Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Célia

Minęły dwa dni, które nie wprowadziły do mojego życia żadnych zmian. Przez ten cały czas dalej siedziałam zamknięta w pokoju. Pablo i Cristóbal nie zjawili się tu ani razu, co w pewnym sensie było dla mnie ulgą, ale z drugiej strony gdzieś w środku czułam, że to tylko cisza przed burzą i prędzej czy później znowu stanę się workiem treningowym dla tego samca alfa. Jedynie młoda służąca przychodziła trzy razy dziennie przynosząc mi posiłki. Za każdym razem posyłała mi ciepły uśmiech. Chciałam jej podziękować za wszystko, ale bałam się, że mogłaby mieć przeze mnie problemy. W końcu ma zakaz kontaktowania się ze mną. Całe dwa dni przesiedziałam w dużym fotelu na balkonie, rozglądając się po okolicy i szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki. I gdy już wszystko miałam zaplanowane, to zdałam sobie sprawę z tego, że jestem uwięziona na pierwszym piętrze. Nie wyskoczę z balkonu ani nie wzniosę się na skrzydłach. Gdyby tylko jakimś sposobem udałoby mi się wydostać z tego domu. Później postawiłabym wszystko na jedną kartę i uciekła w stronę lasu, który znajdował się blisko domu. To byłaby moja jedyna szansa.

Dzisiaj wyjątkowo obudził mnie kojący szum padającego deszczu. Może jestem wariatką, ale ten dźwięk sprawia, że w jednej chwili zamykam oczy i oddaje się relaksowi. To takie niesamowite uczucie, którego nie potrafię opisać słowami.

Chciałam wstać, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Mimochodem spojrzałam na zegarek, ale na śniadanie było jeszcze za wcześnie. Moja pierwsza myśl, od razu przyprawiła mnie o dreszcze. Zakryłam się szczelnie kołdrą, po czym cichym głosem westchnęłam:

— Proszę – drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Pablo wraz z tą młodą służącą.

— Jutro twój pierwszy dzień pracy. Rosa pomoże ci się do niej odpowiednio przygotować – puścił mi oczko, po czym wskazał dłonią na brunetkę stojącą obok niego.

— Mówiłam twojemu bratu, że nie będę dla niego pracować. Nie zrobicie ze mnie dziwki! – zirytowana zerwałam się natychmiast z łóżka.

— Jesteś żałosna – odparł posyłając mi chłodne spojrzenie. Byłam gotowa, by się z nim zmierzyć, lecz gdy tylko otworzyłam usta, Pablo uniósł dłoń wysoko i uciszając mnie, rzucił: — wieczorem macie samolot.

Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Stałam sparaliżowana, analizując jego ostatnie słowa. Jaki samolot? O czym on do jasnej cholery pieprzy?

— Panienko Rojas... – wyrwał mnie z zamyślenia głos dziewczyny. Przetarłam oczy, a następnie odwróciłam na nią wzrok. Śmiała się do mnie, czego całkowicie nie rozumiałam. Bawi ją ta sytuacja? Przecież jeszcze niedawno współczuła mi, więc co się zmieniło od tamtego czasu?

— Rosa, co cię tak bawi? – stanęłam naprzeciwko niej i mrużąc oczy próbowałam być groźniejsza niż jestem.

— Podziwiam cię. Masz odwagę tupnąć nogą i sprzeciwić się braciom Carrera. To niespotykane, zwłaszcza że... Ups! Nie powinnam – zasłoniła usta ręką, ale mleko się już rozlało. Teraz musi powiedzieć mi wszystko. Położyłam dłoń na jej ramieniu i wgapiając się w brązowe oczy Rosy, chciałam wiedzieć co było dalej.

— Zwłaszcza, że? – zapytałam beznamiętnie.

— Nie mogę. Jestem tylko ich służącą... zrozum, straciłabym pracę – w oczach brunetki zebrały się łzy, a wtedy zrobiło mi się jej zwyczajnie żal. Cofnęłam się o krok i podnosząc ręce w geście kapitulacji, rzekłam:

— Dobrze. Nie będę już drążyć tematu, sama wiem co to znaczy stracić pracę, więc oszczędzę ci tego. Zatem Rosa, jak chcesz mi pomóc przygotować się do pracy? Wybrać odpowiednio kurewską bieliznę czy wskazać perfumy, którymi powinnam się oblać? – kpiłam z tego kompromitującego faktu, ale po prawdzie było to tak niedorzeczne, że aż śmieszne.

— Pomogę spakować ci walizki. Cristóbal mnie o to poprosił – odpowiedziała poważnym głosem. Dziwne, że akurat to ją nie bawiło.

— Poprosił? Ten człowiek w ogóle umie wydusić z siebie takie słowo? Dziwne, że nie stanęło mu w gardle – bawiłam się w najlepsze.

— Panienko Rojas to nie wypada... – na dźwięk tych słów wybuchłam śmiechem.

— Idę wziąć prysznic, naprawdę nie chcę tego słuchać. Wiesz, gdzie jest garderoba to śmiało, nie krępuj się – wyminęłam ją, po czym wchodząc do łazienki trzasnęłam z całej siły drzwiami.

Zrzuciłam z siebie piżamę i wchodząc do kabiny, odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Wzięłam głęboki wdech, po czym zamykając oczy poddałam się emocjom, które od kilku chwil kłębiły się we mnie. Gdybym mogła w tym momencie zniknąć albo... Nie dam rady. Nie zniosę tego, gdy obcy mężczyzna dotknie mnie swoimi obrzydliwymi rękoma. Aż dostaję dreszczy na samą myśl. Niezaprzeczalnie stwierdzam, że znalazłam się w patowej sytuacji. Co gorsze, pierwszy raz pomyślałam, że śmierć byłaby istnym wybawieniem dla mnie. To grzech, że tak właśnie myślę? Mam pozwolić zamknąć się w jakimś burdelu i co noc pieprzyć się z odrażającymi typami? Dlaczego?! Chciałam wyć z rozpaczy, która teraz zawładnęła moimi myślami, ale nagle usłyszałam pukanie do drzwi i cichy głos Rosy:

— Panienko Rojas, czy coś się stało?

Szlag! – pomyślałam. Zakręciłam wodę, po czym zarzuciłam na siebie miękki szlafrok i otworzyłam drzwi.

— Czy mam jakiś wydzielony czas na branie kąpieli? – ironia goniła kolejną ironię.

— Usłyszałam płacz. Pomyślałam, że może... – pokręciłam głową zaprzeczając temu, po czym rzekłam:

— Wszystko jest dobrze. Płaczę ze szczęścia, w końcu niecodziennie dowiaduję się, że zostanę dziwką – odwróciłam się na pięcie, po czym podchodząc do dużego lustra spojrzałam sobie prosto w twarz: — przepraszam Rosa. Nie powinnam się na tobie wyżywać, to przecież nie twoja wina. Nie radzę sobie... – kolejny raz pozwoliłam sobie na łzy. Młoda dziewczyna podeszła do mnie i przytulając mocno do siebie, dała wsparcie, o jakim mogłam teraz pomarzyć.

— Już dobrze. Zobaczy panienka, że wszystko się jakoś ułoży – oderwałam się od niej, po czym spojrzałam prosto w oczy.

— Chciałbym w to wierzyć.

— Musi się pani spakować, Cristóbal... – znowu on.

— Nie chcę już dłużej o nim słuchać i proszę mów do mnie po imieniu. Jestem Célia, a nie żadna pani.

Dwie godziny pakowałam razem z Rosą walizki. Nawet nie wiem po co. Te wszystkie ubrania, buty i kosmetyki nie należały do mnie, a jakimś dziwnym trafem idealnie pasowały do mojej osoby. To zapewne sprawka Cristóbala albo jego stukniętego braciszka, Pabla. Domyślam się, że właśnie w taki sposób mamią biedne dziewczyny, a później wykorzystują i więżą w swoich burdelach.

Właśnie jadłam obiad na balkonie, który przyniosła mi Rosa. Mimo, iż rano padał deszcz to teraz na niebie mocno świeciło słońce. Dzisiejszy dzień mijał mi wyjątkowo szybko. Zapewne to przez zbliżający się wyjazd do piekła. Z każdym spojrzeniem na zegarek moje serce biło coraz mocniej. Jak mam przestać się denerwować? Cholera. Moje paznokcie były już w opłakanym stanie. Nigdy ich nie obgryzałam, a dzisiaj przeszłam samą siebie. Skórki całe we krwi, a po długich paznokciach nie było ani śladu. Gdy Rosa zabierała talerz, przekazała mi, że za godzinę przyjdzie po mnie Pablo i mam być gotowa. W pierwszym momencie pomyślałam: — wreszcie – ale szybko zdałam sobie sprawę z tego, co to oznacza. Nawet przez chwilę zastanawiałam się, czy nie wyskoczyć z balkonu, ale była zbyt duża szansa na to, że przeżyję i zostanę warzywem. Kurwa, o czym ja w ogóle myślę – pomyślałam.

Weszłam do garderoby i wyciągnęłam pierwszą, lepszą sukienkę. Nie lubiłam się stroić, więc wybór musiał paść na prostotę. Pastelowy odcień zieleni był pięknym kolorem, który idealnie podkreślał moje oczy. Do tego wybrałam białe klapki na słupku. Związałam włosy w wysoki kucyk, a mój makijaż zakończył się na podkreśleniu tuszem rzęs.

— To ostatnie twoje chwile godności, mała – powiedziałam sama do siebie i w tym momencie usłyszałam głos Pabla:

— Godności? A to ciekawe... – stał oparty o futrynę i trzymając dłonie w kieszeni, mierzył mnie wzrokiem.

— Jestem gotowa – oznajmiłam i z podniesioną głową przeszłam obok niego. Z tyłu usłyszałam, jak parsknął śmiechem, ale postanowiłam oszczędzić sobie kolejne przykre słowa. Pablo wziął walizki i wskazując mi drogę do wyjścia ciągle mnie obserwował.

Schodząc po schodach zauważyłam kilku ochroniarzy krzątających się po salonie. Wśród nich był Cristóbal, który bardzo wymownie tłumaczył im coś po francusku. Szkoda, że nic z tego nie rozumiałam.

— Przyprowadziłem naszą złośnicę – zakpił Pablo, na co Cristóbal szybko zareagował. Odwrócił się do nas na pięcie i już miał coś powiedzieć, gdy nasze spojrzenia spotkały się ze sobą.

— Pojedzie ze mną – wycedził po dłuższej chwili przez zaciśnięte gardło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro