Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Célia

Słysząc wyraźnie każde wypowiedziane przez niego słowo, podniosłam wzrok do góry, nie wierząc w to. Jak mógł zarzucić mi coś takiego?! Ja i Pablo... Nie. To nie dzieje się naprawdę. Po moich policzkach ciekły pojedyncze łzy, a płacz, który był krzykiem rozpaczy powoli zamieniał się w głuchy i cichy. Pragnęłam, by to wszystko skończyło się jak najszybciej. Miałam dosyć upokorzeń i zadawanego mi bólu. Dla Cristóbala stałam się nic nieznaczącą dziwką, a dla samej siebie byłam już nikim.

— Wstawaj! Pora na dalszą część przedstawienia – chwycił mnie mocno za ramię i podciągnął do góry, tak bym stanęła na równych nogach. Potargana sukienka zsunęła się z mojego ciała i opadła na ziemię, odsłaniając w ten sposób moje całe ciało. Próbowałam jakoś zasłonić piersi, ale w tym momencie Cristóbal łapiąc mnie mocno za nadgarstek zaczął ciągnąć w stronę wyjścia.

— Nie! – wyrwałam swoją dłoń, a po chwili spotkałam się z jego gniewnym wzrokiem. Bałam się tego, co zaraz może się wydarzyć i miałam rację.

— Nawet nie próbuj. Dzisiaj całe Monte Carlo będzie korzystać z ciebie. Ośmieszę cię i upokorzę w ten sam sposób co ty mnie – przełknęłam ślinę, trzęsąc się ze strachu. Nie wyjdę stąd prawie naga do tych wszystkich ludzi, nie ma takiej opcji. Carrera od razu złapał mocno za moje ramię, sprawiając mi tym samym ogromny ból, po czym siłą ciągnął do wyjścia.

— Błagam cię, nie rób mi tego... – rzuciłam się na kolana przed nim, prosząc go o litość. Mój płacz z powrotem stał się gardłowym wołaniem o pomoc.

— Cristóbal pośpiesz się, Navarro chce już ją zabrać – usłyszałam jakiś obcy głos z tyłu głowy. Po chwili Cristóbal siłą podniósł mnie z podłogi i z nienawiścią wycedził przez zaciśnięte zęby:

— Byłaś dla mnie wszystkim, czego pragnąłem... od teraz Célia, jesteś nikim! A skoro lubisz się pieprzyć to dam ci mały prezent. Dzisiaj staniesz się własnością burdelu Navarry w Sewilli. Wrócisz do domu, tak jak chciałaś. Widzisz, chyba nie jestem takim potworem, jak sądziłaś, prawda skarbie? – ironizował, a ja chciałam krzyczeć, uderzyć go albo chociaż powiedzieć, jak bardzo go nienawidzę. Lecz w tym momencie do środka weszło dwóch postawnych goryli.

— Mauricio dłużej nie będzie czekał. To ona? – rzekł jeden z nich, po czym stanął za moimi plecami.

— Jest wasza – Carrera pchnął mnie w ręce mężczyzny, po czym biorąc broń ze stolika, zaczął wychodzić. Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale chciałam mu to powiedzieć.

— Nie spałam z Pablo... nie mogłabym, bo to na tobie mi zależało – mówiąc to poczułam delikatne ukłucie w ramię. Mężczyzna stojący za mną zrobił mi jakiś zastrzyk. Spojrzałam na Cristóbala i to był ostatni obraz, jaki zobaczyłam tego wieczoru.

Nie wiem, jak długo byłam nieprzytomna. Ból głowy nie dawał za wygraną i to właśnie on sprawił, że powoli zaczęłam otwierać oczy. Nie miałam pojęcia, gdzie byłam, ale rozglądając się po wnętrzu byłam trochę zmieszana. Jak na zwykły andaluzyjski burdel to było tu zbyt luksusowo, chyba że w taki sposób witają swój nowy nabytek. Leżałam zupełnie naga na dużym łóżku, po chwili podnosząc się lekko do pozycji siedzącej, dopadł mnie silny ból głowy. Schowałam twarz w dłoniach, by dać sobie kilka minut, po czym rozglądając się po wnętrzu zorientowałam się, że to musi być jacht i że właśnie w tym momencie płyniemy.

Spanikowałam. Chciałam wstać z łóżka i uciec stąd, ale w tej właśnie chwili usłyszałam pukanie. Przerażona schowałam się pod kołdrą udając, że jeszcze się nie wybudziłam. Słyszałam, jak ktoś otworzył drzwi, a następnie wszedł do środka i podchodząc do mojego łóżka postawił na szafce pachnącą kawę. Następnie mrucząc jakąś piosenkę pod nosem, otworzył okno i usiadł na krawędzi łóżka. Zacisnęłam mocniej oczy, a w myślach błagałam, by poszedł stąd jak najszybciej.

— Piękny mamy dzisiaj dzień... – ten głos, znałam go bardzo dobrze, po chwili zdzierając ze mnie kołdrę, dodała: — prawda Céli?

— Eva... – wyszeptałam, a z moich oczu zaczęły lecieć pojedyncze łzy.

— Płacz kochanie, to dobrze ci zrobi – głaskała moją głowę, a po chwili na jej twarzy też zobaczyłam słone krople.

— On... – zaczęłam, ale Eva szybko mi przerwała, przytulając mnie mocno do siebie.

— Wiem o wszystkim, Célia. Powiedział mi co ci zrobił.

— Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego on mi to zrobił? – mój głos coraz bardziej się załamywał.

— Nie myśl o tym teraz, proszę. Jesteś dzielną i odważną kobietą, nie pozwolę byś stała się wrakiem człowieka przez absurdy Cristóbala – tuliła mnie mocno w swoich ramionach i już po chwili obie płakałyśmy rzewnymi łzami.

— Eva, chyba sama nie wierzysz w te słowa. Nie jestem ani odważna, ani dzielna. Cristóbal wczorajszej nocy mnie zniszczył, odebrał godność i szacunek do własnej siebie. Nie chcę tak dłużej żyć.

— Eva, zostaw nas samych... – usłyszałam głos, którego nie chciałam słyszeć. Odrywając się od gosposi, spojrzałam w jego stronę.

— Cristóbal to nie jest najlepszy pomysł. Daj jej czas – dziękowałam w myślach Evie za te słowa.

Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą, a wtedy Carrera podszedł do mojego łóżka i podnosząc dłoń dotknął mojego policzka. Natychmiast odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, byleby tylko na niego nie patrzeć. Nienawidziłam go, za to co mi zrobił. I nie miał żadnego prawa dotykać mnie w taki sposób, jak to robił teraz. Tego pragnęłam wcześniej, a dostałam cios prosto w serce.

— Cristóbal, wyjdź – rzekła gosposia lekko podniesionym głosem, a on od razu wypełnij jej polecenie. Szkoda, że mnie w ten sposób nie słuchał, kiedy błagałam go wczoraj o litość.

— Eva, chciałabym zostać sama. Muszę... – gosposia dotknęła dłonią mojej twarzy, po czym wstając obdarowała mnie ciepłym spojrzeniem. Widziałam w jej oczach żal, chciała mi jakoś pomóc, ale nic już nie da się zrobić. Moje życie skończyło się wczoraj.

— Dobrze, ale tylko na chwilę. Zrobię ci coś do jedzenia i zaraz tu wrócę, nie pozbędziesz się mnie tak szybko.

Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, usiadłam na brzegu łóżku i spojrzałam w okno, które miałam przed sobą. Morze Śródziemne rozciągało się wzdłuż i wszerz, zabierając przy tym widok na stały ląd. Czułam się fatalnie. Przez moje myśli non stop przewijały się wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Cierpiałam. Cristóbal zniszczył mnie doszczętnie, tylko dlatego, że ubzdurał sobie jakiś popieprzony romans z Pablo. Nawet nie chciał o tym ze mną rozmawiać, tylko od razu ocenił i wydał wyrok. Dokładnie pamiętam jego wyraz twarzy, słowa, którymi sprawiał mi ból, a przede wszystkim to upokorzenie. Czułam się zgwałcona i brudna. Najbardziej bolało to, gdy zdałam sobie sprawę, że zależało mi na nim, że pragnęłam jego pocałunków i dotyku. To smutne. Obronił mnie przed własnym ojcem, by później zadać taki sam cios. Spuściłam wzrok na swoje dłonie, które w nerwowy sposób zaczęły się trząść. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego Carrera nie oddał mnie tym ludziom? Co takiego wydarzyło się później, że znalazłam się w tym miejscu? Wstałam z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do fotela, stojącego przy wejściowych drzwiach. Zauważyłam wcześniej na nim powieszoną marynarkę. Chciałam cokolwiek na siebie założyć, by zakryć to swoje obrzydliwe ciało. Tak, brzydziło mnie ono. Nie chciałam na nie patrzeć. Zakładając ją na siebie, od razu poczułam ten zapach. Wiedziałam już do kogo należała marynarka, jednak nie miałam innego wyjścia. Wolałam w niej zostać niż być całkiem naga. Zaciskając mocno materiał, wsunęłam prawą rękę do bocznej kieszeni. Była w niej jakaś kartka, wyciągnęłam ją szybko i właśnie wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. Zdjęcie tego cholernego pocałunku, mojego i Pabla. Susana. To on musiała... Boże! – wypuściłam z rąk fotografię i zasłaniając usta dłonią, próbowałam stłumić swój rozpaczliwy krzyk.

Otworzyłam drzwi i nie oglądając się na boki, ruszyłam przed siebie. Chciałam pozbyć się tych złych emocji, które teraz wypełniały moją głowę. Chciałam pozbyć się samej siebie... Biegłam co sił w nogach, docierając, aż na górny pokład. Wiatr rozwiewał moje włosy, a słońce lekko oślepiało. Idąc przed siebie, zauważyłam opartego o barierkę Cristóbala. Zapatrzony w jeden punkt, nie zauważył mnie. Musiałam się stamtąd ewakuować i to jak najszybciej. Nie chcę, by skrzywdził mnie kolejny raz.

— Cristóbal! – słysząc ten głos, zamurowało mnie. Carrera od razu odwrócił się i wbijając we mnie swój nieobecny wzrok, jak zahipnotyzowany szedł w moim kierunku. Zrobiłam mały krok w tył, niestety drogę ucieczki zablokował mi jakiś łysy goryl. Oddychając głęboko, zakryłam twarz dłońmi i wystraszona kolejnym ciosem, krzyknęłam:

— Proszę nie! Nie rób mi krzywdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro