Rozdział 47

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Célia

Przez dłuższą chwilę tkwiliśmy w tej pozycji, wyrównując nasze przyspieszone oddechy. Napawałam się jego ciepłem i dotykiem. Każdy seks z Cristóbalem był dla mnie wyjątkowy, a to co czułam do niego napełniało mnie dodatkową ekstazą. Codziennie pragnęłam go bardziej, był dla mnie jak narkotyk, którym pragnęłam upajać się w każdej chwili.

Patrząc w swoje odbicie w lustrze, widziałam to dzikie pożądanie, które teraz wypełniało mnie całą. Nie mam pojęcia, co ten mężczyzna ze mną zrobił, ale kurewsko mi się to podoba!

Po chwili poczułam jego delikatne usta na moim ramieniu. Zdyszany podniósł się i zapinając spodnie, rzucił mi swój zadziorny uśmieszek.

— Możesz odhaczyć z listy – wycedził, a ja zawstydzona, przygryzłam lekko paznokieć.

— Właśnie to zrobiłam – po czym wciągając na siebie majtki i spodnie, dodałam: — mam tam jeszcze kilka punktów, ale poczekają na odpowiedni moment – puściłam mu oczko i przeciskając się między jego ramiona, otworzyłam zamek w drzwiach.

Wyszłam pierwsza z łazienki i na moje nieszczęście na korytarzu stał ochroniarz. Zmierzył mnie ponurym wzrokiem z góry na dół, a gdy zobaczył wychodzącego zaraz za mną Cristóbala, spuścił głowę nisko i odszedł na swoje miejsce. Może to źle zabrzmi, ale kręci mnie to, że mój mąż ma w swoich ludziach tak wielki szacunek. Boją się odezwać nie pytani, a co dopiero spojrzeć w jego stronę. To dość intrygujące i cholernie mnie się to podoba. Wróciłam z Cristóbalem na miejsce i wtulając się w silne ramiona mojego męża zasnęłam.

Obudził mnie pocałunek, który złożył na moim policzku. Przetarłam oczy i to był jeden z piękniejszych widoków, które miałam zaraz po przebudzeniu. Uśmiech mojego męża, a do tego jego głębokie spojrzenie. Zatapiam się w tych czarnych tęczówkach, chłonąc ich tajemniczość. Za każdym razem próbuję coś z nich wyczytać, ale moje wszelkie starania zawsze okazują się fiaskiem. Zapewne był uczony tego, by nie ukazywać żadnych uczuć oraz emocji rozmówcy i pozostać bierny. Szkoda, że dla mnie nie może tego zmienić.

— Célia, zaraz lądujemy. Mam wrażenie, że się wyłączyłaś i nie słuchasz tego co mówię do ciebie – potaknęłam głową.

Miał rację. Nie słuchałam.

— Jakie mamy plany na dzisiaj? – uśmiechnęłam się, próbując go udobruchać.

— Możesz odwiedzić Gabrielę – te słowa sprawiły, że uśmieszek, który pojawił się na mojej twarzy szybko znikł.

— Zapłacisz jej kolejny raz by udawała idealną matkę? – czasem żałuję tego, że moje słowa wypadają z ust szybciej niż pomyślę. Żałowałam, ale chyba było już za późno by się z tego wycofać. Cristóbal pokręcił głową z niezadowolenia, po czym pstrykając palcami w stronę ochrony, rzekł:

— Pani Carrera odwiedzi dzisiaj swoją matkę, chcę byście mieli ją na oku. Zrozumiano?! – jego ton głosu był bardzo stanowczy, a wyraz twarzy z jakim to mówił, aż krzyczał z wkurwienia.

Ochroniarz zgodził się od razu na wszystko, nawet nie pytając. Gdy Cristóbal odesłał go z powrotem, wstałam z siedzenia i przeciskając się między nogami Carrery, cicho wymamrotałam:

— Są pewne rzeczy, które nigdy się nie zmienią.

Nagle poczułam szarpnięcie za biodra i w ciągu sekundy znalazłam się na kolanach Cristóbala.

— Kiedy do mnie mówisz, patrz mi prosto w oczy. Jestem twoim mężem, a nie kochankiem, więc okazuj mi szacunek.

— A ja jestem twoją żoną, Cris. Powtarzam: żoną. Nie traktuj mnie jak rzeczy – zirytowałam się jego słowami, to że się obraża jak nastolatek jest niebywałe. Facet trzydziestopięcioletni, a strzela focha jak chłopiec. Irracjonalne.

— Chciałem tylko byś zobaczyła się z matką, to grzech? – odgarnął dłonią kosmyk włosów, po czym siłą odwrócił moją twarz w swoją stronę: — chcę cię uszczęśliwiać na każdym kroku, chcę widzieć ten cudownych uśmiech i miłość, którą czujesz do mnie. Pozwól mi, Célia.

— To nie grzech. Kocham cię i to się nie zmieni, ale denerwuje mnie to, że jak nie spodoba ci się jakaś moja reakcja, to zamiast ze mną o tym porozmawiać, ty zaczynasz traktować mnie jak rzecz. Cristóbal nie zawsze we wszystkim musimy się zgadzać. To normalne. W związkach już tak po prostu jest, ale chodzi o to by ze sobą rozmawiać. Przyznaję, że palnęłam głupotę i żałuję tego – podobało mi się, jak Cristóbal słuchał każdego mojego słowa, przedtem było to rzadkością. Zdecydowanie nie był to typ człowieka, który potrafi przyznać komuś rację i wysłuchać argumentów, dlatego tym bardziej byłam zaskoczona z jaką uwagą mnie słuchał.

— Chyba muszę się jeszcze wiele nauczyć. Przepraszam... – pocałował mnie czule w usta, a ja w tym momencie poczułam, jakbym znalazłam się w zupełnie innym wymiarze. Co z tym facetem jest nie tak? Słucha, przeprasza? To zupełnie nie ten sam Cristóbal, którego zdążyłam poznać. Ale chyba taki podoba mi się najbardziej.

Samolot wylądował, a my nie tracąc ani chwili dłużej opuściliśmy go w krótkim czasie. Była dopiero ósma rano, a promienie słoneczne już mocno przebijały się przez pojedyncze chmury. Nie wierzę, że to powiem, ale kocham Walencję. Tu jestem najszczęśliwsza i tu czuję, że mogę oddychać pełną piersią. Czasem powroty dają wielkiego bakcyla, by na nowo zakochać się w swoim mieście.

Na płycie lotniska stały dwa zaparkowane czarne Suvy. Niepewnie odwróciłam się w stronę Cristóbala, a on uśmiechając się do mnie zapewnił, że nie mam o co się martwić. Kolejny powód, by kochać go jeszcze bardziej. Czyta w moich myślach, oczach, doskonale zna moje wszystkie obawy i chce chronić za wszelką cenę. Chyba powoli zatracam się w nim całkowicie i zaczynam idealizować Cristóbala. Jeśli się w porę nie ogarnę, może stać się to co z Ethanem... a tego bym nie chciała.

— Kochanie pojedziesz z ochroną do swojej matki, dobrze? Proszę nie sprzeciwiaj się. Muszę załatwić jedną sprawę i nie mogę cię zabrać ze sobą. Przyjadę później po ciebie – objął mnie mocno w pasie, a w oczach miał coś tak hipnotyzującego, co całkowicie mną zawładnęło.

— Zgadzam się – wydusiłam z siebie i całując go w usta, wsiadłam do samochodu.

Ochrona zaraz za mną zajęła miejsca z przodu, po czym natychmiast odjechaliśmy. Czułam się trochę skrępowana, bo nie wiedziałam, czy mam o czymś z nimi rozmawiać, czy udawać, że ich po prostu tam nie ma. To takie samo dziwne uczucie, jak jazda taksówką. Niby chcesz zagadać, ale w sumie nie wiesz co albo najgorzej, czy w ogóle wypada. Szybko zrezygnowałam z tej dziwacznej analizy i odwracając głowę w stronę szyby, podziwiałam widoki. To jest miejsce, które zawsze będzie moim domem. Wszystkie wspomnienia, które były dobre chcę zapamiętać i wracać do nich.

Pochłonięta migającymi obrazami Walencji, nawet nie wiem, kiedy się zatrzymaliśmy. Ocknęłam się dopiero, gdy ochroniarz dwa razy powtórzył moje imię. Oszołomiona spojrzałam w jego stronę, a on trzymał w dłoni telefon.

— Szef kazał to pani przekazać.

— Szef? – zapytałam szybko, chyba nie do końca wiedziałam o co mu chodzi.

— Cristóbal – odrzekł, a ja uśmiechnęłam się głupio. Jego mina mówiła mi już wszystko. Ma mnie za idiotkę. Brawo!

— Nie patrz tak na mnie, jestem tylko blondynką. Takie rzeczy nam się po prostu wybacza – chciałam wyjść z tej sytuacji obronną ręką i to było jedyne, co w tym momencie wpadło mi do głowy.

Ochroniarz już nic nie odpowiedział. Wzięłam do ręki telefon, po czym wychodząc z samochodu stanęłam przed wejściem do wieżowca. Te same spojrzenia sąsiadów i szepty, które chcąc nie chcąc słyszałam. Kolejny raz bowiem stałam się pożywką. Uśmiechałam się do nich, witając, po czym usłyszałam za plecami:

— Suka. 

Odwróciłam się, by spojrzeć tej osobie prosto w oczy. Ten widok całkowicie powalił mnie z nóg.

— Luci – wyszeptałam niedowierzając.

Wyglądała zupełnie inaczej. Skromna i niewinna dziewczyna, za którą zawsze ją uważałam, odeszła już dawno. Teraz przede mną stała pewna siebie kobieta, od której niesamowicie bił blask i szyk. Ubrana w czarną, dopasowaną sukienkę oraz szpilki na potwornie wysokim obcasie ściągała z twarzy ciemne okulary przeciwsłoneczne. Wyglądała, jak jedna z tych pańci, z których często śmiałyśmy się w restauracji. Jakie to życie czasem potrafi być przewrotne. Gdy Lucia odsłoniła twarz, mogłam spojrzeć w jej duże oczy. To jedyne, co zostało takie jakim zapamiętałam. Przez dłuższą chwilę wpatrywałyśmy się w siebie nawzajem, ale żadna z nas nie miała tej odwagi, by cokolwiek powiedzieć. Moje myśli szybko wróciły do słów Cristóbala, który wyjawił mi, w jaki sposób ściągnął mnie do klubu. Zdradziła mnie. Sprzedała naszą przyjaźń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro