Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Célia

Gdy tylko samochód ruszył mężczyzna, który przystawił mi pistolet do głowy, zakleił mi usta i zawiązał na oczach opaskę, a ręce skuł kajdankami. Chciałam z nim walczyć, ale czy miałabym jakąkolwiek szansę? Śmierć w tym wypadku była czymś nieuchronnym i tylko złudna nadzieja dawała mi nikłą szansę, że wyjdę z tego obronną ręką.

Nie wiem, jak długo jechaliśmy, bo moje myśli ciągle wypełniały wspomnienia. Jeśli mam dzisiaj umrzeć, chcę by ostatnią osobą, o której będę myśleć był mój ojciec. Może to pomoże mi w jakiś magiczny sposób przez to przejść. Nagle poczułam, jak samochód zatrzymał się i ktoś otworzył drzwi z mojej strony. Łzy ciągle nie ustępowały, a wręcz przeciwnie powoli zamieniły się w głośny szloch. Słyszałam jakieś ciche rozmowy i śmiech, ale nic konkretnego nie mogłam zrozumieć. Sam bełkot. Po chwili ktoś podszedł do samochodu i gwałtownym ruchem wyciągnął mnie z środka, rzucając na mokrą drogę. Zawyłam z bólu, a w zamian usłyszałam szyderczy śmiech mężczyzn tuż nad moją głową. Jestem dla nich rozrywką, to pewne. Tacy, jak oni lubią patrzeć na upokarzanie i śmierć niewinnej osoby. Mój poprzedni chłopak – Ethan, też taki był. Traktował mnie jak przedmiot lub worek treningowy, na którym mógł rozładować swoje emocje. Był typowym macho, który za nic miał szacunek i ogładę, dla niego liczyła się przede wszystkim dominacja i duma. Z tej toksycznej relacji udało mi się wyjść niecały rok temu i mimo, iż czułam się fatalnie to byłam dumna z siebie, że dałam radę i w końcu postawiłam na swoim. Szkoda tylko, że los nie pozwoli mi się tym nacieszyć dłużej. Nagle usłyszałam strzał. Przerażona schowałam głowę między dłonie i skuliłam się, czekając na śmierć. W myślach błagałam, by nie bolało.

— Postawcie ją! – usłyszałam dość niewyraźnie. A po chwili poczułam, jak ktoś podnosi mnie z ziemi i trzymając mocno za ramię ciągnie w swoją stronę.

— Myślisz, że jesteś na tyle odważna by stanąć ze mną twarzą w twarz? Musisz wiedzieć jedno: nienawidzę, gdy ktoś lekceważy mnie i odrzuca ofertę, którą mu składam. To nie jest zabawa panno Rojas, ale o tym przekonasz się osobiście – stałam nieruchomo słuchając jego słów. Jeśli to wszystko, co teraz się dzieje jest wyłącznie przez to, że potargałam czek – chcę cofnąć czas.

Poczułam zapach męskich perfum, domyślając się, że ten przerażający mężczyzna z klubu właśnie stoi przede mną. Biorąc głęboki wdech, zerwał mi z oczu opaskę i odkleił z ust taśmę. Z trudem patrzyłam na jego twarz, a z minuty na minutę łzy wzbierały we mnie coraz mocniej.

— Wypuść mnie... – wymamrotałam cicho, prawie niesłyszalnie.

— Chciałaś zabawy to ją teraz dostaniesz – wyciągnął pistolet zza marynarki i celując we mnie, marszczył nerwowo brwi.

— Nie! – krzyknęłam głośno, po czym podnosząc ręce wysoko, zakryłam głowę. Kajdanki mocno wbijały mi się w nadgarstki, tworząc drobne przetarcia. Słyszałam, jak odbezpieczył broń i w tym momencie poczułam, jak moje nogi miękną, a przed oczami pojawia się wielka, czarna plama.

Nie pamiętam, co dalej się wydarzyło. Obudziłam się w wielkim łóżku i w miejscu, którego nigdy dotąd nie widziałam. Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej i dotykając pulsującej głowy, zorientowałam się, że nie mam już kajdanek. Spojrzałam na poranione nadgarstki, które dość mocno mnie szczypały. Szlag - wysyczałam. Próbowałam wrócić pamięcią do wydarzeń i przypomnieć sobie, co się stało, ale nic z tego. Jedna, wielka dziura. Wszystko ucina się na tym, jak ten mężczyzna celuje we mnie.

Rozglądałam się po pomieszczeniu, zastanawiając się – gdzie ja do cholery jestem?! Pokój był ogromny, utrzymany w ciemnej tonacji. Szarość zdobiła nie tylko ściany, ale także wielką kanapę i dwa fotele, które stały w rogu pokoju. Naprzeciwko łóżka znajdowało się duże okno i drzwi wyjściowe na taras. Promienie słoneczne dobijały się przez szybę, co znaczyło, że musiałam tutaj spędzić całą noc. Jednym ruchem ręki ściągnęłam z siebie kołdrę i wtedy zorientowałam się, że mam na sobie męską koszulę. Ja pierdole, co to ma znaczyć?! Zerwałam się natychmiast z łóżka i podchodząc pod drzwi, próbowałam je otworzyć. Szarpałam za klamkę, ale były zamknięte. Uderzając mocno pięściami, krzyczałam, by ktokolwiek mi je otworzył. Niestety, moje wołanie obiło się echem. Nikt nie zareagował, a ja odpuściłam. Opierając się plecami o drzwi, zsunęłam się po nich na podłogę. Nie mam zielonego pojęcia, co tu się dzieje ani kim są ci ludzie. Wpakowałam się w bagno, z którego jedynym wyjściem może być tylko moja śmierć.

Siedząc skulona pod drzwiami próbowałam się rozpłakać, ale byłam już tak wyprana z uczuć, że mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam uronić ani jednej łzy. Najgorsza w tym wszystkim jest ta cholerna bezradność. Bo to właśnie ją czuję. Zastanawiałam się nad wszystkim słowami, które wczoraj usłyszałam z ust tych mężczyzn. Szukałam jakiegoś punktu zaczepienia, by móc zrozumieć, dlaczego tu jestem. Ale nic z tego. Pustka w głowie, kompletnie pozbawia mnie jakiejkolwiek obrony. Nagle usłyszałam, jak ktoś przekręca klucz w drzwiach. Zrywając się z podłogi, stanęłam naprzeciwko czekając na to co się wydarzy.

Po chwili drzwi otworzyły się, a do środka wszedł ten sam facet, który wczoraj wręczył mi kopertę, a później w samochodzie przystawił pistolet do skroni. Mimowolnie zrobiłam krok w tył, przestraszona.

— Twój krzyk słychać było w całym domu – wydusił z siebie, taksując mnie wzrokiem z góry na dół.

— Co tu robię? Jak się tu znalazłam? – pytałam, choć prawdę mówiąc nie liczyłam na jakąkolwiek odpowiedź.

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, po czym wymijając mnie usiadł wygodnie w fotelu. Spojrzałam kątem oka na uchylone drzwi, to może być moja jedyna szansa. Niewiele myśląc, zerwałam się i wybiegłam z pokoju. Korytarz był dość długi, ale szybko znalazłam schody prowadzące na dół. Zbiegając po nich, odwróciłam się tylko raz, by zorientować się, czy tamten facet zaczął mnie gonić. Z daleka widziałam drzwi, których na moje szczęście nikt nie pilnował. Jeśli mi się uda, zacznę wierzyć, że cuda naprawdę istnieją. Chwyciłam za klamkę i gdy ją nacisnęłam, moja nadzieja runęła. Zamknięte.

— Zastanawiam się, czy naprawdę jesteś taka głupia, by sądzić, że pozwoliłby ci stąd uciec? – ten pieprzony głos. To znowu On.

Stałam nieruchomo, zaciskając dłoń na klamce. Moje piekło powraca jak bumerang. Zamknęłam powieki, a wtedy poczułam jego dłoń na swojej szyi. Musnął delikatnie, po czym chwycił mocno, sprawiając mi ból.

— Gdy mówię do ciebie, masz patrzeć mi prosto w oczy! – burknął pod nosem, a następnie gwałtownym ruchem odwrócił w swoją stronę.

— To boli... – wyszeptałam, a wtedy on zacisnął dłoń jeszcze mocniej.

— Będzie boleć jeszcze bardziej, mogę ci to obiecać – jego wzrok był pusty i zimny. Dokładnie taki sam, jak wtedy w klubie, gdy zobaczyłam go pierwszy raz.

— Dlaczego mi to robisz? – płakałam, ale on był nieugięty. Miał w dupie to, że sprawia mi ból, co gorsze miałam wrażenie, że właśnie to napawało go jeszcze bardziej.

— Wypieprzaj! – krzyknął głośno, po czym pchnął mną w stronę schodów.

Nie zastanawiałam się zbyt długo. Odwróciłam się i w mgnieniu oka pobiegłam na górę, do pokoju, z którego udało mi się uciec. W środku w dalszym ciągu siedział ten drugi. Przeglądał coś na telefonie, ale gdy tylko mnie zobaczył, schował smartfon do kieszeni marynarki i wstając z fotela, rzekł:

— Przyzwyczailiśmy się już do twoich ucieczek, więc teraz pozwól, że ci się wreszcie przedstawię – wyciągnął w moją stronę dłoń i uśmiechając się cynicznie, rzucił: — Pablo Carrera.

Nie chciałam podać mu dłoni, duma i godność mi na to nie pozwalały. Po dłuższej chwili cofnął rękę i poprawiając nią swój lekki zarost, oznajmił:

— Oho, ktoś tu pokazuje swoje pazurki. Okej, niech ci będzie i tak wiem, jak się nazywasz, Célia – mówiąc to wyminął mnie i stając na moimi plecami, dodał: — miałem rację, mówiąc Cristóbalowi, że w tej koszuli będziesz lepiej wyglądać niż on.

Zaśmiał się głośno, na co ja natychmiast się odwróciłam. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zniknął za drzwiami. Ja pierdole, w co ja się wpakowałam?! – powtarzałam sobie w myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro