Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Cristóbal

Była tutaj.
Cała.
Moja.

Każdego fragmentu jej ciała, ust... nigdy nie zapomnę. Byłem głupcem myśląc, że kiedykolwiek potrafiłbym wyrzucić ją z głowy. Byłem ślepcem, który nie dostrzegł wcześniej tych hipnotyzujących oraz pełnych miłości oczu. I byłem pieprzonym skurwysynem, który pozwolił jej odejść, mimo że...
Mimo że wciąż ją kochał.

Widząc ją z tym facetem, gotowała się we mnie złość, której nie potrafiłem stłumić. Gorycz, irytacja i wszechogarniająca frustracja mieszały się ze sobą, dając mi poczucie kompletnej bezradności. Ułożyła sobie życie z dala ode mnie... z dala od tego co niegdyś dla niej było wszystkim. Czy jest szczęśliwa? Chciałbym zobaczyć to w jej oczach. Niestety, to co jedynie dostrzegam, nazwałabym smutkiem.

Wchodząc do swojego pokoju, trzasnąłem mocno drzwiami, by w jakikolwiek sposób dać upust swoim emocjom. Naprawdę niewiele brakowało, a jej pieprzony szef leżałby teraz w karetce, zalewając się krwią. Jak tylko przejdzie mi przez głowę jebana myśl, że jakiś kutas mógłby ją dotykać, ogarnia mnie agresja. Jestem wściekły na nią i odreagowując sprawiam, że kolejny raz zachowuję się jak cholerny dupek.

Nalewam pół szklanki whisky, którą opróżniam w ciągu kilku sekund i zaciskając wokół niej mocno dłoń, wściekły rzucam nią o ścianę. Ten związek i obsesja działa na mnie destrukcyjnie, mam wrażenie, jak gdyby moje życie obracało się tylko wokół Céli.

Wychodząc z pokoju, rzucam chłodne spojrzenie na drzwi na wprost moich. Ślepy los pokierował mną tak, że mimo iż chciałem odciąć się od zbliżającego rozwodu trafiłem właśnie na nią. Rzekłbym, że to zajebista perspektywa na przyszłość: widzieć ją zawsze wtedy, kiedy chcę zapomnieć.

Zajmując stolik w hotelowej restauracji, kiwnąłem dłonią w stronę kelnera, który pospiesznie przyjął moje zamówienie. Czarna, mocna kawa i podwójna szkocka, to jedyny ratunek na ten dzień. Przeglądając w telefonie maile, usłyszałem nad głową ciche chrząknięcie.

— Postaw i spływaj – rzuciłem oschle, sądząc, iż to kelner.

— Miałam rację mówiąc, że jesteś kretynem – na dźwięk tych słów uniosłem głowę, by spojrzeć na dziewczynę stojącą obok stolika.

— Cóż za śmiałość – skwitowałem, po czym zakładając ciemne okulary, zmierzyłem ją wzrokiem. Ubrana była w białą koszulę z krótkim rękawkiem oraz czerwoną spódnicę. Nisko upięte włosy delikatnie rozwiewał wiatr, co sprawiało, że rękoma non stop próbowała je ujarzmić.

Stewardessa, która obsługiwała mój samolot zajęła miejsce naprzeciwko, uśmiechając się szeroko, po czym opierając się na krześle, rzekła:

— Przyjmując posadę u rzekomo władczego pana Carrera, nie sądziłam, że to właśnie o ciebie chodzi. Co stało się z moją poprzedniczką? – oparła brodę o swoje dłonie, a następnie mrużąc lekko oczy, świdrowała mnie wzrokiem.

— Przekonasz się na własnej skórze, jeśli za chwilę stąd nie odejdziesz. Z tego co wiem hotel macie przy lotnisku, w takim razie, co tu robisz? – obruszyłem się, bo nienawidzę, gdy pracownicy przekraczają pewną granicę.

— Co?! – wrzasnęła głośno, na co większość gości odwróciło się w naszą stronę.

— Uspokój się, nie jesteś tutaj sama – wysyczałem, po czym biorąc łyk kawy zobaczyłem w oddali Célię, szła z tym dupkiem.

— Ktoś zrobił mi głupi kawał..., ale ja im jeszcze dam popalić – uśmiechnąłem się słysząc te słowa. Z jej ust... nawet nie wiem, jak bardzo by się starała to nie brzmiało jak groźba.

— Trzymaj – wyciągnąłem z kieszeni klucz od swojego pokoju, po czym widząc kątem oka, jak moja żona przygląda mi się od jakiegoś czasu, włożyłem w dłoń stewardessy, mówiąc: — możesz się odświeżyć, zostawić swoje rzeczy, a ja znajdę ci coś wolnego.

— Naprawdę? – w jej głosie słychać było małe podekscytowanie, które mnie rozbawiło.

— Tak, a swoim kolegom powiedz, że dostałaś ich premię.

— Dziękuję! – wstając z krzesła, rzuciła się na mnie, co całkowicie mnie zaskoczyło: — wiedziałam, że nie jesteś takim chamem, jak mówią. Ups! Chyba nie powinnam była tego mówić – oderwała się ode mnie, po czym robiąc głupią minę, zabrała swoją walizkę. Wychodząc krzyknęła w moją stronę: — mam na imię Amelia!

Zniknęła za drzwiami, a goście, którzy zdołali zobaczyć i usłyszeć tą małą, piorunowali mnie wzrokiem. To mam swój odpoczynek – rzuciłem pod nosem, a następnie odwracając głowę w stronę, gdzie jeszcze niedawno stała Célia, dostrzegłem, że już jej tam nie było.

Całe popołudnie spędziłem w towarzystwie Mateo. Musiałem zająć czymś głowę, więc kończąc kolejną butelkę whisky, omawiałem z nim dwie zbliżające się transakcje, z którymi wiązałem spore nadzieje. Jeśli wszystko poszłoby po mojej myśli, miałbym otwartą drogę, by na stałe nawiązać współpracę z Argentyną, a tym samym odciąć się raz na zawsze od interesów ojca i jego wiecznie, niekończącej się dyktatury.

Było już późno w nocy, kiedy zdałem sobie sprawę, że zapomniałem o tej naiwnej dziewczynie. Cały dzień przesiedziała w moim pokoju, czekając aż załatwię jej coś wolnego.

— Szefie! – zawołał nagle Mateo, który pakował dokumenty do teczek. Wskazując głową na recepcję, dostrzegłem ów stewardessę, która wykłócała się z menadżerem hotelu. Musiałem zareagować, zanim pogrąży mnie całkowicie.

— Co tu się dzieje?! – zapytałem, podchodząc bliżej.

— Dobrze, że jesteś. Chciałam zamówić kolację do pokoju, ale nie ma mnie na liście gości... i ten palant... – fuck! Moja wina. Przerzuciłem wzrok na menadżera, który nie krył swojego oburzenia, po czym wytłumaczyłem mu zaistniałą sytuację, a on zmieszany wręczył Amelii klucz do wolnego pokoju i zaprosił ją na kolację w restauracji.

— Ty nie idziesz? – usłyszałem jej cichy głos za plecami, kiedy czekałem na windę.

— Już jadłem – odparłem lekceważąco.

— Alkohol to nie jedzenie – rzuciła, po czym odwróciwszy się podążała w stronę przeszklonych drzwi. Chciałem coś jej powiedzieć, by wreszcie skończyła tą swoją nieudolną chęć pokazania mi odwagi, ale... zrezygnowałem.

Wszedłem do swojego pokoju, w którym całe popołudnie gościła się Amelia. Nienawidziłem bałaganu, a jedyne kobiecy rzeczy, które tolerowałem w swoich czterech ścianach należały do Céli. Prawie cała podłoga ozdobiona była porozrzucanymi ubraniami oraz bielizną stewardessy.

— Co za nieogarnięta... – wymruczałem pod nosem, po czym nalewając ulubiony trunek, położyłem się na łóżku.

Cholerne myśli znowu opanowała Ona. Do tej pory nie wróciła, a mnie powoli zaczynało roznosić. Nigdy nie pozbędę się tej chorej obsesji. Cały czas mam ją przed oczami, cały czas o niej myślę i na dodatek cały czas jej kurewsko pragnę.

Nie mam pojęcia, ile upłynęło czasu, bo myślami błądziłem wokół Céli. Nagle usłyszałem pukanie, które sprowadziło mnie na ziemię. Odstawiłem szklankę na szafkę obok łóżka i otwierając drzwi, zobaczyłem w progu Amelię.

— Przyniosłam ci coś... – nawet nie czekała na zaproszenie, pchnęła drzwi ręką i wchodząc jak do siebie, usiadła na brzegu łóżka.

— Zabierz stąd swoje rzeczy i znikaj – powiedziałem poważnym głosem, na co ona zaczęła się śmiać i pochylając się w stronę odstawionej szklanki, rzekła:

— Widzę, że kolacja wjechała. Dobra panie „pochmurny" skończmy już te żarty, przyniosłam ci steka krwistego, chyba taki lubisz najbardziej? – otworzyła opakowanie, które miała ze sobą, a następnie położyła je na łóżku.

— Skąd wiedziałaś?

— To było jedyne danie w karcie, które pasowało mi do ciebie – uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc te słowa, po czym stając przed nią, powtórzyłem:

— Zabierz stąd swoje rzeczy i znikaj.

— Nie boję się ciebie, ale Okej... umówmy się, że chociaż trochę się przestraszyłam – podniosła się z miejsca i zbierając w pośpiechu porozrzucane rzeczy, mówiła pod nosem: — pieprzony samiec alfa.

— Słyszałem...

Amelia wyprostowała się, posyłając mi chłodne spojrzenie, a następnie z całym impetem rzuciłam we mnie ubraniami, kwitując:

— Jakbyś był gentelmanem, pomógłbyś kobiecie...

— Masz rację, gdybym nim był... zaniósłbym nawet twoje szmaty do pralni, ale nim jestem, więc... wypierdalaj! – w końcu jej się udało wyprowadzić mnie całkowicie z równowagi. Wściekła odwróciła się napięcie i wychodząc rzuciła w moją stronę:

— Dziękuję Cristóbal to było... – nie dokończyła. Zamknęła za sobą drzwi, dając mi wreszcie upragniony spokój.

Ta kobieta jest niezrównoważona i albo cholernie głupia albo niezwykle odważna.

Dopijając kolejną szklankę whisky zjadłem przyniesioną przez Amelię kolację. Myślami wróciłem, do jej słów, w których nazwała mnie „pieprzonym samcem alfa" i nawet złapałem się na tym, jak na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. Po chwili krnąbrną brunetkę zastąpiła Ona. Wdarła się do mojej głowy zawładnąwszy wszystkimi moimi myślami. Mimochodem spojrzałem na zegarek. Była czwarta. Odstawiając szklankę, zdobyłem się na coś, na co miałem kurewską ochotę od kiedy ją dzisiaj zobaczyłem.

Wychodząc z pokoju, stanąłem przed jej drzwiami. Miałem nadzieję, że już wróciła. Nie! Nie miałem nadziei, ja tego cholernie potrzebowałem. Dobijając się przez dłuższy czas, w końcu otworzyła. Wyglądała... idealnie.

Nie pozwalając dokończyć bełkotu, którym mnie powitała zatkałem jej usta swoimi. Początkowo stawiała mi opór, ale kiedy uniosłem ją wysoko, oplatając wokół bioder - nie sprzeciwiła się. Nogą zamknąłem drzwi, po czym oparłem ją plecami o ścianę. Nasze języki połączyły się ze sobą, w intensywnym tańcu zwanym pożądaniem. Należała tylko do mnie, była tylko moja. Nie odrywając się od aksamitnych ust Céli, prawą dłonią podążałem po jej szyi, ramieniu, zatrzymując się na piersiach. Twarde sutki od razu wyczułem przez tą satynową koszulkę, ma na mnie ochotę, to wiem na pewno. Mój kutas poruszył się delikatnie na samą myśl, po czym zaciskając mocniej dłoń na jej biuście, wyszeptałem:

— Tęskniłem.

Spojrzałem w jej brązowe oczy, które szybko pokryły się łzami. Natychmiast postawiłem ją przed sobą, a następnie łapiąc pierwszą płynącą słoną kroplę, usłyszałem:

— Cristóbal proszę... jestem z Antonio.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro