𝓩𝓪𝓴𝓾𝓻𝔃𝓸𝓷𝓪 𝓴𝓼𝓲𝓪̨𝔃̇𝓴𝓪

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Hejka! Piszę to po przerwie, a rozdział dedykuję @MadamMadhuri. Kocha ona indyjskie klimaty i pisze o pięknych kurtyzanach. Wiktorio, nigdy się nie zmieniaj, codziennie miej uśmiech na twarzy i pamiętaj, że piszesz przepięknie! 

Xoxo

 Mafia_x_Girl

~~~~~~~~

- A-Ale...  głos mi się łamał - Po co...?

Twarz schowałam bezradnie w dłoniach.

- Nie słuchałaś? - Luc nigdy nie owijał w bawełnę - Wyjdzie im to tylko na ich korzyść. Ośmieszyli nas.

W salonie zaczął robić się hałas.

- Jakie kurwa ośmieszyli! - warknął Maxim.

- Do chuja, oni zabili mojego bliźniaka! - wykrzyknął zalany łzami Henry.

Nigdy nie był, aż tak zdenerwowany, oraz nigdy nie uniósł na nikogo głosu. Zwykle był śmieszkiem, a teraz zaczynałam się powoli bać.

- My o tym wiemy Henry. - John jak zawsze starał się załagodzić sytuację. - Dotknęło to każdego z nas. 

Wszyscy spuścili głowy. Dlaczego nie starałam się go poznać bardziej? Nie bardzo możemy zrobić pogrzeb bez ciała, ale tym zajmą się chłopcy. Za tydzień mam osiemnastkę, ale nie wyobrażam sobie świętowania bez jednego z braci.

- Może zrobimy uroczystość pogrzebową w domu? - powiedział niepewnie Nathan odkładając na stół kubek herbaty.

- A mamy inne wyjście? - Maxim pokręcił głową, wstał z kanapy i poszedł do kuchni.

- Nie - odparł Luc bez większych problemów. - Nie mamy innego wyjścia.

W taki więc sposób wszystko było zaplanowane. 

Parę dni potem...

- Kurwa! - wrzasnął Henry gdy jego kanapka spadła prosto na dywan. - Pierdolić to wszystko! 

Był strasznie, ale to strasznie nerwowy. Przez ostatnie dni, praktycznie żywił się płatkami, chipsami oraz małymi kanapkami które przygotowywały dla niego kucharki. 

- Isabelle - poczułam dłoń Johna na moim ramieniu - Idź sobie może poczytaj do biblioteki?

- Mhm - odparłam i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Nie miałam zamiaru się z nikim kłócić ani spierać. Nikt zwyczajnie nie miał na to siły.

Ukrywam to już naprawdę długi czas i nareszcie przyszła pora by zrozumieć co znajduje się w dzienniczku.

Weszłam o garderoby, podważyłam panel i wyjęłam karteczkę oraz dziennik. Przekładałam je chwile w ręce nadal nie dowierzając co za chwilę zrobię i w biegu pobiegłam do biblioteki, która znajdowała się dość blisko bo na piętrze. 

Uchyliłam drzwi co nie obeszło się bez skrzypnięcia i po tak samo skrzypiących panelach usiadłam na moim fotelu który znajdował się na środku pomieszczenia. 

Powoli rozwinęłam kartkę.

R.13 R3 L.S

Nigdy nie byłam za dobra w zagadki, ale dobrze umiałam chować rzeczy. Życie w Domu Dziecka, sprawiało, że nie mogłam mieć jednej książki tylko dla siebie, więc trzeba było ją schować. Robić specjalne kody by wiedzieć gdzie się... 

Nagle mnie oświeciło. Kody! To kod!

Możliwe że jestem głupia, bo wcześniej nawet o tym nie pomyślałam, ale mieszkanie z tymi... idiotami oraz słodziakami sprawa, że zapomina się o wszystkim.

Co może oznaczać R? Zaczęłam przechadzać się po bibliotece. Stare złote zdobienia, oraz marmurowe filary. Marzenie każdego mola książkowego. 

Musiałam nad tym się mocno skupić. Oparłam rękę o twardy filar rzędu który był zadziwiająco gładki. Nad nim widniał numerek 13. 

Aha dobra. Nie idzie mi zbyt łatwo? No niestety zawsze coś idzie łatwo, by reszta była nie do zgadnięcia. Niestety po drugiej stronie był taki sam dosłownie, z takim samym srebrnym numerem. 

Lewa... Strona? 

Ale od czego do cholery. Może od zegara... albo wejścia? Wejście wydawało się bardziej racjonalne więc stanęłam we wybranym miejscu. Zauważyłam, że drugi numer 13 połyskuje bardziej złotawo, niż srebrno. To musi być tam... no nie?

Podeszłam do wskazanego regału i rozejrzałam się dookoła. 

Więc mam... Rząd, Lewą stronę i... Regał!

Regał 3.

Wszystko było zadziwiająco dokładnie opisane w bibliotece, więc aż tak wielkich problemów nie miałam. 

Na tym samym regale zobaczyłam książkę My Little Pony. Dobre sobie. Chciało mi się śmiać, ale przypomniałam sobie o mojej misji. Boże są mafią, a czytają książki dla dzieci.

Coś mi tu nie pasowało. Jeśli któryś by ją czytał zostawiłby to u siebie w pokoju, albo jakkolwiek schował. Chwyciłam ja i lekko podmuchałam. Nie zdziwiłam się gdy spadło z niej mnóstwo kurzu. 

Zapaleni czytelnicy... pomyślałam

Jednak gdy chciałam ją otworzyć, szło mi to bardzo opornie ponieważ kartki były sklejone do siebie czymś mocnym. Gdy wreszcie to zrobiłam mój nos dobiegł zapach książki. Kochałam to. Jak można tego nie lubić? Pachniały tak samo pięknie jak skoszona trawa czy też paliwo...

Isabelle skup się! potrząsnęłam głową i przyjrzałam się bardziej wnętrzu książki. Była to bardzo gruba książka, co było niepodobne do książek dla małych dzieci.

Gdy przewróciłam środkową kartkę moim oczom ukazał się mały złoty kluczyk.

Aha i tu cię mam! 

Chciałam podskoczyć z radości.


??? Pov...

Poruszyłem się niespokojnie. Gdzie ja jestem...? Ile tu jestem...?

Te pytania stale krążyły mi w głowie. Co właściwie stało się tej nocy...?

Wspomnienia nie chciały mi powrócić. Starałem się strasznie dużo razy ale... nie pamiętałem nic z tamtego dnia.

- Trzeba podać mu kolejną dawkę - usłyszałem znajomy głos - Obudził się. 

Czy moja rodzina wie, że tu jestem?

- Co ja tutaj robię..? - zapytałem cicho nie oczekując odpowiedzi.

- Kurwa świadomość mu wróciła - usłyszałem męski głos oraz szeleszczenie jakiegoś.... plastiku..? Nie wiem

Byłem sam w dużym czarnym pomieszczeniu. Brakowało mi powietrza i było mi duszno. 

Co tu się odpierdala? - werwa mi nie zniknęła jak widać. 

Nagle z jednej ze ścian otworzył się otwór w kształcie drzwi.

- Witaj Alex.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro