21 - To ty jesteś tutaj zbędnym elementem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Igor

Siadam na kanapie w salonie. Całe szczęście, że Lara zrobiła mi wizytę, gdy Laury nie było w domu. Lepiej, żeby nie wiedziała, że Lara wróciła.

No i o tym pocałunku.

Nagle słyszę dźwięk drzwi wejściowych. Po chwili w pomieszczeniu pojawia się Kuba.

- Cześć - rzuca w moją stronę - Sam jesteś?

- Tak - potwierdzam - Gdzie byłeś?

- Um... z Majką w knajpie. Wiesz, w tej naszej ulubionej.

- Mhm - wzdycham - Lara tu była.

- Naprawdę? - unosi lekko brwi do góry - Po co?

- Wiesz... chłopak z nią zerwał - wyjaśniam.

- Co? Niby dlaczego? - udaje zaskoczonego.

Brawo, Igor. Twój własny syn jest tak dobry w kłamaniu jak ty. Nawet chyba uczeń przerósł mistrza.

- Może ty mi do cholery powiesz? - posyłam mu srogie spojrzenie.

- O co ci chodzi? - marszczy brwi.

- Co to ma być? - rzucam mu na drugi koniec stołu kartkę z listem.

- Skąd mam to wiedzieć? - patrzy na mnie jak na kretyna.

- Myślę, że bardzo dobrze wiesz - wstaję na równe nogi - Co ci do kurwy strzeliło do tej głowy?! - podnoszę na niego głos.

- Jezu, czego się drzesz - przewraca oczami i podnosi kartkę, po czym zaczyna czytać jej zawartość - No i... no i co? - kładzie list znów na stole.

- I co? - parskam - Słuchaj, nie rób ze mnie idioty, dobrze? Już za dużo razy ci się udało, koniec tego.

- Tato, ale posłuchaj...

- Nie, Kuba, to ty mnie posłuchaj - przerywam mu. - Wstyd mi za ciebie. Nie wiem gdzie popełniłem błąd, ale nie tak cię wychowywałem.

- Skąd masz pewność, że to ja?!

- Bo zależało ci na tym, aby Lara do nas wróciła, do cholery! - znów krzyczę. Nie potrafię opisać tego, jak potwornie zły jestem na niego - Naprawdę jesteś gotów iść nawet po trupach?! Niszczyć życie innym? Naprawdę, Kuba?! Brak mi słów...

- Tato...

- Dobrze wiem, co chciałeś osiągnąć - znów mu przerywam - ale obawiam się, że twój "genialny plan" przyniósł odwrotne skutki. Lara przyszła tutaj przekonana, że ja napisałem ten list i jasno powiedziała mi, że zniszczyłem jej życie. Dodała też, że mnie nienawidzi i żałuje, że mnie poznała.

- Ja... ja nie chciałem...

- Brawo, Kuba... Nie mam siły teraz nawet na ciebie patrzeć. Nie sądziłem, że jesteś zdolny do czegoś takiego. Co mam zrobić, abyś w końcu przestał?

- Ja tylko chciałem, żebyśmy byli wszyscy razem... z Larą, nie z Laurą - odpowiada ciszej, a w jego oczach dostrzegam łzy, po czym spuszcza wzrok na swoje dłonie.

- No to chyba nie ma na to już szans - dodaję, po czym nie czekając na odpowiedź szatyna wychodzę z mieszkania.

Kuba

Czuję jak do moich oczu napływają łzy. Opadam na kanapę i chowam twarz w dłoniach, pozwalając, aby łzy spłynęły po moich policzkach.

Przenoszę wzrok na list leżący na stole i biorę go do ręki. Chwilę na niego patrzę, po czym zaczynam drzeć kartkę na małe kawałeczki.

Po co? Co mnie podkusiło? Dlaczego do cholery musiałem to zrobić?

Majka miała rację. Nie powinienem tego robić.

Tata... czy on mi kiedykolwiek to wszystko wybaczy?

Na jego miejscu wyparłbym się takiego dziecka... na co komu taki syn, który sprawia tylko problemy?

- Kuba? - słyszę cienki, dziewczęcy głos - Czemu płaczesz? - przenoszę wzrok w stronę źródła dźwięku i zauważam Sarę wychyloną zza futryny na schodach.

- N-nie płaczę - pociągam nosem i szybko wycieram łzy dłońmi.

- Przecież widziałam - drąży blondynka i schodzi po schodach, po czym do mnie podchodzi - Co się stało? Czemu porwałeś tę kartkę? - pyta bawiąc się swoimi palcami i patrząc na podartą kartkę, leżącą na ziemi.

- Zrobiłeś coś okropnego... - szepczę czując, jak kolejne łzy napływają do moich oczu.

- Co takiego zrobiłeś, Kuba?

- Coś naprawdę złego... - nie powiem jej, bo jest za mała - I tak nie zrozumiesz.

- Nie płacz już - Sara robi krok w moją stronę i owija ręce wokół mojej szyi, po czym przytula mnie do siebie.

Po chwili odwzajemniam gest siostry i także ją przytulam.

W tym momencie słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Odwracam się w ich kierunku z nadzieją, że zobaczę w nich tatę, ale niestety...

Zamiast taty, do pokoju wchodzi Laura z Natanem.

- Co się dzieje? Dlaczego ty płaczesz? - pyta patrząc na mnie - I co to za bałagan? - dodaje patrząc na porwaną kartkę.

- Nie twoja sprawa - pociągam nosem i zbieram ścinki, po czym kieruję się do kosza w kuchni.

- Gdzie Igor? - pyta blondynka, gdy wracam do salonu.

- Nie wiem - wzruszam ramionami.

- Znowu się pokłóciliście? - wzdycha przymykając powieki.

- Zejdź mi z oczu - rzucam ostro w jej kierunku.

- Zapominasz się chyba odrobinę. Zresztą, jak za każdym razem, gdy do mnie mówisz.

- To nie odzywaj się do mnie, takie to trudne? Nie rozumiesz polskiego słowa, do cholery? - krzyżuję ręce na klatce piersiowej.

- Idźcie do swoich pokoi - Laura zwraca się do Natana i Sary, a ci po chwili znikają na górze - Posłuchaj mnie, mam już po dziurki w nosie twojego opryskliwego zachowania, smarkaczu. To ty jesteś tutaj zbędnym elementem, rozumiesz? Gdyby nie ty, twój ojciec już dawno byłby szczęśliwy, a nie musiał użerać się z buntowniczym synalkiem.

- Uważaj na słowa, szmato. Nie jesteś u siebie, myślisz, że jak mój ojciec się z tobą spotyka, to nie możesz wylecieć stąd z torbami? A żebyś się nie przeliczyła - parskam.

- A co ty niby możesz zrobić? Do tej pory twoje awantury i krzywe akcje nie dały ci żadnych rezultatów. Igor dalej ze mną jest - robi krok w moją stronę.

- Fakt, jest z tobą. Ale on cię nie kocha. Nigdy nie kochał, rozumiesz? Jest z tobą, bo dajesz mu dupy i zajmujesz się Sarą. Boi się zostać sam. Na tym twoja rola kończy się w jego życiu.

- Wyszczekany jesteś jak na swój wiek, ciekawe co Igor na to powie. Sam pod sobą dołki kopiesz, mój drogi. Lepiej pogódź się z tym, że teraz ja tu jestem zamiast twojej durnej matki.

W tym momencie coś we mnie pęka. Może obrażać mnie, może cisnąć po kim chce, ale nie ma prawa tykać mojej mamy.

- Odszczekaj to - zaciskuję pięści.

- Bo co? - rzuca przez śmiech.

- Powiedziałem - popycham ją na ścianę i zaciskuję dłonie na jej szyi - odszczekaj to - dodaję ciszej patrząc jej w oczy.

Blondynka chwyta za moje nadgarstki i próbuje mnie odepchnąć, jednak ja jestem tak wściekły, że jedynie zaciskuję tylko uścisk na jej szyi.

- Puszczaj - syczy ledwo wydając z siebie jakiekolwiek słowo.

W tym momencie puszczam ją, jak się domyślam, w ostatniej chwili.

Blondynka siada na kanapie z dusznościami i kaszlem, a ja wybiegam z mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro