Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Célia

Obudziły mnie promienie słoneczne, które wpadały przez okno wprost do mojego łóżka. Ból głowy dalej nie ustępował, a na dodatek po chwili wróciły do mnie wydarzenia z wczoraj. To nie był sen, wypadek i utrata dziecka... było naprawdę. Przetarłam dłońmi zaspane oczy i dopiero teraz zorientowałam się, że nie leżę już w szpitalnej sali. To miejsce, które znam, które od... nie zmieniło się. Ścisnęłam mocno kołdrę, chcą schować się przed całym światem. Mój oddech stawał się coraz głośniejszy, a kiedy zobaczyłam na swojej prawej dłoni obrączkę, którą na Majorce zwróciłam Cristóbalowi, serce zaczęło mi walić jak oszalałe.

— Dzień dobry – usłyszałam nad uchem, ciepły głos mojego męża. Boże, ja naprawdę jestem w Monako.

— Co ja tutaj robię? Chcę stąd wyjść, natychmiast! – próbowałam wstać, ale on szybko zagrodził mi drogę i stając przed łóżkiem, rzekł:

— Chciałaś wrócić do domu, oto jesteś. Célia będę o ciebie walczył, słyszysz? Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – chwycił ręką mój podbródek i unosząc go w górę, dodał: — chcę być przy tobie, zwłaszcza teraz. Oboje siebie potrzebujemy. Ja też straciłem dziecko i do cholery Célia, ja też jestem tylko pieprzonym człowiekiem... czuję – jego twarz zupełnie nic mi nie zdradzała, był opanowany, chociaż słowa, które wypowiadał nie brzmiały spokojnie.

— Żałuję, że nie zginęłam... wtedy nie byłoby to takie trudne – w moich oczach pojawiły się łzy, których nie byłam w stanie powstrzymać. Cierpiałam i cholernie nie mogłam sobie z tym poradzić.

— O czym ty mówisz? Nigdy bym ci na to nie pozwolił! – chciał mnie przytulić do siebie, ale nie pozwoliłam mu na to. Opychając go, zrozpaczona położyłam się na łóżku.

— Tak bardzo chciałam być matką... Nie masz pojęcia, jak bardzo. Nawet nie zdążyłam się tym nacieszyć. Cristóbal, ja nawet nie zdążyłam ci o nim powiedzieć... – spojrzałam na niego, po czym przecierając z płaczu oczy, dodałam: — byłabym złą matką. Może nawet lepiej, że tak się stało...

— Przestań! Nie wolno ci tak mówić, a nawet myśleć! Célia jeszcze będziesz wspaniałą matką – po tych słowach położył się obok mnie i przytulając mocno do siebie, zaczął głaskać moją głowę.

— Czuję się winna za ten wypadek.

— Winny jest tylko ten skurwiel, który w ciebie wjechał. Nie spocznę, dopóki się nie dowiem, kto za tym stał. Ale proszę nie myśl już o tym. Musisz odpoczywać, nabrać sił – złożył delikatny pocałunek na moim czole, co na chwilę dało mi ukojenie. Zamknęłam oczy tuląc się do jego klatki piersiowej. Był przy mnie, mimo że kazałam mu odejść. Dlaczego to robił? Teraz całkowicie o to nie dbałam. Przy nim uspokoiłam się na chwilę, a mój płacz zamienił się w dziwne uczucie pustki. Nie byłam w stanie pogodzić się ze stratą dziecka, obwinianie się było jedyną słuszną drogą, którą obrałam. Gdybym nie puściła tej kierownicy albo gdybym zobaczyła tego kierowcę, może jakoś udałoby się...

— Cristóbal... – wyszeptałam po dłuższej chwili.

On cały czas trzymał mnie w swoich ramionach. Wtulając głowę w jego tors, nie chciałam myśleć o tym co boli, ale to niestety było silniejsze ode mnie. Gdy tylko zamknęłam na chwilę oczy, od razu wracałam w wspomnieniach do wypadku. Nie wiem, czy kiedykolwiek nauczę się z tym żyć. To miał być najszczęśliwszy dzień w moim życiu, a okazał się... Jak to jest dowiedzieć się, że zostanie się matką, a chwilę później stracić to na czym tak bardzo zależało?

— Przynieść ci coś do picia? – westchnął po nosem, a jego dłoń zacisnęła się mocniej na moim ramieniu.

— Zostań... – chwyciłam go za place i dotykając ich delikatnie, dodałam: — żałuję tych wczorajszych słów. Ja...Cristóbal naprawdę...

— Ciii, wszystko wiem Céli – objął mnie jeszcze mocniej, a wtedy płacz kolejny raz dał o sobie znać.

— Mama już nawet kupiła coś dla naszego dziecka. Boli, Cristóbal... bardzo. Nie wiem, jak mam sobie z tym poradzić. Z jednej strony chcę krzyczeć i płakać, a z drugiej zadręczam się.

— Przełóż na mnie wszystkie swoje złe emocje. Pozbądź się ich. Płacz, krzycz nawet jeśli ci to ulży bij mnie, ale chcę wiedzieć, że jesteś. Kocham cię i zawszę będę, nawet gdy kolejny raz usłyszę od ciebie, jak to bardzo mnie nienawidzisz. Jesteś mi potrzebna... do życia, do kochania cię...

— Dlaczego zabrałeś mnie do Monte Carlo? – odwróciłam się na bok, tak by patrzeć mu prosto w oczy.

— Słyszałem wczoraj, jak mówiłaś Gabrieli, by zabrała cię do domu. Byłem tam, a kiedy w nocy zobaczyłem, w jakim jesteś stanie... musiałem cię zabrać ze szpitala – podniosłam rękę, by dotknąć jego twarzy, ale w tym czasie do pokoju weszła Eva. Cofnęłam natychmiast dłoń.

— Witaj dziecko. Wiesz, że przespałaś prawie pół dnia? Lekarz nie żałował ci leków nasennych. Cristóbal przesuń się, mam dla Céli ciepłą zupę, zjesz prawda? – wygoniła Cristóbala z łóżka i stawiając na tacy talerz, usiadła na krześle obok.

— Nie jestem głodna.

— Nawet nie chcę tego słyszeć, napracowałyśmy się z twoją mamą – gdy usłyszałam to ostatnie słowo, gdzieś w środku ucieszyłam się. Moja matka tutaj jest. Jest ze mną.

— Gabriela? – wyszeptałam prawie niesłyszalnie.

— Tak, kochanie. Rozmawia teraz w salonie z Pablo, zawołać ją? – pokiwałam głową, po czym gosposia wyszła natychmiast z pokoju. Spojrzałam nieśmiało w stronę Cristóbala, który ciągle mi się przyglądał. Chciałam coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

— Córeczko! – krzyknęła matka, która przerwała tą rozdzierającą ciszę.

— Mamo... przepraszam – wyszeptałam, na co rodzicielka natychmiast podeszła do mojego łóżka i obejmując mnie, składała pocałunki na czole.

— Wszystko dobrze, kochanie. Za nic nie musisz przepraszać, ja wszystko rozumiem – chwyciła mnie za dłoń i siadając obok, ocierała pojawiające się łzy. Cristóbal wyszedł, zostawiając nas same. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, matka patrzyła na mnie w dziwny sposób, jakby oczekiwała czegoś, czego nie było.

— Zgodziłaś się, by mnie tutaj przywiózł? – zapytałam po chwili.

— Tak. Chciał się tobą zaopiekować, być przy tobie po... – nie dokończyła. Na jej twarzy szybko zagościł smutek, po czym ściskając moją dłoń, dodała: — uratował ci życie. Straciłabym cię, gdyby nie on. Nigdy mu nie wybaczę śmierci ojca, ale do końca życia będę mu wdzięczna za to, co zrobił dla ciebie.

— Mamo, o co chodzi? – byłam całkowicie zaskoczona jej słowami: — Jak to Cristóbal uratował mi życie?

— Potrzebna była operacja, na którą nie było mnie stać. Zadzwoniłam do niego, błagając o pomoc. Zanim coś powiesz, wiedz, że gdybym miała zrobić to jeszcze raz... nie zawahałbym się. Przyleciał od razu, zajął się wszystkim, a później... – nie dowierzałam, kręcąc głową próbowałam odsunąć od siebie słowa matki.

— Co później? – musiałam wiedzieć.

— Później nie odstępował od twojego łóżka nawet na krok. On cię kocha... trzeba być ślepcem, by tego nie zauważyć – przełknęłam ślinę, po czym podnosząc się na łóżku, westchnęłam:

— Pomożesz mi się wykąpać? – nie chciałam już dłużej słuchać na temat mojego męża.

— Pewnie córeczko, ale zaraz po tym zjesz zupę. Kroplówki już cię nie karmią, a jesteś coraz bledsza. Musisz jeść, by pokazać mi to miasto – uśmiechała się i choć wiem, że robiła to tylko po to, by jakoś podnieść mnie na duchu, nie mogłam jej zawieść. Odpowiedziałam lekkim uśmiechem, który z trudem mi przyszedł.

Po chwili matka wróciła z łazienki i pomagając mi wstać, zaprowadziła wolnym krokiem do wanny. Rozebrała mnie z piżamy, a następnie zostawiając samą, rzekła:

— Przyniosę ci bieliznę i jakiś dres. Zawołaj, jak będziesz chciała już wyjść, będę w sypialni – przytaknęłam skinieniem głowy, po czym biorąc do ręki gąbkę namoczyłam ją w gorącej wodzie. Zamknęłam na chwilę oczy, a wtedy drzwi z powrotem się otworzyły.

— Mamo jeszcze nie... – przekręciłam twarz, a przede mną stał Cristóbal.

Oboje przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Dopiero po kilku minutach, wróciłam do rzeczywistość.

— Co tu robisz? – zapytałam, próbując dłońmi zasłonić swoje piersi.

Nie odpowiedział. Wbijając we mnie przeszywający wzrok, szedł w moją stronę. Stając przed wanną zaczął odpinać guziki w białej koszuli.

— Cristóbal, co robisz? – zadałam ponownie pytanie, na które drugi raz z rzędu nie uzyskałam odpowiedzi.

Nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego, zrzucił z siebie koszulę, a następnie ściągnął szybkim ruchem spodnie. Po chwili stał już zupełnie nagi. Musnął dłonią mój policzek, po czym wszedł do wanny. Usiadł za mną i obejmując w pasie, przyciągnął mocno do siebie.

— Mogłem cię stracić...– pocałował tył mojej głowy, po czym wyszeptał mi do ucha: — Célia jesteś miłością mojego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro