Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Célia

Czas spędzony z Pablo upłynął bardzo szybko. Nawet nie wiem, kiedy, a za oknami był już wieczór. O dziwo, w jego towarzystwie było mi naprawdę dobrze. Chyba nie spodziewałam się tego, że będzie w stanie okazać mi trochę serca i miło się tym dzisiaj zaskoczyłam. Właśnie kończyliśmy oglądać ostatnią część filmu, niestety wiele z niej nie pamiętam, bo większość czasu wpatrywałam się w skupioną twarz mojego towarzysza. Zastanawiałam się, jak od teraz będzie wyglądać moje życie? Bałam się tego, ale sama zgotowałam sobie taki los i muszę nauczyć się z tym żyć.

— Célia myślisz, że tego nie widzę? – tymi słowami Pablo sprowadził mnie na ziemię.

— Zamyśliłam się, wybacz – mówiąc to, poprawiłam się nerwowo na kanapie.

— Na początku myślałem, że jesteś fanaberią mojego ojca. Kolejną kobietą na boku, której oczy święcą się na widok pieniędzy. Ale wtedy... przed twoim mieszkaniem, zobaczyłem coś czego się nie spodziewałem. Jesteś zupełnie inna, od wszystkich kochanek mojego ojca.

— Pablo nie jestem kochanką Hectora i nigdy nią nie będę. Znasz prawdę. On zmusił...

— Pablo! – krzyknął Cristóbal, który wszedł do salonu. Podskoczyłam zdenerwowana. Pablo natychmiast wstał z kanapy i podchodząc do niego powiedział mu coś na ucho. Widziałam, jak przez dłuższą chwilę rozmawiali między sobą i co jakiś czas Cristóbal posyłał mi zimne spojrzenie. Czuję, że ich tematem jest moja osoba i powoli zaczyna mnie ta sytuacja męczyć. Wstając z kanapy i nie patrząc w ich stronę, chcę stąd odejść. I gdy jestem już przy schodach, nagle czuję czyjąś dłoń na talii.

— Stój – biorę głęboki wdech, po czym odwracam się w jego stronę.

— Rozumiem, że mam cię prosić o to, czy mogę odejść. Zatem... Cristóbal proszę, pozwól mi pójść do swojego pokoju – w moim głosie dało się wyczuć lekką ironię, może nie do końca mi o to chodziło, ale wyszło jak wyszło. Pablo natychmiast zaśmiał się głośno, a następnie podszedł bliżej i klepiąc Cristóbala po plecach rzekł:

— Ja też cię proszę bracie, pozwól mi... – Cristóbal uciszył go, podnosząc rękę, a następnie patrząc mi głęboko w oczy, rzucił:

— Masz godzinę, by przygotować się – wydał swój kolejny rozkaz.

— Gdzie? – wydusiłam z siebie.

— Twój przyszły mąż zabiera cię dzisiaj do kasyna. Poznasz wszystkich – przełknęłam ślinę, byłam przerażona. Nie chciałam tego. W myślach szukałam jakiejkolwiek drogi ucieczki, ale nie było jej. Odwróciłam wzrok na Pabla, który tylko wzruszył ramionami. Będzie źle, wiem o tym.

Wróciłam do swojego pokoju, w którym na łóżku czekała na mnie suknia. Podeszłam do niej bliżej i nie mogąc opanować emocji, schowałam twarz w dłoniach. Nie dam rady tam iść. W dodatku z tym koszmarnym człowiekiem. Kurwa! Jak mam udawać szczęśliwą i uśmiechnięta przed obcymi ludźmi? Nie potrafię tak.

— Célia... – usłyszałam głos Pablo i natychmiast podniosłam głowę do góry. Stał oparty o zamknięte drzwi.

— Nie chcę tam iść. Proszę powiedz, co ja mam zrobić? – patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.

— Przykro mi, ale nie masz wyjścia. Mój ojciec nie lubi sprzeciwu, a skoro posunął się już tak daleko, by przedstawić cię swoim wspólnikom to uwierz mi na słowo, nie jesteś tylko jego kaprysem. Głowa do góry, to tylko małe przyjęcie. Wkrótce i tak będziesz musiała do nich przywyknąć.

— Łatwo ci mówić. Będziesz tam razem ze mną? – chwyciłam go za dłoń.

Pablo spojrzał na uścisk, po czym podniósł na mnie wzrok. Cofnęłam rękę nieśmiało, być może przekroczyłam jakąś granicę, ale w tym momencie czułam, że mogę na niego liczyć.

— Będę – odpowiedział, po czym odwrócił się i wyszedł.

Ta noc będzie najgorszą w moim życiu. Nawet nie mam na co liczyć. Biorąc do rąk suknię, weszłam do łazienki. Zrobiłam lekki make up, podkreślając czerwoną szminką usta, a następnie wyprostowałam starannie włosy. Ubrałam czarną satynową sukienkę, która miała bardzo wycięte plecy. Czułam się w niej bardzo niekomfortowo. Przez Ethana nie lubiłam odsłaniać swojego ciała, a szczególnie pleców. Pod lewą łopatką, miałam niewielką bliznę, którą zostawił mi ówczesny facet. Tak, Ethan był pieprzonym skurwysynem, który pastwił się nade mną, odbierając przy tym godność i poczucie własnej wartości. Pamiętam każdą noc, każdą wylaną łzę czy każdy cios, który mi zadał. To boli. Ale najbardziej bolą wspomnienia, które wyryły trwały ślad w pamięci. Choć udało mi się uwolnić od niego, to ciężko jest zapomnieć.

Stop! Muszę w końcu przestać żyć przeszłością i skupić się na tym co jest teraz, tylko jak? Mam cholernego pecha, co do mężczyzn i to niezaprzeczalny fakt. Po toksycznym związku z Ethanem będę żoną mężczyzny, który mnie kupił. Bo inaczej tego nie mogę nazwać. Odkręciłam wodę i chciałam zmyć te przeklęte, czerwone usta. Brzydziłam się na samo wspomnienie Hectora. Niestety, zanim zdążyłam zamoczyć dłonie, usłyszałam głos mojego przyszłego męża:

— Célia, kochanie – przełknęłam ślinę, po czym zakręciłam wodę i wyszłam z łazienki. Stał na środku pokoju, trzymając w ręku jakieś ozdobne pudełeczko. Jeśli to jest to o czym myślę, chcę by mnie ktoś przed tym uratował.

— Jestem gotowa – oznajmiłam i chciałam wyjść.

— Pięknie wyglądasz – komplement z jego ust był jak deser, na który wcale nie masz ochoty. Nie odpowiedziałam mu. Byłam zimna i zdystansowana, chcę by wiedział, że małżeństwo z nim nie będzie udane, a przynajmniej dla mnie.

Hector powoli podszedł do mnie i stając twarzą w twarz, rzekł:

— To dla ciebie – otworzył przede mną podłużne pudełeczko, w którym lśnił złoty naszyjnik, wysadzany kilkoma diamentami.

— Nie chcę żadnych prezentów, a zwłaszcza od ciebie – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Nie mam zamiaru udawać szczęśliwej i zadowolonej, skoro tak się nie czuję. Hector zamknął przed moimi oczami pudełko, po czym rzucił nim w stronę łóżka. Jego wzrok w ciągu sekundy pociemniał, patrzył dokładnie na mnie w ten sam sposób co niegdyś Ethan. Zrobiłam mały krok do tyłu, bojąc się tego co zaraz może się wydarzyć. Wówczas Carrera złapał mnie prawą ręką za szyję i przyciągnął mocno w swoją stronę. Ledwo mogłam złapać oddech. Chciałam go odepchnąć, ale byłam zbyt słaba. Resztkami sił złapałam go za klapę od marynarki, a wtedy on spoliczkował mnie boleśnie.

— Pieprzona dziwka! – wykrzyczał.

Trzęsłam się ze strachu, gładząc swój pulsujący policzek. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, spojrzałam w jego oczy czekając na dalszy rozwój sytuacji. Bałam się zrobić nawet mały ruch, by tylko go nie zezłościć.

— Tato, czekamy... na... was... – do pokoju wtargnął Pablo, który od razu zwrócił na mnie uwagę. Hector poprawił krawat i wygładził marynarkę w miejscu, za które go złapałam, po czym podchodząc do mnie chwycił za dłoń.

— Ucz się synu, jak prawidłowo postępować z kobietami – jego sarkazm słychać było w całym domu. Czułam się fatalnie. Chciałam się rozpłakać, ale nawet nie miałam jak. Musiałam udawać idealną kobietę podłego skurwiela. Jeśli on w taki sposób traktował Melissę, to Bogu dzięki, że już nie są małżeństwem.

Zeszliśmy na dół. W salonie czekał na nas Cristóbal wraz z Susaną. Nie oczekiwałam już nic, nawet tego, że spojrzy w moją stronę. W tym momencie, czułam, że może i ciałem byłam z nimi, to umysłem gdzieś bardzo daleko. Nie potrafiłam nawet odpowiedzieć na komplement blondynki. Stałam zamyślona, wpatrując się w podłogę. Nawet nie wiem, kiedy i jak dotarliśmy na miejsce.

Stałam przed gmachem budynku i dopiero teraz wróciłam do świata żywych. Poczułam chłodny powiew wiatru na swoich nagich plecach i rozglądając się dookoła zobaczyłam twarze ludzi, którzy z zaciekawieniem przyglądali się nam. Dzisiejszej nocy stałam się maskotą i obiektem plotek. Mogę sobie pogratulować.

Hector trzymając moją dłoń prowadził w stronę głównego wejścia. Przekraczając próg kasyna, nachylił się nad moim uchem i wyszeptał:

— Tylko nie przynieś mi wstydu – poczułam dreszcz na plecach, jego ton głosu właśnie tak na mnie działał. Po tym człowieku nie ma co spodziewać się dobroci i delikatności. To tyran, który za nic ma kobiety.

Pokiwałam głową, to było jedyne na co w tej chwili mnie stać. Po chwili podszedł do nas mężczyzna, w podobnym wieku co Hector i przyglądając mi się, rzekł:

— Od zawsze wiedziałem, że masz słabość do pięknych kobiet.

— Albo to kobiety mają słabość do mnie – zaśmiał się Carrera, a ja w tym momencie mimowolnie przekręciłam oczami. Na moje nieszczęście świadkiem tego był Cristóbal. Cudownie! Mam przerąbane.

— Dobrze, że pozbyłeś się Melissy... – zaczął mówić mężczyzna, jednak Hector uniósł rękę przerywając mu. Myślałam, że się przesłyszałam. Jak to pozbył się Melissy?! Kurwa! Jeśli on coś jej zrobił... Nie! Nie mogę o tym teraz myśleć.

— Cristóbal – zawołał swojego syna, a gdy ten zjawił się, dodał: — popilnujesz Céli, muszę porozmawiać z Carlosem.

Po chwili Hector zniknął razem ze swoim przyjacielem, a ja stojąc na środku sali analizowałam w głowie słowa mojego przyszłego męża. Melissa - muszę się z nią jakoś skontaktować, chcę wiedzieć, że jest bezpieczna i nic jej nie grozi.

Po chwili usłyszałam:

— Boli? – poczułam delikatną dłoń Cristóbala na swoim policzku. Podniosłam na niego wzrok, próbując zrozumieć, o co właśnie pyta i dlaczego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro