Rozdział VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mimo że Farina cały czas przeciskała się przez tłum, nadal nie była w stanie przebić się na przód zgromadzenia. W końcu przystanęła obok brata, posyłając mu niewyraźny uśmiech. Chłopak odpowiedział niepewnym uniesieniem kącików ust, a potem rozejrzał się dookoła.

Dziesiątki ludzi, głównie nastolatków i młodych dorosłych, stłoczyło się w opuszczonej stacji metra. Szepcząc między sobą, zerkali na ceglane, podniszczone ściany, które napawały smutkiem. Kiedyś tętniło tutaj życie, dość niedawno wymyślono ten nowy, podziemny sposób podróżowania, jednak wraz z wojną i późniejszymi rządami Obdarowanych wszystko się zatrzymało, a technologia stanęła w martwym punkcie.

Od kilkunastu minut oczekiwali na przyjście dwóch osób, które rozpoczęły to wszystko. To właśnie one pragnęły złączyć oba wrogie światy, pokazując, że tak naprawdę każdy z nich pragnął tego samego, jednak czas płynął, a nikt się nie pojawiał.

— Nie przyszły — powtórzył Emmet, zgrzytając zębami ze złości. — Mówiłem, że na nich nie można liczyć. To zapatrzeni w siebie egoiści!

Jego towarzysze pokiwali głowami, na co Marsden zmarszczył brwi. To nie oni zaczynali kłótnie, im zależało na rozejmie i jedności, ale jasne było, że czyny ich rodzin nigdy nie zostaną zapomniane, podobnie sprawa wyglądała z drugiej strony.

Nikt nigdy nie zapominał.

— Jakbyś nie zauważył, część tych egoistów wciąż tu jest! — warknęła rudowłosa nastolatka.

„Przyszłaś? Pomimo tego, co stało się z twoimi rodzicami?"

— Nie ma co czekać na te wasze liderki od siedmiu boleści — syknął w odpowiedzi inny chłopak. — Jak widać, normą jest, że macie słabą dyplomację.

Farina z przerażeniem spostrzegła, że spora grupa przytakuje. Wśród Nieobdarowanych rosły irytacja oraz zdenerwowanie, a ona z bratem wymieniali spojrzenia, zastanawiając się, czy gniew w końcu nie zostanie przeniesiony na nich. Byli bowiem bardzo podobni do rozsławionej rodziny, która podczas wojny nie żałowała własnych umiejętności.

Emmet Enright wskoczył na małe podwyższenie.

— Ja proponuję wyjść na ulice — zaczął głośno, sunąć wzrokiem po zgromadzonych. — Nie wiemy, co tak naprawdę dzieje się w ich Fortecy, nie mamy pojęcia, czy te panienki nas nie oszukują. Jeśli są po naszej stronie, wyjdą i nas wesprą. Jeśli nie... — Zmarszczył czoło, a spojrzenie przeniósł na Farinę i Marsdena. — To wiemy, do czego są zdolni.

Nastolatką wstrząsnął dreszcz.

Uważali ich za bezlitosne potwory, a to przecież oni katowali niewinne dzieci, niekiedy głodząc je w piwnicach, tłumacząc, że dzięki temu zabijają w nich demona, chociaż w rzeczywistości mali Obdarowani byli po prostu zbyt wykończeni, żeby używać jakkolwiek zdolności.

— Jedyne, co możemy osiągnąć, to to, o co sami zawalczymy! — kontynuował mężczyzna. — Nie czekajmy na jakiś znak, nie liczmy na ich pomoc, wybierzmy naszego przywódcę! — zawołał, a tłum zaczął się przekrzykiwać, popierając tę myśl.

Wrzaski sprawiły, że dziewczyna po raz kolejny się przeraziła i spojrzała na brata. On też drżał, spoglądając na rudowłosą, która przygryzała wargę. Cała trójka myślami wróciła do dwóch zdań, które niedawno usłyszeli od niosącej im nadzieję Fay.

„Walczmy lub zaakceptujmy. Bójmy się lub kontrolujmy. Oby tylko walka nie przerodziła się w brak akceptacji, a kontrola nie oparła się na strachu", pomyślała Farina.

* * *

Siedząc wśród dawnych znajomych, wcale nie czuła przyjemności. Wręcz przeciwnie — znudzona sztucznymi, powitalnymi zwrotami grzecznościowymi oraz nienaturalną etykietą, leniwie oparła się o krzesło, przesuwając wzrokiem po członkach Rady.

Allard, podobnie do niej, rozłożył się wygodnie, w przeciwieństwie do Amaryllis, która przyjęła pozę pełną dumy i ogłady, z wyprostowanymi plecami oraz wysoko uniesioną brodą, i od czasu do czasu posyłała młodzieńcowi zirytowane spojrzenie. Mistrz Ognia zdawał się jednak nie zauważać niemej nagany, cały czas wpatrując się w ścianę.

Nissa dostrzegła również, że Kestrel ukradkiem spogląda na wyraźnie spiętego Catona. Mężczyzna nieustannie poprawiał dłonie, na zmianę je splatając lub układając płasko na stole, co albo denerwowało temperamentną Obdarowaną, która z zaciśniętymi ustami pocierała rubinowy pierścień, albo świadczyło o tym, że oboje coś ukrywali.

— Może zacznijmy bez niego? — jęknęła w końcu Kestrel, zerkając w stronę przytakującego skinieniem Allarda. — Mam dość bezczynnego siedzenia...

Amaryllis zmierzyła ją chłodnym wzrokiem.

— Czekamy — powiedziała oschle, na co Mistrzyni Ognia mocno zmarszczyła brwi. — Acelin ma przynieść kluczowe informacje ze stolicy, więc bez względu na twoje godne niewychowanej dziewki zniecierpliwienie powinniśmy zaczekać, aby uwzględnić je w rozmowach.

Nissa wiedziała, że nie było dnia, w którym Amaryllis odezwałaby się do Kestrel jakkolwiek przyjaźnie, ale wiedziała również, że kobieta miała do tego pewne powody. Zresztą Kestrel za każdym razem odwdzięczała się tym samym. W tamtym momencie lekceważąco przewróciła oczami, jednak z jej głosu wybrzmiewała pogarda:

— Nie tylko ja mam dość czekania, posłuszna panno z dobrego domu.

Caton, słysząc wyraźny akcent na drugą część zdania, posłał Kestrel ostrzegawcze spojrzenie, lecz ta patrzyła już tylko na Amaryllis, skupiona na jej obojętnej twarzy, która ani drgnęła, nawet mimo uszczypliwej uwagi.

— Nie wiemy, czy Acelin na pewno przyjdzie — odezwał się nagle Allard, sprawiając, że grupa od razu skupiła się na nim. Uniósł lewy kącik ust. — Słyszałem wśród służby, że mała Aris ma lęki w związku z wodą, przez co często ją uwalnia, więc Acelin postanowił trochę wyciszyć zdolności córki, cały czas trzymając wszystko pod kontrolą, mimo że sam jest teraz w średnim stanie...

— Możliwe, że Acelin, jako przykładny ojciec, został z rodziną i nawet nie raczył nas powiadomić — wtrąciła się zirytowana Kestrel, nadal mechanicznie pocierając pierścień.

— Możliwe też, że jednak zdaje sobie sprawę ze swoich obowiązków wobec Rady i Ornaes. — Amaryllis popatrzyła na Kestrel. — Nawet ty wybrałaś obradowanie nad pocieszaniem swojej protegowanej.

— Co? — Kestrel otworzyła szerzej oczy. — O czym ty mówisz?

Mistrzyni Powietrza uśmiechnęła się subtelnie, lecz nim Kestrel zdążyła cokolwiek dodać, drzwi do pomieszczenia się uchyliły i do środka wolnym krokiem wszedł Acelin, niosąc średniej wielkości teczkę.

— Mistrzu Acelinie. — Nissa skinęła, wykrzywiając usta w imitacji uśmiechu.

— Nisso. — Mimo że nie musiał, ukłonił się jej lekko, po chwili zajmując miejsce. — Przepraszam was za spóźnienie, ale... — Pokręcił głową, otwierając teczkę. — Ludzie wyszli na ulice. Protestują, niektórzy dość drastycznie. — Wyjął plik dokumentów, rozkładając je na stole. — Oto straty kilku sklepów i naszych budynków. Zaatakowano też statek kupiecki Lockridge'a.

Allard zmrużył oczy.

— Zalania, podpalenia i...

— Wiry powietrzne — dokończył Acelin, pocierając dłonią czoło. Westchnął. — Tak, biorą w tym udział też Obdarowani.

— Jak to możliwe, że nic o tym nie wiedzieliśmy? — Kestrel przyjrzała się dokumentom, marszcząc brwi. — Przecież to zdrada... Kto z nas mógłby się tego dopuścić po tym, co się działo?

— Młodzi — odpowiedział bez wahania Acelin. — Większość na ulicach to młodzież.

— Wciąż domagają się tego samego?

Nissa zauważyła, że Allard wyglądał na rozbawionego, a jego zainteresowanie rozmową znacznie wzrosło.

Acelin kiwnął głową.

— Tak, głównie pragną zrównania praw wszystkich klas i płci, w tym wolności ubioru oraz starania się o pracę, ale pojawiają się też hasła odnośnie do kwestii technologicznych i tego, że zatrzymujemy postęp...

— Ich dymy zanieczyszczały środowisko — przypomniała wolno Amaryllis. — A to co? — wymamrotała, wyciągając z teczki wyróżniającą się kartkę. — Acelin, jeśli nas nie okłamałeś i nie przewodniczysz tym buntownikom, to nie mam pojęcia, jak to wytłumaczysz — oświadczyła, po raz pierwszy pozwalając, aby w jej głosie pojawiła się nuta zaniepokojenia.

Zdziwiona Nissa, podobnie jak reszta zgromadzonych, wychyliła się i zerknęła na tekst, na którym równym pismem zanotowano o wiele więcej niż główne postulaty. Mieli przed oczami pomysły oraz szczegółowe, chociaż wstępne, plany, jak je wprowadzić w życie.

— Ktoś musiał mi to podrzucić...

Usłyszawszy skrzypienie krzesła, Nissa spojrzała na Catona. Mężczyzna wstał i zaczął krążyć po pomieszczeniu, mamrocząc coś pod nosem. Kiedy już zaczynał zdanie, machał ręką i obracał się, dalej myśląc.

Pokręciła głową, przenosząc wzrok z powrotem na dokument.

— Ktoś musiał mieć dostęp do twojej teczki — rzuciła, rozglądając się po Mistrzach i Mistrzyniach. — Wątpię, żeby to był ktokolwiek z nas, więc...

— Nie zostawiałeś jej nigdzie, prawda?

— Nie. — Acelin przetarł dłonią twarz. Uśmiechnął się słabo. — Ale chyba rozpoznałem pismo. To Aileen.

— Przygarnęliście ją, a ona wyprawia takie rzeczy? — Kestrel uniosła brwi. — Zaraz, czy ona proponuje włączenie się Obdarowanych w rozwój technologii? Co to za rysunek i obliczenia? — zapytała, niemal wyrywając Amaryllis kartkę.

Mistrzyni Powietrza nic nie powiedziała, ale zmarszczyła brwi, przez co jej blizna brzydko się wyprężyła.

— Projekt przerobienia kolei — stwierdził po chwili Allard, przechylając się w stronę notatek. — To obliczenia wytworzenia energii, jaka jest potrzebna, aby ruszyć maszynę.

Kestrel znieruchomiała, uważnie analizując równania oraz drobne dopiski. Nissa wyczytała z jej twarzy, że musiała już gdzieś widzieć coś takiego i wiedziała, kto byłby w stanie wymyślić podobne rozwiązanie, ale postanowiła się nie odzywać, jedynie wpatrując się w dane.

— Potraficie tyle wytworzyć? — Acelin spojrzał na Allarda, który kiwnął głową.

— Nie każdy jest w stanie w ogóle opanować tę umiejętność, ale Kestrel i ja zrobilibyśmy to bez problemu.

Na te słowa Amaryllis zacisnęła usta, a jej dłoń powędrowała w kierunku powieszonego na szyi białego kryształu.

— I Aileen to wszystko wymyśliła? To niemożliwe, żeby była w stanie panować tak dobrze nad swoim Żywiołem, a dodatkowo znać zaawansowane techniki Ognia.

Nissa spostrzegła, że Kestrel się spięła, lecz kiedy przeniosła wzrok z kartki na Mistrzynię Powietrza, jej oczy zaiskrzyły czymś przerażającym.

— Nie wiemy, kim tak naprawdę jest — warknęła szorstko, a potem zerknęła na spokojnego Acelina. — Gdzie tak dokładnie Isis ją znalazła? Wie cokolwiek o jej rodzicach lub o tym, jak rozwinęła swoje zdolności? — Zmarszczyła czoło, wypuszczając dokument. — Nie, nic nie wie, i nawet się nie przejęła tym, że dziewczyna jest niemową, a wszyscy wiemy...

— Przestań! — przerwał jej ostro Caton. — Na bogów, przestań z tymi oskarżeniami!

Oczy mężczyzny błyszczały gniewnie, a Nissa doszła do wniosku, że może wreszcie będzie miała okazję zobaczyć jego porywcze wcielenie, o którym wiele słyszała od Amaryllis.

— Dlaczego? Bo mówię to, o czym większość od dawna myśli? — syknęła, nie zważając na smutno podpierającego głowę Acelina oraz wpatrującą się w nią zirytowaną Amaryllis, która w geście wsparcia położyła dłoń na ramieniu mężczyzny. — Ta dziewczyna może być mieszana, może ukrywać swoje podwójne zdolności jak typowy zdrajca, co zresztą widzimy na tych papierach!

— Zdrajczyni czy nie, podała bardzo dobre rozwiązanie, które pchnie handel i transport do przodu i jednocześnie ochroni środowisko — odezwał się spokojnie Allard, nadal wczytując się w obliczenia, zupełnie jakby wybuch Kestrel w ogóle nie miał miejsca.

Zignorowana Mistrzyni wypuściła głośno powietrze, gwałtownie wstając od stołu. Cała drżała, gdy przez zaciśnięte zęby wysyczała:

— Czy wy naprawdę nie widzicie, w kogo zamieni nas ten projekt? Znowu w niewolników, od których będzie zależny transport, a może i coś więcej. Znowu będziemy się poświęcać dla tych słabych tchórzy.

— Rozwiązanie proponują młodzi Obdarowani...

— Bezmyślne dzieci i niema Ethri!

Allard uśmiechnął się lewym kącikiem ust, Acelin pochylił głowę, a jasna twarz Amaryllis poczerwieniała ze złości.

— Przynajmniej chcą dobrze dla Ornaes. Nie to co ty, wybuchowa dziewczynka, po której trzeba wiecznie sprzątać!

Kestrel zaszczyciła Radę ostatnim spojrzeniem, rzuciła ostro „powodzenia" i wyszła z sali. Caton na odchodne posłał jej oburzone spojrzenie, Amaryllis zerknęła na kobietę pełnym pogardy wzrokiem, a Acelin skinął grzecznie. Allard nie zareagował, podobnie jak Nissa. Ona zwyczajnie obserwowała sytuację, której nadejście przewidywała od samego początku.

— Miło tu macie, może jednak te posiedzenia okażą się ciekawą odskocznią — skomentowała, na co Acelin uśmiechnął się krzywo.

Amaryllis natomiast westchnęła i łagodnie zwróciła się do Mistrza Wody:

— Wszystko w porządku? Nie przejmuj się słowami tej degeneratki, nikt nie uważa, żeby Aileen była Ethri...

— Wracajmy do pracy. — Kiwnął głową, poszerzając smutny uśmiech. — Chciałbym niedługo sprawdzić, co u Aris i Isis.

— Ten pomysł jest naprawdę dobry — powtórzył zafascynowany Allard. — Nie będzie łatwo, ale możemy spróbować zastosować to też do innych dziedzin, takich jak oświetlenie czy oczyszczenie wód. Możemy odciążyć służbę, ułatwić życie mieszkańcom miast...

— Czy Faerael zgodzą się pomóc? — zapytał niepewnie Acelin, pocierając brodę. — Chyba większość z was uważa Nieobdarowanych za gorszy sort, który powinien usługiwać.

Allard zmarszczył brwi, a jego błękitne oczy błysnęły chłodem.

— Nie wszyscy. Nie odbudujemy tego kraju, jeśli staniemy się tacy jak ci, których pokonaliśmy.

— Dlatego powinniśmy się zastanowić i wprowadzić zmiany w Radzie. — Acelin uśmiechnął się słabo, widząc zdziwienie na twarzach Amaryllis oraz Catona. — Powinniśmy pozwolić mieszkańcom głosować, mieć swoich przedstawicieli. Tylko tak faktycznie wyciągniemy do nich rękę.

— Trzeba też zająć się systemem prawnym, ujednolicić go dla wszystkich klas — wtrąciła Amaryllis.

Acelin i Allard kiwnęli głowami, a Caton ponownie zajął miejsce przy stole, przestając krążyć po pomieszczeniu.

— A co z wyjazdem do Asmarii? — Acelin przeniósł wzrok na Allarda. — Wybrałeś już i wyszkoliłeś kogoś?

— Mam małżeństwo Powietrza... — Nissa dostrzegła, że młodzieniec po raz pierwszy się zawahał, a jego luźny ton był wymuszony. — Ale Żywiołu Wody nie jest tak wielu, z Ognia chyba pójdę ja.

Caton szeroko otworzył oczy.

— Co? — wydusił. — Przecież ustalaliśmy, że nikt z nas ma nie jechać.

Allard wzruszył ramionami.

— Ktoś powinien, bo uznają, że ich lekceważymy.

— Przemyśl to jeszcze, a w razie czego z Maerael mogę pojechać ja. I tak chciałem się zgłosić — oświadczył Acelin.

— A co z Isis? — Amaryllis uniosła brwi. — Mówiłeś już jej?

— Tak. Między innymi dlatego się spóźniłem. — Uśmiechnął się gorzko. — Nie jest przekonana, ale oboje wiemy, że ciężko będzie znaleźć kogoś odpowiedniego, a ona nie powinna opuszczać córek.

Amaryllis kiwnęła głową, ale Nissa widziała, że nadal się waha. Acelin był jednym z najważniejszych członków Rady, potrafił ze spokojem prowadzić rozmowy dyplomatyczne, znał się na polityce sąsiednich krajów i mieszkańcach Ornaes, którzy go szanowali. Z jednej strony ogromną stratą byłoby go odesłać, ale z drugiej wydawał się idealnym kandydatem, aby wszystkim pokierować.

— Musimy zdecydować jak najszybciej — odezwał się nagle Caton. — Asmaria się niecierpliwi.

Tym razem wszyscy skinęli, a Nissa zauważyła, że Allard zmusił się do sztucznego uśmiechu.

* * *

Mijając zaniepokojoną służbę, Kestrel na zmianę zaciskała i rozluźniała dłonie. Czuła, że otacza ją aura gorąca, a wśród Nieobdarowanych rośnie przerażenie, ale oni nie mieli dla niej znaczenia. Nie w momencie, kiedy w postulatach buntowników rozpoznała projekty Fay.

Stanąwszy przed drzwiami, wyciągnęła rękę i szarpnęła za klamkę. Gdy sypialnia okazała się zamknięta, wezbrała w niej wściekłość.

Mocno zastukała trzy razy. Zazgrzytała zębami.

— Otwórz te cholerne drzwi, kretynko!

Odczekała chwilę, nasłuchując, czy dziewczyna się zbliża lub ma zamiar jakkolwiek się odezwać, ale kiedy nic się nie stało, tym razem nie zapukała, a gniewnie uderzyła pięścią.

— Wiesz, że lepiej by dla ciebie było, gdybyś otworzyła je po dobroci — syknęła, a potem rozejrzała się po korytarzu.

Przy przeciwległej ścianie skuliła się wystraszona służąca. Broda drżała jej mocno, a oczy się zaszkliły.

— Kto ma klucze do tej sypialni?

— Lucretia, p-pani — wyjąkała, przygryzając dolną wargę.

— Jest w kuchni?

— Tak, pani.

Mistrzyni kiwnęła głową i spojrzawszy jeszcze raz na drzwi do pokoju Fay, ruszyła w kierunku kuchni. W chwili pośpiesznego zbiegania po schodach cieszyła się, że w przeciwieństwie do Amaryllis dawno odcięła się od tradycyjnych, długich sukienek na rzecz spodni, które ułatwiały szybkie poruszanie się.

Wchodząc do kuchni, zauważyła rozbawienie na twarzach służących: Coreen uśmiechała się do roześmianej Elvery, a Kestrel nagle poczuła do nich niewytłumaczalną nienawiść. Bezmyślnie powędrowała dłonią do pierścienia, wyobrażając sobie, co by było, gdyby kuchnia oraz służba spłonęły.

— Dlaczego nie jesteś z Fay?!

Coreen podskoczyła na ostry dźwięk głosu Mistrzyni.

Kestrel spostrzegła, że dziewczyna splotła dłonie i wbiła paznokcie w skórę. Oczy jednak miała spokojne i wpatrywała się w nią uważnie.

— Panna Fay uczy się do późna, a potem długo śpi. Właśnie planowałam zanieść jej śniadanie.

— Mistrzyni, życzy sobie pani czegoś? — odezwała się potulnie Lucretia, rzucając Coreen i Elverze wymowne spojrzenia, co Kestrel postanowiła zignorować. — Coś się stało, pani?

— Nie twoja sprawa. Chcę zapasowe klucze do pokoju Fay — oświadczyła szorstko, nie spuszczając wzroku z Coreen, która wciąż drapała się po rękach. — Przyjdź do niej później z tym jedzeniem i dopilnuj, żeby otworzyła drzwi i zjadła przy tobie — rozkazała, kurczowo zaciskając palce wokół podarowanego przez Lucretię klucza. — Zapłacę ci dodatkowo, jeśli będziesz musiała ją do tego zmusić.

Coreen otworzyła szerzej oczy i sztywno kiwnęła głową, na co Kestrel odwróciła się i ruszyła z powrotem pod pokój Fay.

Przekręcając klucz, wciągnęła głęboko powietrze. Nie chciała znowu powiedzieć czegoś niewłaściwego, pragnęła zapanować nad kotłującymi się uczuciami i spokojnie porozmawiać z Fay, jednak gdy otworzyła drzwi, w jej ciele przeskoczyły iskry, a umysł ponownie wypełniła furia.

Fay siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, wpatrzona w Błękitny Ogień. Płomienie tańczyły rytmicznie, sprawiając, że Kestrel kilkakrotnie zamrugała, gdy zaczęło jej ciemnieć przed oczami.

Zmarszczywszy brwi, szybkim krokiem podeszła i nagłym ruchem ścisnęła otwarte dłonie Fay, siłą zamykając napięte palce dziewczyny. Ogień niemal od razu zgasł, a Lockridge skrzywiła się z bólu. Nic jednak nie powiedziała, wzrok nadal miała utkwiony w miejscu, gdzie przed chwilą obserwowała płomienie.

Kestrel jedną ręką objęła jej nadgarstki, a drugą ujęła podbródek, unosząc go brutalnie.

— Straciłaś rozum?! — wrzasnęła, próbując złapać z Fay kontakt wzrokowy, lecz oczy dziewczyny błądziły po pokoju, nie skupiając się na niczym szczególnym. — Aż tak się zatraciłaś, że nie możesz odpowiedzieć?

Obróciła głowę Fay najpierw w prawo, a potem w lewo, dokładnie przyglądając się twarzy bez wyrazu. Spojrzała w jasnobrązowe, wyraźnie podkrążone i zaczerwienione oczy z powiększonymi źrenicami. Zauważyła drobne, prześwitujące przez cienką skórę żyłki. Palcami przetarła zapadnięte policzki.

Fay tylko tępo patrzyła się przed siebie z nieznacznie rozchylonymi ustami, zbyt nieobecna, aby próbować się wyrwać z silnego uścisku, co jeszcze bardziej zdenerwowało Mistrzynię.

„Ty kretynko".

Kestrel zazgrzytała zębami i puściła twarz byłej podopiecznej, żeby również tą ręką przytrzymać jej nadgarstki. Przez chwilę biła się z myślami, przygryzając dolną wargę, ale w końcu napięła gwałtownie dłonie, jakby chciała coś pchnąć. Do tej pory wstrzymywane przez nią iskry wystrzeliły i z impetem zderzyły się ze słabą, uśpioną Wolą Fay.

Fay krzyknęła rozpaczliwie i szarpnęła się, lecz była za słaba, aby się uwolnić, na co Kestrel uśmiechnęła się w duchu.

— Co robisz?! — zawyła żałośnie Fay. Szybko jednak ściągnęła brwi i mimo cisnących się do oczu łez kontynuowała agresywnym głosem: — Puść mnie, wariatko!

Kestrel dostrzegła w jej oczach ból, więc prychając, poluźniła uścisk i nacisnęła na skórę Fay samymi opuszkami palców, stopniowo schładzając mocno zaczerwienione nadgarstki, które zaraz puściła wolno.

Fay ze łzami w oczach ostrożnie dotknęła poparzenia, ale zaraz uniosła wzrok, spoglądając na byłą mentorkę oczami, w których zalśnił gniew.

— Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, zacznę krzyczeć, a potem powiem Radzie, jaką podłą i wybuchową zdrajczynią jesteś.

Mistrzyni wykrzywiła usta w szyderczym uśmiechu.

— Jeśli zamierzasz udowodnić, że to ja cię poparzyłam, to powodzenia. Wystarczy, że zobaczą twoje zaczerwienienia na dłoniach i już będą wiedzieć, że sama się okaleczasz. — Wzruszyła barkami. — Równie dobrze mogłaś też zranić sobie nadgarstki. Nie udawaj świętej, dotarły do nas twoje zdradzieckie pomysły — oświadczyła, odwracając się plecami, aby podejść do biurka. — Zdradzać swoich dla Nieobdarowanych? Poważnie? A myślałam, że niżej nie mogłaś upaść.

— Robię to dla wszystkich, którzy nie myślą tylko o sobie.

Kestrel parsknęła. Przez moment wpatrywała się w rozrzucone książki oraz notatki, aż w końcu podniosła jeden zeszyt i zwróciła się z powrotem w stronę Fay. Dziewczyna już się wyprostowała, a jej podbródek przestał drżeć. Mimo to oczy nadal miała załzawione i Kestrel wiedziała, że z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia płaczem. Błękitny Ogień hamował bowiem uczucia tymczasowo.

„Nawet ty wybrałaś obradowanie nad pocieszaniem swojej protegowanej", pojawiło się w umyśle Kestrel, ale ona szybko odepchnęła od siebie te słowa.

— Co ty wyprawiasz, kretynko? — Pomachała zeszytem. — Jeśli życie ci niemiłe, to jest wiele szybszych i prostszych sposobów na jego zakończenie, nie musisz powoli się wykańczać i igrać z energią Istoty.

Fay zacisnęła pięści.

— Mogę robić, co chcę. Na szczęście nie jesteś już moją mentorką, więc nie masz nade mną żadnej władzy.

— Wciąż jestem członkinią Rady i mogę cię unieszkodliwić lub udowodnić, że zdradzasz — odparła oschle i uśmiechnęła się złośliwie. — Nie musisz być ze mną faktycznie związana, bo i tak jesteś mi poddana.

— To wycisz mój Ogień!

Fay spuściła nogi i zerwała się z łóżka, ale wykończone mięśnie odmówiły posłuszeństwa i straciła równowagę. Otworzyła szeroko oczy, lecz nie zdążyła się nawet prawdziwie przerazić, bo Kestrel błyskawicznie zareagowała, mocno łapiąc ją za ramiona.

— Kretynka.

Fay okazała się niepokojąco lekka. Kestrel, podobnie jak większość Obdarowanych, regularnie ćwiczyła, aby mimo wieku pozostawać w fizycznej formie, a Istota nadal była silna i zdrowa, lecz nigdy nie potrafiłaby z taką łatwością utrzymać ciężaru dojrzałej dwudziestolatki.

— Czy ty w ogóle jesz, kretynko? — zapytała ostro, z powrotem sadzając na łóżku zdezorientowaną Fay, która przyłożyła rękę do czoła, krzywiąc się nieznacznie. — Zadałam ci pytanie! — syknęła i agresywnie uniosła podbródek byłej podopiecznej.

Nie pamiętała już, że miała w planach starać się zachowywać delikatnie. W jednej chwili zapragnęła brutalnie szarpnąć Fay, wbić paznokcie w cienką skórę jej twarzy albo z przyjemnością poczuć, jak słaba Wola dziewczyny poddaje się impulsom jej własnej. Chciała zobaczyć w oczach Fay strach i obietnicę wypełnienia rozkazów.

Fay ściągnęła wrogo brwi i burknęła:

— Nie muszę ci odpowiadać. Przestań udawać, że się przejmujesz. Nie jesteś moją rodziną i nigdy nie będziesz.

Kestrel zwęziła oczy i jeszcze bardziej zacisnęła palce, nie zważając na to, że Fay spięła się pod wpływem tego gestu.

— Jeśli próbowałaś mnie tym zranić, to przykro mi, nie udało ci się. Jesteś tak słaba, że mogłabym z tobą teraz zrobić, co tylko zechcę, a ty nawet nie mogłabyś się wyrwać. — Uśmiechnęła się podle, dostrzegając przelotny błysk strachu w załzawionych oczach, które szerzej się otworzyły. — Dlatego radziłabym być grzeczną dziewczynką i odpowiadać na pytania, które zadaję.

— Co mam ci powiedzieć? Przecież się nie głodzę...

— Nie pojawiasz się w sali jadalnianej, nie dojadasz tego, co Coreen ci tutaj przynosi, a w dodatku jak największa kretynka hipnotyzujesz się Błękitnym Ogniem, chociaż przez lata unikałaś jakiegokolwiek używania mocy. — Zerknęła na drżące dłonie Fay i zmarszczyła czoło. — Chcesz jeszcze raz stracić zmysły czy może zostać kaleką? — Spojrzała w znane jasnobrązowe oczy, które tym razem nie odpowiedziały gniewem.

W tamtym momencie po twarzy Fay spłynęły łzy.

— W-wyjdź — wyjąkała, uciekając wzrokiem od uważnego wzroku Kestrel. — Zostaw mnie i wyjdź.

— Nie wyjdę, dopóki nie odpowiesz.

— To trochę tu posiedzisz, bo ci nie powiem.

Kiedy Fay uśmiechnęła się przez łzy, na chwilę spoglądając w oczy byłej mentorki z hamowanym żalem, Mistrzyni poczuła, że nagle oddycha płycej, a jej serce zabiło szybciej. Nie mogła patrzeć na wyczerpaną, zapłakaną Fay, puściła więc twarz dziewczyny i odwróciła się plecami. Usłyszała z tyłu urwane parsknięcie.

— Jeśli nie przestaniesz sobie tego robić, naprawdę wyciszę twój Ogień. Zaręczam, nie pozwolę ci się zniszczyć, a to wszystko osobiście spalę — oznajmiła bezlitośnie, wskazując ręką na biurko oraz księgi.

— Zrób to już teraz, a nie tylko tobie, ale i Catonowi się oberwie.

Kestrel uniosła kąciki ust i z powrotem spojrzała na Fay, która zdążyła już otrzeć łzy, ponownie przybierając maskę wściekłości.

— Dzięki twoim projektom Rada będzie mnie potrzebować bardziej niż kiedykolwiek. Co do Catona... Naprawdę myślisz, że obchodzi mnie jego los? — Uśmiechnęła się fałszywie, krzyżując ręce na piersiach. — Idiota jest sam sobie winien, to była też jego decyzja.

Fay przygryzła dolną wargę. Kestrel zauważyła, że gorączkowo myślała.

— Jeśli nie odpowiesz, porozmawiam sobie z tą zdradziecką niemową, która podrzuciła Acelinowi wasze brednie, albo ze służącą. — Oparła się plecami o biurko. — A dla nich moja wybuchowość może się skończyć gorzej niż dla ciebie.

— To już groźby czy dalej zwyczajnie bawisz się w złą piekielnicę? — Fay wykrzywiła wargi w półuśmiechu, dostrzegając cień w spojrzeniu Kestrel. — Chcesz, to idź i je wypytuj. — Wzruszyła ramionami. — Acelin nie pozwoli ci skrzywdzić Aileen, a słyszałam, że Allard walczy o większe prawa dla służby, więc za skrzywdzenie Coreen też odpowiesz przed Radą.

Kestrel przewróciła oczami.

— Poduczyłaś się do swojej nowej roli liderki, co?

— Masz na myśli to, że groźby na mnie nie działają? — Roześmiała się. — Nie, to po prostu efekty długiego życia u twojego boku.

Kestrel zmarszczyła brwi i spojrzała prosto w oczy Fay. W oczy, które widząc jej subtelne uniesienie kącików ust, rozszerzyły się z przerażenia i rozbłysły. Twarz dziewczyny się napięła, usta lekko rozchyliły, a ciało wykonało odruch, jakby chciało się rzucić przed siebie, jednak coś je blokowało.

Mistrzyni tymczasem zwinnie pochwyciła pierwszy lepszy notes i jednym ruchem wznieciła nagły ogień, zapalając kartki.

Fay jęknęła, zbyt oszołomiona, żeby cokolwiek zrobić, na co Kestrel zacisnęła pięść, a potem rzuciła pożartym przez płomienie zeszytem w stronę Fay, pod której drżącymi rękami rozpadały się kolejne strony.

— T-tyle na to pracowałam... — wymamrotała pod nosem, rozpoznając notatnik, w którym zapisywała dane na temat Błękitnego Ognia. — Nienawidzę cię, Kestrel. — Uniosła wzrok, iskrzącymi oczami spoglądając na wpatrującą się w nią wrogo kobietę. — Nienawidzę — powtórzyła z żalem, energicznym ruchem ocierając oczy.

Kestrel stanęła sztywno, patrząc raz na dziewczynę, a raz na spalony zeszyt. Mimowolnie sięgnęła do pierścienia.

Fay zerknęła na czerwony Klejnot Żywiołu i przymknęła powieki. Gwałtownie obróciła dłonią, z której ulotnił się niebieski gaz, zmierzający w stronę pierścienia Mistrzyni.

Kobieta rozszerzyła oczy i płynnym gestem przejęła atak, ale mimo to jej ciało zadrżało, a ona poczuła żar. Spojrzała w kierunku ciężko oddychającej Fay i pokręciła głową.

— Kretynka — rzuciła oschle, uśmiechając się szyderczo. — Jesteś taka żałosna, a myślisz, że mogłabyś komuś przewodniczyć?

— Wyjdź! — warknęła Fay, zaciskając wargi, aby powstrzymać drżenie brody.

Kestrel odepchnęła się od biurka i przeszła przez pokój, zatrzymując się przy drzwiach.

— Daj sobie spokój z rolą liderki. A jeśli się dowiem, że nadal bawisz się wyższymi zdolnościami, spodziewaj się, że to wszystko spłonie, a ty już nigdy nie posłużysz się Ogniem — zagroziła, po chwili opuszczając pokój i Fay, która ukryła twarz w dłoniach, przestając hamować łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro