Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Célia

Zastanawiałam się, o co może mu chodzić i skąd ta nagła troska o mnie? Bo to, że mam na czole wypisane, iż jestem ofiarą losu to fakt niezaprzeczalny. Ale ani on ani Cristóbal nie wyglądają na kogoś kto miałyby w sobie choć trochę empatii. Co więcej ta zmienność nastroju najstarszego z braci pozwala mi myśleć, że to tak naprawdę nie ja się tutaj liczę, a Hector. Nie chcę tego powiedzieć na głos, ale wszystko na to wskazuje, że chcąc nie chcąc stałam się przynętą w walce braci z własnym ojcem.

Wysiadłam z samochodu, po czym zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony. Zatrzymaliśmy się w samym centrum Monte Carlo. Miasto było piękne. Wzdłuż głównej ulicy znajdowały się luksusowe butiki, eleganckie restauracje oraz mnóstwo salonów piękności. Prawdziwy raj dla kobiet to muszę przyznać. Czułam się tu trochę nieswojo, zwłaszcza gdy obok mnie przechodziła grupka przyjaciółek, które w dość ostentacyjny sposób chciały mi przekazać, że nie powinno mnie tutaj być. Spuściłam wzrok nisko, by nie czuć się jak niepasujacy element w tym świecie. Większość tu ludzi, wyglądała jak milion dolarów. Nie trzeba być ślepym, by nie zauważyć tych wysublimowanych spojrzeń. Tutaj pieniądz i władza rządzą i kurwa...ja do tego świata kompletnie nie pasuję. Po chwili odwróciłam się w stronę Pablo, który w tym momencie skończył rozmawiać z kimś przez telefon.

— Co my tutaj robimy? – czułam się źle w tym miejscu i pragnęłam się stad jak najszybciej ewakuować.

— Mam dla ciebie małą niespodziankę. Ale zanim zaczniesz błagać mnie byśmy wrócili do domu pozwól, że chociaż spróbujesz – chwycił mnie za dłoń i zaczął ciągnąć w stronę jednego z salonów piękności.

— Oszalałeś – rzuciłam w jego stronę, a gdy chciałam wyrwać dłoń z uścisku, Pablo otworzył drzwi i wepchnął mnie siłą do środka.

— André – zawołał, a po chwili wyszedł do nas młody, wysoki brunet, który uśmiechając się próbował okiełznać swoją czuprynę.

— Kim jesteś i co zrobiłaś swoim włosom? – pytając, podszedł do mnie blisko, zbyt blisko, bo poczułam jego intensywny zapach perfum.

Chwycił za mój kucyk i jednym pociągnięciem uwolnił włosy. Przyglądając się zniszczonym końcówkom, mówił coś pod nosem w języku francuskim. Bałam się odezwać, by nie wywołać niepotrzebnej afery. Po chwili jednak oddał mi gumkę i odchodząc parę kroków na bok, rzekł:

— Tutaj potrzeba radykalnej zmiany. Jesteś gotowa oddać się w ręce boskiemu André Lemaître? – patrzyłam na niego niedowierzając, czemu do cholery mówi o sobie w trzeciej osobie? Otworzyłam usta, by wydusić coś z siebie, ale zanim udało mi się wypowiedzieć słowo, wtrącił się Pablo:

— Zanim Célia się na coś zdecyduje minie rok. Siadaj, wrócę po ciebie, nie martw się – pogłaskał mnie po głowie, po czym odwracając się napięcie, wyszedł.

Niepewnie zajęłam fotel przed ogromnym lustrem. Drżały mi dłonie, bo słysząc „potrzeba radykalnej zmiany" obawiałam się najgorszego. Zresztą mając na utrzymaniu matkę alkoholiczkę nie mogłam pozwolić sobie na wizyty u fryzjera czy kosmetyczki. Końcówki, które podcinała mi Luci to był jedyny luksus, na który było mnie stać. André szybko zauważył stres na mojej twarzy, dlatego też opierając brodę na kościstym ramieniu, wyszeptał mi wprost do ucha:

— Jesteś piękną kobietą, tylko pozwól mi to piękno wydobyć z ciebie. Proszę, zaufaj – tymi słowami sprawił, że na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

— Ufam – wyszeptałam.

Jedna z jego asystentek zakryła lustro dużym kawałkiem aksamitnego materiału. Wzięłam wdech, po czym zamknęłam oczy. Oddałam się w ręce fryzjera.

Po kilku godzinach nakładania na moje włosy sporej ilości produktów, coraz bardziej stresowałam się efektem końcowym. W dodatku w ruch weszły nożyczki. Dłonie zaczęły mi się pocić, gdy usłyszałam pierwsze obcięcie. Zacisnęłam mocniej powieki, jakbym chciała w ten sposób zagłuszyć ten dźwięk. Później słyszałam tylko suszarkę. André obrócił mnie w swoją stronę, po czym musnął dłonią mój policzek.

— Mi linda – otworzyłam oczy na dźwięk tych słów: — jesteś gotowa? – zapytał, gdy tylko nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Przytaknęłam głową, a wtedy on zawołał jedną z asystentek. Dziewczyna zabrała z powrotem zasłonę, uśmiechając się w moją stronę. Przełknęłam ślinę, spanikowana. André przyglądał mi się cały czas, co wcale mi nie pomagało. Wówczas odwrócił mnie w stronę lustra.

— Boże... to naprawdę ja? – niedowierzając, przyglądałam się swojemu odbiciu.

— Mówiłem ci, że jesteś piękna.

Dotykałam dłonią włosów, chcąc sprawdzić, czy to oby na pewno są moje. Wyglądałam zupełnie inaczej. I cholera, podobało mi się to.

— Célia! – zawołał mnie wchodzący Pablo, natychmiast odwróciłam się w jego stronę.

— Jak mam ci dziękować?! – wykrzyczałam, po czym rzuciłam się w jego stronę. Carrera przytulił mnie mocno do siebie, a następnie westchnął:

— To jeszcze nie koniec na dzisiaj – oderwałam się z jego ramion, po czym patrząc na niego podejrzliwym wzrokiem, zapytałam:

— Mam się bać?

— Nic z tych rzeczy. Wystarczy, że ponownie oddasz się w moje ręce – wtrącił się fryzjer.

Trzymając mnie za dłoń, zaprowadził w głąb swojego salonu. Tam czekały na mnie dwie młode i piękne kobiety, które zaraz po moim przyjściu zamknęły drzwi, nie wpuszczając do środka francuskiego fryzjera.

Kolejne dwie godziny spędziłam na masażu, zabiegach kosmetycznych i końcowym upiększaniu mojej twarzy. Nikt nigdy dotąd nie zajmował się mną w ten sposób. Czułam się błogo i w końcu mogłam się zrelaksować. Jedna z dziewczyn kończyła malować moje usta, gdy usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, do środka wszedł André.

— Olśniewająca. André jest z siebie dumny – chwycił za moje ramiona, po czym złożył na prawym policzku pocałunek.

— Dziękuję – wymamrotałam, a wtedy do pomieszczenia wszedł zadowolony z siebie Pablo.

— Célia, powiem ci tylko tyle, że z tej nieśmiałej i wycofanej kobiety nie zostało już nic. Spójrz na siebie – zaprowadził mnie przed lustro, a następnie zakładając pasmo włosów za ucho, dodał: — jesteś przepiękna.

Wstrzymałam oddech, patrząc w swoje odbicie. To naprawdę ja. Célia Rojas. Przygryzłam dolną wargę, tłumiąc swój uśmiech. Nie powinnam być zadowolona, przez to co czeka mnie za kilka tygodni, ale cholera... tamta naiwna i słaba Célia odeszła, teraz czuję w sobie odwagę i mam ochotę wykrzyczeć to całemu światu. Pożegnałam się z długimi, brązowymi włosami, a powitałam z nieco krótszymi, blond. Delikatny makijaż, podbijały ciemnoczerwone usta. Zniknęły też podkrążone oczy i opuchnięte od płaczu powieki.

— Jestem... Célia... – szeptałam pod nosem, ale nikt tego nie słyszał.

Pablo uśmiechał się do mnie, poprawiając od czasu do czasu rękawy w marynarce.

— Zjemy obiad? – zapytał, na co ja reagując przytaknęłam.

Wyszliśmy z salonu, po czym idąc wzdłuż ulicy wymieniliśmy między sobą spojrzenia. Chciałam jakoś zacząć dyskusję, ale ciągle brakowało mi słów. Trochę zaczęłam czuć się nieswojo w jego towarzystwie i nie wiem, dlaczego? Jeszcze jadąc tutaj, nie potrafiliśmy przestać rozmawiać, a teraz? Jakby wyrosła między nami ściana nieśmiałości. Wchodząc do jednej z restauracji, obsługa od razu wskazała nam stolik. Pablo odsunął mi krzesło, a gdy już zajęłam miejsce, dosunął go z powrotem. Sam usiadł naprzeciwko mnie. Wzięłam do ręki kartę i przeglądając jej zawartość, byłam porażona cenami. Ja pierdole, nie stać mnie tutaj nawet na to, by napić się wody – pomyślałam. Odkładając kartę na stół, zmieszana westchnęłam:

— Może zjemy w domu? – Pablo spojrzał na mnie, po czym uśmiechając się szeroko, rzekł:

— Chcę, by ten dzień chociaż na chwilę spowodował, że poczujesz się szczęśliwa. Proszę, nie odbieraj mi tego.

— Dobrze, w takim razie pozwól, że i ja coś dla ciebie zrobię.

— Co masz na myśli? – słysząc moje słowa, natychmiast odłożył kartę na bok i podpierając brodę na rękach wpatrywał się w moje oczy.

— Ugotuję coś dobrego – posłałam mu lekki uśmiech, a on nie czekając dłużej wstał od stołu, po czym chwytając mnie mocno za rękę, wyprowadził z restauracji.

— Przekonałaś mnie – rzekł, a nasze spojrzenia ponownie spotkały się ze sobą.

Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. W jego oczach widziałam coś, czego wcześniej nie zauważyłam. Nawet nie umiałam tego opisać słowami.

— Célia, uważaj! – krzyknął, a następnie obejmując mnie w pasie, przyciągnął w swoją stronę.

Mało brakowało, a potrąciłby mnie jakiś rowerzysta. Wtulona w jego tors, czułam się taka malutka. Po chwili Pablo odsunął się ode mnie, ale dosłownie tylko na kilka centymetrów. Dłonią muskał mój policzek, patrząc mi głęboko w oczy. Mój oddech stał się głośniejszy, a serce coraz szybciej zaczęło bić. Nawet nie wiem, kiedy połączyliśmy nasze usta w delikatnym pocałunku.

— Brawo! – usłyszałam za plecami, a wraz z tym okrzykiem głośne oklaski.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro