17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział jest krótki, ponieważ przedstawia tylko dwie sceny, następny będzie dłuższy i bardziej szczegółowy.

Pragnę również wspomnieć o tym, że poza Wattpadem mam prywatne życie, pasję oraz naukę, której z tygodnia na tydzień jest coraz więcej. Wygląda na to, że niektóre osoby nie mają w sobie za grosz taktu i nie potrafią tego zrozumieć, bądź po prostu jeszcze nie spotkały takich problemów. Naprawdę staram się godzić internet ze światem rzeczywistym, ale... ludzie, są rzeczy ważne i ważniejsze. Akurat w tym przypadku dużo bardziej wolę skupić się na szkole, no bo halo, sprawdziany nie poczekają, rozdział może stać i się kurzyć, i nic mu się nie stanie.

Musiałam to w końcu z siebie wyrzucić, bo kisiłam to w sobie od kilku dobrych tygodni. Dziękuję za uwagę, zapraszam na rozdział i życzę dobrej nocy.

  Natychmiastowo poczuła, że to co powiedziała odbije się na niej bardzo boleśnie...  

Pomimo kilkunastominutowej szarpaniny, Verenowi udało się siłą zaciągnąć dziewczynę do samochodu, skrępować ręce i nogi po czym niedbale wrzucić jej ciało na tylne siedzenie, gdzie w asyście dwóch żołnierzy miała zostać przewieziona z powrotem do jego domu. On sam jechał oddzielnym samochodem, był bowiem pewien, że słysząc jej krzyki i widząc nieudolne próby oswobodzenia się, w końcu jego nerwy puszczą i zrobi dziewczynie dużą krzywdę. Zależało mu na tym, by partnerka oberwała będąc dopiero u celu. Nie chciał, by krwawy wygląd osiemnastolatki budził jakiekolwiek podejrzenia. Miała w stanie nienaruszonym dotrzeć na miejsce.

Podczas godzinnej podróży jego myśli przeniosły się na rudowłosą wampirzycę, u której to Emily ukrywała się od dobrych kilku dni. Plan pozbawienia jej życia miał już perfekcyjnie ułożony, czekał jedynie na wprowadzenie go w życie. Ekscytacja i żądza krwi wypełniły jego żyły, a on sam stracił swój stoicki spokój. W jego umyśle pojawiały się coraz to brutalniejsze scenariusze. Zaczął się również zastanawiać, czy pozbyć się partnerki zaraz po tym, jak wyda na świat jego potomka.

Tak... Veren zdecydowanie nie należał do dobrych rodziców. Twierdził, że syn tuż po porodzie musi zostać oddany ojcu, który to ma obowiązek wychować go jako żołnierza i dobrego przywódcę, matka natomiast nie będzie angażować się już w jego wychowanie. Córka natomiast całe dziecięce i nastoletnie życie spędza z matką, nie mając żadnej styczności z samcami. W wieku osiemnastu lat zostaje odseparowana i przydzielona mężczyźnie wybranego przez ojca.

Takie były realia - Roxerhood popierał je również u ludzkiej rasy - uważał, że skoro na świecie istnieje istota zwana człowiekiem, powinna być chowana tak samo jak jej zwierzęce odpowiedniki. Nie miał dla niej litości, nie obchodził go również fakt, iż ludzie zawsze są i będą rasą słabszą od zmiennych - jeżeli żyją, muszą przeżyć o własnych siłach.

Przez rozmyślanie nad egzystencją rasy ludzkiej, mężczyzna nawet nie zauważył, kiedy uderzył w kierownicę, z której w ułamku sekundy wyskoczyła poduszka powietrzna.

- Niech to szlag - warknął, wyrywając ją całą zza obitej skórą pokrywy. Ta szczęknęła, materiał z którego została bowiem wykonana utrzymywał kształt ostatkami sił. Chwilę później plastik wystrzelił. Roxerhood był zmuszony prowadzić dziurawą kierownicą.

~•~

Tymczasem w drugim samochodzie, Emily ocknęła się. Poruszyła niespokojnie zdrętwiałymi rękami, natychmiast orientując się, że coś jest nie tak. Rozejrzała się na tyle ile mogła, o mało nie łamiąc sobie ręki. Spróbowała kopnąć mężczyznę, na którego kolanach leżała, lecz spotkała ją niemiła niespodzianka - jej kostki również zostały ciasno połączone grubym, szorstkim sznurem. Jęknęła, kiedy doszło do niej, jaki ból sprawia chropowaty materiał wrzynający się w jej delikatną skórę. Nikt nie zwrócił uwagi na jej cierpienie - jedynie jeden z żołnierzy mocniej przytrzymał jej kark przy parterze. Nie miała możliwości ruchu.

Do jej uszu docierały pełne pogardy komentarze mężczyzn znajdujących się razem z nią w aucie. Kpili z jej słabości, z jej naiwności i braku jakichkolwiek umiejętności bojowych. Wypominali jej, jak bardzo różni się od nich, ile bólu czeka ją jak tylko przekroczy próg tego przeklętego domu. Sprawiali jej potworny ból psychiczny, a przecież nie zrobiła żadnemu z nich nic złego.

Po kolejnym żałosnym załkaniu, gardło szatynki zaschło boleśnie. Od kilku dni była przeziębiona a niemożność przyjęcia jakichkolwiek płynów jedynie potęgowało ból. Dyskomfort nasilał się z każdą próbą przełknięcia śliny, której na nieszczęście było coraz mniej. Dziewczyna prosiła wielokrotnie o łyk wody, wilkołaki jednak ignorowały jej coraz cichsze błagania. W końcu zrezygnowała z dalszego skomlenia. Zacisnęła zęby i zamknęła oczy, starając się nie myśleć o okropnym uczuciu.

- No, ślicznotko, jesteśmy na miejscu - jeden z oprawców ujął kruchą szyję osiemnastolatki, która nie miała nawet chęci, aby utrzymać ją w pionie. Jej głowa zwisała, jakby nie należała do niej, a do szmacianej lalki. - Szef zrobi z tobą porządek, może nauczysz się posłuszeństwa.

Nie hamowała już łez i krzyków, które sprawiały ból, w chwili gdy silnik wyłączył się, a wszystkie pary drzwi w pojeździe pootwierały na oścież. Oczami swojej wyobraźni widziała swoją śmierć - potwornie bolesną, brutalną, z rąk tego, który miał chronić ją przed wszelkim złem.

Kiedy jeden ze strażników ujął jej ramiona, aby wydobyć jej ciało z tylnej kanapy auta, zaczęła szarpać się w panice. Strach ją obezwładniał, adrenalina natomiast zmuszała do ucieczki albo chociaż do jej próby. Szybko jednak została obezwładniona i przekazana największemu potworowi, jakiego kiedykolwiek poznała. Widząc mrok w jego oczach, przeczuwała, że to co stanie się w najbliższym czasie - jeśli jej nie zabije - pozostawi w umyśle krwawe piętno i uczyni psychicznym wrakiem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro