Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Célia

Mijały kolejne długie dni, a ja ciągle leżałam w łóżku. Traciłam nadzieję, a wraz z nią chęć do życia. Często w nocy nachodziły mnie myśli, w których żałowałam tego, iż Cristóbalowi nie udało się mnie zabić. Wtedy uwolniłabym się z tego przeklętego więzienia raz na zawsze. Brutalne? Tak, wiem. Jednak w tym momencie czuję, że popadam w głęboki marazm i nie potrafię tego powstrzymać. Wszystko traci sens, nawet to pieprzone nazwisko, przez które dałam się wkręcić w jakiś absurdalny układ.

Lekarz, który doglądał mnie dwa razy w tygodniu, nawet nie patrzył mi w oczy. Na początku próbowałam prosić go o pomoc, ale to na nic. Jedyne, co przez ten czas padło z jego ust, to słowa: „Wszystkie informacje przekażę panu Carrera". Sukinsyn! Czy ta rodzina ma monopol na moją osobę? Czułam się, jakbym straciła prawo do własnego życia. Zabawka, w rękach Cristóbala i Hectora. Nikt nie informował mnie o moim stanie zdrowia i to nie tylko tym fizycznym, choć tu rana powoli zaczęła się goić; ale przede wszystkim tym psychicznym. Zamknięta w czterech ścianach, byłam na skraju załamania. Panicznie bałam się chwili, w której przez te drzwi wejdzie Hector i spróbuje mnie skrzywdzić. Każde pukanie wywoływało we mnie mdłości i panikę, której nie byłam w stanie opanować. Dopiero kiedy do środka wchodziła gosposia z jedzeniem uspakajałam się. Z tego stresu i lęku zaczęłam nerwowo obgryzać skórki. Tym sposobem zadawałam sobie ból, który po pewnym czasie był ukojeniem. Pozwalał na moment odciąć się od przykrych emocji. Było to trochę, jak zażycie dobrego narkotyku. Na początku uczucie ulgi, a zaraz po tym zderzenie się z brutalną rzeczywistością i powrót do potęgującego się stanu depresyjnego. To oni mnie w ten sposób niszczyli. Odbierali mi radość życia, zaprowadzając w miejsce, z którego już nie ma ucieczki. Labirynt emocjonalny, w którym codziennie szukam powrotu. I jak na złość, codziennie stykam się ze ślepą uliczką. Tu nie ma szczęśliwego zakończenia. Ba! Tu nie ma nawet jakiegokolwiek zakończenia. Kresem tego utopijnego stanu może być tylko moja albo ich śmierć.

Kolejny poranek, który nic nie wniesie do mojego wegetatywnego życia. Gapiąc się bezmyślnie w biały sufit czekam na przyjście gosposi. Zawsze jest o tej samej porze. Nie wiem kompletnie, jak ona to robi, ale nawet nie zdołam podnieść się na łóżku, a już słyszę pukanie. Jakby czytała mi w myślach. I tym razem było tak samo. Słysząc stukanie do drzwi, lekko podnoszę się na łóżku. Eva wchodzi z wielkim uśmiechem na twarzy i tacą pełną smakołyków. Chciałabym jej odpowiedzieć tym samym, ale stać mnie tylko na bezdźwięczne „dzień dobry".

— Jak się dzisiaj czujesz? – zapytała radośnie, siadając na skraju łóżka. Byłam trochę zdezorientowana, bo znów zaczęła mnie zauważać.

— To jakiś podstęp? – zapytałam zaciekawiona.

Eva pogłaskała mnie po głowie i stawiając tacę na moich kolanach, rzekła:

— On tego żałuje. Bardzo.

— A ja żałuję tego, iż mu się nie udało. Proszę, zostaw mnie samą – odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, naprawdę nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Gosposia wstała z łóżka, a następnie wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Kilka dni temu, przed tym wszystkim wspierała mnie, była tutaj jedyną osobą, nie licząc Melissy, która okazała mi serce. Jednak po mojej nieudanej ucieczce i postrzale zachowywała się tak, jakbym była obcą osobą. Dokładnie tak samo, jak lekarz. Przychodząc do mnie codziennie z jedzeniem, nie odzywała się. Kładła tylko tacę na łóżku, po czym wychodziła. Dlatego jej dzisiejsze zachowanie, jest co najmniej dla mnie niezrozumiałe.

Bawiąc się łyżką w owsiance, moje myśli znowu zaczęły krążyć wokół Cristóbala. Wspomnieniami wróciłam do pocałunku, który... całkowicie mnie zaskoczył. Starałam odpowiedzieć sobie na nurtujące mnie od jakiegoś czasu pytania. Dlaczego to zrobił? Co nim wtedy kierowało? Poczucie winy? A może to kolejny cios, który we mnie wymierzył? Nie chcę o nim myśleć, nie chcę nawet wymawiać jego imienia. Człowiek, który zadaje ból nie powinien zaprzątać mi głowy. Znów przyłapuję się na tym, jak zaczynam z nerwów obgryzać skórki. Spoglądam na trzęsące się dłonie i widzę, w jak opłakanym są już stanie. Zamykam oczy i zaciskając ręce w pięści, próbuję wrócić na właściwy tor. Popadam w jakieś dziwne zachowania autodestrukcyjne i to cholernie mnie przeraża. Oddychając głęboko, powoli czuję ulgę.

Odwracam twarz w stronę dużego okna. Chłonę widok przebijających się promieni słonecznych i pierwszy raz czuję, że mam siłę i chęć wstać z tego przeklętego łóżka. Odstawiam tacę na szafkę, po czym zrywam z siebie cienką kołdrę. Ból, który towarzyszył mi podczas jakiegokolwiek wcześniejszego ruchu, ustał dwa dni temu. Cieszyło mnie to, tylko z jednego względu: mogłam pójść sama do łazienki.
Powoli siadam na brzegu łóżka i wdychając powietrze, wstaję. Wykonuję kilka kroków w stronę okna i łapiąc się za fotel stojący obok, upajam się widokiem lasu. Oddałabym wszystko, by w tym momencie móc chociaż na chwilę przejść się między drzewami, wdychając świeże powietrze. Zabawne jest to, że właśnie znalazłam się w takim punkcie swojego życia, gdzie prosta i banalna rzecz, jaką jest spacer po lesie, stała się moim marzeniem.

Nie mam pojęcia, jak długo stałam przy oknie, wpatrując się bezwiednie w szumiący las, gdy nagle usłyszałam:

— Célia.

Przestraszona, natychmiast odwróciłam się za siebie. Przede mną stał oparty o zamknięte drzwi Hector, który taksował mnie wzrokiem z góry na dół. Przełknęłam gulę goryczy i ściskając fotel obiema rękoma próbowałam się za nim schować.

— Nie podchodź... – wyszeptałam cicho, prawie niesłyszalnie.

— Skarbie myślałaś, że zapomnę o tobie? Że tak po prostu dam ci odejść? – mówiąc to, powoli zbliżał się w moim kierunku.

— Nie rób mi krzywdy – wydusiłam z siebie, a następnie poczułam spadające po policzkach łzy.

— Wiesz, że muszę cię ukarać. Twoje zachowanie w kasynie... – podbiegł do mnie i łapiąc mocno za prawą dłoń, przyciągnął w swoją stronę: — ...było nie do przyjęcia.

— Puść mnie – mówiłam zapłakanym głosem. Cholernie się go bałam.

— Posłuszna i uległa – wyszeptał mi do ucha, a po moim ciele przeszedł przerażający dreszcz.

Hector chwycił mnie mocno za szyję, po czym pchnął w stronę ściany, następnie wysyczał:

— Zerżnę cię tak mocno, że zapamiętasz to do końca życia i już nigdy więcej nie będziesz chciała uciekać – przerażona, zamknęłam oczy. Mój płacz stał się coraz głośniejszy, a wtedy jego uścisk wokół szyi zacieśnił się bardziej.

Gwałtownym ruchem rzucił mnie w stronę łóżka. Próbując podnieść się, odpychałam go rękoma, niestety jego reakcja była natychmiastowa. Wymierzył mi siarczysty policzek, przez który nie byłam w stanie zrobić już jakiegokolwiek ruchu. Zapłakana, wpatrywałam się w jego zimną i okrutną twarz. Hector powoli rozpinał spodnie, śmiejąc się, po czym rzucił beznamiętnie:

— Dziwka!

— Nie! – wykrzyczałam i znajdując w sobie wolę walki zaczęłam kopać nogami. A wtedy on siłą chwycił za moje uda i rozstawiając je na boki, umieścił się między nimi.

— Nic ci to nie da. Chociaż z drugiej strony, takim zachowaniem nakręcasz mnie jeszcze bardziej.

— Błagam... – moje zaciśnięte gardło, jeszcze walczyło.

— Właśnie to lubię skarbie – rzucił mi cwaniacki uśmieszek, a następnie gwałtownym ruchem rozerwał moją koszulkę.

Odpychałam jego głowę, gdy zbliżał się niebezpiecznie. A kiedy zasłoniłam mu oczy, od razu zauważyłam na twarzy Hectora rozdrażnienie. Jedną ręką złapał za moje nadgarstki, obejmując je mocno, a drugą wbił w ranę na brzuchu sprawiając mi okropny ból. W tym momencie przestałam walczyć. Poddałam się. Hector puścił moje dłonie, po czym zaczął w bolesny sposób ściskać piersi. Nie dam rady – powtarzałam w kółko te słowa. Nagle poczułam jego dłoń na górnej krawędzi moich szortów.

— Proszę... – wycedziłam przez łzy, ale Hector jakby był głuchy na moje słowa. Nawet nie zareagował.

— Puść ją! – usłyszałam z tyłu głowy głos Cristóbala. Natychmiast spojrzałam na twarz Hectora, który nie krył wściekłości.

— Jak śmiesz?! To moja przyszła żona – oderwał się ode mnie, po czym zapinając spodnie ruszył w stronę syna. Wstałam przerażona i zasłaniając się kołdrą, patrzyłam na to co zaraz się wydarzy.

— Matkę też tak traktowałeś? – Hector odwrócił się w moją stronę, a następnie rzucając mi zimne spojrzenie i grożąc palcem, rzekł:

— Jeśli sądzisz, że to koniec...

— Wyjdź stąd – przerwał mu Cristóbal.

Hector omijając go bez słów, wyszedł. Usiadłam na łóżku i ciężko łapiąc oddech, poczułam przychodząca ulgę. Wówczas przede mną zjawił się Cristóbal. Czułam na sobie jego wypalające spojrzenie, ale nie miałam dość odwagi, by podnieść wzrok do góry. Wtedy usłyszałam:

— Pragnąłem cię znienawidzić, a ty stałaś się moją pieprzoną obsesją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro