Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Célia

Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna, ale gdy tylko otworzyłam oczy poczułam przeszywający ból brzucha. Fuck, to ta przeklęta rana – wysyczałam głośno. Próbując zrobić jakikolwiek ruch na łóżku, krzywiłam się. Dosłownie czułam, jak gdyby ktoś dźgał mnie nożem w jedno miejsce. W dodatku byłam cholernie spragniona. Językiem przesunęłam po dolnej i górnej wardze. Moje usta były bardzo spierzchnięte i wołały o chociażby jedną kroplę wody. Próbowałam się podnieść, ale byłam za słaba. Moja pierwsza i ostatnia próba zakończyła się fiaskiem i wielkim grymasem na twarzy pozostawionym przez tą cholerną ranę. Nic z tego nie będzie, pozostało mi jedynie leżeć i czekać... chociaż sama nie wiem na co.

Po kilku minutach, a może nawet godzinach bezsensownego wpatrywania się w sufit, podjęłam kolejną próbę. Złapałam dłońmi mocno za materac i zaciskając zęby z bólu udało mi się podnieść do pozycji półsiedzącej. Oparłam głowę o zagłówek i głośno oddychając musiałam chwilę odpocząć. Byłam z siebie dumna. Udało się. Może nie było to nic wielkiego, ale w tej chwili cieszyło mnie podwójnie. Rozejrzałam się po sypialni, w poszukiwaniu szklanki wody. Szybko zorientowałam się, że było to zupełnie inne miejsce niż to, które dotychczas znałam. Cała sypialnia wyglądała jak z najlepszego katalogu. Ciemnoszare wnętrze i drewniane meble idealnie się uzupełniały. W pokoju panował półmrok, tylko jedna mała lampka, która znajdowała się na szafce obok mojego łóżka była zapalona. Przerzuciłam wzrok na duże okno, które było lekko uchylone. Słyszałam odbijające się od szyby krople rzęsistego deszczu. Lubiłam to. W myślach wróciłam do wydarzeń na przyjęciu. Moja ucieczka, a później ten przerażający huk wystrzelonego pistoletu. Potem mam całkowitą pustkę, jak gdyby ktoś wymazał mi z pamięci wspomnienia.

— Célia – usłyszałam swoje imię. Moje serce zaczęło bić mocniej, jeśli to Hector... to już po mnie. Mogę pożegnać się ze swoim życiem.

Drzwi do sypialni otworzyły się, a po chwili do środka wszedł Cristóbal. W jednej chwili poczułam, jak robi mi się słabo. Serce waliło jak oszalałe, a ręce same zaczęły się trząść. Nie wiem na co ja w ogóle liczyłam. Trafiłam do piekła i nie ma stąd żadnej ucieczki, muszę się z tym wreszcie pogodzić i przestać żyć jakąkolwiek nadzieją. Czekać tylko na spotkanie z Hectorem.

— Widzę, że wreszcie odzyskałaś przytomność – ten głos... słyszałam go.

— Byłeś tutaj wcześniej – wspomnienia jak bumerang wróciły do mnie. Pamiętam, jak zerwałam opatrunek i krew zalała moją ranę. On wtedy wszedł do sypialni, tuż przed tym jak zemdlałam.

— Jak się czujesz? – usiadł na krawędzi łóżka, wpatrując się we mnie.

— Naprawdę cię to obchodzi? – nie rozumiałam skąd w nim taka empatia.

Cristóbal spuścił nisko głowę, kątem oka widziałam jak nerwowo zaciskał dłonie. Kompletnie nie wiem czego mam się teraz spodziewać. Od tego felernego przyjęcia zachowywał się inaczej, chociaż... sama już nie wiem. Patrzyłam na niego oczekując odpowiedzi, jednak to nie nastąpiło. Po chwili zerwał się z miejsca i podszedł do okna, zamykając je gwałtownie.

— Dlaczego to zrobiłaś?! Dlaczego chciałaś uciec? Célia to nie są żarty! – krzyczał w moją stronę, czym bardzo mnie przestraszył.

Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Schowałam swoją twarz w dłonie licząc, że w ten sposób uchronię się przed jego atakiem. Bałam się, że zaraz dokończy to, czego jego ochroniarze nie zrobili. W jednej chwili łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a strach wypełnił moje całe ciało. Nagle poczułam delikatną dłoń Cristóbala na swoim ramieniu. Musnął po nim kciukiem, zatrzymując się tuż przy szyi.

— Nie bój się – wyszeptał, a wtedy ja powoli opuściłam dłonie i spojrzałam w jego ciemne oczy.

— Zabijesz mnie? – zapytałam lekko ochrypniętym głosem. Cristóbal nie powiedział nic. Taksował mnie wzrokiem, jakby chciał dowiedzieć się czegoś więcej o mnie.

— Boli? – zapytał po dłuższej chwili ciszy.

— Cholernie, jakby ktoś wbił mi nóż i co minutę sprawdzał, jak dość głęboko jest wsadzone ostrze – Cristóbal pokręcił głową z niezadowolenia, po czym zsunął ze mnie kołdrę. Podciągnął moją koszulkę wyżej, tak by odsłonić opatrunek. Opuszkami palców delikatnie przesunął po ranie. Zasyczałam z bólu.

— Zmienię ci opatrunek, a jutro rano przyjdzie zobaczyć cię lekarz – pokiwałam głową, zgadzając się na to.

Cristóbal wstał z łóżka, a następnie podszedł do szafki stojącej naprzeciwko. Po chwili wrócił trzymając w rękach małą apteczkę. Usiadł z powrotem obok mnie i patrząc mi w oczy, jednym pociągnięciem zerwał plaster. Zawyłam głośno, na co on uśmiechnął się pod nosem. Nie mam pojęcia co go tak bawiło. Może to, że właśnie sprawiał mi ból? Jedno jest pewne, zachowywał się dziwnie i nie wiem, co było tego powodem.

— Źle to wygląda. Kurwa – wymamrotał pod nosem.

— I cholernie szczypie! – krzyknęłam, kiedy on zaczął wacikiem oczyszczać ranę. Złapałam go za ramię i wbijając mocno paznokcie, wyłam z bólu. Nie mogłam tego dłużej znieść. To było potworne.

— Już po wszystkim – rzekł, przyklejając mi świeży opatrunek.

Czułam, jak ból powoli odchodzi. Wpatrzona w niego jak w jakiejś dziwnej hipnozie, trzymałam go dalej za ramię. Dopiero, gdy ból całkowicie ustał ocknęłam się. Zmieszana całą sytuacją odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, a następnie puściłam jego ramię. Cristóbal poprawił moją koszulkę, po czym nakrył mnie z powrotem kołdrą.

— Gdzie my jesteśmy? – zapytałam po chwili zawahania.

— W bezpiecznym miejscu – odpowiedział zbywająco. No tak, czego innego mogłabym się spodziewać. W końcu jestem uciekającym więźniem.

— Co z Hectorem? – na to pytanie wyprostował się nerwowo. Widać, że nie miał ochoty rozmawiać o swoim ojcu, ale ja chciałam wiedzieć co mnie czeka.

— Nie ma go tu. Tyle powinno ci wystarczyć – miał rację. To wystarczyło. Poczułam, że dzięki tym słowom dostałam nową nadzieję. Wtedy  bałam się nocy z Hectorem i gwałtu. A teraz może i jestem naiwna, ale żyję dzięki tej naiwności.

— Célia, odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie: nie, nie zabiję cię – mówiąc to założył kosmyk moich włosów za ucho, a ja drugi raz odetchnęłam z ulgą. Czy to jakiś pieprzony sen? Czy wręcz przeciwnie, w końcu mam fart?

— Cristóbal powiedz, dlaczego stałeś się taki dobry dla mnie? Od przyjęcia w kasynie udajesz, że się mną przejmujesz, a przecież oboje wiemy jaki masz do mnie stosunek. Nienawidzisz... – przerwał mi natychmiast.

— Dobry? Skąd taki wniosek? Célia, ja nie potrafię być dobry. To co teraz widzisz to rzadkość, na którą nie zawsze mnie stać. Czuję się winny... – chwycił dłonią za moją brodę, odwracając ją w swoim kierunku. Chciał, bym spojrzała na niego.

— Winny? – zapytałam cicho, chłonąc to przeżywające spojrzenie.

— Tak... – wyszeptał, po czym nachylając się nade mną złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nasze wargi połączyły się ze sobą na jedną, krótką chwilę. To było coś... zaskakującego, coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Cristóbal odsunął się ode mnie, jak oparzony. Chyba właśnie w tym momencie zdał sobie sprawę z tego co zrobił.

— Wynoś się stąd – wymamrotałam, zaciskając mocno pięść z nerwów.

Byłam wściekła na siebie za to, że dopuściłam do tego pocałunku. Nie chciałam tego, nawet gdyby to był ostatni mężczyzna na Ziemi. Cristóbal wstał zmieszany z łóżka, kompletnie nic nie mówił. Patrzył tylko na mnie, próbując zrozumieć swój błąd. Tak, nazywam to błędem, bo tylko w taki sposób mogę go jakoś usprawiedliwić.

Był już pod drzwiami, gdy ostatni raz odwrócił się w moją stronę, wtedy powiedział coś, czego kompletnie się nie spodziewałam:

— Célia, to ja strzeliłem do ciebie. W tamtej chwili chciałem cię zabić... – wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.

Zostawił mnie z tą wiadomością samą. Czułam, że znalazłam się w jakimś cholernym zawieszeniu. Nie wiedziałam, co mam myśleć ani jak się teraz zachować. Ten pieprzony dupek strzelił do mnie. Chciał mnie zabić. Cofam to, że nazwałam go dobrym. Cofam wszystkie słowa jakie padły w jego kierunku. Nienawidzę go! Cholera! Nienawidzę siebie, za to, że dałam mu się pocałować! Teraz na pewno jest dumny, że upokorzył mnie kolejny raz. Zakpił w najokrutniejszy sposób, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja nie przerwałam tego. Bądź przeklęty Cristóbal Carrera!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro