił się w jednym z rogów, aby być jak najdalej ode mnie.
- Przyszłam... wypożyczyć książkę - oznajmiłam niepewnie.
- Byłem pewnien, że dzisiejsza młodzież rzadko kiedy chodzi do biblotek...
- Ale ja nie jestem normalna - oznajmiłam, powoli sie do niego zbliżając. - Słyszałam, że przynosisz pecha...
- Dobrze słyszałaś... Dlatego nie podchodź! To dla Twojego dobra...
- Ej, no nie przesadzaj, chyba nie może być aż tak źle...
Po chwili poczułam przeszywający ból w głowie, a chwilę później tuż obok mnie, na podłodze wyladowały trzy książki. Głowa bolała mnie jak cholera. To trochę takie odczucie, jakby się dostało w głowę piłką na WF-ie... tylko że w tym przypadku dostałam ksiażkami. Syknęłam, rozmasowując miejsce bólu.
- Przepraszam... - szepnął chłopak, posyłając mi współczujące spojrzenie.
- Wiesz... nic nie szkodzi - oznajmiłam.
- Słuchaj... albo się teraz odsuniesz albo znając życie dostaniesz w głowę kolejną porcją książek... Nie chcę Ci zrobić krzywdy, zresztą jak każdej osobie.
- Czyli zamierzasz cały czas się ukrywać?! - zapytałam zdenerwowana. - Nie chcesz nawet spróbować nawiązać jakiś nowych znajomości? Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale w tej szkole jest wiele wyrozumaiłych ludzi, którym wcale nie przeszkadzałaby twój pech...
Spojrzałam na niego ostatni raz, odstawiając książki na miejsce, po czym już bez słowa zagłębiłam się w labiryncie, zostawiając chłopaka daleko w tyle. Nie rozumiem dalczego tak bardzo boi się z kimś zaprzyjaźnić! Chciałam dobrze, ale jeżeli on nie chce mojego towarzystwa, to ja nie będę się narzucać! Szkoda tylko, że miałam ochotę spędzić z nim trochę czasu...

Pov. Felix Camberlow
Szedłem chodnikiem wzdłuż ulicy. Już nie mogłem się doczekać zobaczenia Abnormal Academy. Ta szkoła była wspaniałą ucieczką od mojego ojca i tego całego cyrku, zwanego moim życiem. Całe to niepowodzenie zaczęło się po śmierci mojej mamy, a że zmarła podczas porodu, to moje życie było jednym wielkim pasmem niepowodzeń. Nie znałem mamy, ale w głębi serca czułem, że gdyby teraz żyła, rozumiała by mnie jak nikt inny.
W prawdzie początek roku szkolnego był wczoraj, ale jako że nie za bardzo przepadałem za tłokiem, postanowiłem zakwaterować się w akademii dopiero dzisiaj.
Kiedy dotarłem już do budynku, nie mogłem oderwać od niego wzroku. Miałem cichą nadzieję, że tutejsi nadnaturani uczniowie zakceptują mnie i mój charakter. Oczywiście nie obiecuję, że będę miły dla każdego, ale czasami mogę zrobić wyjątek dla tych najbardziej sympatycznych osób. Wspiąłem się po schodkach, po czym stanąłem przed drzwiami wejściowymi. Sterczałem chwilę w miejscu, zastanawiając się, czy aby na pewno tam wchodzić.
- Po co? - usłyszałem dziewczęcy głos, dochodzący z... no właśnie, skąd?
Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo nie dostrzegłem.
- Jestem tutaj, na górze - poinformowała mnie osoba.
Spojrzałem w górę. Na dużej lipie, znajdującej się tuż przy  wejściu, siedziała dziewczyna. Miała długie włosy, o miętowym kolorze, które sięgały jej najwyraźniej aż do pasa. Dziewczyna przyglądała się mojej osobie swoimi czarnymi tęczówkami, które zlewały się ze źrenicami. Było to nieco przerażające, ale zarazem intrygujące. Zjechałem wzrokiem nieco niżej. Aktualnie białe usta nastolatki, wykrzywiały się w szerokim uśmiechu. Uczennica leżała brzuchem na jednej z grubszych gałęzi drzewa, a jej włosy zwisały kilka metrów nad ziemią.
- Czemu tam siedzisz? - zapytałem niepewnie.
- Bo lubię, a co? - odpowiedziała, poprawiając swoją miętową bluzkę na ramiączkach.
- Dlaczego nie pójdziesz na lekcje?
- A po co? Przyszłam tutaj kilka minut przed tobą, a lekcje się już dawno zaczęły, więc... postanowiłam, że zakwateruję się za kilka godzin, jak już się skończą.
Dopiero po chwili zauważyłem leżące pod drzewem bagaże.
Westchnałem, po czym usiadłem, opierając się o pień lipy.
- Może i masz rację...
- Jak się nazywasz? - zadała pytanie dziewczyna.
Po chwili twarz nastolatki pojawiła się tuż przed moją. Miętowowłosa zawisła na gałęzi głową w dół, oplatając konar jedynie nogami. Część jej włosów w tej chwili leżała na trawie lub na moich kolanach.
- Felix... - oznajmiłem niepewnie.
Sam nie wiedziałem skąd się wzięło we mnie tyle odwagi. Na co dzień bywałem raczej nieufny, a teraz zdradziłem swoje imię...
i to do tego jeszcze dziewczynie.
- A ja Ellie - przedstawiła się nastolatka, specjalnie puszczając się nogami gałęzi.
Na początku trochę się wystraszyłem, że zrobi sobie krzywdę, ale bezpiecznie wylądowała na moich kolanach.
- Dzięki, że mnie złapałeś - zażartowała.
- Ale... - chciałem coś powiedzieć, jednak nie wiedziałem co.
Ellie zsunęła się ze mnie, po czym usiadła obok.
- Pokazać ci coś? - spytała podekscytowana.
- Okej?
Dziewczyna otworzyła swój czarno-biały plecak, a z niego wyleciało małe stworzonko, przypominające białą, puchatą kulkę. Puszek podleciał do czarnookiej, przymilając się do jej policzka.
- Poznaj Will'a - zwróciła się do mnie uczennica, wystawiając w moją stronę swojego puchatego przyjaciela. - Możesz pogłaskać...
Niepewnie sięgnąłem palcem do malej kulki, ułożonej na dłoniach dziewczyny, po czym  przejechałem nim po futerku zwierzaka. Stworzonko zamruczalo radośnie, wywołując u mnie poczucie szczęścia.
Nie miałem zielonego pojęcia co zrobiła ze mną ta dziewczyna i jej zaczarowane zwierzątko, ale jednego byłem pewnien... Już bardzo dawno nie czułem się tak szczęśliwy.

Pov. Odette Ramona Aurore Cage
- Będzie dobrze, Odette - pocieszyła mnie moja mała kotka.
Chasti zamruczała w moich objęciach, wbijając ze szczęścia pazurki w moją rękę. 
- A co jeśli mnie nie polubią?
- Dlaczego mieliby cię nie polubić?
- No bo...
- Po prostu tam wejdź... Jestem pewna, że cię zaakceptują.
Nabrałam mocno powietrza, po czym przeniknęłam przez ścianę do pokoju numer 4. Nie miałam pojęcia kogo zastanę w środku. Jedyne co wiedziałam, to że będę mieszkać z dwoma dziewczynami. Weszłam do dużego pomieszczenia z trzema łóżkami, rozglądając się dookoła. Przy oknie, tyłem do mnie stała nastolatka. Jedyne co dostrzegłam to jej białe włosy i ogromne skrzydła na plecach.
- Część! - przywitałam się radośnie, na co dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
Spojrzała na mnie swoimi lekko skośnymi oczami ze zdziwieniem. Na pierwszy rzut oka było widać, że była ode mnie starsza o kilka lat.
- Jestem Odette - ozajmiłam, odkładając bagaże na podłogę przy jednym z wolnych łóżek.
Białowłosa zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głowy. No tak... niebieska, długa, wieczorowa sukienka nie komponowała się jakoś idealnie z moją dziecięcą posturą. No ale chyba musiałam w jakiś sposób zasłonić moją dolną połowę ciała. W końcu nie miałam nóg, a bałam się reakcji innych na ten fakt.
- A ty? - zapytałam, przytulając do siebie jeszcze bardziej Chasti.
- Nix - odpowiedziała nieśmiało dziewczyna.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, po czym usiadłam na łóżku, nie spuszczając wzroku ze współlokatorki.
- Czy oprócz nas ktoś tu jeszcze mieszka? - zadałam kolejne pytanie.
- Dyrektorka mówiła, że jeszcze dzisiaj ma się wprowadzić jakaś Ellie NightWhite, ale do tej pory nie przyszła... - odparła.
Właściwie to mogłam trafić gorzej. Nix była całkiem spoko... no może trochę zbyt nieśmiała i małomówna, ale to dało się przeżyć. Przynajmniej zamieniła ze mną kilka słów. Tak więc... nie odzywałam się już, bo zauważyłam, że dla mojej współlokatorki nie jest to zbyt komfortowe. Zamiast tego zajęłam się rozpakowywaniem moich rzeczy.

Pov. Mark Fishbach
- Część, tutaj Mark! - przywitałem się, uśmiechając do kamery, którą trzymałem tuż przed swoją twarzą. - Jak już pewnie słyszeliście... od wczoraj uczęszczam do Abnormal Academy! Powiem szczerze, że jest tu cudownie i już nie mogę się doczekać następnego dnia, spędzinego w tym miejscu...
- Mark, czy musisz teraz nagrywać? - usłyszałem za sobą głos Tomasa. - Próbuję odrobić lekcje, a za godzinę mam naukę latania...
Przewóciłem oczami, na znak irytacji. Po chwili jednak podbiegłem z kamerą do chłopaka, zaczynając go nagrywać.
- A oto mój kochany współlokator, Tomas Werner! - oznajmiłem. - Tomi, przywitaj się z Youtubem.
Nastolatek tylko spojrzał na mnie zirytowanym wzrokiem, na co posłałem mu błagalne spojrzenie.
- Ekhm... Hej, jestem Tomas i bardzo się cieszę, że będę na tym filmie... - powiedział głosem wypranym z wszelkich emocji.
Prychnąłem pod nosem z rozbawiania. Następnie podbiegłem z kamerą do okna, po czym je otworzyłem.
- Tak oto wygląda nasz plac przed szkołą. Mamy boisko do footballu, koszykówki, siatkówki a nawet basen! Zachęcam wszystkie istoty nadnaturalne do uczęszczania tutaj, bo jestem pewny, że się nie zawiedziecie.
Po chwili mój wzrok zawisł na dziewczynie, chodzącej po ogrodzie z notatnikiem w dłoniach. Miała brązowe włosy z fioletowym pasemkiem, które pięknie komponowało się z jej fiołkowymi oczami. Zawiesiłem spojrzenie trochę dłużej na jej odsłoniętych ramionach, ponieważ dziewczyna miała na sobie tylko czarną bokserkę.
- A oto piękna niewiasta... - zacząłem, nagrywając nieznajomą. - ... krocząca z gracją po ogrodzie...
Po chwili otrzasnąłem się, zdając sobie sprawę, że można by mnie nazwać prześladowcą. Prędko odeszłem od parapetu. Tomas miał ze mne niezły ubaw, bo cały czas śmiał się pod nosem.
- To już koniec na dzisiaj... - oznajmiłem zdenerwowany. - ... W następnym filmie postram się oprowadzić was po całej szkole, a w innym wykonać jakiś chellenge z Tomim. Ale na razie się z wami żegnam. Do zobaczenia i nie zapomnijcie zasubskrybować mojego kanału.
Prędko wyłączyłem kamerę, po czym opadłem na łóżko. Postanowiłem, że pod wieczór dopiero wezmę się za montowanie.
- Kto to był? - zapytał brunet, uśmiechając się głupkowato.
- Ale kto? - udałem, że nie wiem o co mu chodzi.
- No... ta dziewczyna na dworze.
- Nie mam pojęcia - westchnąłem, przecierając dłonią czoło. - Ale koniecznie muszę ją poznać...
- Uuuu... ktoś tu się zauroczył...
- Tego nie mogę być pewien, dopóki z nią nie porozmawiam... oraz nie zobaczę z bliska - uśmiechnąłem się pod nosem, na samą myśl o naszym wspólnym spotkaniu.

Część i czołem, nadnaturalni! Od razu ogłaszam, że wszystkie postacie, które nie wystąpiły w tym rodziale na pewno będą w następnym i nie myślcie, że o nich zapomniałam. Jak widzicie, uczniowie już przyzwyczajają się do nowej szkoły ^^ Piszcie co sądzicie o tym rozdziale.
Do usłyszenia ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro