Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Cristóbal

Wracając z Sewilli do domu myślałem tylko o niej. Jeśli tym telefonem chciała dać mi jakąkolwiek nadzieję, na to by ją odzyskać, może być pewna, że nie spocznę dopóki tego nie zrobię. Kocham ją i zrobię wszystko, by była tylko moja.

Siedząc wygodnie w samolocie przeglądałem w telefonie jej profil na portalu społecznościowym. Nie miała tam żadnych zdjęć ani wpisów, które w jakiś sposób powiedziały mi co u niej słychać. Mimo, iż przez pewien moment miałem krótką myśl, żeby postawić kilku ludzi obok jej domu, to jednak szybko się z tego wycofałem. Obiecałem sobie, że nie wrócę do tej cholernej obsesji i pozwolę Céli na normalne życie.
Wówczas nad głową usłyszałem głos Mateo:

— Zdobyłem nazwisko sędziny, która poprowadzi waszą rozprawę rozwodową – na dźwięk tych słów natychmiast odłożyłem telefon na bok i patrząc na niego, wskazałem mu miejsce naprzeciwko.

— Mamy coś na nią?

— Może to cię zainteresuje – podał mi tablet, na którym wyświetlało się zdjęcie młodej dziewczyny.

— Sukinsynu... – uśmiechnąłem się pod nosem, po czym uniosłem na niego triumfujący wzrok.

— To jej córka, która od dwóch lat pracuje w jednym z klubów Hectora. Chyba najwyższa pora, by wróciła do mamusi – zaśmiał się w głos, a ja biorąc głęboki wdech, kiwnął dłonią na Amelię.

— Przynieś nam whisky – wydałem jej polecenie, kompletnie nie zwracając na nią uwagi. Teraz liczyło się dla mnie tylko to, że Célia może zapomnieć o rozwodzie. Nie dam jej wolności, nawet gdyby błagała mnie oto na kolanach.

Po chwili Amelia zjawiła się z butelką alkoholu i dwoma szklankami. Kiedy wsuwała mi ją w dłoń, zauważyłem jej podkrążone od płaczu oczy.

— Mateo, zajmij się sprawą i zostaw mnie samego – rzuciłem oschle, a on patrząc na Amelię, wstał natychmiast z siedzenia i biorąc ze sobą szklankę bursztynowego płynu przesiadł się na przód samolotu.

— Płakałaś? – zapytałem, jak tylko Mateo odszedł.

— To nic takiego – odpowiedziała, po czym odwracając się na pięcie, chciała odejść. W ostatniej chwili złapałem ją za dłoń.

— Amelia, zapytam ostatni raz... płakałaś? – mój tembr głosu znacznie się zmienił. Nienawidziłem, gdy ktoś próbował udawać silniejszego niż jest.

— Mam kłopoty z mieszkaniem. Kobieta, u której miałam wynająć pokój w Monte Carlo, wycofała się. Także, jak tylko wylądujemy w Monako jestem bezdomna – próbowała się uśmiechnąć, ale zdecydowanie nie wyszło jej tak, jak by tego chciała.

— Nie masz znajomych, u których mogłabyś się zatrzymać na jakiś czas? Mam kilka mieszkań, ale najwcześniej zorganizowałbym ci coś za kilka dni – chciałem jej pomóc, co było dość dziwne, jak na moje dość specyficzne podejście do ludzi.

— Nie znam nikogo w Monte Carlo, a żeby wynająć całe mieszkanie? Sorry, ale nie stać mnie, aż tak dobrze nie płacisz – na twarzy Amelii pojawił się lekki uśmieszek, po czym odchodząc, dodała: — ale dziękuję, że mimo tej twojej gruboskórności chciałeś mi pomóc.

Jak tylko wylądowaliśmy na płycie lotniska, podszedłem do Amelii, która stała przy wyjściu i nie zważając na to, jak zareaguje reszta załogi, rzuciłem beznamiętnie:

— Weź swoje rzeczy, pojedziesz ze mną.

Dziewczyna spojrzała na mnie próbując zrozumieć, co właśnie powiedziałem, po czym przerzuciła wzrok na stojących kolegów i uśmiechając się pod nosem, pobiegła w głąb samolotu.

Wsiadłem do zaparkowanego samochodu, a po chwili dołączyła do mnie Amelia.

— Mogę ci już podziękować?! – wrzasnęła uradowana, a ja totalnie nie wiedziałem skąd u niej taki nagły entuzjazm.

— Podziękujesz kiedyś mojej żonie, bo to jej pokój zajmiesz – mówiąc to założyłem ciemne okulary i lekceważąc jej niespożytą ilość energii, odwróciłem wzrok w stronę szyby.

Gdy tylko samochód zaparkował na podjeździe, wysiadłem razem z stewardessą, a w drzwiach natychmiast pojawiła się Eva.

— Cristóbal... – jej początkowy uśmiech natychmiast zbladł, gdy zobaczyła obok mnie kobietę. 

— Poznajcie się, Amelia pomieszka u nas trochę i proszę przygotuj dla niej pokój po Céli – wzrok gosposi w tym momencie prawie mnie zabił. Choć nie powiem, była to dość zabawna scena. Zważywszy na to, że czytałem z niej jak z otwartej księgi i nawet nie musiała się zbytnio wysilać, bym nie zauważył, jak bardzo jest zawiedziona. Jednak nasza relacja od dłuższego czasu nie poprawiała się, a wręcz przeciwnie mam wrażenie, że powoli stawaliśmy się sobie całkowicie obcy.

Gdy tylko przekroczyłem próg domu, w salonie zetknąłem się już z zatwardziałą postawą dyktatorialnego ojca. Siedział w fotelu z grobową miną czekając na powrót marnotrawnego syna. Wróciłem. Możemy zatem zacząć kolejną wojnę. Chciałem go wyminąć, ale gdy tylko postawiłem pierwszy krok na stopniu, usłyszałem groźne:

— Gdzie byłeś?!

— Wybacz, ale jestem już dorosły i nie muszę tłumaczyć się rodzicom z każdego spóźnienia – zakpiłem z niego, na co on posłał mi mordercze spojrzenie.

— Znowu biegasz za tą dziwką?! – słysząc te słowa, zacisnąłem mocno pięść, po czym stając przed nim złapałem za klapę marynarki.

— Ona nie jest żadną... – nie dokończyłem, bo ojciec pchnął mnie mocno na ścianę i przypierając dłonią, wysyczał mi prosto w oczy:

— Ogarnij się Cristóbal! Zapomnij wreszcie o tej małej kurwie i skup się na tym, co naprawdę ważne. Niedługo czeka nas przerzut do Rosji, chcesz to tak po prostu odpuścić? 

— Masz rację powinienem skupić się na tym co ważne, dlatego rzucam to! Mam w dupie twoje interesy. Do Rosji zabierz Pablo i nie zapomnij mianować go swoim następcą, bo ja się wypisuję. Widzisz? Właśnie zburzyłem twoją idealną hierarchię władzy i jakoś nie jest mi z tego powodu źle – byłem wściekły na ojca.

— Cristóbal... – westchnęła Eva, która weszła w tym czasie z Amelią do domu, ale zlekceważyłem je.

— Célia jest dla mnie najważniejsza i będę o nią walczył, nawet gdybyś przez to stał się moim wrogiem – zrzuciłem jego dłoń z ramienia i nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w stronę schodów.

— Pożałujesz tego – rzucił pod nosem ojciec.

— Nie dbam o to – machnąłem dłonią, po czym poszedłem prosto do swojej sypialni.

Wreszcie nadszedł ten dzień. Ten, który raz na zawsze miał rozdzielić mnie z Célią. Codziennie przez dwanaście dni wysyłałem jej czerwone róże, które stopniowo pomniejszały się o jedną. Ale dzisiaj..., dzisiaj postanowiłem wypełnić jej cały salon kwiatami. Mój plan był prosty, ale też bardzo ryzykowny, bowiem wszystko postawiłem na jedną kartę i nie zamierzałem tego zmieniać. Zresztą z trudem przyszło mi dzisiaj powstrzymanie się od zajęcia miejsca w samolocie i udanie do Walencji. Tego dnia chciałem ją zobaczyć, dotknąć, ale jeśli to zrobię stracę ją, tak jak straciłem na Majorce.

Ojciec poleciał sam do Rosji, a od tamtej kłótni niewiele się odzywał. Mimo, iż nie zwolnił mnie z tak zacnego miejsca, jakim był: zastępca wielkiego bossa – co trochę wywoływało we mnie śmiech; to nie wtajemniczał mnie w swoje sprawy.

Przez te niecałe dwa tygodnie Amelia zaaklimatyzowała się w domu, a jej relacja z Evą mimo początkowej niechęci gosposi, poprawiła się. Stewardessa w dalszym ciągu szukała mieszkania, w którym mogłaby wynająć pokój, ale w Monte Carlo jest o to bardzo trudno. Zajmując dawny pokój Céli, sprawiła, że Pablo miał codziennie duże pole do popisu, by tylko mi dogryźć. I tak też było tym razem. 

Siedząc w biurze próbowałem skupić się na kolejnym przerzucie kokainy do Argentyny, wszystko by tylko nie myśleć o tym, iż właśnie powinien rozpocząć się nasz rozwód. Co jakiś czas przerzucałem spojrzenie na telefon, cierpliwie czekając, aż mój adwokat się odezwie. Wiem, że z sędziną miała to być tylko formalność, ale nim nie dostanę potwierdzenia, wolę nie cieszysz się zawczasu.

— Jesteś pojebany, bracie! – wszedł z hukiem Pablo, zajmując miejsce naprzeciwko mnie.

— Czego chcesz? – wydusiłem z siebie.

— Nie dasz jej rozwodu, wiesz, że się wścieknie? – założył dłonie na torsie i lustrując mnie swoim spojrzeniem, wyczekiwał odpowiedzi. Nie odpowiedziałem, choć mój wzrok zdradził mnie już w kilka sekund. Pablo drażniąc swój zarost na brodzie, zerwał się z miejsca, wykrzykując: — kurwa! Ty serio jesteś pojebany!

— Skończyłeś? – zamknąłem komputer, opierając się wygodnie.

— Rozmawiałem z Susaną. Stary, możemy się założyć, o co tylko chcesz... Nie przyjedzie, zapomnij o tym – nalał do dwóch szklanek whisky i podając mi jedną, dodał: — ona cię nienawidzi. Zajmij się lepiej tą stewardessą, może godnie zastąpi Célię, zresztą pokój już wybrała po twojej żonie – śmiał się głośno, a ja w tym czasie zauważyłem, coś co sprawiło, że moje serce zaczęło mocniej bić. Na wyświetlaczu pojawił się numer Céli. Biłem się z myślami, czy powinienem odebrać, ale wtedy mój plan poszedłby do kosza. Odwróciłem, więc telefon, by nie bić się z myślami i wypijając do dna alkohol, uderzyłem w blat dłonią.

— Jeśli chcesz, sam możesz się nią zająć – wstałem z miejsca i wymijając go, uzupełniłem szklankę whisky.

— Rozumiem, że jestem zaproszony na urodziny własnego brata. Chcę siedzieć w pierwszym rzędzie, gdy zjawi się twoja żona w towarzystwie Antonia – jak tylko usłyszałem te słowa, z całym impetem rzuciłem szklanką w ścianę.

— Milcz! – byłem wściekły, bo jakimś cudem udało mi się o nim zapomnieć, a dzisiaj Pablo, jak na zawołanie musiał sprowadzić mnie na ziemię.

Kolejny dzień spędziłem w towarzystwie Susany, która wzięła udział w moim chorym planie. Mimo, iż początkowo nie pałała sympatią do Céli, to jednak dokładnie wiedziała kim dla mnie jest i że nigdy nie będzie w stanie jej zastąpić. Zajęła się organizacją przyjęcia w hotelu, a wieczorem zaprosiła na nie moją żonę. Po wiadomości, którą dostałem od Céli, wiedziałem, że kwiaty, a przede wszystkim brak mojej obecności na rozwodzie podziałały. Była wkurwiona i tego właśnie chciałem.

Nadszedł dzień imprezy, która miała być dla mnie rzekomym triumfem. Jej pojawienie się byłoby dla mnie czymś na co czekałem, czego pragnąłem od kilku dni.
Stojąc przed lustrem w łazience, spojrzałem na obrączkę, której nie byłem w stanie ściągnąć.

— Dziś cię zobaczę – westchnąłem cicho, po czym usłyszałem za plecami głos Amelii:

— Widzisz mnie codziennie od prawie dwóch tygodni – zaśmiała się, po czym bez zaproszenia weszła do środka. Stając przede mną, zmierzyła mnie wzrokiem z góry na dół i odchrząkując, zapytała: — tak masz zamiar pójść? – uśmiechnąłem się pod nosem, bo mój strój składał się tylko z ręcznika przepasanego wokół bioder.

— A co, tak źle wyglądam? – pokręciłem głową, na co ona wybuchła śmiechem.

— No wiesz... to zależy, dla kogo...

— Dla Ciebie? – przerwałem jej dalszy wywód.

— Przyjaźnimy się, dlatego odmawiam odpowiedzi na to pytanie – odwróciła się na pięcie, po czym wychodząc dodała: — załóż białą koszulę, podkreśla twoje oczy.

Wyszła zamykając za sobą drzwi, a ja w tym czasie ułożyłem włosy. Słuchając rad stewardessy, założyłem białą koszulę oraz ciemnozielony garnitur. Krawat, który początkowo zawiązałem pod szyją, sprawiał, że zaczynałem się dusić i chcąc, nie chcąc rozwiązałem go, rzucając na łóżko. Wówczas usłyszałem pukanie do drzwi. Nim zdążyłem coś powiedzieć, do środka wszedł uradowany Pablo wraz z Susaną.

— Gotowy? – westchnął.

— Susana, czy... – pokręciła smutno głową zaprzeczając pytaniu, które nawet nie zdążyłem dokończyć.

— Mówiłem ci, że nie przyjdzie. Stary, ona pewnie teraz leży po dobrym seksie w ramionach Antonio, a ty liczysz, że przyjdzie na przyjęcie mordercy jej ojca – słysząc słowa mojego brata, od razu rzuciłem się na niego.

— Sukinsynu... – wysyczałem, na co Susana natychmiast próbowała nas rozdzielić.

— Przestańcie! – krzyczała, ciągnąc mnie za ramię.

— Zajmij się Amelią, a nie obsesyjnie podążasz drogą, która z góry skazana jest na niepowodzenie. Nie widzisz, że ty dla niej już umarłeś? Oprzytomnij wreszcie i pozwól jej odejść! Cristóbal, chcę ci pomóc... jesteś moim bratem i nie mogę dłużej patrzeć, jak marnujesz swoje życie. Dzisiaj na przyjęciu dostaniesz ode mnie coś, dzięki czemu mam nadzieję, zapomnisz o niej, raz na zawsze.

Zlekceważyłem słowa Pablo, który postanowił zniszczyć mi całe przyjęcie. Choć jadąc do hotelu, przez krótką chwilę przeszła mi myśl, iż może miał rację. Moje życie od kilku lat skupiało się wyłącznie na Céli. Żyłem nią, żyłem dzięki niej i ta cholerna obsesja nie pozwalała mi nic innego dostrzec. Célia rozpaliła we mnie uczucie, które do tej pory było mi obce. To ona bowiem nauczyła mnie kochać, a teraz niby, jak miałem oddać ją komuś innemu?

Przyjęcie od kilku godzin trwało w najlepsze, tylko ja jakoś nie miałem ochoty na zabawę. Co jakiś czas ślepo patrzyłem na drzwi wejściowe, licząc, że może się pojawi. Jednak to na nic. Czas najwyższy przyjąć porażkę na klatę. Podchodząc do baru zamówiłem kilka podwójnych shotów wódki, po czym opróżniając je w ekspresowym tempie, usłyszałem Pabla głos, za plecami:

— Zaraz dostaniesz coś, co pozwoli ci zapomnieć – spojrzałem na niego badawczo, po czym zirytowany chciałem wstać: — spokojnie, będziesz miał ją na całą noc. Zapłaciłem – wskazał dłonią w stronę podestu, na który weszła brunetka, w dość wyzywającym stroju.

— Odpadam – podniosłem ręce w geście kapitulacji, jednak on nie dawał za wygraną. Pomachał mi przed twarzą woreczkiem z białym proszkiem i śmiejąc się żałośnie, rzekł:

— Wszystko, co lubisz specjalnie dla ciebie. Niech wróci ten stary Cristóbal i wypieprzy połowę tego klubu. Najlepszego, bracie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro