Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Célia

Długo nie mogłam znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi. Błąkając wzrokiem po swoich zranionych dłoniach, błagałam w myślach by stąd wreszcie wyszedł. Jednak to na nic, Cristóbal stał nadal nade mną wbijając swoje zimne spojrzenie. Tak jakby przyglądał się skrzywdzonej zwierzynie, którą ktoś zranił podczas polowań. Po dłuższej chwili poczułam jego lodowatą dłoń na ramieniu, przestraszona chciałam przed nią uciec. 

— Célia... – nachylając się nade mną, wyszeptał moje imię wprost do ucha. Trzęsłam się ze strachu, zakrywając się szczelnie cieniutką kołdrą.

— Mówiłeś, że jestem tutaj bezpieczna..., że Hectora nie ma – wydusiłam z siebie gorzkie żale.

— Taką miałem z nim umowę. Miał dać ci odetchnąć... – na dźwięk tych słów poprawiłam się nerwowo na łóżku i odpychając jego dłoń, wykrzyczałam:

— Mam dosyć! To co robicie z moim życiem doprowadza mnie do obłędu! – musiałam to z siebie wyrzucić, nawet gdybym miała za to ponieść surowe konsekwencje.

— Uspokój się i spójrz na mnie – jedną ręką chwycił mocno za moje ramię, a drugą delikatnie uniósł brodę do góry. Mimowolnie spojrzałam w jego oczy. 

— Ja już dłużej tego nie wytrzymam – wyszeptałam, a w moich oczach szybko pojawiły się łzy, których nie potrafiłam opanować. Stres i lęk przed tym co miało wydarzyć się chwilę wcześniej wziął górę. Moje trzęsące się dłonie, aż błagały, bym dała im kolejną porcję bólu. Nim zdążyłam zacząć skubać skórki, usłyszałam:

— Zgodziłaś się na ten układ, sama dokonałaś takiego wyboru, a miałaś inny... – zatkałam uszy rękoma, nie chciałam tego dłużej słuchać.

— Wybór? Nie dałeś mi takiego. Wbrew wszystkiemu co mówiłam, czego chciałam, przywiozłeś mnie tu siłą razem z Pablo. Znęcałeś się nade mną psychicznie, demonstrując swoją wyższość poprzez zabicie tej niewinnej dziewczyny z baru. Wyzywałeś i traktowałeś jak... – wytarłam dłońmi łzy z policzków, po czym patrząc na niego, dodałam: — ...strzeliłeś do mnie – czułam się fatalnie. Ale może właśnie nadszedł ten czas, w którym w końcu mam odwagę to wszystko z siebie wyrzucić.

— Mogłaś wziąć pieniądze od Pabla i zniknąć, wtedy mój ojciec odpuściłby – choć jego głos na początku brzmiał surowo, to po dłuższej chwili wpatrywania się we mnie, złagodniał i wtedy zaczął kontynuować: — to co widziałaś w Hiszpanii nie powinno było się wydarzyć. Nigdy. Miałem za zadanie sprowadzić cię tutaj i wypełniłem je. Przykro mi Célia, ale podpisałaś na siebie wyrok i ja już nie jestem w stanie ci pomóc.

— Dlaczego, więc mnie nie zabiłeś? Moje życie już dawno straciło sens. Wiara, że może być lepiej to nic nieznaczący dla mnie bełkot. Stałam się więźniem własnego strachu i nie potrafię tak dłużej funkcjonować. Dzisiejszą walkę z twoim ojcem wygrałam, a jutro... Wiem, że nie możesz mi pomóc, nawet nie oczekuję tego od ciebie, ale możesz zrobić coś, co sprawi, że nigdy więcej już nie zaboli – mówiąc to nie widziałam jego reakcji. Wpatrywałam się bezmyślnie w jeden punkt przed sobą. Czy pragnęłam teraz śmierci? Czy w ogóle można tego pragnąć? Bałam się odpowiedzi na te pytania. Bałam się, że jedyną słuszną odpowiedzią na to jest słowo: TAK.

— Célia... – znowu pojawił się znikąd przy łóżku, chwycił na moje dłonie i patrząc na nie, rzekł: — skąd te rany? – przełknęłam nerwowo ślinę, po czym próbowałam wyrwać je z uścisku, chciałam w ten sposób uchronić się przed odpowiedzią.

— Powinieneś stąd wyjść – chciałam zbyć go w jakiś sposób, ale to na nic.

— Pytałem o coś. Skąd te rany, Célia? – jego głos ponownie się zmienił w lodowaty.

— To moja własna terapia i ucieczka – odpowiedziałam, a następnie ciągnąc za sobą kołdrę, wstałam szybko z łóżka. Podeszłam pod drzwi prowadzące do łazienki i łapiąc za klamkę, usłyszałam z tyłu głowy:

— Mój ojciec wyjeżdża na trzy tygodnie do Sewilli.

Nie odpowiedziałam. Biorąc głęboki wdech, weszłam do środka. Przekręciłam mały kluczyk w zamku, po czym opierając się o drzwi dałam upust swoim emocjom. Płacz przyszedł w zaskakująco szybkim czasie, a wraz z nim powracające wspomnienia z dzisiejszego poranka. Ohydny dotyk, zastraszające słowa i ta obrzydliwa uległość, którą karmił się Hector. Nie ucieknę przed tym, bo każda możliwa droga prowadzi tylko w jedną stronę. Cristóbal miał rację, mówiąc, że podpisałam na siebie wyrok. To wszystko jest moja wina. Sama sobie zgotowałem taki los. Kurwa! Czemu nie wzięłam tych przeklętych pieniędzy i nie uciekłam? Może teraz żyłabym szczęśliwa po drugiej stronie Hiszpanii.

Mój stan emocjonalny jest w opłakanej formie. Najgorzej, że nie potrafię znaleźć ani jednego sensownego powodu, dla którego powinnam obudzić się dnia następnego. Podchodząc do wielkiego lustra, wykrzesuję z siebie resztkę odwagi i spoglądam na swoje odbicie. Ta kobieta stojąca po drugiej stronie nie jest tą samą, którą znałam. Podkrążone oczy, spuchnięte powieki od płaczu, wysuszone i popękane usta. Włosy, które dawno straciły swój blask i ta cholerna niemoc w oczach. Nawet nie jestem w stanie zdobyć się na jakikolwiek uśmiech. Bo niby po co? Dla własnej satysfakcji? Czy tylko po to, by odegnać od siebie koszmarne myśli? Odkręcam zimną wodę i przemywam nią twarz. Chcę raz na zawsze pozbyć się z głowy cwaniackiego uśmiechu Hectora. Trzy tygodnie – tyle zostało mi czasu.

Zrzucam z siebie kołdrę, a następnie wchodzę pod prysznic. Boje spojrzeć się na własne ciało, jakby to była kara. Gdy ciepła woda wraz z szamponem dociera do głębokich już ranek przy paznokciach, odczuwam lekkie pieczenie. Zaciskam zęby, chociaż z trudem udaje mi się to wytrzymać. Gdy ból już staje się nie do zniesienia natychmiast spłukuję szampon wodą. Mimowolnie spoglądam na brzuch. Rana, która goiła się swoim tempem, zaczęła znowu krwawić. To wszystko przez Hectora, który w brutalny sposób wbij w nią swoją dłoń. Nie zauważyłam tego wcześniej, bo strach zawładnął moim całym ciałem i umysłem, ale pewnie kołdra przesiąkła krwią. Zerwałam z siebie opatrunek i przemyłam delikatnie ranę, następnie wychodząc z kabiny założyłam na siebie mięciutki, biały szlafrok i opatrzyłam ponownie miejsce postrzału. Umyłam zęby, po czym wysuszyłam dokładnie włosy. Spięłam je w luźnego koka i nie patrząc już dłużej w swoje odbicie wyszłam z łazienki.

Na łóżku stała taca z jedzeniem, a obok niej mały liścik, na którym znajdowało się moje imię. Zawahałam się, czy powinnam go przeczytać. Nie wiem, skąd wzięły się te myśli, ale miałam wrażenie, że jest on właśnie od Hectora. Upiłam łyk gorącej kawy i wpatrując się dłużej w tą małą karteczkę, w końcu odważyłam się.

„Do końca życia będę winił się za to, co ci zrobiłem i za to jakim jestem człowiekiem"

C.

Cristóbal. To on. Ścisnęłam mocno w dłoni ten krótki liścik, naprawdę nie potrzebuję jego pokory. Czasu oboje nie cofniemy, a ja nie oczekuję już od niego zadośćuczynienia. Obronił mnie dzisiaj i dał trzy tygodnie życia. To wszystko.

Nie miałam ochoty ani siły by cokolwiek zjeść. Chociaż pachnąca tortilla, aż prosiła się o zjedzenie to jakoś nie byłam w stanie nic przełknąć. Wypiłam tylko szybko kawę, po czym założyłam na siebie szary dres. Prawdopodobnie spędzę w tym pokoju całe trzy tygodnie, więc perspektywa strojenia się jest nieco śmieszna.

Spoglądam w okno, szukając w nim czegoś, co chociaż na moment pozwoliłoby mi się czymś zająć. I właśnie wtedy podjeżdża biały, sportowy samochód. Zaciekawiona, otwieram drzwi balkonowe i wychodzę na taras. Gdy tylko samochód zatrzymuje się nad podjeździe, wysiada z niego uśmiechnięta Susana. Wyciąga z torebki lusterko i wpatrując się w nie, poprawia szminką czerwone usta. Wówczas wychodzi Cristóbal, czule wita się ze swoją narzeczoną, składając delikatny pocałunek w jej policzek. Nie wiem dlaczego, ale czuję lekką gorycz, na ten widok. W dodatku nie jestem w stanie ruszyć się z miejsca. Tak jakby ktoś w tej chwili przystawił mi pistolet do głowy i kazał patrzeć w ich stronę. Susana szybko spostrzega mnie i posyłając swój słodki uśmieszek, ujmuje w dłonie twarz Cristóbala, a następnie całuje go namiętnie. Odwracam wzrok w przeciwnym kierunku, nie mam ochoty na to patrzeć. A wtedy czuję czyjąś dłoń na plecach.

— Wspaniały widok, prawda? – odwracam twarz, przestraszona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro