23 - Wiesz o co oskarżasz moje dziecko?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

krótszy ale jest 3 na dobranoc●

W drodze do szpitala dostałem telefon od Kacpra, że jeden z ratowników na prośbę Sary zadzwonił po niego, gdy zabierali Laurę.

Przynajmniej mam pewność, że Natan i Sara są pod czyjąś opieką.

Wchodzę do szpitala po około dwudziestu minutach. Kobieta na recepcji oznajmia mi, że powinienem udać się na piętro drugie.

Po chwili znajduję się pod odpowiednią salą, gdy ze środka wychodzi lekarz i od razu mnie zaczepia.

- To pan jest narzeczonym pacjentki?

- Tak, rozmawialiśmy przez telefon - odpowiadam od razu.

- Fantastycznie. Panie Igorze, pacjentka trafiła tutaj z powodu duszności. Jest na coś uczulona? Ma astmę, coś z tych rzeczy?

- Nie, absolutnie - zaprzeczam zszokowany - Nie jest na nic chora. Rozmawiał pan z nią? Wie pan co się stało?

- Nie, dlatego pytam pana - posyła mi wymowne spojrzenie - Pani Laura jest jeszcze nieprzytomna.

- Kto wezwał karetkę?

- Ona sama - wzdycha - W ostatniej chwili. Niestety, gdy ratownicy dotarli na miejsce zastali ją nieprzytomną.

- Mogę do niej wejść?

- Jak najbardziej. Zaraz powinna odzyskać przytomność.

Skinam głową, a lekarz odchodzi. Po chwili wchodzę na salę i widzę blondynkę na szpitalnym łóżku.

Przystawiam krzesełko do łóżka i siadam na nim, po czym chwytam za dłoń dziewczyny.

W tym momencie Laura otwiera powoli oczy i błądzi wzrokiem po sali.

- Laura, kochanie... - zaczynam gładząc jej dłoń kciukiem - Słyszysz mnie?

- C-co się stało? Gdzie ja jestem? - pyta wyczerpanym głosem, przykładając dłoń do czoła.

- Jesteś w szpitalu. Pamiętasz coś? - dopytuję.

- Czekaj, zaraz... - wzdycha przymykając powieki, a po chwili lekko podnosi się do góry - Tak.

- Co się stało?

- Kuba... to jego wina... - odpowiada prawie szeptem.

- Co? Nie rozumiem - marszczę brwi.

- Wróciłam do domu... płakał... zapytałam o co chodzi, chciałam z nim porozmawiać na spokojnie, chciałam pomóc... chciałam dobrze... ale on wpadł w jakąś furię. Prosiłam, by się uspokoił, ale on... Kuba rzucił się na mnie i zaczął mnie dusić.

Gdy to słyszę nie potrafię w to uwierzyć. Kuba? Mój Kuba zrobił coś takiego? To niemożliwe.

Chociaż... po tym do czego się posunął rozbijając związek Lary i niszcząc ostatnie szanse na to, bym mógł ją odzyskać, coraz bardziej jestem przekonany, że jest zdolny do wszystkiego.

Ale przecież widziałem w jego oczach, że było mu przykro...

- Ty w tym momencie sobie żartujesz, tak? To jakiś pieprzony żart? - pytam z wyrzutem po chwili ciszy.

- Czy ty myślisz, że mi jest do śmiechu? - patrzy prosto w moje oczy.

- Jesteś pewna, że coś ci się nie pomyliło? Dziewczyno, ty wiesz o co w tym momencie oskarżasz moje dziecko?

- Ach, tak. Więc to moja wina, że jest agresywny i  próbował mnie zabić? - w jej oczach pojawiają się łzy.

- Zabić? Chyba trochę przesadzasz.

- Nazywaj to jak chcesz... ale oboje wiemy, że od dawna sobie z nim nie radzisz, Igor.

- Ma gorszy okres, to tyle. Będzie lepiej, na pewno.

- Przestań go bronić, do cholery! - podnosi lekko głos, a po jej policzku spływa łza - On mnie nienawidzi, dlaczego miałabym kłamać?

Patrzę w jej oczy przez chwilę i głośno wzdycham.

- Przepraszam... - chowam twarz w dłonie - Po prostu... masz rację. Od jakiegoś czasu nie radzę sobie z Kubą.

- Igi, wiem, że to będzie dla ciebie bolesne co teraz powiem, ale... ja powinnam to zgłosić na policję.

- Nie, nie zrobisz tego - zaciskuję pięści - Nie możesz, słyszysz? To mój syn...

- Uspokój się, nie pójdę na policję - chwyta za moją dłoń, a ja przymykam oczy - ale powinieneś coś zrobić.

- Wiem, ale co?

- Może jego miejsce jest gdzieś, gdzie się nim odpowiednią zajmą? Gdzieś, gdzie życie go nauczy, na przykład... jakiś zakład, albo dom dziecka...

- Słucham? Mam oddać własne dziecko? Ty słyszysz co ty powiedziałaś?! - nie wytrzymuję i podnoszę głos - Jak kurwa możesz mówić mi takie rzeczy?

- Proszę cię, uspokój się... zrozum, że ja zaczynam się go bać, Igor. Co jeśli on naprawdę chciał się mnie pozbyć? Co będzie następne? Poderżnie mi gardło? A Natan? O niego też się martwię! Musisz oddać gdzieś Kubę, dla jego własnego dobra, nim będzie za późno.

Nie mieści mi się to w głowie.

Kiwam z niedowierzaniem głową czując łzy w oczach, po czym wychodzę z sali i siadam na krześle przed salą.

Chowam twarz w dłoniach i przetwarzam słowa blondynki.

Oddać Kubę?

I co ja mam teraz niby zrobić do jasnej cholery?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro