12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uciekła, lecz znajdzie ją bez najmniejszego problemu, a wtedy dokończy to, co obiecał...

- Macie przetrząsnąć całe miasto, jeżeli nikt z was nie znajdzie choćby wskazówki obiecuję, że jeszcze dziś wszyscy stracicie genitalia! Ona ma pojawić się tutaj w przeciągu tygodnia, choćbyście musieli wymordować całą ludność tego jebanego kraju! - krwawe rozkazy wypływały z ust Verena co kilka minut. Wysyłał swoich ludzi w różne kierunki świata, chcąc zwiększyć prawdopodobieństwo odnalezienia swojej partnerki, bądź - jak kto woli - własności. Brak Emily powodował u niego niepowstrzymane napływy furii, chęć zniszczenia czegoś, czegokolwiek. Nie potrafił pogodzić się z faktem, że ośmieliła się mu uciec. Że miała po tym wszystkim tyle odwagi. Było pewne - jeżeli ją odnajdzie, dziewczyna prawdopodobnie zginie przez jego gniew. Przez bolesne ciosy, które z pewnością spadną na jej ciało. Ale przedtem boleśnie ją posiądzie...

~•~

- Opowiadaj - Jessica postawiła pod nosem przyjaciółki kubek gorącej czekolady, na której powierzchni zachęcająco dryfowały trzy pianki marshmallow. Przy tym właśnie napoju rozmawiało im się najlepiej, najlżej. Czekoladowy specjał rozluźniał mówcę szczególnie podczas opowiadania o czymś, co wywołało u niego traumę. Kakao było po prostu czymś, co eliminowało stres. Piękna sprawa.

- Opowiedziałam ci wszystko - skłamała Emily, bawiąc się beżową nitką, wystającą z rogu wzorzystego kocyka, który otrzymała od rudej. Głos, który jej drżał, nie został zbyt dobrze przez nią ukryty, więc okularnica szybko domyśliła się, że jest oszukiwana, a jej przyjaciółka ma coś na sumieniu.

- Proszę, powiedz mi - poprosiła. - Wiesz, że jestem tutaj dla ciebie. Możesz powiedzieć mi wszystko, cokolwiek tylko zechcesz. Spróbuję ci pomóc, obiecuję.

- Nie musisz się martwić - Emily zbyła dziewczynę popijającą czekoladowy napój machnięciem ręki. Jessica nie musiała wiedzieć wszystkiego. I tak szatynka powiedziała jej już zbyt dużo, narażając ją tym samym na krzywdę, lub - nie daj, Boże - śmierć z rąk Verena. Nie mogła pozwolić, aby jej bliscy zostali pozbawieni życia z jej winy. Czuła, że popełniła wielkie głupstwo, mówiąc o swojej sytuacji komukolwiek. To nie miało prawa skończyć się dobrze.

Jessica postanowiła odpuścić przyjaciółce na jakiś czas. Zdawała sobie sprawę, jakie piekło musiała ona przeżywać - wnioskowała to po ciele pokrytym siniakami, które po raz pierwszy ujrzała przed egzaminem z wychowania fizycznego. Bolesne obrażenia, z jakimi Emily jak gdyby nigdy nic postanowiła wspinać się po linie zapadły jej trwale w pamięci. Nie potrafiła uwierzyć w to, jak bardzo była ślepa ostatnimi czasy. Jak naiwna była, wierząc w głupie historyjki o zaliczeniu pocałunku z betonem przed domem, czego skutkiem było nabycie następnych sińców. Wstydziła się swojego zachowania.

- Wiem, że coś jest nie tak - zaczęła na tyle cicho, aby nie zdenerwować szatynki ponownym rozpoczęciem tego samego tematu. - Przez ostatnie kilka tygodni nie widziałam twoich problemów, nawet się nimi nie zainteresowałam. Ale już otrzeźwiałam i wiem, że masz bardzo poważne kłopoty. Widziałam przecież twoje siniaki. Ten dupek cię bije. To trzeba zgłosić, natychmiast.

- To nie tak... - Emily starała się jakkolwiek obronić Verena z zarzutów, jakie wypłynęły z ust rudej. Na próżno.

- Błagam, Emily, wiem już wszystko. Zdążyłam się tego domyśleć, kiedy zabierał cię nieprzytomną ze szkoły. Temu chujowi źle z oczu patrzy, zupełnie jak jakiemuś kryminaliście. Powiedz mi, kim on jest. Z kim ty się związałaś? Co ty miałaś w głowie, dziewczyno?

- To nie było zależne ode mnie, Jess - nastolatka zwiesiła głowę, mówiąc jakby do siebie, kiedy zrozumiała, że prawda wyszła na jaw i nieważne jak bardzo będzie się starać, nie ukryje już nic więcej przed najlepszą przyjaciółką. - Nie mogłam nic na to poradzić. Nie mogłam nic zrobić, rozumiesz?

- Nie rozumiem - przyznała okularnica. - Jak mogłaś nie mieć swojego zdania w tak ważnej sprawie? On cię porwał czy jak?

- Powiedzmy... - odparła wymijająco Emily.

- Słucham?! - wykrzyknęła Jessica, unosząc swoje ręce ponad głowę. Ruda nie potrafiła uwierzyć w to, że jej przyjaciółka, jedna z najbliższych jej sercu osób została uprowadzona, a ona nawet nie zainteresowała się jej losem. - To jakiś gangster! Psychol! Kryminalista! Trzeba to natychmiast zgłosić na policję. Niech przymkną tego drania na dożywocie, może wtedy nauczy się szacunku. Co za idiota, jak można tak traktować swoją dziewczynę... Idę po telefon. Jeśli chcesz, ja mogę złożyć zgłoszenie. Podaj mi tylko dane tego dupka i...

- Nie - ciche przeczenie wydostało się z ust szatynki, która przedtem jedynie przysłuchiwała się wściekłymi wyzwiskami skierowanymi w stronę Verena. Nie mogła dłużej tego słuchać, nie mogła pozwolić, aby rudej stało się coś złego. Nie mogła przenosić swojego problemu na ich barki. Poradzi sobie sama.

- Co? - okularnica uchyliła zdziwiona usta, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. - Jak to nie? Ten facet może być niebezpieczny. Kto wie, co robił w przeszłości... Może kogoś zamordował? Albo torturował? Nie pozwolę na to, by krzywdził cię jeszcze bardziej niż do tej pory. A jeśli sytuacja będzie tego wymagała, sama skopię mu jego tłustą dupę. Ten chujek będzie jodłował do heavy metalu podczas śpiączki, już ja osobiście o to zadbam!

- To nic nie da, nie wiesz kim on jest - westchnęła zrezygnowana Emily, skubiąc coraz mocniej kocyk, którym szczelnie się okryła. Jej dłonie drżały na samą myśl, jaką zemstę wymyśli Roxerhood po wydaniu go policji. Znała go dobrze i wiedziała, że u niego nie ma taryfy ulgowej, nawet ze względu na kobiety. Płeć piękna była tak samo, może nawet gorzej, dyscyplinowana. Nie chciała myśleć o tym, że podobny los mógłby spotkać jej najlepszą przyjaciółkę.

- Więc mi w końcu powiedz, czym się on zajmuje - poprosiła Jessica, składając dłonie jak do modlitwy. Czuła obowiązek, by pomóc Emily. - Czym się zajmuje oraz kim jest - sprecyzowała po chwili, aby uniknąć zbędnych niejasności ze strony szatynki.

- Wątpię, że chociaż spróbujesz mi uwierzyć... - westchnęła Emily, czując w kościach to, że wyjdzie na kłamcę. Dziewczyna nie zdziwiłaby się, gdyby ruda po usłyszeniu prawdy wybuchnęła śmiechem czy też zerwała z nią kontakt. No bo kto o zdrowych zmysłach uwierzyłby od tak w historię o wilkołakach, a nawet całych stadach składających się z podobnych stworzeń? Raczej nikt. Chyba, że owa osoba sama byłaby jedną z nadnaturalnych tworów.

- Uwierzę we wszystko co powiesz, po prostu mów - Jessica ujęła dłonie szatynki, zamykając je w dodającym otuchy uścisku. Emily wzięła głęboki oddech, po czym zaczęła ostrożnie mówić.

- No więc, on jest... - zastopowała, czując pieczenie w gardle, które mocno zacisnęło się z powodu nerwów i stresu. Podczas pauzy, dziewczyna uwzględniała wszystkie „za” oraz „przeciw” i szybko okazało się, iż tych pierwszych jest o wiele więcej. Postanowiła więc dokończyć swoją wypowiedź. - Veren jest... On... jest... On jest wilkołakiem.

Słysząc te słowa, ruda uśmiechnęła się ciepło, co zdziwiło szatynkę, gdyż ta spodziewała się zupełnie innej reakcji, jednak słowa, jakie padły z jej ust, doprowadziły ją do szoku:

- Czyli moja wampirza intuicja się nie pomyliła...

Jessica wampirem?! No któżby się tego spodziewał. Myślicie, że będzie miała wkład w przyszłości naszej Emilki? A może zniknie i zostawi ją na pastwę losu? ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro