𝓩𝓶𝓲𝓪𝓷𝓪 𝓹𝓵𝓪𝓷𝓸𝔀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Lio... - wtuliłam się w niego jeszcze mocniej - Tęskniłam...

Odwzajemnił mój uścisk i oparł delikatnie swoją głowę na mojej. Tak dawno się nie widzieliśmy... Nareszcie poznałam prawdę. Szczerze, to chłopak od tamtego dnia zmienił się nie do poznania, ale te oczy... Od początku miałam pewne podejrzenia.

- Tak samo... - z jego oczu pociekła łza, która wylądowała w moich włosach.

Zapomniałam już nawet o kluczu. Najważniejsze jest to, że znowu jest jak dawniej... 

- A wy gołąbki powinniście się szykować - usłyszałam zirytowany głos Nathana. - Zwłaszcza ty Isabelle.

Na dźwięk jego głosu odskoczyłam gwałtownie od chłopaka speszona i spojrzałam w ziemię.

- Właśnie miałem ją tam posłać. - na ramieniu poczułam rękę Lionela.

Nathan posłał mi kolejne spojrzenie dezaprobaty. No cóż niestety czas się zbierać...

- Do zobaczenia Isabelle - Lionel uśmiechnął się do mnie i odszedł.

Mój "brat" pokręcił głową i odszedł w swoim kierunku.

Ścisnęłam klucz mocniej w mojej dłoni i postanowiłam jak najszybciej uszykować się na uroczystość.

Wbiegłam po schodach i w szybkim tempie 

Rzuciłam się w kierunku szafy i szybko przejrzałam jej zawartość. Bardzo piękne ubrania ale... nic co wydawałoby się odpowiednie. Grzebałam w ubraniach tak długo, dopóki nie znalazłam czarnej długiej sukienki z roślinnymi wzorami wyszywanymi srebrną nicią.

Gdy byłam przebrana postanowiłam otworzyć wreszcie dziennik bo nigdy nie miałam na to czasu.

Weszłam do garderoby, odgięłam panele i zaczęłam szukać dziennika.

Nie ma go.

Kurw... Isabelle... zachowaj ten jebany spokój.

Kluczyk położyłam na toaletce i odłożyłam panele na miejsce, zakryłam dywanem i z rozpędu rzuciłam się na łóżko. Oczywiście miałam na nim wylądować.

Zamiast tego odbiłam się od materaca i wyrzuciło mnie obok szafki nocnej.

- Kurwa! - krzyknęłam z bólu i po chwili zakryłam usta. Usłyszeli to. No chyba że już są w garażu.

Pomasowałam głowę i powoli wstałam. 

Dziennik leżał na dywanie więc sięgnęłam po niego i przytuliłam do siebie. Potrzebuję zwyczajnie chwili by odetchnąć. Ramię na które upadłam paliło mnie żywym ogniem. Syknęłam cicho.

- Isabelle gotowa jesteś? - Do mojego pokoju wparował Maxim. 

Szybko schowałam dziennik pod łóżko i spojrzałam na chłopaka cała w nerwach.

- Coś się stało? - podszedł do mnie i wyciągnął rękę pomagając mi wstać.

- Nic - uśmiechnęłam się do niego - Tylko spadłam z łóżka.

Wzruszył ramionami i odszedł w kierunku garażu. Nie wiem czy miał jakieś turbo dopalanie, ale zapieprzał jak idiota do garażu.

Musiałam się nie byle jak pospieszyć. Wszystko mnie bolało ale kit z tym. 

- Nareszcie - Luc spojrzał na mnie wyczekująco. - Zbieramy się.

- Przecież ogródek jest niedaleko? - rzuciłam mu moje zdezorientowane spojrzenie. - Mieliśmy świętować w ogródku.. przynajmniej tak kojarzę.

- Nawet jeśli to zmiana planów - John machnął ręką - Jedziemy do mojej siostry. 

- Ty masz siostrę?! - na tą informację otworzyłam oczy szerzej.

- Mhm... - odpowiedział i wsiadł do auta. 

Zrobiłam to samo, i gdy wszyscy byli gotowi, bo Luc z emocji musiał aż zapalić papierosa, usiadł za kierownicą i włączył GPS'a.

Za nami jechało kolejne auto, czyli Lionel i reszta ochroniarzy. Podróż minęłaby może nawet znośnie, gdyby nie to, że Maxim wiercił się jakby coś mu dolegało, a Nathan co chwila nucił pod nosem i fałszował słuchając na słuchawkach. 

Dodatkowo podczas mojej pierwszej jazdy z szatynem i blondynem, było niezręcznie, a teraz było, aż nazbyt... dziwnie?

Gdy wydawało mi się, że już nigdy nie opuszczę tego przeklętego auta postanowiłam zaryzykować i się im o coś spytać.

Od jakiegoś czasu przeglądałam internet w tej sprawie. 

- Em... Luc? - powiedziałam cicho zaciskając ręce na materiale pasów. 

- No? - spojrzał na mnie przez lusterko.

- Bo... Jak wy mnie właściwie adoptowaliście?

- W jakim sensie? - John odwrócił się do mnie.

- No bo, kto normalny pozwoliłby dwóm podejrzanym mężczyzną na adopcję? 

- Kochana - Nathan wyjął słuchawki z uszu i posłał mi swój sarkastyczny uśmieszek. - W tych czasach to pieniądze rządzą światem, a Marie wtedy potrzebowała ich naprawdę mocno.

To wyjaśniało jej zachowanie. Kiedyś opowiadała mi że ma dwójkę dzieci. Raz przyszła do pracy w płaczu i wyznała tylko mi, że jej mąż ją zdradzał i w końcu zostawił.

Naprawdę jej współczułam.

- Aha... - powiedziałam pod nosem. Nie miałam za bardzo gdzie się obrócić bo siedziałam na tyłach samochodu w środkowym miejscu. Z moich obu stron oczywiście Max i Nate.

No cóż przynajmniej poznałam odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie. 

- Jesteśmy - Luc wykonał manewr i zaparkował przed wielką mosiężną bramą. 

Przyznam, widoki sprawiały, że aż wychyliłam się z miejsca.

Wielkie ogrody, piękne fontanny oraz rośliny i krzaczki przycięte w różne kształty oraz wzory. 

Na chłopakach nie robiło to najmniejszego wrażenia. No cóż, jak jest się wychowywanym w takich warunkach i luksusie, wiele rzeczy jest dla nich normą, albo zwyczajnie niczym. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro