Rozdział XXXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Statki Ifnarii i Ornaes przybyły do Erith niemal równocześnie. Kiedy Kestrel z ulgą zeszła z pokładu, w pierwszym odruchu spojrzała na okręty wysłanników Desirae — były o wiele mniejsze od tych należących do Ornaes, ale za to szybsze.

„Idealne dla gadziej krainy pełnej zdrajców", pomyślała, śledząc wzrokiem zmierzającą w stronę Ifnarian Chante.

Kapłanka przypłynęła razem z Ornaeńczykami, ale teraz dołączyła już do Malis oraz Triny.

— Pewnie znowu przydzielą nam straże — wymamrotał obok niej Caton. — Ciekawe, czy tak samo postąpią z Kapłankami...

Kestrel wykrzywiła usta w ponurym uśmiechu i spojrzała na oczekujące na nich oddziały. Od razu wypatrzyła Kaspara — jego zbroja była nieco bardziej ozdobna i wyróżniała go na tle pozostałych członków straży królewskiej.

— Oczywiście, że nie — rzuciła krótko i ruszyła na spotkanie dowódcy.

Seril, Amaryllis i Caton szli tuż obok niej. Nissa podążała nieco z tyłu i Kestrel aż zgrzytała zębami na myśl, że kobieta zachowywała się, jakby zmusili ją do tego, by została członkinią Rady. Według Kestrel dalej mogłaby być nikim i wszyscy byliby zadowoleni.

Rathmore położył prawą dłoń na sercu i ukłonił się przed każdym z Rady.

— Lordzie Lockridge. Mistrzyni Kestrel, Mistrzyni Amaryllis. Mistrzu Catonie. Przedstawicielko Haerael. Jego Wysokość wita was w Asmarii — rzekł oficjalnie, a gdy wolnym krokiem podeszły do niego Kapłanki oraz Trina, ponownie się skłonił. — Was również, szlachetne panie. To zaszczyt gościć Kapłanki oraz doradczynię Jej Wysokości Desirae.

Kestrel nawet nie powstrzymywała prychnięcia. Dla niej wszelkie grzeczności były zbędne i żałosne, ale zanim się odezwała, głos zabrała Trina:

— Jej Wysokość przesyła pozdrowienia. Niestety nie mogła przybyć osobiście, ale w razie potrzeby Kapłanki Malis, Chante czy Neva natychmiast się z nią skontaktują.

Kiedy Ifnarianki podniosły ręce, ukazując bransoletki z ametystowymi zawieszkami, Kaspar nieznacznie skinął.

— Jego Wysokość jest świadom, że posiadacie Klejnoty, pani. O ile nie zdejmiecie rękawiczek, macie zezwolenie na korzystanie z nich, by komunikować się z Jej Wysokością Desirae.

Gdy kobiety kiwnęły głowami, przeniósł wzrok z powrotem na Ornaeńczyków.

— Czy pani Fay Lockridge nie zdołała przybyć?

Kestrel znieruchomiała, a stojący obok niej Seril nieco poczerwieniał. Choć Fay przypłynęła do Asmarii na specjalne zaproszenie Allarda, Kongresu i króla, nie była już członkinią Rady, więc wedle zasad trzymała się z tyłu razem z pozostałymi żołnierzami.

Kestrel zacisnęła szczęki. Caton tymczasem rozciągnął usta w uśmiechu i odwrócił się, aby skinąć na Fay.

— Oczywiście, że przybyła, dowódco — oświadczył i w momencie, w którym zdziwiona Fay się zbliżyła, gestem zaprosił ją przed siebie. — Przedstawiam Fay Lockridge, dowódco Rathmore.

Kestrel wpatrywała się w Fay niemal bez mrugnięcia. Wydawało jej się, że dziewczyna drżała, ale kiedy z gracją dygnęła przed Kasparem, w ogóle się nie zachwiała i Mistrzyni pomyślała, że Fay zrobiła to tak wytwornie, jakby nigdy nie opuściła rodzinnego domu i spędziła całe życie na nauce dworskiej etykiety.

— Dziękuję za zaproszenie, dowódco Rathmore.

Mistrzyni odniosła wrażenie, że Kaspar na chwilę zatrzymał wzrok na ubiorze Fay, ale zaraz także się przed nią ukłonił.

— To my dziękujemy za przybycie, pani Lockridge. Wiele o pani słyszeliśmy. Jego Wysokość bardzo ucieszy wizyta tak wybitnej reprezentantki Założycieli.

Tym razem znieruchomiała cała Rada z wyjątkiem Serila, który zdawał się wewnętrznie płonąć.

— Dowódca wybaczy, ale...

Kaspar skrzyżował spojrzenie z Serilem, który od razu zamilkł.

— Asmaria cieszy się z przybycia zarówno lorda, jak i lorda córki — zakomunikował chłodno, po czym z powrotem popatrzył na Fay. — Jeśli nie przypłynęła pani z własną służbą i jakąś towarzyszką, Jego Wysokość dopilnuje, aby otrzymała pani wszystko, czego potrzebuje. Może być pani spokojna.

Fay z pewnym wahaniem skinęła, a Kestrel poczuła silną potrzebę zrobienia jej krzywdy.

„Oczywiście, że założycielska księżniczka będzie miała inne traktowanie. Nie będzie więźniarką, a cholerną gościnią", pomyślała i zacisnęła pięści.

Zaraz jednak dotarła do niej inna prawda. Ogarnął ją chłód. Fay nie sprowadziła ze sobą żadnych swoich ludzi, zatem Kanaan obstawi ją samymi podległymi mu Asmariańczykami, którzy w pierwszej kolejności będą dbali o jego dobro. A Kestrel zdążyła już poznać opiekę króla.

— Dziękujemy za troskę, dowódco, ale Fay Lockridge jest mieszkanką Fortecy i to nasi ludzie będą jej usługiwać — ogłosiła szorstko, mierząc Kaspara wrogim spojrzeniem.

Spostrzegła, że kąciki ust Kaspara drgnęły, ale był to tak subtelny ruch, że równie dobrze mogło jej się zdawać.

— Rozumiem, Mistrzyni. Proszę zatem ich wybrać i tuż po przybyciu do zamku przedstawić naszym strażom.

Kiwnęła głową i kątem oka zerknęła na Fay. Dziewczyna ściągnęła brwi i zacisnęła usta, wpatrując się w nią z tłumioną złością. Gdy tylko Kaspar się odwrócił i wszyscy ruszyli w stronę Azmarin, Mistrzyni posłała Fay złośliwy uśmieszek. Teraz wszyscy dookoła niej będą na rozkazy Kestrel.

* * *

Kaspar i straż królewska sprawiali, że Fay czuła się co najmniej niezręcznie. W drodze na tereny przedzamkowe ciągle zadawali jej grzeczne pytania i na każdym kroku proponowali udogodnienia. Chociaż Amaryllis, Kestrel, Nissie, Kapłankom i Trinie także zaproponowano pomoc w wejściu do dyliżansu, to tylko Fay powtórzono tę propozycję kilkakrotnie, aż w końcu się zgodziła. Zdziwiło ją również, że jako doradczyni Allarda, a więc w jakimś stopniu żołnierka, nie mogła jechać z żadnym mężczyzną. Dla Kestrel i reszty Rady zdawało się to oczywiste, toteż od razu wyznaczyli na jej towarzyszkę podróży Nissę, ale Fay nie mogła tego wszystkiego pojąć. Miała wrażenie, jakby po przekroczeniu granicy stała się kimś zupełnie innym. Kimś znaczącym.

— Nie musisz się tak przymilać Asmariańczykom — rzuciła sucho Nissa, kiedy już zostały same, a pojazd ruszył.

— To oni przymilają się do mnie.

Fay oderwała wzrok od mijanych uliczek i popatrzyła na kobietę. Nissa przez większość czasu zdawała się na wszystko obojętna, ale teraz słabo uniosła kąciki ust.

— Nie chciałaś ich pomocy i wcale nie musiałaś ostatecznie jej przyjmować. Nie musisz też zgadzać się na każdą propozycję Rady.

Brwi Fay powędrowały do góry.

— Przecież rządzicie Ornaes.

Nissa wzruszyła ramionami.

— Ale nie Założycielami.

Fay przygryzła wargę. Mimowolnie zerknęła na swoje skryte w rękawiczkach ręce — dla swoich rodziców nigdy nie była na równi z Selią. Dlaczego teraz nagle miałaby zyskać miano prawowitej Założycielki, skoro nigdy nią tak naprawdę nie była?

— Nie jestem Założycielką — wymamrotała. — Jestem członkinią oddziału Allarda.

Nissa parsknęła.

— A jakie masz nazwisko?

Fay ponownie na nią spojrzała.

— Widziałaś reakcję mojego ojca. Dla niego nie jestem Lockridge.

Nissa znowu wzruszyła barkami.

— No i co z tego? Nie wydziedziczył cię i nie zabrał ci nazwiska. Nieważne, jak bardzo Kestrel by tego chciała, większą kontrolę nad tobą ma twój ojciec niż ona. — Uśmiechnęła się krzywo, gdy zauważyła, że dziewczyna nerwowo spięła palce. — A ty tak jak ona jesteś Założycielką i należą ci się ich przywileje.

— Kestrel chyba ich nie ma...

— Kiedyś miała, ale dość szybko postarała się o sporo głośniejszy tytuł Piekielnicy, co prawdopodobnie niezbyt zachęca lordów i innych wielkich panów do potencjalnego ożenku z nią. Teraz zresztą pewnie przeszkadza im też jej wiek.

Z Fay uleciało całe powietrze.

— Cz-czekaj, co? Ożenku? O czym ty mówisz?

Nissa posłała jej lekki uśmiech. Fay chyba po raz pierwszy pomyślała, że Haerael patrzy na nią współczująco chłodnymi oczami.

— Jesteś panną w idealnym wieku do zamążpójścia i wydania na świat potomstwa. Masz szlachecki tytuł, prawo do dziedziczenia majątku rodzinnego i nieważne, co będzie mówić Rada, nadal dość spore wpływy w Ornaes. Naprawdę nie przeszło ci przez myśl, kim będziesz na dworze Kanaana, zwłaszcza że nie masz już zdolności i nie stanowisz dla nich fizycznego zagrożenia?

Fay poczuła, że się dusi.

— N-nie, ja... jestem doradczynią Allarda. Przypłynęłam tu przecież na wojnę...

— Wojna się skończy, a jeśli ją wygramy, to staniesz się jeszcze lepszą partią dla jakiegoś asmariańskiego paniczyka.

Fay pokręciła głową. Wyobraziła sobie, że znajduje się wśród wielu mężczyzn — młodszych i starszych, miłych i wulgarnych — z których każdy pragnie mieć ją dla siebie i spłodzić z nią dziecko.

— Mój ojciec nie da mi żadnego posagu — wyjąkała. — Wszystko pewnie jest zapisane na Selię, do mnie nic nie należy, nie jestem niczego warta...

— Masz nazwisko. Sprytny lord zawalczy o twój majątek.

Fay kolejny raz pokręciła głową. Kiedyś marzyła o wyjściu za przystojnego i miłego syna lorda, ale wszystko się skończyło, gdy zabrano ją do Fortecy, a ona zaczęła tam trenować i się uczyć. Nie była już Założycielką, stała się polityczką oraz żołnierką i nie chciała męża oraz jego licznych zasad, według których musiałaby żyć. Nie chciała dotyku przydzielonego jej przez umowy mężczyzny i aby jej celem życiowym stało się urodzenie chłopca.

Umysł podsunął Fay wizję: leżała na jasnej pościeli, jej włosy były splątane, a nad nią znajdował się mężczyzna, który przemocą zerwał jej rękawiczki. Patrzył na jej blizny i nawet przez chwilę się nie zawahał, tylko od razu zaczął robić z jej ciałem, co chciał. Musiał przecież mieć syna.

Nissa się pochyliła i ujęła drżące dłonie Fay, której oddech nagle przyśpieszył.

— Nie mówię ci tego, żebyś się bała. — Spojrzała jej prosto w oczy. — Chcę, żebyś wiedziała, że masz tu większą pozycję niż w Ornaes, a co za tym idzie, władzę. Lordowie i inni mogą chcieć tobą pomiatać, ale ty także masz coś do powiedzenia. Możesz to wykorzystać.

Fay przełknęła ślinę i uśmiechnęła się niepewnie.

— Myślałam, że nie obchodzą cię intrygi i dworskie potyczki szlachty.

Nissa wykrzywiła usta w półuśmiechu. Puściła ręce Fay i z powrotem oparła się plecami o siedzenia dyliżansu.

— Bo nie obchodzą, ale to nie znaczy, że o nich nie wiem.

Rozpogodziła się.

— Dzięki.

Nissa zignorowała jej podziękowanie i przeniosła wzrok na widok za oknem. Fay również tam spojrzała.

Powoli zbliżali się do murów stolicy.

* * *

Fay natychmiast zauważyła elementy odróżniające koszary staży Kanaana od baz żołnierzy z Ornaes. Tutaj również wszędzie widniały flagi, a pomieszczenia były raczej skromne, lecz strażnikom króla niczego nie brakowało. Ich minimalistyczne sypialnie wyposażono w dobre materace, a łaźnie pozostawały czyste i schludne, chociaż korzystało z nich wielu mężczyzn. Armie Ornaes oraz Ifnarii od początku planowano oddelegować do Torrin oraz Orilonu, aby ćwiczyły wspólne manewry z wojskiem Asmarii, ale część żołnierzy, wyznaczonych przez Kapłanki oraz Radę, miała pełnić warty jako ich straże, toteż postanowiono ulokować ich na terenach przedzamkowych razem z ludźmi króla.

Po krótkim zwiedzaniu koszar Fay wraz z Amaryllis i Nissą stanęła nieco na uboczu, obok Kaspara Rathmore'a, by obserwować przechadzających się wśród żołnierzy Kestrel, Catona oraz Serila. Na Kapłanki i Trinę umyślnie nie zwracała uwagi.

Przyjrzała się Kestrel. Mistrzyni odeszła wraz z Aarinem od reszty, wdając się z nim w żywą dyskusję. Kanaan się zgodził, żeby Allard i jego rodzina mieszkali w większej, trzypokojowej komnacie w zamku, zatem nie musieli nocować w koszarach, dlatego też Fay gorączkowo się zastanawiała, co Kestrel mogła chcieć przekazać szwagrowi Allarda. Planowała zemstę za Dallana i Acelina? A może zamierzała namówić mężczyznę do jakiejś intrygi? Wszyscy w Fortecy wiedzieli, że Aarin, mimo że od lat był mężem Zahayi, należał do tych Faerael, którzy ubóstwiali Kestrel za jej siłę oraz zdolności. No i kokieterię.

Gdy Kestrel się roześmiała, Fay drgnęła. Jej śmiech mógł wróżyć wyłącznie coś potwornego. Chwilę potem Mistrzyni oddaliła się od Aarina, a on wrócił do dzieci i niezadowolonej Zahayi, która zaczęła się z nim sprzeczać ściszonym głosem.

Fay zdusiła westchnienie. Kestrel nigdy nie przejmowała się obawami długo zdradzanej przez męża Zahayi.

* * *

Ustaliwszy z Aarinem, że będzie on jednym ze świty Fay, Kestrel ruszyła w stronę swojego oddziału. Przelotnie zerknęła na Kaspara — dowódca patrzył to na nią, to na Catona, Serila, Trinę oraz Kapłanki. Każda wybrana przez nich osoba podlegała kontroli przez królewskie straże, a potem stawała w osobnym rzędzie. Ornaeńczycy przechodzili podobne kontrole także poprzednim razem, kiedy przypłynęli do Asmarii, niemniej Kestrel nigdy nie przestawało to irytować. Wszystko się niepotrzebnie przedłużało, a ona coraz bardziej się niecierpliwiła. Od początku uważała, że nie potrzebowała obstawy i tym razem nie zamierzała jej dla siebie wyznaczać. Musiała jedynie zdecydować, kto miał pilnować Fay.

Zanim dotarła do Faerael, jeszcze raz rzuciła okiem na stojących obok Kaspara Ornaeńczyków oraz Ifnarian. Seril wytypował już swoich sześciu żołnierzy, po dwóch na jedną wartę. Zahaya, Aarin, Farina i Marsden również zostali przeszukani, podobnie jak Fay, Amaryllis i Nissa.

— Naprawdę nie chcesz strażników? — Usłyszała obok głos Catona.

Wzruszyła barkami i przeniosła na niego wzrok. Jak zwykle nerwowo wykręcał ręce.

— A po co mi oni?

— No nie wiem... Dla ochrony?

Parsknęła.

— Ja nie potrzebuję ochrony. — Skrzyżowała ramiona na piersiach i przewróciła oczami. — Zresztą pewnie i tak moim wyznaczonym przez Kanaana cieniem zostanie szanowny dowódca Rathmore. — Prychnęła. — Wystarczy mi on.

Caton się roześmiał.

— Nissa, Amaryllis i ja też nie bierzemy strażników — oświadczył, a kiedy Kestrel uniosła brwi, posłał jej uśmiech. — Ustaliliśmy, że w ten sposób bardziej pokażemy Kanaanowi swoją przewagę, niż gdybyśmy obstawili się żołnierzami.

Pokiwała głową. Pomyślała, że Rada wreszcie zaczęła myśleć. Mistrzowie i tak posiadali Klejnoty, a Nissa była nieistotna.

— Poza tym Kapłanki chyba też nie planują mieć straży — mruknął po chwili. — Widziałaś, kogo wybrały?

Kestrel zerknęła na przeszukiwanych Ifnarian i uniosła kąciki ust. Kapłanki i Trina wytypowały do pozostania w lepszych warunkach królewskich koszar najmłodszych ze swoich szeregów, samych nastolatków i nastolatki, najprawdopodobniej ochotników, którzy pierwszy raz opuścili kraj, pragnąc walczyć w imię królowej.

— Jakie one opiekuńcze — zakpiła. — Wzięły na wojnę lękliwe dzieciaki i teraz będą udawać, że się o nie troszczą.

Caton pokręcił głową.

— Przyglądałaś się tym dzieciakom? — Uśmiechnął się krzywo. — Są poważniejsze niż niejeden nasz doświadczony żołnierz.

— Okaże się w walce — stwierdziła sucho, z powrotem przenosząc wzrok na Faerael. — Czyli nikt z Saerael nie zostaje?

— Tylko ja i Amaryllis. Isis z kolei postanowiła, że to Einar zostanie z nami jako medyk.

— Einar? A niemowa?

Caton ściągnął brwi.

— Przestań wreszcie ją tak nazywać.

— Przecież jest niemową.

— A ty podłą suką, a jednak nikt cię tak nie nazywa.

— Nazywa, ale nie w mojej obecności — rzuciła z rozbawieniem, a potem zapytała już poważnie: — No to dlaczego zostaje tylko Einar?

Caton westchnął i wzruszył ramionami.

— Isis woli wcześniej rozpocząć współpracę z asmariańskim wojskiem.

„I prawdopodobnie trzymać Aileen i jej mieszane zdolności jak najdalej od Kanaana i jego lochów", dodała w myślach Kestrel.

— A ty wybrałaś już świtę dla Fay?

— Jeszcze nie, bo mi przeszkadzasz. — Uśmiechnęła się złośliwie. — A co? Jako jej nowy protektor chcesz się wtrącić?

Caton uniósł ręce w obronnym geście.

— Brońcie bogowie, nie zamierzam się mieszać w twoje intrygi. Ale proszę, przydziel jej kogoś normalnego.

Kestrel poszerzyła uśmiech.

— Oczywiście.

* * *

Zbliżający się tętent kopyt zaalarmował zarówno Ifnarian, jak i Ornaeńczyków. Królewscy strażnicy nawet nie zwrócili na niego uwagi, dopóki Kaspar nie machnął na nich znacząco. Po jego niemym rozkazie błyskawicznie ustawili się w perfekcyjnym rzędzie, położyli prawą rękę na piersi i pochylili głowy.

Fay poczuła, że ręce zaczęły jej drżeć.

„Co się dzieje?", pomyślała z przerażeniem.

— Jej Królewska Mość, księżniczka Iva Malefi! — zawołał jakiś mężczyzna.

Żołnierze Ifnarian, Nieobdarowani z Ornaes oraz Maerael od razu padli na kolana. Saerael i Faerael zrobili to dopiero wtedy, gdy Kestrel i Caton na nich skinęli.

Fay z początku nie wiedziała, jak powinna zareagować. Członkowie Rady, Kapłanki i Trina nie spieszyli się do uklęknięcia, a konie były coraz bliżej. W końcu jednak Trina, Chante i Malis pochyliły głowy i położyły dłoń na sercu, więc Fay postanowiła zrobić to samo. Później dostrzegła, że Rada także ograniczyła się tylko do takiego gestu.

Iva wjechała konno na tereny koszar z kilkunastoma strażnikami.

Fay kątem oka spojrzała na wierzchowca księżniczki — niewysoki, cechował się wysoko osadzoną, silnie umięśnioną szyją oraz piękną, falowaną grzywą. Jako jedyny miał ją dłuższą i ozdobioną drobnymi warkoczykami, w które wpleciono wstążki w charakterystycznych dla Asmarii barwach: żółtej, czerwonej i czarnej. Mimo że każdy z przybyłych rumaków był siwy i wyglądał dość podobnie, to ten należący do Ivy kroczył najbardziej elegancko.

— Wasza Królewska Mość — odezwał się oficjalnie Kaspar. — Oto nasi goście.

— Wstańcie i podnieście głowy — rzuciła dźwięcznym głosem Iva. — Miło widzieć was ponownie, szanowny lordzie Lockridge'u oraz drogie Mistrzynie — zwróciła się do Serila, Amaryllis i Kestrel, którzy unieśli na nią wzrok.

Seril ukłonił się księżniczce, a Amaryllis z gracją skłoniła głowę.

— To wyróżnienie, że witasz nas osobiście, Wasza Królewska Mość.

Iva nieznacznie uniosła kąciki ust. Fay momentalnie rozpoznała w tym uśmiechu uprzejmą, lecz sztuczną dworską manierę.

— To zaszczyt ponownie gościć również panią, Trino. Miło mi również poznać panie, szlachetne Kapłanki.

— To zaszczyt dla nas, Wasza Królewska Mość — odparła Trina.

— Jej Jasność królowa Desirae przesyła pozdrowienia — dodała Chante.

— Kapłani i Kapłanki, którzy zamieszkają w tych koszarach, zostali już przeszukani — poinformowała ją Malis, a Iva kiwnęła głową.

— Pan to zapewne Mistrz Caton? — Popatrzyła na stojącego obok Kestrel mężczyznę.

On także jej się ukłonił.

— A pani to przedstawicielka Haerael. — Przeniosła wzrok na Nissę. — Korona się cieszy, że może ugościć kogoś tak niezwykłego.

Nissa wymusiła na sobie uśmiech. Fay zauważyła jednak, że gdy kobieta usłyszała z ust księżniczki ifnariańskie określenie na Obdarowanych Ziemią, jej oczy na ułamek sekundy się rozszerzyły. Niewielu Nieobdarowanych je znało.

— A więc pani musi być Fay Lockridge... — Tym razem Iva zatrzymała swoje spojrzenie na Fay, która z trudem powstrzymała się od nerwowego drgnięcia.

Rzecz jasna Iva, tak jak Selia i inne szlachetnie urodzone kobiety, musiała być piękna. Choć długie, łagodnie pofalowane włosy w odcieniu czekolady w połowie upięła z tyłu głowy, większość swobodnie opadała na jej wąskie ramiona oraz specjalnie skrojoną pod jazdę, skromną suknię.

Fay się jej ukłoniła.

— Wasza Królewska Mość...

— Mistrz Allard wiele mi o pani opowiadał. — Mimo że Iva znowu się uśmiechnęła, jej oczy pozostały czujne. — Witamy w Asmarii, szanowna pani. Czy mogę poznać pani służbę, która zatrzyma się w zamku?

Fay zdusiła westchnienie.

„Służbę", pomyślała z goryczą. „Ty też masz mnie za kogoś, kim nie jestem".

— Mistrzyni Kestrel wyznaczyła żołnierkę Obdarowanych Ogniem, Mave, na towarzyszkę pani Lockridge — oznajmił rzeczowo Rathmore. — Prosi, żeby to ona miała możliwość nocowania z panią Lockridge w zamku.

„Co?!". Fay spojrzała na Kestrel, która uśmiechnęła się do niej kącikiem ust.

Mave była jedną z najbardziej oddanych Kestrel osób i było jasne, że zrobiłaby dla niej wszystko, nieważne, co Mistrzyni by jej rozkazała. Ostatnie, czego pragnęła Fay, to spać w jednym pokoju z kimś takim.

— Oczywiście. — Iva skinęła do Kestrel. — A wasze straże?

— My nie będziemy ich mieć, Wasza Królewska Mość — ogłosił Caton, na co łagodne brwi Ivy powędrowały do góry. — Mielibyśmy tylko prośbę, żeby w zamku mógł znaleźć się dodatkowo nasz medyk. Oto on, księżniczko... — Wskazał na Einara, który czarująco się uśmiechnął i również ukłonił się przed córką Kanaana.

Iva zlustrowała go wzrokiem.

— Jeden dodatkowy gość w zamku nie zrobi różnicy — oświadczyła po krótkiej chwili. — Czy zostaliście państwo powiadomieni o straży, którą przydzielił wam Jego Wysokość mój ojciec?

Ornaeńczycy pokiwali głowami.

Fay wiedziała zaledwie tyle, że Kestrel miał pilnować Kaspar. Nikogo innego nie znała, przez co kolejny raz poczuła się o wiele gorsza od Ivy — księżniczka bez problemu rozpoznała wszystkich najważniejszych Ornaeńczyków, a ona nie miała pojęcia, jak wyglądali chociażby członkowie Kongresu.

— W koszarach zostaną tylko moi ludzie, Wasza Królewska Mość — powiedział Seril. — W imieniu lorda Ezry Allencourta zwracam się też do Waszej Królewskiej Mości z prośbą, aby w zamku mógł gościć jego syn, Emerik Allencourt.

Fay zauważyła, że Kestrel zacisnęła pięści.

— Naturalnie, lordzie. — Iva posłała Serilowi iście królewski uśmiech. — Korona z przyjemnością ugości każdego i każdą z Założycieli.

Fay szybciej zabiło serce. Jej ojciec lekko drgnął na słowa księżniczki, ale nic nie powiedział, tylko sztywno się ukłonił.

„A może chcą mi się przypodobać, bo naprawdę szykują dla mnie kandydata na męża?"

Czy w Asmarii wszyscy wiedzieli, jak Seril traktował Fay, i zamierzali na każdym kroku mu przypominać, że się z tym nie zgadzali? Fay przeszły dreszcze. Pomyślała, że chyba wolałaby już pogardę ojca niż ślub z jakimś nieznanym jej szlachetnie urodzonym Asmariańczykiem. Ojca przynajmniej mogła unikać, a mąż byłby z nią i w dzień, i w nocy. No i próbowałby jej dotykać.

* * *

Allard coraz bardziej się niecierpliwił. Już od dłuższego czasu czekał razem z królem, Kongresem, Nevą i Coreen na swoich rodaków oraz Ifnarian i powoli zaczynał się niepokoić.

„A co, jeśli coś im się stało?", pomyślał i spojrzał na Coreen.

Mimo że dobrze ukrywała stres, to i tak splotła z przodu dłonie i ledwo zauważalnie pocierała palcami materiał rękawiczek.

Fay przekazała mu o niej wszystko i choć z początku nie mógł uwierzyć, że Coreen tygodniami ich zwodziła, sztucznie troszcząc się o Fay oraz sprawy Ornaes, to gdy dłużej przyglądał się jej zachowaniu w towarzystwie Nevy, każda ta rzecz stawała się możliwa. Przy matce dziewczyna prawie w ogóle się nie odzywała i Allard odnosił wrażenie, że byłaby skłonna wiele dla niej zrobić. Może nawet zbyt wiele.

Usłyszawszy tętent kopyt, uniósł wzrok na zbliżającą się w ich stronę Ivę wraz ze strażnikami. Tylko król się jej nie ukłonił.

— Co tu robisz, Ivo? — Kanaan zmierzył córkę wzrokiem. — Na ten czas miałaś inne plany. Dlaczego nie ma cię w Karran?

W momencie, w którym księżniczka przymierzyła się do zejścia z konia, w sekundzie znaleźli się przy niej jej strażnicy. Dziewczyna jednak zsunęła się z wierzchowca bez ich pomocy, na co król zmarszczył brwi.

— Karran odwiedziłam wczoraj, Wasza Wysokość. — Iva z gracją ukłoniła się przed ojcem. — Wracam z królewskich koszar. — Powiodła wzrokiem po zebranych i zatrzymała się na Allardzie. — Nasi goście niedługo przybędą. — Uśmiechnęła się subtelnie i z powrotem spojrzała na ojca. — Jedynie lord Lockridge wyznaczył sobie strażników, którzy zamieszkają w naszych koszarach, Wasza Wysokość. Ifnarianie z kolei poprosili o noclegi dla swoich młodych żołnierzy. Na prośbę lorda Lockridge'a postanowiłam ugościć w zamku dodatkowo Emerika Allencourta, a na prośbę Mistrza Catona pewnego medyka Maerael.

Allard dostrzegł, że Kanaan nerwowo drgnął. Mimo że jego córka mogła podejmować podobne decyzje, to on powinien mieć ostatnie zdanie. Zwłaszcza jeśli chodziło o ugoszczenie w zamku następnych Obdarowanych.

— W porządku — rzekł chłodno. — A panna Lockridge? Czy również przybyła?

Allard kątem oka zerknął na Coreen. Kapłanka cała się spięła i wpatrzyła w Ivę.

Księżniczka pokiwała głową.

— Naturalnie, Wasza Wysokość. Mistrzyni Kestrel wyznaczyła na jej towarzyszkę żołnierkę Faerael. Nazywa się Mave.

Allard zdusił westchnienie. Odkąd pamiętał, Mave była zapatrzona w Kestrel jak w boginię.

— Kolejny Obdarowany w zamku? — wtrącił się do rozmowy Edwin Cantrell. Ściągnął brwi. — Dowódca Rathmore zgadza się na to wszystko?

Kanaan zacisnął usta, a Iva posłała lordowi grzeczny uśmiech.

— Najwidoczniej, lordzie Cantrell. Po krótkiej rozmowie z tą żołnierką ja również się na to zgodziłam. Jeśli wątpisz w osądy dowódcy Rathmore'a, to możesz zaufać mojemu.

Edwin szerzej otworzył oczy i już się nie odezwał. Kanaan natomiast zgromił córkę wzrokiem. Zaraz jednak przestał zwracać na nią uwagę i odwrócił się do członków Kongresu.

Iva zbliżyła się do Allarda.

— Twoje wojsko ma interesujące mundury, Mistrzu.

Allard uniósł kąciki ust. Obdarowani zebrani w jednym miejscu formowali podzieloną na trzy grupę w barwach niebieskiego, czerwono-czarnego i biało-srebrnego.

— Nie jest moje, Wasza Królewska Mość. Jestem dowódcą zaledwie części.

— Tej najbardziej groźnej części.

Mistrz popatrzył na księżniczkę i stłumił śmiech. Iva doskonale wiedziała, że jej ojciec, choć teoretycznie rozmawiał teraz z Mossem, mimo wszystko ją podsłuchiwał, uważnie śledząc tematy, jakie poruszała z Allardem. Kanaan nie potrafił w pełni kontrolować twarzy, która delikatnie mu się spięła, gdy dziewczyna wspominała o „groźnej części wojska". Allard nie miał pojęcia, czy Iva celowo irytowała ojca, ale później w jej oczach zobaczył łobuzerski błysk. Jeszcze jej w pełni nie rozgryzł i wciąż go intrygowała.

* * *

Kiedy Coreen zobaczyła Fay kroczącą u boku najważniejszych wysłanników Ifnarii i Ornaes, jej kąciki ust wygięły się w uśmiechu.

Nareszcie się jej udało. Nareszcie Fay została doceniona i już nie musiała walczyć o uwagę — szła dumnie u boku Mistrza Catona, z którym zdawała się po kryjomu wymieniać spojrzenia. Wciąż była ewidentnie wychudzona, lecz jej cera zdążyła odzyskać blask, a twarz wyglądała na o wiele bardziej wypoczętą. Kwitła, a Coreen to omijało.

Kapłanka zlustrowała wzrokiem nowo przybyłych, którzy uklękli przed królem. Od razu się domyśliła, że średniego wzrostu szatyn w mundurze Ornaes musiał być Emerikiem Allencourtem. Ledwo wstał z kolan, a włączył się w rozmowę z wyraźnie przychylnymi mu lordami Kongresu. A potem znowu wpatrzyła się w Fay. Dziewczyna także już podniosła się z ziemi i po oficjalnym powitaniu z królem popatrzyła prosto na nią.

Coreen poczuła, że ręce zaczynają jej drżeć.

— Opanuj się, Kapłanko. — Usłyszała cichy ifnariański syk i wnet spoważniała.

Neva nieustannie ją obserwowała, a Coreen przecież obiecała poprawę. Teraz działała z własnej woli na rzecz królowej, aby ta znalazła sposób na wyleczenie jej siostry. Nie mogła zawieść. Mimo to, gdy Fay skrzyżowała z nią spojrzenie, Coreen szybciej zabiło serce. W jednej chwili istniały dla niej tylko te znane, jasnobrązowe oczy. Wzrok dziewczyny był jednak zimny.

— Kapłanko. — Fay nieco skłoniła głowę i przeniosła uwagę na Nevę, przed którą pełnoprawnie się ukłoniła. — Kapłanko Nevo. Miło cię ponownie widzieć. Jak się ma produkcja silników?

Wola Coreen nagle przygasła. Fay nie poświęciła jej nawet trzech sekund. Dopiero co ich spojrzenia się spotkały, a dziewczyna błyskawicznie skupiła się na Nevie, z którą wydała się w krótką, grzeczną rozmowę. Coreen została przez nią praktycznie zupełnie zignorowana.

„Właściwie to czego się spodziewałam?", pomyślała z goryczą. „Zdrajcy nie zasługują na uwagę".

Spoglądała na Fay rozmawiającą z Nevą i żałowała, że musiała nosić rękawiczki. Gorąco pragnęła wbić paznokcie w skórę dłoni, żeby jakkolwiek odepchnąć zalewające umysł myśli.

* * *

Allard nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. Chociaż dworska etykieta zmuszała go do lekkich skinięć i ceremonialnych powitań, to wesołe iskierki w oczach Catona spowodowały, że zrobiło mu się cieplej na sercu, a widok Zahayi i siostrzeńców sprawił, że odetchnął z ulgą.

Wreszcie wszyscy znowu byli razem, przynajmniej przez najbliższy czas bezpieczni.

— Mistrzu Allardzie. — Zahaya skłoniła przed nim głowę.

Z trudem zdusił śmiech. Siostra zwracała się tak do niego jedynie w oficjalnych momentach i nawet teraz, mimo obecności króla, Kongresu oraz licznych strażników, brzmiało to w jej ustach tak nienaturalnie, że musiał walczyć z samym sobą, aby głośno się nie roześmiać.

Pochylił głowę.

— Droga siostro.

Kiedy ponownie uniósł na nią wzrok, zauważył, że kąciki jej ust drgnęły. Ona również hamowała rozbawienie. Chwilę potem skłonili się przed nim Aarin, Farina i Marsden. Spojrzenia bliźniąt iskrzyły.

„Wreszcie jesteśmy razem".

Allard z całego serca pragnął ich uścisnąć, lecz zamiast tego zerknął na Kaspara rozmawiającego ze strażą królewską.

— Czy już wiadomo, kogo wam przydzielono?

Zahaya pokręciła głową.

— Jeszcze nie. Jak dotąd ustalono jedynie obstawy dla członków Rady oraz Einara.

— Niech zgadnę, Mistrzyni Amaryllis i Mistrz Caton mają po dwóch strażników, Seril, Nissa i Einar po jednym, a nasza ulubiona Mistrzyni Kestrel dowódcę Rathmore'a?

Zahaya uśmiechnęła się krzywo. Doskonale wiedzieli, że Saerael i Faerael zostaną potraktowani zupełnie inaczej od reszty. Ona i jej rodzina zapewne także będą strzeżeni pilniej niż chociażby Nissa.

— Mistrzu. Zgodnie z obietnicą sprowadziłem twoją doradczynię.

Tym razem Allardowi nie udało się powstrzymać szerokiego uśmiechu. Gdy spojrzał na Catona, obaj się do siebie wyszczerzyli, a kiedy obok nich pojawiła się Fay, Allard ukłonił się przed nią teatralnie.

— Pani Lockridge. Cieszę się, że przyjęła pani moje zaproszenie.

Fay lekko dygnęła. Starała się utrzymać powagę, ale tak promieniała z radości, że było to praktycznie niemożliwe.

— To zaszczyt, Mistrzu.

— To zaszczyt dla nas, panno Lockridge — odezwał się niespodziewanie Saith. — Saith Moss, do usług, szanowna panienko...

Allard z niepokojem wpatrzył się w Fay, która znieruchomiała, kiedy przywódca szpiegów króla wyciągnął do niej rękę, aby ucałować jej dłoń.

* * *

Mimo że serce biło jej jak oszalałe, Fay niepewnie podała mężczyźnie dłoń. W momencie, w którym jego usta musnęły materiał jej rękawiczki, ogarnął ją chłód.

„Dlaczego to tak długo trwa? Proszę, już wystarczy..."

Gdy Moss uniósł na nią przenikliwy wzrok, nagle pomyślała o szpecących jej ręce bliznach. Specjalnie założyła długi rękaw, a rękawiczki miała z gładkiej, nieprześwitującej tkaniny, ale i tak sądziła, że Saith wiedział, gdzie dokładnie przebiegały jej szramy. Wiedział i właśnie to miejsce na dłoni celowo ucałował.

— Tak jak mówiłem, jestem do panienki usług... — rzekł i uśmiechnął się życzliwie. — Tak jak i mój syn, Isaac.

Fay prawie podskoczyła, kiedy obok niej znikąd pojawił się wysoki chłopak.

— Moja pani...

Fay pomyślała, że Isaac przypominał jej tych wszystkich wspaniałych młodzieńców, o których dawno temu opowiadała jej Selia — lśniące włosy delikatnie mu się falowały, oczy błyszczały, a uśmiech sprawiał, że serce zaczynało szybciej bić. Tyle że w przypadku Fay z zupełnie innego powodu niż ten, o którym mówiła jej siostra.

Spodziewała się, że Isaac również będzie chciał ucałować ją w dłoń, lecz syn Saitha jedynie szarmancko się przed nią ukłonił, posyłając jej czarujący uśmiech.

Fay odpowiedziała mu grzecznym dygnięciem. Sądziła, że zaraz ruszą w stronę zamku i szybko uwolni się od lordów, ale mężczyźni natychmiast pozbawili ją złudzeń. Wszyscy znajdowali się na zamkowym placu i dość blisko siebie, więc w następnej kolejności do Fay oprócz Mossa i Isaaca podszedł Tilwald Campion z synami odzianymi w drogie stroje — obaj po kolei sięgnęli po jej dłoń — oraz Iver Sellik ze swoim pierworodnym.

— To zaszczyt panią poznać, pani Lockridge. — Kaiser Sellik skłonił się przed Fay i uniósł kąciki ust. — Wiele słyszałem o pani błyskotliwości. Żywię nadzieję, że podczas balu uda nam się zamienić kilka słów...

Fay stanęło serce.

— Balu? — wymamrotała.

— Nic panienka nie wiedziała? — Saith Moss uśmiechnął się szerzej. — Z okazji przybycia tak ważnych gości Jego Wysokość postanowił wyprawić bal.

— Och...

Fay odszukała wzrokiem Allarda. Mistrz wykrzywił usta w półuśmiechu i machnął ręką, aby się nie przejmowała. Większość lordów była skupiona tylko na niej, Kapłanki i Trina rozmawiały z królem i księżniczką, Amaryllis wraz z Nissą dyskutowały z żonami lordów, ojciec Fay rozprawiał o czymś z jakimś ważnym mundurowym należącym do Kongresu, a Kestrel i Einar stali nieco dalej, przy Kasparze, więc nikt z wyjątkiem Zahayi i Catona nie zauważył zachowania Allarda.

Fay odetchnęła. Jeśli ktokolwiek mógłby uchronić ją od wygłupienia się podczas balu przed szlachetnie urodzonymi, był to Allard. Chłopak świetnie prowadził i znał każdy asmariański taniec.

— Muzykantów ściągnięto aż z Caralis — oświadczył młodszy z synów Campiona.

— Taaak, to będzie niezwykły bal. — Isaac wciąż olśniewająco się uśmiechał. — Byłbym zaszczycony, gdyby zgodziła się pani ze mną zatańczyć.

Wyobraziła sobie, że Isaac trzyma ją za pociętą dłoń, i nagle zrobiło jej się zimno. Pomyślała też o Kaiserze wpatrującym się w nią z zainteresowaniem; chociaż chłopak wydawał się przyjaźnie nastawiony, to przed oczami od razu stanęły jej ich potencjalne wesele oraz noc poślubna. Jego palce dotykające jej nagiej skóry, pewnie wodzące po bliznach...

Zadrżała.

— Ale pierwszy taniec panienka Lockridge musi zarezerwować dla mnie.

Fay poczuła, że uginają się pod nią kolana. Resztkami sił nisko ukłoniła się przed królem, który patrzył na nią tak intensywnie, że z trudem w ogóle się poruszyła. W duchu przeklęła oficjalne powitania i to, że wtedy każdy był skupiony w jednym miejscu, niebezpiecznie blisko siebie na głównym placu.

— Wasza Wysokość...

— Podnieś głowę, moja pani. — Kanaan uniósł podbródek Fay i uśmiechnął się szelmowsko. — Niech lordowie widzą twoje śmiałe spojrzenie.

Fay zmroziło. Nieco szorstkie palce króla zacisnęły się na jej twarzy, a monarcha bez skrępowania spoglądał prosto w jej oczy. Przypomniała sobie, co wielokrotnie słyszała o władcy z ust Kestrel, i zakręciło się jej w głowie.

Kanaan uwielbiał młode, niedoświadczone dziewczyny, w ogóle uwielbiał wszystkie kobiety. Nie tylko Kestrel głośno mówiła o tym, że około dwudziestoletnie służące szybko opuszczały zamek, bo król już się którąś z nich znudził i pragnął nowej. Czy jej też chciałby dotknąć? Fay nie potrafiła zrozumieć, jak jej wychudzone ciało i brak kobiecych kształtów mogłyby się komukolwiek spodobać, lecz Kanaan lustrował ją tak głodnym wzrokiem, że pomyślała, iż byłby on w stanie rozebrać ją nawet teraz, przy wszystkich.

Zrobiło jej się niedobrze. Król coś do niej mówił, ale ona już go nie słyszała. Czuła, jak trzymające jej twarz palce Kanaana zsuwały się coraz niżej, na szyję, a potem pod bluzkę. Czuła, że ją rozbierał i dotykał, ignorując jej krzyki. Dotykał jej blizn, a ona wrzeszczała z bólu wywołanego wspomnieniami i z obrzydzenia, z całego serca pragnąc zniknąć albo umrzeć.

* * *

Kestrel spojrzała na Fay i zacisnęła pięści. Iskry przeskoczyły po jej ciele, które gwałtownie się spięło.

— Mistrzyni? — odezwał się Kaspar, lecz kobieta go zignorowała.

Do tej pory razem z Einarem stała obok dowódcy, który wybierał straże dla Zahayi i jej rodziny, ale gdy tylko spostrzegła, że Kanaan ujął twarz Fay, która zesztywniała i której dłonie drżały tak, że nawet ona widziała to z odległości kilkunastu kroków, bez słowa wyjaśnienia zostawiła mężczyzn i ruszyła w stronę króla oraz swojej byłej podopiecznej.

— Mistrzyni. — Saith Moss powitał ją uśmiechem. — Już zaczynałem myśleć, że się z nami nie przywitasz...

Kestrel zlustrowała wzrokiem lordów i stłumiła chęć prychnięcia. Oczywiście, że każdy z nich i ich synków na wydanie podbiegł do Fay jak wilk do głupiutkiej owcy, która nie umiała się odezwać i zapewne każdemu bogatemu paniczykowi bezmyślnie naobiecywała rozmaitych rzeczy.

— Gdzieżbym odmówiła sobie tej przyjemności — rzuciła i uśmiechnęła się fałszywie. — Wasza Wysokość. — Krótko skłoniła głowę. — Jak się ma Jej Wysokość Lia? Czy to możliwe, abyśmy podczas balu świętowali narodziny prawowitego dziedzica?

Zauważyła, że twarz króla nerwowo drgnęła. Świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że kwestia prawowitego dziedzica — niejakiego Harkina, w którego imieniu Dasra Ashtekar zamierzał prowadzić wojnę przeciwko Asmarii — była przemilczana na dworze Kanaana. Król spodziewał się nowego spadkobiercy, a Harkina należało zabić, aby pozbyć się problemu. Tyle że jeszcze nie było po problemie.

— Jeśli Pan tego zechce — odpowiedział chłodno Kanaan, spoglądając Mistrzyni w oczy. — Dowódco. — Uniósł wzrok na Rathmore'a, który bezzwłocznie pojawił się za Kestrel. — Czy już wszyscy strażnicy chroniący naszych drogich gości zostali wybrani?

— Tak, Wasza Wysokość.

Mistrzyni skrzyżowała ramiona na piersiach. Ku jej zdziwieniu z rodziny Allarda oprócz niego samego jedynie Zahayi przydzielono straże. Farinie i Marsdenowi za to kazano przebywać blisko matki lub wujka, a Aarin miał zostać sprawdzony i postawiony w roli żołnierza jako wartownik Fay.

Kestrel zerknęła na byłą podopieczną. Dziewczyna wykorzystała moment nieuwagi króla i zrobiła krok w tył, odsuwając się od niego tak, aby już nie mógł jej dosięgnąć.

„Kretynka", pomyślała i z powrotem popatrzyła na Kanaana.

Mężczyzna uśmiechnął się znacząco. Musiał dostrzec jej przelotne spojrzenie na Fay.

— Właśnie pytałem pannę Lockridge, czy zaszczyci mnie pierwszym tańcem... Ale może powinienem zapytać o zgodę najpierw ciebie, Mistrzyni? Słyszałem, że to ty wyznaczyłaś pannie Lockridge towarzyszkę i strażnika.

Kestrel ponownie rzuciła okiem na Fay, która wpatrywała się w nią z przerażeniem.

„Ty poważnie jesteś aż tak głupia, że wierzysz, że wepchnęłabym cię w ramiona tego potwora?", pojawiło się w umyśle zirytowanej Kestrel. „Kretynka".

— Dobrze słyszałeś, Wasza Wysokość. — Odważnie spojrzała prosto w oczy króla, który uśmiechnął się szerzej. — Myślę jednak, że pierwszy taniec marzy w końcu zatańczyć z Waszą Wysokością Jej Wysokość Lia. Podobno już trochę na niego czeka.

Z twarzy króla natychmiast zniknął uśmieszek. Kanaan na każdym balu tańczył i obmacywał wszystkie kobiety, lecz nie swoją ciągle siedzącą samotnie żonę.

Saith Moss mimowolnie się uśmiechnął.

— Królowa nie opuszcza sypialni, droga Mistrzyni. Od wypowiedzenia nam przez jej ojca wojny drzwi Jej Wysokości Lii pilnują straże.

— Och, jak mogłam zapomnieć... — Kąciki ust Kestrel wygięły się w złośliwym uśmiechu. — Ale na pewno do pierwszego tańca z Waszą Wysokością jest długa kolejka szlachetnych pań i któraś chętnie dotrzyma Waszej Wysokości towarzystwa.

— Może więc zrobisz to ty, Mistrzyni?

Kestrel pomyślała królu, który wędrował dłońmi po jej pośladkach.

— Wasza Wysokość wybaczy, ja tego wieczoru nie tańczę. Oszczędzam siły i zmniejszam ryzyko jakiegokolwiek urazu przed wojną.

— Proszę zatem uważać, Mistrzyni.

Kestrel, słysząc w głosie monarchy groźbę, uśmiechnęła się szerzej. Wiedziała, że uraziła jego ego i w jakimś stopniu właśnie upokorzyła go przed lordami, ale w ogóle ją to nie obchodziło. Liczyło się tylko to, że podczas balu jego dłoń ani razu nie wyląduje na jej pośladkach. No i że zabrał swoją parszywą rękę z twarzy Fay.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro