Rozdział 61

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Cristóbal

Nazajutrz obudził mnie irytujący dźwięk dzwoniącego telefonu. Nim zdążyłem dosięgnąć go ręką, umilkł. Niech to szlag! Przerzuciłem badawcze spojrzenie na Célię, a ona tak niewinnie spała w moich ramionach. Objąłem ją mocniej i przyglądając się tak kilka dobrych minut, dotarło do mnie, jakim jestem pieprzonym szczęściarzem. Ona jest całym moim życiem, od pierwszej chwili, gdy pojawiła się w klubie. Zakochałem się w jej oczach, tej głupiej naiwności i tym, jak kierowała się uczuciami. Jest wyjątkowa i tylko moja. Pocałowałem jej czoło, po czym delikatnie ściągając ją ze swojej klatki piersiowej, ułożyłem na poduszce. Jej nagie ciało okryłem cieniutką kołdrą, a następnie wstając z łóżka skierowałem się do łazienki. Wszedłem prosto pod prysznic i odkręcając gorącą wodę, oparłem się dłońmi o ścianę. Głowę pochyliłem lekko do przodu i zamykając powieki, wróciłem wspomnieniami do wczorajszej nocy. To niesamowite, jak ta kobieta potrafi doprowadzić mnie do obłędu. Wystarczy tylko jeden jej gest, a należę cały do niej.

Po skończonym prysznicu, przepasałem ręcznik wokół bioder i podchodząc do wielkiego lustra spojrzałem sobie prosto w oczy. Za kilka miesięcy będę ojcem. Całe moje życie zmieniło się od kiedy Célia pojawiła się w nim. Zburzyła mój upór oraz dumę, docierając do serca. Wyzwoliła we mnie uczucia, przed którymi niezłomnie broniłem się. Jestem cholernym szczęściarzem, który nie zasłużył na to co właśnie otrzymał. Krzywdziłem ją i raniłem na oczach wielu ludzi, a mimo tego, ona nie przestała mnie kochać. Nigdy nie wybaczę sobie tego, co jej zrobiłem. Żałosne, jak nisko trzeba upaść, by zrozumieć swoje błędy. Jak mocno trzeba uderzyć się w pierś, by przyznać, że jest się pieprzonym dupkiem.

Ułożyłem starannie włosy, po czym wróciłem do sypialni. Célia nadal słodko spała, wtulona w poduszkę. Stanąłem obok łóżka, opierając się o dębowy stelaż baldachimu. Napawałem się jej cudownym widokiem, chłonąc nagie ciało, które lekko wystawało spoza kołdry. Złapałem się na tym, jak mimowolnie na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Szczęście mamy na wyciągnięcie ręki i to od nas zależy, jak bardzo będziemy o nie dbali. Ucałowałem ją w czoło, a następnie zakrywając szczelnie jej nagie ciało, wyszedłem z sypialni.

Schodząc do salonu, usłyszałem głośną rozmowę Pablo z Mateo. Nawet nie musiałem zgadywać o czym była, bo jedyne co od kilku dni wyzwala w nas wszystkich skrajne emocje to torturowany Antonio. Najwyższy czas bym stanął z nim twarzą w twarz i dokończył to, co moi chłopcy zaczęli.

— Następnym razem, jak będziecie planować pozbycia kogoś głowy to nie róbcie tego w domu – skwitowałem, posyłając im wredny uśmieszek.

— Gdybyś się pospieszył, obgadalibyśmy sprawę w drodze – odpowiedział niewzruszony Pablo, machając mi przed twarzą kluczykami od samochodu.

— Przecież nie ucieknie – wyciągnąłem mu z ręki kluczyki i wychodząc z domu, odwróciłem się w ich stronę, mówiąc: — idziecie?

Całą drogę do magazynu pokonałem słuchając skrupulatnie obmyślonych planów zemsty. W pewnym momencie całkowicie się od tego odciąłem i wgapiając się w drogę, którą miałem przed sobą ułożyłem w głowie swój własny plan. Jedno wciąż nie dawało mi spokoju. Dlaczego Antonio wynajął Amelię, by na koniec ją zabić, a tym samym tak łatwo wpaść w moje ręce? Co z tego miał? Bo jeśli pragnął mojej głowy, to mógł ją dostać wielokrotnie. W dodatku fakt, że chciał spotkania ze mną trochę mnie ekscytuje. Lubię niszczyć wrogów, patrząc im prosto w oczy. Lubię widok ofiary, która prosi o litość. A na koniec lubię, gdy śmierć przychodzi powoli, a jęki i krzyki torturowanych komponują się z moją wyrafinowaną brutalnością. Szybka śmierć dla kogoś takiego, jak Antonio to nagroda, a ja nie nagradzam fiutów, którzy czyhają na moją rodzinę.

Zaparkowałem samochód pod magazynem, który dookoła otoczony był moimi ludźmi. Jak to jest, że ponad trzydziestu ochroniarzy pilnuje jednego złamanego kutasa? Albo Pablo dmucha na zimne i woli się ubezpieczać, albo ten cały Antonio Serrato jest tak twardy, że moi ochroniarze nie są w stanie go złamać. Wysiadłem z auta i podchodząc pewnym krokiem do jednego z goryli, zapytałem wprost:

— Żyje? – tylko tyle mnie interesowało.

— Czekaliśmy na pana... – uniosłem dłoń, by zakończyć ten zestresowany bełkot, po czym odwróciwszy się w stronę brata i Mateo, krzyknąłem:

— Pójdę sam!

Podszedłem pod wielkie, metalowe drzwi i gdy miałem już je otworzyć, wyciągnąłem broń z rąk jednego z pilnujących wejścia. Odbezpieczyłem, po czym z całym impetem kopnąłem w stalowe wrota i wchodząc do środka, poczułem pierdolone uczucie zemsty.

Antonio związany siedział na drewnianym krześle, z głową opuszczoną w dół. Nie ruszał się ani nie wydawał z siebie żadnych dźwięków. Jego porwana koszula była cała brudna od zaschniętej krwi, a rany, które zauważyłem od razu pozwoliły mi się cieszyć tym widokiem. Podszedłem bliżej, stając przed nim. Wpatrywałem się z obrzydzeniem w jego rany na głowie i choć z wielkim trudem przychodziło mi powstrzymywanie się od strzelenia to nie mogłem się oprzeć, by nie uderzyć go kolbą pistoletu. Zamachnąłem się i jednym, szybkim ruchem zadałem cios prosto w prawą część głowy. Upadł na ziemię, razem z krzesłem, a ja w tym momencie miałem idealny widok na jego zakrwawioną twarz. Był nieprzytomny.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu skutecznego pobudzacza. Wtedy mój wzrok skupił się na stojącym w rogu wiaderku z wodą. Wziąłem go natychmiast i wylewając całą zawartość na twarz Antonia, przywróciłem go do świata żywych. Dusił się kaszląc i łapiąc chaotyczne wdechy. Rzuciłem wiaderko w kąt i kucając przed nim, złapałem za jego włosy.

— Pobudka, Antonio! – wrzasnąłem mu prosto w twarz, a ten jak na zawołanie otrzeźwiał. Otworzył oczy i przyglądając mi się uważnie, westchnął:

— Myślałem, że zdechniesz.

— Musisz lepiej celować – odparłem, a następnie podniosłem go razem z krzesłem.

— Przyszedłeś mnie zabić? – zapytał, po dłuższej chwili.

— Przyszedłem, bo dostałem zaproszenie, nieprawdaż? – mówiąc to, postawiłem przed nim wolne krzesło, po czym usiadłem i chowając broń za pasek od spodni, dodałem: — widzisz Antonio, jestem człowiekiem, który rzadko odmawia przyjaciołom i choć w szpitalu kazałem ci wypierdalać to ty jednak nie możesz beze mnie żyć. Pytanie, czy ta chora obsesja jest spowodowaną zazdrością o Célię, czy to jakiś rodzaj egoistycznej farsy?

— Jesteś popieprzony! – rzucił, na co ja zacząłem się głośno śmiać.

— Po co chciałeś się ze mną widzieć? – gromiłem go gniewnym spojrzeniem, ale on nawet nie drgnął.

— Pieprzyłem się z nią, sama do mnie przyszła. Błagała, bym ją przeleciał w Barcelonie. Nawet nie musiałem się starać. Już wiem, dlaczego tobie też tak łatwo poszło. Jest tak samo puszczalska, jak jej matka!

Nie wytrzymałem. Z całej siły wymierzyłem mu cios pięścią w twarz. Kolejny raz przewrócił się razem z krzesłem, ale tym razem do tyłu. Zerwałem się z miejsca i z całym impetem kopnąłem go w brzuch.

— Ty sukinsynie! Zajebię cię! – kopałem go w totalnym amoku. Nie zważałem na to co mówił, byłem jak w transie, z którego nie mogłem się obudzić. Moja Célia jest dla mnie najważniejsza i nie pozwolę, by jakikolwiek skurwiel ją obrażał.

— Cristóbal! Wystarczy! – odepchnął mnie Pablo, przybierając do ściany i dopiero teraz wróciłem do rzeczywistości.

Spojrzałem w stronę Antonio, który leżał nieruchomo zalewając się krwią.

— Dlaczego zabiłeś Amelię?! – krzyknąłem, ale on nic nie odpowiadał. Chyba właśnie pogrzebałem wszelkie szanse na uzyskanie jakiejkolwiek informacji.

— Dlaczego musisz reagować zawsze w ten sam sposób?! Przez ciebie nic już się nie dowiemy – pretensjonalny ton mojego brata, wprawiał mnie w kolejną falę wściekłości.

— Ten kutas nic by wam nie powiedział! Chciał tylko ze mnie zakpić. Jeśli jego jedynym celem byłem ja, to właśnie polowanie się zakończyło – rzuciłem wściekle, patrząc, jak moi ludzie uwalniają ciało nieżyjącego już policjanta.

— Myślisz, że planował...

— Tak. Sądzę, że od dawna chciał dokonać tego, co nie udało się Felipe Rojas – wyszarpnąłem się bratu, a następnie kierując się do wyjścia, wydałem polecanie Mateo, by zajęli się ciałem Antonia. Nie chcę nigdy więcej słyszeć o tym kutasie, nie chcę nawet o nim pamiętać.

Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon odjechałem z tego przeklętego miejsca. Pragnąłem być, jak najszybciej w ramionach mojej żony. Tylko tego teraz potrzebowałem.

Nim zdążyłem przekroczyć próg domu, na wejściu powitała mnie fala gniewu mojej cudownej teściowej.

— Musimy porozmawiać!

— Wybacz Gabrielo, ale jestem teraz zajęty – chciałem ją wyminąć, lecz matka Céli szybko zastawiła mi drogę.

— To zajmie mi tylko chwilę – chwyciła za moje ramię, po czym siłą wyprowadziła z domu.

— Jeśli chcesz udzielić mi reprymendy, nie trudź się. To nic nie da – odtrąciłem ją, stając twarzą w twarz.

— Moja córka przeżyła przez ciebie prawdziwe piekło! Zabiłeś jej ojca, zniszczyłeś życie, jak możesz spojrzeć sobie w twarz? Chciałam byście byli szczęśliwi, ale ty nie potrafisz się zmienić. Ciągle dokładasz jej zmartwień, ściągasz na nią całe zło. Nie chcę by Célia miała z tobą cokolwiek do czynienia! Już wystarczy, Cristóbal! – kompletnie nie rozumiałem jej słów. Była wściekła na mnie, ale ta wściekłość wynikała z czegoś, o czym chyba sama nie miała pojęcia. Nie chciałem kontynuować tej śmiesznej wymiany zdań i lekceważąco posłałem jej cwaniacki uśmieszek, po czym wszedłem do domu.

Wbiegłem po schodach do sypialni i gdy tylko przekroczyłem próg, zobaczyłem Célię siedzącą w fotelu pod oknem. Czytała książkę, ale na mój widok natychmiast ją odłożyła.
Wyglądała przepięknie. Mimo, iż nie widzieliśmy się raptem kilka godzin to ja już za nią tęskniłem. Zamknąłem na klucz drzwi i napawając się jej ciepłym spojrzeniem, podszedłem do niej w okamgnieniu. Klęknąłem przed fotelem, a następnie chwytając delikatną dłoń Céli, ucałowałem wierzch.

— Cristóbal, czy coś się stało? Wyglądasz... – zaczęła, ale szybko przerwałem jej zdanie.

— Wszystko jest już dobrze. Kocham cię – ujęła prawą dłonią moją twarz i wpatrując się głęboko w oczy, westchnęła cicho:

— Antonio.

Opuściłem nisko głowę, nie chcąc jej okłamywać. Już i tak przejrzała mnie na wylot. Po chwili wstała z fotela i nakazała mi stanowczym głosem zająć jej miejsce. Bez wahania wykonałem polecenie. Okrakiem usiadła na moich kolanach, wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie. Chciałem coś z niego wyczytać, ale w myślach przewijał się tylko obraz tego cholernego kutasa.

— Wszystko co złe kiedyś musi się skończyć. Jestem tutaj, i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Cristóbal, to co razem przeżyliśmy dało nam lekcję pokory, którą oboje odrobiliśmy. Teraz czas byśmy zadbali o nasz związek i zaczęli czerpać z niego wszystko to co do tej pory utraciliśmy. Dlatego... – nachyliła się nad moim uchem i nadgryzając płatek, wyszeptała: — nie mam na sobie majtek i chcę się kochać. Teraz.

Dla mnie te słowa były niczym zapalnik. Chwyciłem ją mocno za ramiona i patrząc głęboko w oczy, czerpałem z nich to co najpiękniejsze. Miłość.

Célia rozpięła mi spodnie, po czym ściągając je do kolan, skupiła wzrok na penisie. Nadgryzając dolną wargę, ujęła moją dłoń, by po chwili w wulgarny sposób oblizać wskazujący palec. Następnie bezceremonialnie wsunęła moją rękę pod sukienkę, sterując nią tak, bym pieścił jej spragnioną cipkę. Jęknęła głośno, kiedy wsunąłem w nią palec. Napawałem się widokiem jej rozchylonych ust. Oddychała głęboko, wijąc się na moich kolanach. Mój penis był już na nią gotowy i niesamowicie pragnąłem się w niej zanurzyć. Po chwili Célia złapała za moje ramiona i posyłając mi wygłodniałe spojrzenie, czekała, aż się w nią wsunę. Nie musiała prosić, ani błagać. Uniosłem ją lekko za biodra, po czym nabiłem na wiecznie spragnionego jej cipki, kutasa. Jęknęła, wbijając w moje ramiona paznokcie. Po chwili zaczęła się poruszać, zaciskając się wokół nabrzmiałego fiuta. Robiła to tak z wielką gracją, że mógłbym godzinami ją obserwować i zajadać się jej cichymi pomrukami. Natarła na mnie ustami, wpychając język do środka. Ssała i całowała każdy milimetr warg, cholernie mnie to pociągało. Lubiłem, kiedy próbowała dominować, to było kurewsko zmysłowe. Po chwili uniosłem jej sukienkę do góry i dając lekkiego klapsa w tyłek sygnalizowałem, by przyspieszyła swoje ruchy. Célia wtuliła się we mnie, po czym całując w szyję wydała z siebie bezdźwięczny jęk. Wówczas moje dłonie zacisnęły się mocniej wokół jej bioder i jak na zawołanie zacząłem ją ostro pieprzyć. Przyspieszyłem, posuwając ją w rytm, który nadały nasze ciała. Mój kutas zanurzał się w niej głęboko, by po chwili wyjść. Krzyczała mi wprost do ucha, przyjmując na siebie falę orgazmu. Po kilku mocnych pchnięciach wypełniłem jej całą cipkę potężną dawką spermy. Przytuliłem ją mocno do siebie, całując czule w policzek. Pragnąłem jej podziękować, za to. Rozładowała moje napięcie, dając największą przyjemność. Niczego więcej już nie potrzebuję.

— Kocham cię – wyszeptałem Céli do ucha, zaciągając się jej słodkim zapachem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro