Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Célia

Bardzo szybko pożałowałam swojego czynu. Zanim zdążyłam zrobić dwa kroki do tyłu, Cristóbal złapał za moją rękę i gwałtownym ruchem przyciągnął w swoją stronę. W tym momencie jego mimika twarzy, aż krzyczała nienawiścią, która go wypełniała. Patrzyłam mu prosto w oczy, nie wiem skąd nagle miałam w sobie tyle odwagi. A może to nie odwaga, tylko głupota mną kierowała? Zauważyłam, jak nozdrza rozszerzają mu się z wściekłości, a górna warga lekko drga. Czy właśnie w tej chwili podpisałam na siebie wyrok?

— Pieprzona dziwka! – wykrzyczał mi prosto w twarz, a następnie prawą ręką chwycił za szyję. Ścisnął tak mocno, że z trudem przyszło mi łapanie każdego kolejnego oddechu. Dusiłam się. Próbowałam go odepchnąć, ale moje starania szybko zakończyły się fiaskiem. Jestem zbyt słaba, by dać radę takiemu brutalowi.

— Cristóbal udusisz ją! – usłyszałam z tyłu głowy, a po chwili poczułam jak ktoś siłą odciągnął mnie od tego dupka.

Poczułam natychmiastową ulgę. Kaszląc, łapczywie wdychałam powietrze, a dłońmi dotykałam obolałej szyi. Ten dupek o mało mnie nie udusił – pomyślałam. Po chwili podniosłam wzrok na mężczyzn.

— Masz pięć minut, by przebrać się w jakąkolwiek sukienkę – wysyczał Cristóbal, po czym wściekły opuścił gabinet.

Spojrzałam na Pabla, dzięki któremu jeszcze żyję. Jak to się stało, że zdobył się na taki gest? Pokręciłam głową zaprzeczając wcześniejszym słowom jego brata, a następnie cicho wydusiłam z siebie:

— Dlaczego? – brunet podszedł do mnie i kładąc rękę na moim ramieniu, odpowiedział:

— Mówiłem ci, że Cristóbal będzie niepocieszony, to zlekceważyłaś mnie. Mój brat jest porywczy i nie cofnie się przed niczym. Nawet gdyby przyszło mu zabić taką ślicznotkę, jak ty. Ale na tym zakończmy ten bezsensowny dialog. Idziemy na górę – mówiąc to wskazał mi drzwi. Zrezygnowana podniosłam dłonie w geście kapitulacji i wyszłam.

Po chwili znaleźliśmy się już w sypialni. Pablo wszedł do garderoby, by po kilku sekundach wrócić z czarną sukienką. Rzucając ją we mnie, zadrwił:

— Swoją drogą Cristóbal za długo się z tobą cacka. Ja nie byłbym taki cierpliwy – puścił mi oczko. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo w tym momencie do pokoju weszła młoda dziewczyna, po ubraniu mogę stwierdzić, że była tutaj służącą.

— Pan Cristóbal kazał przekazać, że czeka na ciebie w ogrodzie – po tych słowach, odwróciła się na pięcie i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

— Ubieraj się! Chyba, że kolejny raz chcesz odstawić przedstawienie.

— Możesz wyjść? – założyłam dłonie na piersiach, czekając na jego reakcję.

— Myślisz, że nie widziałem twojego ciała? A kto niby przebrał cię w koszulę mojego brata? – zaśmiał się głośno, po czym wyszedł.

Cham. Inaczej nie mogę go nazwać. Biorąc głęboki wdech, spojrzałam na sukienkę, którą wybrał mi Pablo. Chociaż chciałabym postawić na swoim, to perspektywa spotkania się z tym gburem, zmusza mnie do tego, bym założyła ją na siebie. Zrzuciłam ręcznik i szybko ubrałam się w tą dość obcisłą i krótką sukienkę. Dekolt miała prawie do pępka, co sprawiało, że czułam się bardzo niekomfortowo. Nigdy czegoś takiego nie miałam na sobie. Nie dość, że mój biust prawie wyskoczył na zewnątrz to na dodatek ledwo zakrywała mój tyłek. No kurwa! – pomyślałam. W tej chwili chciałam zapaść się pod ziemię. Dlaczego muszę czuć się w tej szmacie, jak zwykła dziwka?

— Célia! – zawołał Pablo niecierpliwiąc się, a następnie zapukał. Nie zdążę się już przebrać, nie ma szans.

Otworzyłam drzwi i wyszłam do niego. Brunet zmierzył mnie wzrokiem, a następnie podając swoją dłoń, zaprowadził do wielkiego ogrodu, który mieścił się na z tyłu domu. Z daleka widziałam już Cristóbala, który siedział na drewnianym tarasie przy dużym stole, popijając czerwone wino. Był zapatrzony w jeden punkt, nawet nie zauważył, gdy podeszliśmy do niego.

— Przyprowadziłem ci... – zaczął Pablo, a wtedy Cristóbal przerzucił na nas wzrok i przerwał bratu, mówiąc:

— Zostaw nas samych.

Młody brunet przytaknął i puszczając moją dłoń, oddalił się. Bałam się spojrzeć w jego stronę, dlatego też stałam wpatrzona w zastawiony stół. Było na nim mnóstwo jedzenia, a mój brzuch jak na zawołanie zaczął o sobie przypominać.

— Usiądź – wskazał mi wolne miejsce. Trzęsącymi się dłońmi odsunęłam krzesło i nie wiem, dlaczego akurat teraz musiałam to powiedzieć:

— Zabijesz mnie? – dlaczego mój niewyparzony język musi zawsze postawić na swoim? Już żałuję tych słów.

Po dłuższej ciszy, usłyszałam:

— To zależy od ciebie – był bardzo pewny siebie, co można było wyczuć w każdym słowie czy geście. Nie spodziewałam się jakiejkolwiek odpowiedzi od niego. Podniosłam wzrok na mężczyznę, trochę niedowierzając, że zdobył się na taki gest.

— Robi się ciekawie... – wycedziłam, a następnie opierając twarz o dłonie czekałam, na to co ma mi do powiedzenia. To jak wyrok w sądzie albo diagnoza, na którą czekasz od dłuższego czasu. Życie czy śmierć?

— Będziesz dla mnie pracować. To taki... nazwijmy to układ. Praca w zamian za życie, akceptujesz? – mówiąc to wstał od stołu i podchodząc do mnie bliżej, nalał mi kieliszek czerwonego wina.

— Układ? Śmiesznie nazwane. To raczej oferta bezzwrotna, dobrze wiesz, że nie mam wyjścia. Chyba, że... zaskoczę cię tym, iż zgodzę się na śmierć z twoich rąk – nie wiem, czy jestem rozsądna teraz, ale czuję, że powoli tracę grunt pod nogami.

— Célia Rojas... – wyszeptał pod nosem, a następnie wyciągnął broń zza marynarki i chwytając mocno za moją głowę, przystawił mi ją do skroni: – myślisz, że żartuję? Że bawią mnie takie podchody? Bez mrugnięcia oka wpakowałbym w ciebie całą serię i patrzył, jak zalewasz się krwią.

— To czemu tego nie zrobisz?! – w tym wypadku moje słowa, brzmiały niczym irracjonalny bełkot.

Co ja właściwie sobie myślę? Nie jestem przecież żadnym bohaterem. Zamknęłam oczy, próbując powstrzymać nadchodzące łzy. I właśnie wtedy poczułam silne uderzenie w twarz. Straciłam równowagę i spadłam z krzesła wprost na drewnianą podłogę. Dotknęłam dłonią ust, bo poczułam metaliczny posmak krwi. Ten łajdak uderzył mnie kolbą pistoletu, rozcinając przy tym dolną wargę. Chciałam się podnieść, by stanąć z nim twarzą w twarz, ale wówczas usłyszałam, jak odbezpieczył broń.

— Strzelaj! – wykrzyczałam resztkami sił. Niech to się wreszcie skończy.

— Masz dzisiaj pieprzone szczęście – wysyczał, a następnie schował broń i odszedł.

Deja vu to właśnie czuję. Niegdyś byłam workiem treningowym mojego faceta, a dzisiaj tego dupka. Podniosłam się szybko, po czym usiadłam na krześle. Płakałam, dopiero teraz mogłam pozwolić sobie na jakiekolwiek emocje. Ten człowiek niszczy mnie na każdym kroku. Zapędza w róg, a potem pastwi się i zmusza, bym posunęła się do ostatecznego kroku. Jak długo jeszcze dam tak radę?

— Wszystko dobrze? – z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos. Mimowolnie podniosłam wzrok do góry, a nade mną stała ta sama służąca, która przyszła do pokoju.

— Tak... – przez dłuższą chwilę patrzyła na mnie, a następnie wsunęła mi w dłoń chusteczkę.

— Wytrzyj krew – rozglądała się na wszystkie strony, po czym odchodząc dodała: — nie mogę z tobą rozmawiać, ale chcę żebyś wiedziała, ze bardzo mi przykro.

Ten ludzki odruch, znaczył dla mnie więcej niż mogłam to sobie wyobrazić. To była jedyna osoba, która okazała mi w tym domu serce i współczucie. Zastanawiało mnie tylko to, co taka młoda i piękna kobieta robi w tym domu? I dlaczego jest służącą u tych bandziorów?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro