Rozdział 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Zmierz się ze mną Legolasie - Lethorin zawołał do elfa biorąc do swej ręki miecz, Legolas podniósł się z trawy wyciągnął miecz i powoli podchodził do niego 

- Możesz jeszcze się wycofać - powiedział blondyn 

- Nie zamierzam - Lethorin wykonał pierwszy atak, książę odebrał cios i zaczął zadawać mu kolejno uderzenia mieczem. Ich walka przyciągnęła innych zgromadzonych, obserwowali uważnie każdy ruch elfów. Legolas zatrzymał się jego wzrok przestał skupiać się na walce wypatrywał kogoś, Lethorin uniósł miecz do góry i wykonał zamach, elf w ostatniej chwili zrobił unik 

- Wybacz, książe - mówił z przerażeniem Lethorin

 Legolas jednak poszedł przed siebie, mijał elfów oraz namioty ustawione gęsto obok siebie, w pewnym momencie zaczął biec, zatrzymał się 

- Jedziesz do pałacu? - spytał 

- Tak, Panie - odpowiedział Elaren, palcami chwytając za końską grzywę, swojego jasno brązowego wierzchowca 

- Wyślij posłańca z listem gdy tam przybędziesz - mówił Legolas, czarnowłosy elf skinął mu głową i wsiadł na konia 

Elaren jechał przed siebie, minął polanę, wjechał w las podróż przez Mroczną Puszczę powinna zająć mu krócej niż z całą armią, pośpieszał swego konia, czół niepokój. W lesie zrobiło się ciemno to oznaczało że przyszedł koniec dnia i nastała noc, nic nie było widać zatrzymał się, zsiadł, elf postanowił że mimo wszystko nie da rady dalej jechać, choćby księżyc albo gwiazdy dawały odrobinę swego światła ale liście drzew przysłaniały prawie całe niebo. Nie chciał spać ale ciemność sprawiła że powieki same mu się zamknęły. Elaren wybudził się jego oczy znów widziały leśną ścieżkę, słońce wstąpiło na niebo, przedzierało się przez szpary koron drzew. Jego koń nigdzie nie uciekł, wsiadł na niego i kontynuował dalszą drogę, po paru godzinach dojechał na miejsce, wszedł do pałacu o dziwo przy głównej bramie nie było ani jednego strażnika, zaniepokoiło to elfa. Szedł dalej, stanął jak wryty po podłodze ciągnęła się długa plama krwi, elflckiej krwi

- Elarenie! - zawołał jasnowłosy elf wychodząc zza korytarzu  

- Co tu się stało?! 

- Orkowie wdarli się do pałacu udało nam się ich zabić ale nie wiadomo czy wszystkich - mówił elf, nagle ryk orka poderwał ich z miejsca 

- Chodź ze mną - powiedział czarnowłosy elf, wyciągając dwa ostrza 

Tauriel zabarykadowała drzwi, orkowie uderzali w nie z całych sił, elfka długo wołała o pomoc, nikt jej nie słyszał poza orkami, zaraz tu wejdą podniosła ze stołu miecz należący do Legolasa, był dla niej ciężki a ból brzucha nie dawał jej normalnie ustać. Elfka przymknęła oczy i ręką pomasowała swój brzuszek 

- Wszystko będzie dobrze - wyszeptała biorąc głęboki oddech, próbując uspokoić nerwy w jej oczach widoczny był strach 

Drzwi nie wytrzymały, orkowie przełamali je na małe kawałki Tauriel z trudem uniosła miecz odebrała pierwszy cios prawie przewracając się na podłogę, do komnaty wbiegł Elaren z innymi elfami, walczyli z orkami ciemnowłosy elf odepchnął orka zbliżającego się do Tauriel jednak ten zdążył zadać mu cios ostrzem, elfowie zabili wszystkich orków ale elfka nie doczekała tego momentu zemdlała padając na łóżko 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro