Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Legolas)

Tauriel już zasnęła, wyglądało na to że polepszyło się jej ale nie wiadomo na jak długo...gdybym mógł tylko cofnąć czas, przyjął bym ten cios na siebie, nie mogę patrzeć na to jak cierpi...Powinienem iść spać nie jest zbyt późno ale jestem zmęczony po podróży, poszedłem więc do komnaty którą wyszykowano na moje przybycie i zasnąłem, raczej próbowałem zasnąć, myślałem o niej ,Co by było gdyby nie przeżyła? nie chciałem znać odpowiedzi na te pytanie,  ta myśl nie pozwalała mi zasnąć.

Wstałem z łóżka rano po prawie że bezsennej nocy. Przypomniało mi się o liście który miałem przekazać Elrondowi, postanowiłem więc że najpierw zobaczę co z Tauriel a później dam mu list. Wszedłem do pokoju w którym była Tauriel, spała tak słodko że na jej widok sam się lekko uśmiechnąłem.

- Witaj Legolasie - usłyszałem głos Elronda, podszedł do mnie i spojrzał na Tauriel

- Kochasz ją, musi być ci ciężko widząc jak cierpi - skąd on... wie?

- Jest sposób by ją uratować, Athelas, rośnie niedaleko na zachód od Rivendell  jest tylko jeden problem - zawahał się chwile - orkowie rozbili tam obóz, wysłałem strażników na zwiady mówią że jest tam około 200 orków - skończył

- Wyruszę tam - odpowiedziałem mu od razu, przeraziła mnie liczba orków która tam była ale zrobię wszystko dla Tauriel, miałem już wychodzić ale przypomniało mi się o liście

- Elrondzie, mój ojciec kazał mi to przekazać tobie - podałem mu list i wyszedłem z sali  

Poszedłem do swojego pokoju musiałem się lepiej ubrać, zjeść coś gdy to już zrobiłem, wziąłem swój łuk, dwa sztylety, wypełniłem kołczan strzałami i wyruszyłem na niedaleki zachód. Z początku jechałem konno ale gdy dojechałem do niedużego lasu zsiadłem z niego i dalej poszedłem pieszo tak będzie bezpieczniej skrywać się przed orkami gdyby było ich mniej mógł bym walczyć z nimi ale skoro jest ich aż 200 to ich liczebność tym razem na to mi nie pozwalała. Usłyszałem hałas poszedłem sprawdzić czy to na pewno są orkowie. Tak to byli oni, cała polana orków, orczych namiotów, rozpalonych ognisk i ten smród który towarzyszył im od zawsze. Jedni kłócili się między sobą, drudzy zaś rozglądali się po okolicy w poszukiwaniu intruzów, jeszcze inni po prostu nic nie robili. Musiałem ich obejść, tylko jak?! z jednej strony płynęła rzeka a zanim obszedł bym ich z drugiej strony któryś z nich by mnie zauważył a tego bym nie chciał. Po dłuższym namyśle zdecydowałem że przedostanę się tam rzeką. Wszedłem do lodowatej wody i zanurzyłem się w niej, szedłem na drugą stronę orczej armii co jakiś czas musiałem się lekko wynurzyć żeby złapać tchu. Udało mi się przedostać na drugi koniec, wyszedłem z wody starałem się nie robić przy tym żadnego hałasu, rozejrzałem się by sprawdzić czy na pewno nikt mnie nie zauważy, poszedłem dalej jednocześnie cały czas rozglądając się za królewskim zielem i za orkami. Jest! dojrzałem ziele między porastającą trawą, szedłem już by je zerwać ale nie zauważyłem gałęzi pod nogami, ustałem na nią a ona łamiąc się wytworzyła hałas.

- Sprawdź co to! - usłyszałem głos jednego z orków, nie miałem gdzie się skryć, rozejrzałem się dookoła, rosły tu same drzewa... Muszę się na nie wdrapać! zacząłem wdrapywać się na jedno z drzew, było wysokie, byłem już w większej połowie wspinaczki gdy przyszli dwaj orkowie, może nie zauważą mnie, powoli wszedłem na gałąź. Chodzili w około drzewa na którym byłem miałem nadzieję że zaraz odejdą.

- Zostaniemy tu - powiedział jeden z nich

No pięknie... co ja teraz zrobię?! Nie mogę tu czekać dłużej, muszę pozbyć się ich. Ustali obok siebie, może uda mi się zabić ich jednocześnie tak żeby jeden z nich nie zdążył powiadomić  pozostałych orków. Naciągnąłem dwie strzały i wycelowałem, wystrzeliłem, udało mi się, padli na ziemię. Zszedłem z drzewa, zerwałem athelas, było go nie wiele, mam nadzieję że starczy. Szybko poszedłem w kierunku rzeki, byłem już do połowy w wodzie gdy zauważyłem że jeden z orków zauważył ciała tych dwóch których zabiłem, powiadomił rogiem pozostałych o tym że mają intruza, tym intruzem byłem ja...Wszyscy orkowie od razu rozproszyli się po lesie. Zanurzyłem się w wodzie cały i szybko przeszedłem przez rzekę, wyszedłem z wody, zostało mi do przejścia jeszcze kawałek lasu. Szedłem a raczej skradałem się szybko, koło mojej głowy przeleciała strzała, odwróciłem się za mną stało siedmiu orków, nie miałem czasu na walkę, musiałem jak najszybciej dostarczyć te zioło Tauriel. Biegłem przez las a za mną biegli orkowie co jakiś czas koło mnie przelatywały strzały, na szczęście nie udało im się trafić w cel. Doganiali mnie, nie mogłem dalej uciekać, zatrzymałem się i zacząłem z nimi walczyć choć było ich więcej dawałem sobie radę. Gdy wszyscy już padli, pobiegłem w kierunku wyjścia mam nadzieję że mój koń nie uciekł. Wyszedłem z lasu koń pasł się na łące, dosiadłem go i ruszyłem do Rivendell, po niecałej godzinie jazdy byłem na miejscu. Poszedłem sali w której była Tauriel. Otworzyłem drzwi Tauriel była nieprzytomna, obok niej stali uzdrowiciele i Elrond podawali jej jakieś zioła. Spojrzeli się na mnie i jakby się przestraszyli, chyba mojego wyglądu, byłem jeszcze mokry, miałem roztrzepane włosy i małe zadrapania na ciele sam nie wiem od czego. Wyjąłem z kieszeni athelas i dałem go Elrondowi.

- Ratuj ją - powiedziałem podając mu ziele, byłem przerażony przecież wyglądało na to że rano czuła się już lepiej

- Zrobię wszystko co w mojej mocy - odpowiedział mi i odszedł do Tauriel, wyglądała jakby spała a w rzeczywistości powoli umierała... a ja nic więcej nie mogłem zrobić, oby ziele pomogło

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro