11 - Kuba, gdzie jesteś?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3 i ostatni dzisiaj🍃🍂🍁

Po złożeniu zawiadomienia o ucieczce, wracam do domu. Parkuję właśnie na podwórku i postanawiam jeszcze obdzwonić znajomych, może coś wiedzą.

Najpierw dzwonię do Soni i Kacpra, ale nic nie wiedzą. Następnie rodzice kilku kolegów Kuby, a na koniec zostaje Dawid.

- Siema - rzuca od razu.

- Siema - odpowiadam, po czym biorę głęboki wdech - Słuchaj... Kuba nic ci ostatnio nie mówił dziwnego? Albo nie zachowywał się dziwnie?

- A czemu pytasz? - w jego głosie wyczuwam, że zaczyna się denerwować.

- Dziś w nocy Kuba uciekł razem z Majką z domu. Właśnie wracam z policji. Nie wiesz gdzie może być? Ostatnio dziwnie zareagowałeś, na wiadomość o moich zaręczynach z Laurą, więc... może coś wiesz?

- To miała być tajemnica moja i Kuby, ale... w tej sytuacji chyba muszę ci powiedzieć - wzdycha.

- Dawid, o co chodzi? - marszczę brwi.

- Ostatnio, jak siedziałem z twoimi dzieciakami, Kuba wyznał mi, że szuka Lary - gdy to słyszę, przełykam nerwowo ślinę - ale ona nie odbierała od niego telefonu. Poprosił mnie o pomoc.

- A ty mu pomogłeś, prawda? - jestem trochę zdenerwowany. Dawid nie powinien się wtrącać.

- Umówiłem się z nią, a zamiast mnie poszedł Kuba. Spotkali się wczoraj. Może ona coś wie, albo pojechali do niej.

- Nie powinieneś tego robić. Jesteś moim przyjacielem, wiesz dobrze jak ciężko było mi pozbierać się po tym jak ją straciłem - mówię przez zaciśnięte zęby - Lara to skończony temat.

- Słuchaj, ja nie wiem - odpowiada - Zależało mu na tym. Nie mogłem mu odmówić. Lepiej zadzwoń do niej.

- Dobra, nieważne... dzięki i tak, siema.

Rozłączam się i od razu odszukuję w kontaktach numer do brunetki. Nie wiem czemu, ale nigdy go nie usunąłem. Jednak nigdy nie miałem odwagi do niej zadzwonić. Było mi po prostu wstyd.

Niepewnie wciskam zieloną słuchawkę i przykładam telefon do ucha. Po kilku długich sygnałach, dziewczyna w końcu odbiera.

- Igor? - pyta od razu, a ja jestem kompletnie zaskoczony.

- Też nie usunęłaś mojego numeru - rzucam po chwili.

- Czemu dzwonisz? - kompletnie olewa to, co powiedziałem.

- Możemy się spotkać? - odpowiadam pytaniem na pytanie.

- To nie jest dobry pomysł - zaprzecza od razu.

- Słuchaj, wiem, że widziałaś się wczoraj z Kubą. Dziś w nocy uciekł z domu, muszę się z tobą zobaczyć.

- Boże - w jej głosie słyszę zdenerwowanie - Dobrze, okej. Przyjedź do mnie, wyślę ci adres esemesem.

- Dzięki, do zobaczenia.

Rozłaczam się i chwilę nad tym wszystkim zastanawiam. Jestem beznadziejnym ojcem. W ogóle jestem do dupy. Potrafię spierdolić tylko wszystko dookoła. Wszystko to, co mam. Zawsze tylko do tego się nadawałem. Nie zasługiwałem nigdy na to, co miałem. Na Wiktorię, ani na dzieci. Później nie zasługiwałem także na Larę.

Zaciskam dłonie na kierownicy i kilka razy uderzam w nią pięściami.

Mam dość.

Coraz częściej zdaję sobie sprawę z tego, że lepiej byłoby wszystkim beze mnie.

Lara

Dwie godziny po telefonie Bugajczyka, słyszę w końcu nierównomierne pukanie do drzwi.

Będąc pewna, że to Igor, niepewnym krokiem ruszam do drzwi.

Nie widzieliśmy się półtora roku. Strasznie boję się, że nie będę umiała zachować zdrowego rozsądku, gdy go zobaczę.

Otwieram drzwi, a Bugajczyk wpada do mieszkania razem z drzwiami i przewraca się na podłogę.

- Igor - klękam obok szatyna nie wiedząc co mu się stało - Co się dzieje?

- N-n-nic - jąka się - Ale ty cudhnie wyhlondasz, w-wiesz?

Wzdycham zażenowana i dopiero teraz dociera do mnie, że Igor jest kompletnie pijany. Po prostu nie wiem co powiedzieć.

- Wstań natychmiast - rozkazuję wstając na równe nogi. Łapię go za ręcę, ale podniesienie go wcale nie jest takie proste - Igor, do cholery... pomóż mi chociaż trochę, błagam cię.

Mruczy coś pod nosem, ale ostatecznie udaje mi się go podnieść. Od razu prowadzę go do salonu i sadzam na kanapie.

- Co ty wyprawiasz, Igor? - kiwam z niedowierzaniem głową.

- Aleeee co ja znowu zhrobiem? - pyta pijackim tonem, po czym dopada go czkawka.

Przewracam oczami i przykładam dłoń do czoła. Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie wystawię go w takim stanie na ulicę.

- Nieważne - wzdycham - Zostań tu. Porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz - dodaję i zamierzam ruszyć do swojej sypialni.

- Zhaczeekaaj - zatrzymuje mnie - Gdzje ty idziesz?

- Połóż się. Będę w pokoju obok.

- N-nie chcem - kiwa przecząco głową - Zoeostań zhe mnom. Chodź - wyciąga w moją stronę ręce jak bezbronne małe dziecko, które chce się przytulić.

Nie wiem co myśleć. Z jednej strony jest to tak cholernie żenujące, ale z drugiej... jest uroczy.

Wzdycham i podchodzę do szatyna. Ten chwyta za moją rękę i sadza mnie obok siebie na kanapie, po czym kładzie się tak, że jego głowa znajduje się na moich kolanach, przodem do mnie.

Patrzę na niego z niedowierzaniem i niepewnie układam dłoń na jego głowie, powoli wplatając palce w jego miękkie włosy.

- Nie przyestyawaj - uśmiecha się. Na moje usta także wdziera się lekki, ale krótki uśmiech - Przhephraszam - rzuca nagle.

- Za co? - dopytuję bawiąc się jego włosami.

- Za whszysthko - plącze mu się język - Whiesz co ci powhiem? Baem się, ale nighdy nie phrzesthałaś być dhla mnie nhajwhażniejhsza.

- Igor, ty masz narzeczoną - zaciskuję usta w wąską kreskę.

- Co z thego - rzuca po chwili - I thak jej nyie khocham. Po phrostu baem się zhostać sam.

- Przestań, jesteś po prostu pijany, jutro nie będziesz tego pamiętał.

- Phijani l-ludzie mówhią prhawdę - znów czka, a ja wzdycham.

Nie odpowiadam, a po chwili szatyn przestaje się kompletnie odzywać i zasypia. Opieram łokieć na oparciu, a na nim głowę i przyglądam się Igorowi.

Dzieje się to, czego cholernie się bałam. Jest teraz tutaj, obok mnie, a ja czuję jak serce mi przyśpiesza.

Przejeżdżam palcem po jego policzku, lekko się uśmiechając.

Po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że po prostu jestem naiwna. Przecież to wszystko co mówił nie ma żadnego znaczenia. Jutro wszystko wraca do normy.

Podnoszę lekko głowę Bugajczyka i po cichu wstaję, choć wątpię, że jest teraz w stanie cokolwiek go obudzić.

Układam jego głowę na poduszce i przykrywam go kocem.

Podnoszę telefon ze stołu i wybieram numer do Kuby modląc się, aby odebrał. Niestety od razu włącza się skrzynka.

Siadam na fotelu i opieram łokcie o kolana, po czym wplatam palce we włosy.

- Kuba, gdzie jesteś?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro