Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Célia

Nie byłam w stanie przerwać tego pocałunku. Moje ciało reagowało na niego z każdym kolejnym dotykiem, a serce podpowiadało, że pragnę go coraz mocniej. Tak długo na to czekałam, tak bardzo tego chciałam. Dopiero, kiedy jego dłoń wylądowała na moim biuście, a z ust usłyszałam bezdźwięczne: tęskniłem... wszystko do mnie wróciło. Śmierć ojca, kłamstwa i ta chora obsesja, która dalej w nim tkwiła. Boże! Pragnę człowieka, który z zimną krwią zabił najbliższą mi osobę. To obrzydliwe.

W moich oczach pojawiły się łzy. Łzy, które cholernie bolały. Właśnie zdałam sobie sprawę, jak wiele on dla mnie znaczy. Pokochałam złego mężczyznę i to jest największy mój błąd. Wiem, że to co mu powiedziałam było okrutnym kłamstwem, ale inaczej nie mogłam. Muszę to zakończyć i w końcu iść do przodu. Dla siebie.

Cristóbal przez dłuższą chwilę wpatrywał mi się prosto w oczy, po czym wycierając spadające łzy z mojej twarzy, wyszeptał:

— Kochasz go? – to pytanie było moim najgorszym przekleństwem. Zacisnęłam mocno powieki i kalając się w myślach za to, co za chwilę powiem, odparłam:

— Tak.

Bałam się otworzyć oczy, bałam się, że będzie w stanie wyrządzić mi jakąś krzywdę. Był nieobliczalny, a to co pokazał dzisiaj rano dodatkowo nie uspakajało mnie w żaden sposób. Dopiero, kiedy złapał za moją lewą dłoń i złożył na niej czuły pocałunek, otworzyłam oczy. Jego spojrzenie było takie inne... nie miał w sobie żalu, gniewu czy zazdrości. Pocałował drugi raz moją dłoń, po czym musnął dwoma palcami obrączkę, którą nadal nosiłam.

— Miłość, wierność... – zaczął cytować przysięgę, a ja w tej chwili miałam ochotę rozpłakać się jak niemowlę.

— Nie kocham cię Cristóbal, zrozum nie kocham... – ściągnęłam z palca złotą obrączkę i wkładając mu ją w dłoń, dodałam: — należy do ciebie. Zapomnij o mnie, tak jak ja zapomniałam o tobie.

Ścisnął mocno dłoń, trzymając w ręku krążek naszej miłości. Ostatni raz spojrzał na mnie, po czym będąc tuż przy drzwiach, odwrócił się i z całym impetem uderzył pięścią w ścianę.

— Mam nadzieję, że ten kutas nigdy cię nie skrzywdzi – otworzył drzwi i wyszedł.

Odszedł. Już na zawsze.

— Żegnaj, Cristóbal – wyszeptałam, po czym zalewając się łzami, upadłam na łóżko.

Dlaczego?! Dlaczego to musi, aż tak boleć? Wtuliłam głowę w poduszkę i przykrywając się szczelnie kołdrą, dusiłam swój rzewny płacz. Rozstania są bolesne, ale to co przeżywałam teraz... nie mogłam opisać jednym słowem. Uczucie całkowitego rozbicia, jakby ktoś odebrał mi cząstkę siebie. Zabrał duszę, serce i kazał żyć za wszelką cenę. Tak, mam to na własne życzenie, ale tutaj nie mogło być happy endu. Ja nadal wspominałabym wszystkie ciosy, które mi zadał, a to jak wiadomo nie jest dla związku czymś zdrowym. Dlatego nasze rozstanie, choć bolesne musiało stać się faktem.

Resztę nocy nie dałam rady przespać. Przekręcałam się z boku na bok, a wspomnienia wracały do mnie jak bumerang. Słysząc dzwoniący budzik, wstałam natychmiast z łóżka. Wskoczyłam pod prysznic i stając pod deszczownicą, dopadł mnie stan lekko depresyjny. Czułam ogromną pustkę wewnątrz siebie. Okłamałam go i cholernie źle się z tym czułam. Jednak trzeba spojrzeć sobie prosto w twarz i powiedzieć jasno: nas już nie ma i nigdy nie będzie.

Okryłam się ręcznikiem, a następnie podchodząc do lustra zrobiłam delikatny, prawie niewidoczny makijaż. Wytuszowałam rzęsy oraz podkreśliłam lekko kości policzkowe bronzerem. Wysuszyłam włosy, a następnie starannie je uczesałam i ułożyłam. Zakładając na siebie zwykłe jeansy oraz biały top i marynarkę, spakowałam resztę rzeczy do walizki. Wychodząc z pokoju, rzuciłam ostatni raz okiem na miejsce, w którym wczoraj się całowaliśmy. Mimowolnie przesunęłam palcami po ustach...

— Też tęskniłam – wyszeptałam, a następnie odwróciłam się napięcie i wsiadłam do windy.

W recepcji zauważyłam stojącą brunetkę, która wczoraj pomogła otworzyć mi drzwi i która wychodziła z pokoju mojego... właśnie...Przyglądałam się jej przez chwilę, po czym kobieta odwróciła się w moją stronę i zauważywszy mnie, pewnym siebie krokiem podeszła.

— Nie wiem, czy pamiętasz, ale wczoraj...

— Pomogłaś otworzyć mi drzwi – dokończyłam szybko za nią.

— No właśnie. Wiesz mam pewien kłopot, kompletnie nie odnajduję się w tych wszystkich usługach, a ten palant menadżer nie chce mi pomóc – to zabawne, że prosi o ratunek właśnie mnie.

— Muszę zaraz jechać na lotnisko, ale spróbuję ci jakoś pomóc. Powiedz, o co chodzi – moja dobroć dla kochanek mężów powinna zasłużyć na najwyższą nagrodę.

— Chciałam zrobić pewną niespodziankę dla kogoś wyjątkowego, ale totalnie nie umiem uzupełnić druku, by wynająć samochód, pomożesz? – spojrzałam na nią pytająco... wyjątkowa osoba... Cristóbal. Pokiwałam głową, przytakując, po czym wypełniłam za nią wszystkie potrzebne druki. Kątem oka zauważyłam, czekającego Daniela przy wyjściu, który na migi przekazywał mi, że jesteśmy spóźnieni. Wręczając kobiecie dokumenty, rzekłam:

— Jego ulubiony kolor to czarny.

Zaskoczona moimi słowami, otwarła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć. Jednak nie zdążyła. Po chwili byłam już w taksówce na lotnisko.

Całą podróż z Majorki do Walencji wpatrywałam się bezczynnie w okno. Zakładając duże, ciemne okulary pozwoliłam sobie kolejny raz na łzy. Cristóbal... zachowałeś się jak palant. Upokorzyłeś nie tylko mnie, ale także tą dziewczynę. Co za cholerny dupek! Przeruchał ją, po czym przyszedł do mnie licząc na dogrywkę. Dlaczego ja o tym wczoraj mu nie wspomniałam? Miałam za złe sobie, że okłamałam go, wmawiając związek z Antoniem, ale to co on zrobił... jest jeszcze bardziej obrzydliwe.

Kiedy samolot wylądował w Walencji, pożegnałam się z Danielem, a następnie pojechałam taksówką prosto do domu. Przekręcając klucz w zamku, usłyszałam przez drzwi, jak matka z kimś rozmawia, a to jak podniesionym tonem, wskazywało mi tylko na kłótnie. Nacisnęłam klamkę, po czym weszłam do środka. W salonie siedziała Gabriela z Antoniem.

— Mamo, co tu się dzieje? – zapytałam trochę zdezorientowana.

— Rozmawialiśmy o waszej przyszłości... – zaczęła matka akcentując ostatnie słowo, po czym wstając z kanapy podeszła do mnie. Dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa.

— Zaraz, zaraz... naszej przyszłości? O czym ty mówisz? – powtórzyłam wskazując palcem na siebie i Antonia.

— Córeczko...

— Célia, zabukowałem nam hotel w Barcelonie. Jutro wyjeżdżamy – przerwał jej policjant, po czym podchodząc do mnie pocałował delikatnie w policzek.

— Okej, ale nadal nie rozumiem, co to ma wspólnego z naszą przyszłością – ciągnęłam temat, a widząc zmieszaną twarz matki, podejrzewałam, że stało się coś, co było zupełnie nie po jej myśli.

— Muszę lecieć do pracy, będę jutro po ciebie z samego rana. Céli, cieszę się, że już jesteś... tęskniłem – objął mnie w pasie, po czym chciał pocałować w usta. Uciekłam przed tym, mówiąc:

— Ja też tęskniłam.

Antonio wyszedł z mieszkania, a ja nie tracąc czasu, chwyciłam matkę za dłonie i ciągnąć ją w stronę kanapy, zapytałam:

— O co chodzi? Jaka wspólna przyszłość? Mamo powiedz mi prawdę – rodzicielka spojrzała na mnie zatroskanym wzrokiem, a następnie kręcąc głową z dezaprobatą, westchnęła:

— Antonio poprosił mnie o twoją rękę. W Barcelonie chce ci się oświadczyć.

Zamarłam. Kompletnie nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. To była ostatnia rzecz, jakiej mogłabym się spodziewać po Antonio. Fakt faktem, że nasza relacja była nieco bliższa niż przyjaźń, ale żeby ślub? Ja nawet nie zdążyłam rozstać się z poprzednim mężem, a już mam wybierać suknie dla drugiego? Ja pierdole, to nie dzieje się naprawdę.

— Mamo do żadnego ślubu nie dojdzie. Możesz być spokojna. Antonio trochę się zagalopował i zapomniał, że ja już jestem czyjąś żoną.

— Właśnie to próbowałam mu wytłumaczyć.

— Chcę ci o czymś powiedzieć, ale proszę niech to zostanie między nami – matka złapała mnie za rękę i patrząc głęboko w oczy, powiedziała:

— Masz moje słowo.

— Widziałam się z Cristóbalem... – zamurowało ją, robiąc wielkie oczy zacisnęła mocniej moją dłoń.

Opowiedziałam jej wszystko, co wydarzyło się na Majorce, o pożegnaniu, o jego kochance i o tym jak trudno mi go wyrzucić z serca. Z tej bezradności, ułożyłam głowę na kolanach Gabrieli i tuląc się do niej mocno, wyszeptałam:

— Mamo ja nadal go kocham. Co ja mam zrobić? Jak mam się pozbyć tego cholernego uczucia? On zabił tatę... – płacz znów wypełnił moje oczy, a gdzieś z tyłu głowy słyszałam, jak matka również płakała.

— Kochanie, w życiu tak bywa, że nie mamy żadnego wpływu na to co daje nam los. Pokochałaś, a to nie jest zbrodnia. Masz czyste serce, które potrzebuje miłości i bliskości drugiej osoby. Ethan próbował to zniszczyć, ale ty byłaś silniejsza. Cristóbal... jest mordercą, ale to w żadnym wypadku nie przekreśla tego, że mógł obdarzyć cię tym silnym uczuciem. Córeczko, jeśli chcesz ruszyć z miejsca musisz zamknąć pewne rozdziały w swoim życiu. Za dwa tygodnie wasz rozwód oraz zapewne ostatnie spotkanie, do tego czasu weź kartkę, usiądź i napisz wszystko to, co chcesz mu przekazać. Wszystko co cię bolało, co sprawiało uśmiech na twojej twarzy oraz to, co do niego czułaś. Zobaczysz, jak o wiele łatwiej przyjdzie ci to pożegnanie.

— Dziękuję... kocham cię mamo – przytuliłam ją mocno do siebie. Właśnie tego potrzebowałam najbardziej. Matki, która okaże mi swoje wielkie wsparcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro