Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Célia

Całe popołudnie siedziałam na łóżku czekając, aż ktoś łaskawie zjawi się i powie mi do cholery, o co w tym wszystkim chodzi?! Niestety czas mijał coraz szybciej, a wraz z nim nadzieja, że zjawi się tu ktokolwiek. Jeśli stąd już nie ma drogi ucieczki, to co mnie właściwie czeka? Ci mężczyźni czują się zbyt pewni siebie, jakby dokładnie znali mój każdy ruch. A co lepsze zastanawia mnie fakt, jak znaleźli moją matkę i co od niej chcieli?

Mijały kolejne godziny, słońce powoli znikało między drzewami, tworząc przepiękny zachód słońca. A ja opierając się o barierkę na balkonie chłonęłam ten widok. Co jakiś czas słychać było, jak mój żołądek woła o jedzenie, ale o tym mogłam zapomnieć, jak na razie. Po chwili usłyszałam głosy dobiegające z budynku, który był oddalony od domu kilka metrów. W pierwszej chwili byłam pewna, że to ktoś woła inną osobę, ale przysłuchując się temu dłużej, szybko zorientowałam się, że był to krzyk kobiety. Chciałabym jej jakoś pomóc, ale niby jak to mam zrobić? Sama potrzebuję pomocy... Nagle drzwi od budynku otworzyły, a z nich wyszedł ten przerażający Cristóbal wraz z kilkoma ochroniarzami, którzy ciągnęli za sobą kobietę. Nie było słychać krzyków ani płaczu, pewnie przez to, że zakneblowali jej usta, tak samo jak mi. Na dodatek na głowie miała założony worek jutowy, a jej dłonie były skrępowane jakimś sznurem. Jeden z ochroniarzy pchnął ją mocno, przez co szybko straciła równowagę i upadła uderzając głową o ziemię. Sukienka, którą miała na sobie była cała brudna i potargana. Nie mam pojęcia co jej robili, ale wyglądało to jakby zmierzyła się z całą armią żołnierzy tego dupka. Po chwili jeden z ochroniarzy podszedł do niej i jedynym, szybkim ruchem zerwał z jej głowy worek. I właśnie wtedy zorientowałam się, że jest to ta piękna dziewczyna z klubu, którą podziwiali napaleni faceci. Ja pierdole! – to chyba jedyna słuszna reakcja na to gówno.

W tej chwili chciałam się stąd szybko ewakuować zanim zobaczą, że ich obserwuję. Wycofałam się kilka kroków do tyłu i gdy już się odwróciłam i złapałam za drzwi, usłyszałam strzał. Stanęłam sparaliżowana, nie mogąc nawet spojrzeć w tamtą stronę. Jeśli zabili tą dziewczynę... nie! Nie mogę o tym myśleć. Wzięłam głęboki wdech, a następnie wbiegłam do pokoju, kładąc się natychmiast do łóżka i przykrywając szczelnie kołdrą. Trzęsłam się cała ze strachu, przywołując w myślach ten cholerny strzał. A jeśli za chwilę zrobią to samo ze mną? Nie chcę o tym myśleć. Nie teraz.

Nie wiem, jak długo leżałam w łóżku, bo myślami byłam zupełnie gdzieś indziej, lecz nagle usłyszałam, jak ktoś przekręca klucz w drzwiach i wchodzi do środka.

— Chcesz się ze mną bawić w chowanego? – zapytał Pablo, ściągając ze mnie kołdrę. Nie chciałam na niego patrzeć, ale jego to w ogóle nie obchodziło. Wpatrując się we mnie przez dłuższy czas, chwycił mocno za ramię i siłą ściągnął z łóżka.

— To boli... – nie zdążyłam dokończyć, bo od razu mi przerwał.

— Gdzieś to już słyszałem – puścił mi oczko, a ja natychmiast wyrwałam swoją rękę.

— Przyszła moja kolej? – zapytałam nieśmiało, żałując tych słów szybciej niż sądziłam.

— Niech zgadnę, mówisz o tej... dziwce? – zaśmiał się pod nosem, a następnie podchodząc do okna, wpatrywał się w widok za nim.

— Zabiliście człowieka... – wymamrotałam prawie niesłyszalnie.

— Nie pierwszy i nieostatni raz. Taka nasza praca, tak to nazywamy – odwrócił się w moją stronę i podchodząc bliżej, dodał: — a czy będziesz następna, to wszystko zależy od ciebie, skarbie – dotknął zewnętrzną stroną dłoni mojego policzka, na co ja szybko zareagowałam i odwróciłam twarz w przeciwną stronę.

— Nie dotykaj...

— Mnie. Tak wiem. Widzisz skarbie, idealnie mogę przewidzieć każdy twój ruch i każde słowo, więc pytanie, czy chcesz tak ryzykować? – jego cwaniacki uśmieszek działał na mnie jak płachta na byka. Miałam ochotę go spoliczkować, ale w ostatniej chwili coś mnie powstrzymało.

— Dlaczego mnie porwaliście? – miałam dosyć tego, że ciągle nie znałam na to pytanie odpowiedzi. Tylko same domysły, które z godziny na godzinę stawały się moją udręką.

— Widzisz te drzwi po lewej... to łazienka. Masz pół godziny, by doprowadzić się do porządku i wrócę po ciebie – jego ton głosu szybko się zmienił, a głupiutki uśmieszek zniknął w ciągu sekundy.

Nie odpowiedziałam nic. Stałam nieruchomo wpatrując się, jak wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Czyżby te trzydzieści pierdolonych minut było ostatnimi w moim życiu? Wolałam nie znać odpowiedzi na to pytanie.

Niepewnym krokiem podążyłam w stronę wskazanych mi drzwi i gdy tylko je przekroczyłam, weszłam do ogromnej łazienki. Urządzona była bardzo nowocześnie i w dość ciemnej tonacji, która na swój sposób dopełniała stylistyką sypialnię. Podchodząc do lustra, spojrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam fatalnie. Podkrążone i opuchnięte od płaczu oczy, a do tego potargane włosy. Pięknością nie mogłabym się nazwać, ale teraz to sprawa drugorzędna. Ściągnęłam z siebie koszulę, a następnie koronkową, czarną bieliznę i wchodząc pod prysznic, odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Oparłam się dłońmi o ścianę i pochylając głowę w dół, zaczęłam płakać. Chcę wrócić do domu. Chcę, by było tak jak dawniej.

Umyłam się i biorąc puszysty ręcznik owinęłam się nim szczelnie. Zauważyłam na szafce obok umywalki zapakowaną, nową szczoteczkę, którą od razu sobie przywłaszczyłam. Następnie wysuszyłam włosy i upięłam je w luźny kok. Czyżby, to była idealna fryzura na śmierć? – parsknęłam śmiechem na tą myśl. Ironią losu mogę nazwać to, że teraz szykuję się na własną śmierć. Czy ktoś, kiedykolwiek miał taką możliwość? – brzmi to dość irracjonalnie i raczej nikt by mi w to nie uwierzył, ale prawda jest jedna.

Wychodząc z łazienki, zauważyłam na łóżku długą, czerwoną sukienkę, a obok niej leżała w tym samym kolorze koperta. Przełknęłam ślinę, a następnie biorąc ją do ręki, otworzyłam. Był w niej krótki liścik:

„Na Tobie będzie się prezentować jeszcze lepiej"

Zgniotłam karteczkę i sfrustrowana rzuciłam ją na podłogę. Po moim trupie! – pomyślałam. Wzięłam do rąk sukienkę i podchodząc do poręczy na balkonie, chciałam ją wyrzucić, lecz nagle usłyszałam za plecami znajomy głos:

— Radziłbym ci tego nie robić. Cristóbal nie będzie pocieszony – to znowu on.

— Jeszcze nie minęło pół godziny! – krzyknęłam, po czym wychylając się za barierkę, zamachnęłam się, by wyrzucić tą czerwoną szmatę.

— Ale ty mnie dzisiaj wkurwiasz! – rzucił w moją stronę, a następnie podbiegając chwycił mocno za ramię. Wówczas wypuściłam z rąk prezent, którego zdążyłam już znienawidzić. Mina Pabla była bezcenna.

— Przykro mi – teraz to ja triumfowałam. Ciekawe, jak długo?!

— Mnie też będzie przykro... Idziemy! – szarpnął mnie mocno, a następnie wyprowadził z sypialni.

Zeszliśmy schodami na dół do salonu. Kątem oka zauważyłam dwóch ochroniarzy, którzy pilnowali drzwi wejściowych. Rano ich tu nie było, zatem ten gburowaty dupek musiał ich sprowadzić, by pilnowali mnie przed kolejną próbą ucieczki. Pablo siłą ciągnął mnie za sobą, aż pod drzwi, które znajdowały się na końcu ciemnego korytarza. Rzucił mi chłodne spojrzenie, po czym otwierając je, wepchnął do środka.

Było to jakieś biuro albo domowa biblioteka, bo na większości ścian, znajdowały się regały z książkami. Pod oknem stało duże, drewniane biurko wraz z dwoma fotelami. Nie było tu nikogo, ale miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zaciskając mocno dłonie na ręczniku, próbowałam wyrównać swój oddech i chociaż na sekundę przestać się tak panicznie trząść.

— Masz na tyle odwagi, by gardzić moimi prezentami? – fotel za biurkiem odwrócił się, a na nim siedział Cristóbal. Jego twarz była jeszcze bardziej przerażająca niż wtedy w klubie. Taksował mnie wzrokiem, a prawą dłoń zaciskał mocno w pięść.

— Nie chcę... – nie dokończyłam, bo wówczas Cristóbal podniósł się z miejsca i w mgnieniu oka stanął przede mną twarzą w twarz.

— Célia Rojas. Twoi rodzice powinni być dumni, że mają tak odważną córkę. Też lubię takie harde dziw... – nie wytrzymałam. Nie wiem skąd znalazłam to w sobie, ale w tamtej chwili nie myślałam. Zamachnęłam się i mocno go spoliczkowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro