Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Célia

Wchodząc do środka od razu rzuciła mi się w oczy duża scena, na której długowłosa blondynka wiła się wokół metalowej rurki. Jej ciało było idealne, rzec można nawet, że stworzone, by chwalić się nim przed światem. Dostrzegłam, jak obecni w klubie mężczyźni wodzili za nią wzrokiem. Była, jak najjaśniejsza gwiazda, którą codziennie widzisz na niebie, a nie możesz dotknąć. Wiedziała doskonale, jak rozpalić i przykuć uwagę mężczyzn i robiła to doskonale.

Nie wiem, jak długo przyglądałam się temu występowi, gdy nagle usłyszałam głos przyjaciółki:

— Célia! Jesteś tu? – machała dłonią przed moimi oczami, a ja niczym wyrwana z głębokiego snu, ocknęłam się natychmiast.

— Coś mówiłaś? – zapytałam zmieszana.

— Jesteś jakaś zamyślona, co się z tobą dzieje?

— Patrzyłam na tą dziewczynę. Myślisz, że... – przełknęłam ślinę, po czym dodałam: — będziemy na jej miejscu?

— Możecie wejść – wtrącił się ochroniarz, który pokazał nam dłonią drzwi wejściowe do jakiegoś pomieszczenia. Lucia nie odpowiedziała mi, uśmiechnęła się, po czym biorąc głęboki wdech ruszyła na przód. Chciałam się przeżegnać, ale to chyba nie było odpowiednie miejsce, na takiego typu reakcje. Spojrzałam szybko na goryla, który przeglądając coś na telefonie mruczał pod nosem. Był dziwny.

Weszłyśmy z Lucią do biura, w którym panował całkowity mrok. Czułam się dosyć nieswojo, ale mając przyjaciółkę obok, nie panikowałam. Po chwili usłyszałyśmy głos mężczyzny:

— Witam... jesteście moimi nowymi nabytkami, więc proszę rozgośćcie się – zapalił małą lampkę na biurku, a następnie wskazał dłonią dwa fotele. Niepewnie spojrzałam na Lucię, ale ona w mgnieniu oka zajęła miejsce.

— Nabytkami? – odważyłam się powiedzieć głośno to, co właśnie w tej chwili nie dawało mi spokoju. Jak to nowe nabytki? Przecież dopiero przyszłyśmy na rozmowę, to wcale nie oznacza, że chcemy tu pracować. A przynajmniej ja, bo po reakcji Luci widzę, że ona już się zdecydowała. Mężczyzna wstał zza biurka, po czym zapiął jeden guzik przy marynarce i podchodząc do mnie bliżej rzekł:

— Zatem po co tutaj przyszłaś? – jego głos brzmiał władczo i arogancko.

Podniosłam wzrok do góry, a wtedy przed moimi oczami ukazał się On. Był dużo wyższy ode mnie, dobrze zbudowany, co podkreślał idealnie dopasowany garnitur, a do tego to przeszywające spojrzenie. Miałam wrażenie, że właśnie w tym momencie skanował mnie wzrokiem i już po chwili dokładnie wiedział wszystko. Mimo iż jego dłuższe, ciemne włosy ułożone były niedbale, to odnoszę wrażenie jakby każdy włosek był idealnie na swoim miejscu. Kilkudniowy zarost zdobił jego zimną i ponurą twarz. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w niego i muszę to przyznać – boję się.

— Ja... nie wiem. Chyba nie przemyślałam tego... przepraszam – odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z jego biura.

Biegłam co sił w nogach, mijając po drodze ochroniarza, który nas tutaj przyprowadził. Gdy w końcu udało mi się opuścić lokal, zatrzymałam się na środku ulicy i zaczęłam głośno oddychać. To nie jest dla mnie! Nie dam rady, nie tym razem. Ten mężczyzna miał coś takiego w oczach, co paraliżowało mnie, odbierało głos i przepełniało strachem. Pierwszy raz się tak czułam.

Usiadłam na pobliskiej ławce, stojącej naprzeciwko klubu. Wpatrując się w neonowy szyld, czekałam na Luci. Jeśli nie wyjdzie stamtąd za pół godziny, wzywam policję. Nie podaruję sobie, jeśli coś by się jej stało. Nerwowo wpatrywałam się w zegarek, odmierzając to cholerne trzydzieści minut. Gdy wskazówka przesuwała się do przodu, a mojej przyjaciółki dalej nie było, zaczęłam chodzić w te i z powrotem. Obgryzając skórki przy paznokciach, martwiłam się. A jeśli ten człowiek coś jej zrobił? Nie wejdę tam sama, nie ma szans.

Nagle zauważyłam, jak drzwi od klubu otwierają się, a z nich wychodzi ten sam ochroniarz. To może być jedyna szansa – pomyślałam. Rozejrzałam się na wszystkie strony i zaciskając dłonie w pięści, ruszyłam w jego stronę.

— Gdzie jest moja przyjaciółka? – zapytałam pewna siebie, choć była to tylko dobra przykrywka.

— Chyba ma pierwszego klienta – puścił mi oczko, a następnie zaczął się głośno śmiać. Po chwili wyciągnął z kieszeni paczkę fajek i odpalił jedną.

Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Kurwa! Niech to szlag! Wiedziałam, że to tak się skończy. Przeklęta Lucia, zawsze musi postawić na swoim. Boże, dziewczyno co ja mam do cholery teraz robić? Jak ci pomóc?

— Wypuśćcie ją albo zadzwonię na policję i ten wasz cały burdel zniknie w ciągu minuty – gromiłam go spojrzeniem, ale łysy goryl w ogóle na to nie reagował. Jakby moje słowa stały się dla niego codziennością. Wtedy wyciągnęłam telefon z torebki, a on w jednej chwili rzucił papierosa na ziemię i podchodząc do mnie blisko, złapał mocno za ramiona, mówiąc:

— Posłuchaj paniusiu...

— Marco, dosyć! – usłyszałam za plecami ten sam władczy ton. Zamknęłam oczy, poddając się. Nie wiem, co za chwilę się wydarzy.

Ochroniarz puścił mnie i odszedł, zostawiając na środku ulicy razem z tym człowiekiem. Poczułam dłoń na ramieniu i w jednej chwili otworzyłam oczy, gwałtownie odwracając się w jego stronę.

— Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam.

— Zapomnij o tym, co tu widziałaś albo będę musiał zająć się tobą osobiście. Masz trzy sekundy Célia... raz... dwa, wypierdalaj stąd! – wycedził przez zaciśnięte zęby i popchnął mnie w stronę ulicy.

Przerażona tym co przed chwilą się wydarzyło, bez wahania zaczęłam biec przed siebie. W tej chwili nie myślałam o niczym innym, jak tylko ulotnić się z tego miejsca. Gdy oddaliłam się już wystarczająco, stanęłam w miejscu oddychając głęboko. Jak to możliwe, że udało mi się przebiec taką odległość w szpilkach? Kurwa! Dlaczego ja w ogóle o tym myślę? Sapałam głośno, nabierając coraz większe hausty powietrza. Ja pierdole, w co ta Lucia się wpakowała?! Ten facet był przerażający.

— Kurwa! Kurwa! Kurwa! – powtarzałam w kółko sama do siebie, wyrywając przy tym z głowy włosy.

Nagle usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Natychmiast wyciągnęłam go z torebki, na wyświetlaczu pojawił się jakiś nieznajomy numer. Ręka drżała mi tak mocno, że z trudem nacisnęłam zieloną słuchawkę.

— Słucham! – krzyknęłam głośno do telefonu. Zdecydowanie emocje wzięły górę.

— Céli... – ten głos rozpoznam wszędzie.

— Boże Lucia! Gdzie jesteś?! Zadzwonię na policję i przyjadą po ciebie. Powiedz, trzymają cię siłą w tym klubie?! Zrobili ci coś? – nie mogłam przestać. Wypowiadałam zdania, jak z karabinu maszynowego.

— Przestań! – krzyknęła na mnie, próbując przerwać moją panikę.

— Chcę ci pomóc... – wyszeptałam, ale ona nie pozwoliła mi dokończyć.

— Nie potrzebuję pomocy. Wszystko jest dobrze, naprawdę nie musisz się o mnie martwić. To świat, zupełnie inny niż nam się wydawało. Żałuję, że nie chciałaś spróbować, ale to twoja decyzja. Ja tu zostaję...

— Luci chyba nie mówisz poważnie. Ten mężczyzna... on... Kurwa! Zabraniam ci – nim zdążyłam wydusić z siebie ostatnie słowa, moja przyjaciółka rozłączyła się.

Kompletnie jej nie rozumiałam. Co ona wyprawia? Chce być dziwką w jakimś podejrzanym burdelu? Nie zachowywała się jak Luci, którą znam. Ale patrząc na to, jaka była podekscytowana samą pracą tam, już niczego nie jestem pewna.

Schowałam telefon i wracając do domu na pieszo, zastanawiałam się nad tym wszystkim. Ten dzień to jakiś koszmar. Mam wrażenie, że los wypiął się na mnie i teraz próbuje za wszelką cenę pozbawić mnie jakiejkolwiek szansy na lepszą przyszłość. W dodatku Lucia... czy to możliwe, że przez te osiem lat wcale jej nie znałam?

Byłam już pod wieżowcem, w którym mieszkałam. Perspektywa tego, iż zaraz zastanę w mieszkaniu pijaną matkę wcale nie pomagała. Wjechałam windą na ósme piętro i gdy tylko z niej wyszłam zauważyłam pod moimi drzwiami białą kopertę. Niepewnie podniosłam ją z wycieraczki. Na samym środku widniało moje imię. Wahałam się przez chwilę, czy powinnam ją otwierać. Wszystko, co dzisiaj się dzieje to jakiś pieprzony sen i mam już tego dosyć. Chcę się w końcu obudzić.

— Cristóbal kazał ci to przekazać – na dźwięk tych słów podskoczyłam wystraszona, upuszczając kopertę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro