𝒫𝓇𝓏𝓎𝓈𝓉ℴ𝒿𝓃𝒾𝒶𝒸𝓏ℯ𝓀
W końcu zdecydowałam się na sięgającą mi do kolan, granatową sukienkę z zdobieniami ze złotej nici.
Zrobiłam sobie lekki makijaż, a na stopy założyłam szpilki tego samego koloru co sukienka. Na ramię przerzuciłam moją starą torebkę w kolorze wina. Zabrałam ją tylko dlatego by mieć telefon pod ręką.
Stanęłam przed lustrem i przeglądałam się sobie przez jakieś 3 minuty. Przez ten czas zauważyłam że nigdy nie wyglądałam tak pięknie. Trudno się dziwić. W Domu Dziecka nie mają takich kreacji. Jeśli by mieli, to każdy musiał by taką mieć. Tak to już działa.
Nim się zorientowałam była godzina 17:56. Zdziwiona faktem że tyle mi to zajęło ruszyłam ku drzwiom.
Gdy wyszłam z mojego pokoju rozejrzałam się za poszukiwaniem miejsca które określił mi John.
Dało się tu zgubić. Nie kłamię. Było tutaj tyle korytarzy że nie wiedziałam w którą stronę iść. W końcu zdecydowałam się że pójdę w prawo. Okazało się że trafiłam z korytarzem ponieważ po lewej stronie przejścia znajdowały się schody na dół.
Zeszłam po nich powoli, tak by się nie przewrócić.
W końcu zeszłam z schodów i byłam gotowa na spotkanie.
Znowu ten sam problem. Nie dało się mieć większego domu?!
Nagle usłyszałam jakieś głosy. Można się było domyślić skąd pochodzą i ruszyłam w tamtym kierunku.
Ostrożnie tak by nie przeszkadzać weszłam do salonu.
Rozmowy ucichły automatycznie, a oczy wszystkich zebranych skierowały się na mnie.
Od razu ujrzałam Johna oraz Luc'a.
Obok nich zaś siedziało jeszcze czworo innych facetów. Co ja mówię? Chłopaków. Na 100% gdzieś w okolicy mojego wieku.
- D-Dzieńdobry - powiedziałam niepewnie. Chyba każdy w mojej sytuacji byłby zawstydzony gdyby wszyscy patrzyli na niego bez przerwy.
- Spokojnie Isabelle - powiedział z delikatnym uśmiechem John. - Od teraz jesteście na ty. Wystarczy cześć.
Kiwnęłam głową niewiele wiedząc co się właśnie dzieje.
- To twoji nowi współlokatorowie - powiedział Luc bez oznaki jakichkolwiek emocji - Maxim, Nathan, Alex oraz Henry - widząc moją zdezorientowaną minę powiedział:
- Podejdźcie do niej i sami się przedstawcie - mówił zirytowany.
- Jestem Maxim - podszedł do mnie trochę wyższy brunet o piwnych oczach w koszulce Nike'a. Pewnie lubi sport.
- Nathan - tym razem zobaczyłam uśmiechniętego blondyna o niebieskawych oczach. Mimowolnie określiłam go jako "przystojniaczek"
- Alex i Henry - powiedział jeden z nich. Wyglądali niemal że identycznie. Napewno albo rodzeństwo albo bliźniacy.
Obydwoje mieli brązowe włosy oraz zielone oczy. Tylko Henry miał piegi i to go wyróżniało. Obydwoje byli też umięśnieni jak wszyscy tu zebrani.
Boże gdzie ja jestem? Albo umarłam i trafiłam do nieba, albo tak wygląda piekło.
Wszyscy otoczyli mnie w jednym ciasnym kółku i przyglądali mi się uważnie.
- Chłopcy - usłyszałam głos Johna. - Pamiętacie co mówiłem o prywatnej przestrzeni?
- Tak - odpowiedział przystojniaczek - Ale nie mówiłeś że będzie taka ładna.
Mimowolnie zarumieniłam się na ten komplement. Szybko spojrzałam na ziemię byleby nie było widać mojego rumieńca.
- Skoro się już znacie - wtrącił Luc - Objaśnijmy sobie pewne zasady...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro