Rozdział XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tego dnia Kestrel naprawdę nie chciała uczestniczyć w obradach. Chociaż od wypadku Fay minął ponad tydzień, Mistrzyni wbrew własnym chęciom nieustannie myślała o pretensjach Isis. Z całych sił starała się pozbyć wspomnienia tej rozmowy, ale wysiłek, zamiast przynosić ulgę i wymarzony spokój, sprawiał, że słowa, które wtedy padły, jeszcze wyraźniej zaznaczały się w jej głowie. Jak miała zareagować, gdy odkryła, że Fay używała Błękitnego Ognia? Co oprócz podjęcia prób zmuszania Fay do przyjmowania posiłków powinna uczynić, kiedy ta odrzucała jedzenie? Przecież rozmawiała z nią. Posyłała do niej służbę, a nawet specjalnie zatrudniła Coreen.

Zacisnęła usta. „Przeklęta intrygantka. Od początku były w zmowie i mnie oszukiwały". Kestrel pomyślała o chytrym, zwycięskim uśmieszku, który rozkwitł na twarzy Coreen. O pewnym siebie błysku w błękitnych oczach. Iskry gwałtownie przeskoczyły po jej ciele, prowokując napięcie mięśni. „Zapłacisz za to tak, jak zapłacił twój ojciec, Coreen Devonshire".

— Mogłabyś przestać przyjmować pozę kogoś, kto planuje kolejną zbrodnię? — usłyszała rozdrażniony głos Catona. — Powinniśmy postarać się o miłą atmosferę.

Uniosła wzrok i ze zmarszczonymi wściekle brwiami zlustrowała mężczyznę. Palcami obracała pierścień.

— Miłą? — syknęła, w jednej chwili przenosząc całą swoją uwagę na dostawiającego krzesło Catona. — Wierzysz, że będę potulna dla kogoś, kto chce pozbawić praw do walki połowę mojego oddziału? Na bogów, ty też dowodzisz kobietami! Allard tak samo!

Caton zacisnął i rozluźnił dłonie. Już otwierał usta, ale uprzedził go Acelin:

— Proszę, chociaż między sobą nie toczmy wojen. — Westchnął ciężko i spojrzał na Kestrel. Uśmiechnął się słabo. — Nie pozwolimy na taką segregację, przecież wiesz. Jeśli będzie trzeba, ta sprawa będzie nierozwiązana aż do momentu, w którym Założyciele ulegną. Nikt nie zgodzi się na umniejszenie waszego wkładu.

Kestrel prychnęła.

— Bo na to nie pozwolę.

— Ja też nie, możesz być spokojna — odezwał się dość chłodno Allard, jednak zaraz na jego twarzy ponownie pojawił się lekki uśmiech. — Seril nie będzie mógł długo się przy tym upierać, a żołnierze... — Wzruszył ramionami. — No cóż... Jak tylko zobaczą nasze oddziały, to myślę, że będą grzeczni. Możesz zrobić jakiś pokaz, jeśli chcesz...

— Żadnych pokazów wyższości — wtrącił Acelin niespotykanym dla niego ostrym tonem. — Chcemy z nimi współpracować, a nie ich przerażać.

Allard rozsiadł się wygodniej na krześle i skinął, poszerzając uśmiech.

Kestrel nienawidziła nonszalancji chłopaka. Czy był taki od urodzenia? Nie pamiętała. Nigdy nie zwracała większej uwagi na dzieci Dayane.

Kiedy Amaryllis przepuściła przez sobą do pomieszczenia Ezrę oraz Serila, wszyscy, nawet milcząca Nissa, wstali od stołu, kłaniając się nowo przybyłym.

Wymieniono powitania i z powrotem zajęto miejsca — Seril i Ezra usiedli naprzeciwko Kestrel oraz Allarda.

Kestrel nie spuszczała wzroku z ojca Fay. Pomyślała o słowach, które padły z jego ust, gdy odebrała od niego wykończoną, ledwo żywą dziewczynę. Posiniaczoną, przerażoną ludźmi i otwartą przestrzenią dziesięciolatkę. Mimowolnie dotknęła pierścienia.

Acelin odchrząknął.

— Cieszymy się, że panowie przybyli.

Kestrel zdusiła parsknięcie.

— Jako że za dwa dni wyjeżdżam do Asmarii, chciałbym, żebyśmy już teraz ustalili priorytety wspólnych debat...

Kestrel popatrzyła na Ezrę, który wpatrywał się w nią z pewnym siebie uśmieszkiem. Marzyła, aby mu go zedrzeć.

— Taaak, Mistrzu Acelinie. — Ezra uśmiechnął się jeszcze szerzej. — Chyba najważniejszą kwestią do omówienia jest wojsko.

Allard poprawił się na krześle.

— Oddziały Faerael i Saerael nie zgodzą się na dyskryminację ze względu na płeć. Siła zdolności nie zależy od płci i nie wyobrażamy sobie możliwości, żeby kobiety miały zostać odłączone.

Caton skinął, a Kestrel zerknęła na Serila, który aż zgrzytał zębami.

— Miejcie sobie, kogo chcecie, ale nie prowokujcie naszych kobiet do takich zapędów. — Kątem oka spojrzał na Kestrel. — Wasze mogą być zepsute.

Kestrel zmarszczyła brwi. Oczami wyobraźni zobaczyła spalone truchło głowy rodziny Lockridge.

— Kobiety mogłyby zasilić szeregi armii. Przecież nikt by ich do tego nie zmuszał. Po co blokować taką możliwość?

— Bo nie nadają się do wojska — syknął przez zęby Seril.

Kestrel wciągnęła gwałtownie powietrze. Poczuła, jak przeskakujące w niej iskierki nagle wystrzeliły, tworząc słupy ognia.

Allard trącił ją nogą pod stołem.

Nie mogła dać się sprowokować. Nie pierwszego dnia.

— Przepraszam, panie, ale skąd takie założenie? — odezwał się zaciekawionym głosem Allard. Uważnie obserwował Serila. — W Ifnarii to codzienność. Oczywiście kobiety, tak jak mężczyźni, przechodzą wcześniej szkolenia.

— Mistrz Allard ma rację, panie — wtrącił się z szerokim uśmiechem Ezra. Nie spuszczał wzroku z Kestrel. — Mistrzyni zna się na kobietach, prawda? Zarówno tych Obdarowanych, jak i tych bez zdolności...

Kestrel obróciła pierścieniem i wycedziła:

— Pozwalam im mówić i decydować za siebie. Szok, że są traktowane jak myślące logicznie stworzenia, prawda?

— Och, nikt nie przeczy temu, że kobiety myślą logicznie i potrafią podejmować dobre decyzje. — Ezra posłał jej szyderczy uśmiech. — Pewnie dlatego jest ich tak wiele w domach uciech. Mistrzyni też tam bywa, nie mylę się? Wydaje mi się, że widziałem Mistrzynię, jak jakiś tydzień temu wchodziła do jednego w stolicy.

Kestrel zapragnęła go rozerwać.

„Czy ten przeklęty Ezra naprawdę mnie śledził? Aż tak szukał pretekstu, aby podważyć moje zdanie, że w wieczór wypadku Fay wszedł do tego cholernego burdelu i dowiedział się o Diane? Ile powiedziałam jej przez te lata? Czy coś jej teraz grozi?"

— Nie sądzę, aby życie prywatne Mistrzyni Kestrel miało tutaj jakieś znaczenie. — Acelin pochylił się nieco, oparł łokcie o stół i popatrzył na zgromadzonych. — Proponuję zająć się inną sprawą, a do tej wrócić później. Bo rozumiem, że co do naszych oddziałów i ich składu nie mają już panowie żadnych obiekcji? — Odczekał, aż Seril oraz Ezra skiną, i ciągnął dalej: — To dobrze, bo sądzę, że powinniśmy przede wszystkim przedyskutować projekty powszechnej edukacji, podatków od pola oraz zmian prawa karnego. Zatrudnienie Obdarowanych też jest sprawą, na której nam zależy.

Kiedy Acelin mówił, Kestrel nieustannie obracała pierścieniem.

Widziała, że Caton również z trudem powstrzymywał emocje — jego dłonie na zmianę zaciskały się i rozluźniały, a on sam nie potrafił przestać zmieniać pozycji. Amaryllis z kolei bawiła się zawieszką naszyjnika, a Nissa wydawała się znudzona. Siedziała z głową podpartą o dłoń i leniwie spoglądała na dyskutujących.

Kestrel nie była w stanie zrozumieć Nissy. Przecież Ezra doprowadził do śmierci jej ludu, jak mogła tak po prostu siedzieć z nim w jednej sali i nie okazywać wobec niego żadnych uczuć? Allard także ją irytował, bo w końcu to Allencourtowie byli winni śmierci siostry oraz matki chłopaka. Jak mógł być taki spokojny?

Stłumiła westchnienie. Ona nie potrafiła. Ona, w przeciwieństwie do nich, dalej pragnęła zemsty i zadośćuczynienia.

* * *

Fay westchnęła ciężko i popatrzyła na Coreen, która z kolei wpatrywała się w nią krytycznym wzrokiem. Obdarowana uparła się, aby w końcu wstać i usiąść przy biurku. Chciała wrócić do pracy, na powrót zająć się projektami i działaniami ruchu oporu. Nie mogła pozwolić, aby słowa Kestrel stały się prawdziwe, nie mogła być bezużyteczna.

Ale Coreen, służąca, która po wypadku okazała się jej największym wsparciem, miała rację. Chociaż Fay czuła, że Ogień stopniowo do niej wracał, a Istota ponownie dopuszczała do siebie jej Wolę, była słaba. Mimo ziół od Nissy i wspomagania się regeneracją od Aileen z trudem utrzymywała równowagę, nie potrafiła poruszać się bez wsparcia, a analizowanie danych i planów sprawiało, że kręciło jej się w głowie. Nie chciała jednak przyznać tego przed Coreen, więc cały dzień starała się zaciskać zęby i udawać, że trudności nie istniały. Tyle że Coreen i tak wiedziała, a Fay czasem odnosiła wrażenie, że błękitne oczy dziewczyny były w stanie włamać się do umysłu.

Fay nieco uniosła się na krześle i wychyliła, żeby sięgnąć po raporty strat po grabieżach spowodowanych przez grupę Emmeta. Zakręciło jej się w głowie, więc jęknęła i opadła z powrotem na krzesło. Usłyszała parsknięcie.

— Dobra, niech ci będzie. Miałaś rację — wymamrotała, trzymając się za głowę. Świat wciąż wirował. — Nie mam siły, nie nadaję się do pracy.

Spodziewała się śmiechu albo reprymendy, ale Coreen po prostu wzruszyła ramionami i podała jej poduszkę pod plecy. Zaraz potem położyła dłoń na czole Fay.

Jak to możliwe, że od razu poczuła się lepiej? Nagle jej rzeczywistość skurczyła się tylko do tego ostrożnego, czułego dotyku delikatnych palców, które przynosiły ulgę.

Kiedy Coreen odsunęła rękę, wzrok Fay już się wyostrzył i Obdarowana spojrzała na służącą z wdzięcznością.

— Twoje kompetencje naprawdę wykraczają poza to stanowisko — skomentowała ze śmiechem.

Coreen wykrzywiła usta w półuśmiechu.

— Wydaje ci się. Po prostu twoja Istota bardziej mnie lubi, bo teraz to ja jestem wrogiem numer jeden Kestrel. Szanuje mnie za to.

Fay roześmiała się szczerze, mrużąc oczy z rozbawienia. Śmiech sprawił, że trochę skuliła się z bólu, ale to zignorowała. Coreen istotnie stała się celem Kestrel — Mistrzyni przy każdym spotkaniu posyłała jej wrogie spojrzenia, a Acelin przekazał Aileen, że podczas jednego z posiedzeń Rady Kestrel dobitnie przypomniała, czyją córką była Coreen. Córką wroga. Córką spiskowca, który przyczynił się do Mordu Potomstwa Hathael. Allard bronił jednak dziewczyny, więc jedyne, co osiągnęła Kestrel, to danie Fortecy kolejnego tematu do plotek. Teraz co druga osoba marszczyła brwi na widok Coreen, a powody jej przybycia tutaj stały się głównym motywem teorii spiskowych.

— Pewnie masz rację, Xanderze Devonshire.

Coreen się skrzywiła. Jedna z teorii głosiła, że jej ojciec tak naprawdę nie zginął, bo jego Istota i Wola weszły bezpośrednio w ciało córki.

Obie się wyprostowały i spojrzały na drzwi, gdy usłyszały pukanie.

— To Aileen — poinformowała Coreen, na chwilę przymykając powieki. Na zewnątrz był Frometon, który wszystko jej przekazywał.

— Wejdź!

Drzwi się uchyliły i do środka wślizgnęła się delikatnie uśmiechnięta Aileen.

Rozmawiałam z Allardem. Założyciele zgodzili się na kobiety w oddziałach Obdarowanych, ale nie chcą zwerbować do armii tych Nieobdarowanych. Mają nałożyć jakiś podatek od pola. Pieniądze mają iść do Banku Ornaes. Planowane też są pilotażowe szkoły dla wszystkich klas społecznych. No i zatrudnienie Obdarowanych w różnych gałęziach pracy. Lecznice pod przewodnictwem Isis oraz Nissy mają przyjąć większość Maerael.

Fay pokiwała głową. Zerknęła na Coreen — jak wiele migowego zdążyła się już nauczyć? Coreen utrzymywała, że w wolnym czasie robiła to, odkąd zaczęła pracę w Fortecy, a więc już dwa miesiące.

Coreen przechyliła głowę z zaciekawieniem.

— Skąd wezmą pieniądze na te szkoły?

Aileen uśmiechnęła się szerzej.

Allencourtowie zgodzili się zostać sponsorami. Pierwsze szkoły koedukacyjne, w których będą uczyć podstaw, mają mieć za patronów członków ich rodu.

Fay zacisnęła ręce na oparciu krzesła.

— I mój ojciec zgodził się na koedukację?

Aileen wzruszyła barkami.

Tylko Lockridge'om to przeszkadzało, pozostałe trzy rody były za, więc nie mógł zdecydować inaczej.

Fay pokiwała głową. Znowu poczuła się zmęczona. Przelotnie zerknęła na dłonie, którymi kurczowo trzymała krzesło. Drżały.

— A grupa Emmeta? — odezwała się ponownie Coreen. — Rada wie o sabotażach i grabieżach skierowanych przeciwko Założycielom i Fortecy?

Aileen skinęła, a z jej twarzy na dobre zniknął uśmiech.

Większość Rady, teraz z Serilem i Ezrą na czele, uważa, że to my za tym stoimy i że działamy w zmowie z Emmetem, aby wybielić się przed Radą. Seril sądzi, że wyzwiska pisane pod adresem Obdarowanych to próba odwrócenia uwagi od tego, że stoją za tym właśnie młodzi z Fortecy. Chyba tylko Allard i Acelin w pełni nas bronili.

— Przecież to głupota! — Fay zmarszczyła brwi. — Niby po co mielibyśmy uszczuplać zasoby Ornaes, skoro potrzebujemy ich do naszych planów? No i zależy nam na interesach kupców, w końcu to z nami zostali i współpracują.

Coreen złączyła dłonie i mocno wbiła w nie paznokcie.

— Bo potrzebują kozła ofiarnego i powodu, aby przywłaszczyć sobie wszystkie innowacje. Mają wasze projekty wspomagania wojska zdolnościami Faerael. Mają nowe techniki w lecznictwie. Pomyślcie, jak bardzo pokochają tę nową, pomysłową Radę Ornaeńczycy, jeśli się okaże, że ruch oporu tylko próbował utrudniać ich świetne plany.

Iskry przeskoczyły po całym ciele Fay. Coreen kolejny raz miała rację. Fay i Aileen zachowały się lekkomyślnie — wyciągnęły ręce w stronę Rady, która mogła przecież wydrzeć z ich otwartych dłoni wszystko, a potem odpowiedzieć pięścią. Kestrel mówiła prawdę — ani Fay, ani Aileen nie znały się na polityce.

Pełną napięcia ciszę, która nastała po słowach Coreen, znowu przerwała ona sama:

— A Ifnaria? Odpowiedzieli już coś na prośbę podjęcia się pomocy Fay?

Aileen w jednej chwili posmutniała.

Nie pomogą, dopóki nie zobaczą, że Rada zamierza dotrzymać wcześniejszych obietnic.

Coreen zazgrzytała zębami, a Fay dostrzegła, że dziewczyna jeszcze mocniej wbiła paznokcie w skórę. Jej oczy, co było rzadkie, błyszczały ze złości.

Muszę iść, Isis poprosiła, żebym pomogła w lecznicy...

Fay kiwnęła głową. Sama poprzedniego dnia tłumaczyła Allardowi, jak można by przyspieszyć dostawy za pomocą wyższych zdolności Ognia. Rada chciała ich wykorzystać, a potem się ich pozbyć. „Niedoczekanie".

Gdy tylko Aileen opuściła sypialnię, Coreen przekonała Fay do odpoczynku.

Obdarowana ledwo wstała z krzesła i z pomocą służącej przeszła dzielące ją od łóżka kilka kroków. Przygryzła policzek od środka. Od wypadku Coreen nieustannie się nią opiekowała, a przez pierwsze dwa dni czuwała dzień i noc, pomagając jej we wszystkim. Jak to było możliwe, że nie wydawała się tym w ogóle zmęczona? Nawet oczu nie miała podkrążonych, chociaż Fay wiedziała, że zdecydowanie mniej spała. Jedynie ręce trzymała ciągle złączone, jakby starała się powstrzymać ich drżenie.

Coreen przysiadła na materacu, analizująco spoglądając na Fay, która parsknęła.

— Daj sobie już spokój, przecież się położyłam.

— Ręce nadal ci drżą.

— Twoje też.

Coreen wciągnęła gwałtownie powietrze i błyskawicznie splotła dłonie, które przez chwilę opierała na udach.

Fay ponownie się roześmiała.

— Ty też powinnaś odpocząć, nie możesz się tak poświęcać...

— Nie zostawię cię. — Pokręciła głową, a potem rozciągnęła usta w półuśmiechu. — Poza tym grozi mi Kestrel, a wydaje mi się, że przy tobie mnie nie spali.

Uśmiech Fay sięgnął oczu, które zmrużyły się wesoło.

— Zdziwiłabyś się.

Coreen się roześmiała.

— No to może chociaż zrobi to szybciej.

Fay wyciągnęła rękę, zaciskając palce na splecionych dłoniach Coreen, która drgnęła.

Skrzyżowały spojrzenia.

— Nie. Nie zrobi tego szybciej. Będzie się jeszcze bardziej delektować całą scenerią.

Kiedy Coreen zauważyła, że oczy Fay skrzyły się od powstrzymywanego rozbawienia, parsknęła i pokręciła głową.

— Zatem i tak jestem skończona.

Fay z powagą skinęła.

— Niestety, drogi Xanderze Devonshire, człowieku promocjo.

— Ciesz się, że jestem Xanderem, a nie Kestrel, bo wtedy nie uznawałabym zasady, że poszkodowanych się nie bije.

Obie wybuchnęły niekontrolowanym śmiechem, przez co Fay się skrzywiła i skuliła. Znowu rozbolała ją klatka piersiowa.

Ręka Coreen błyskawicznie znalazła się na jej ramieniu.

— W porządku?

— Tak... — Westchnęła i popatrzyła w zaniepokojone oczy służącej. — Powiedz... Naprawdę wierzyłaś, że Kapłanki od razu zgodzą się mi pomóc?

— Obiecałaś pokazać im niektóre projekty...

— Co z tego? Ich gospodarka działa wspaniale, podobnie ochrona zdrowia. Wszyscy wiedzieliśmy, że te pomysły to tylko formalność, aby zaproponować ubicie wyimaginowanego przez nas targu, który nie nastąpi.

Coreen się zawahała.

— Kiedy byłam w Ifnarii... — Przełknęła ślinę. — Kapłanki są tam traktowane jako bardzo uczynne, skore do pomocy potrzebującym...

Fay uśmiechnęła się ze współczuciem.

— Cóż, w Fortecy uważa się, że Kapłanki są największymi intrygantkami, którym zależy tylko na utrzymaniu pozorów własnej boskości.

Spostrzegła, że przez smutne oczy Coreen przemknął cień, i ponownie ujęła jej dłonie, uśmiechając się.

— Ale w końcu pomogą i będziesz mogła ode mnie odpocząć.

Coreen odwzajemniła uśmiech.

— Teraz to ty wreszcie odpocznij — powiedziała i spróbowała wstać, ale Fay ją przytrzymała. — Hmm? Człowiek promocja może się jeszcze jakoś przydać?

Fay uśmiechnęła się szerzej.

— Myślę, że to łóżko bez problemu utrzyma dodatkową osobę z dwiema Istotami.

* * *

Pogoda zupełnie nie oddawała tego, co odczuwał Allard, gdy żegnał brata. Słoneczny poranek, bezchmurne niebo i wesoły świergot ptaków wydawały się nie na miejscu.

W przeciwieństwie do Zahayi, która długo tuliła Dallana do piersi, Allard jedynie krótko uścisnął mu dłoń. Nigdy nie okazywali sobie więcej uczucia, Dallan od dziecka powtarzał młodszemu bratu, że mężczyźni tego nie robili. Nie przytulali się nawzajem. Nie płakali. Nie pokazywali, że coś miało dla nich znaczenie. Bo co, jeśli ktoś by się dowiedział? Co jeśli przez ten jeden błąd i brak opanowania ktoś im bliski straciłby życie?

Allard przystanął z tyłu, obserwując, jak Zahaya wreszcie puszcza Dallana i robi miejsce dla swojego męża, który uścisnął mu dłoń. Marsden oraz Farina również wtulili się w wujka, który — chociaż rzadko był dla nich wsparciem — nadal stanowił część rodziny. A rodzina była przecież świętością.

Allard zdusił gorzki śmiech i odwrócił wzrok. Odnalazł na drzewie parę czarno-białych ptaków i wpatrzył się w nie, niemal nie mrugając. Czy miały one gdzieś wspólne gniazdo?

Uniósł lewy kącik ust, uśmiechając się do zwierząt.

Kogo chciał oszukać? Rodzina nie była świętością, rodzina była spowitym tajemnicą tematem. Allard nie pamiętał już nawet imienia ojca, którego zamordowano, gdy miał sześć lat. Jedyne, co po nim pozostało w umyśle chłopaka, to że chciał, aby jego synowie wyrośli na męskich, chroniących swoją matkę i siostrę Faerael. Albo może to Dallan twierdził, że ojciec by tego chciał? Allard nie miał już pojęcia. Wiedział tylko, że zawiedli, bo Dayane zmarła dwa lata później.

— Pożegnałeś się już?

Allard obrócił się w stronę Catona, skinął i nieznacznie się do niego uśmiechnął.

Caton szybko odwzajemnił uśmiech, a potem przystanął obok, spoglądając na głaszczącego karego konia Dallana.

— To dobra decyzja.

Allard włożył ręce do kieszeni spodni.

— Tak, wiem.

— Musiałeś postąpić zdecydowanie, bo inaczej plotki mogłyby cię zniszczyć, a patrząc na to, że teraz w Radzie jesteś głównym obrońcą ruchu oporu Fay...

Wypuścił głośno powietrze.

Fay. Dziewczyna, z którą od początku były same problemy, a mimo to ją polubił i postanowił wspierać, ku oburzeniu swoich dawnych kolegów. Niewielu z nich przeżyło wybuch Fortecy oraz wojnę. Allard i Fay przeżyli.

— Wiem. Ugrupowanie Fay i Aileen jest ważne i ich sprawa nie powinna ucierpieć przez moje problemy rodzinne.

Poczuł na ramieniu silną dłoń i zerknął na Catona. Zazwyczaj niepewny Mistrz tym razem miał mocne spojrzenie.

— On wróci. Wróci i jeszcze wielokrotnie sprawi, że będziesz chciał znowu go odesłać.

Allard parsknął i nawet nie zauważył, gdy znalazł się w uścisku szerokich ramion Catona.

Jak to się stało, że mężczyzną, który dał mu najwięcej wsparcia w życiu, nie był jego ojciec ani brat, tylko dawny mentor młodzieńczego rywala? Po wojnie, kiedy tylu Obdarowanych zginęło, wszystko się zmieniło, a Caton stał się jednym z jego najbliższych, chociaż całkowicie odbiegał od wzorca mężczyzny, wpajanego mu przez lata. Nie ukrywał swojej niepewności. Nie bał się zadawać pytań. Nie wstydził się objąć chłopaka. Nie obawiał się, że mógłby okazać za dużo, jak na swoją płeć. Nie uważał, że wszystkie odpowiedzi można było odnaleźć w zemście i nienawiści.

Allard pociągnął nosem i mocno odwzajemnił uścisk. Naprawdę płakał? Miał ochotę się roześmiać.

— Nissa uważa, że szykuje się kolejna wojna — wymamrotał i opowiedział przyjacielowi każdy szczegół rozmowy.

Po dłuższej chwili się od siebie odsunęli.

Caton wyraźnie się zastanawiał. Marszczył znacząco brwi i wyginał ręce, nie potrafiąc znaleźć dla nich zajęcia.

— I myślisz, że przepowiednia dotyczy Coreen albo Fay? Ten atak... Ona chyba wciąż jest związana z Chaosem...

Allard pokręcił głową.

— Nie. Obawiam się, że Zakon Cienia może istnieć naprawdę.

Caton przygryzł wargę i popatrzył na rozmawiającego z Isis oraz Aileen Acelina. Mistrz Wody trzymał na rękach małą Aris, która się do niego tuliła.

Allard podążył za nim wzrokiem i uśmiechnął się, widząc, że Aileen żywo gestykuluje.

— Acelin zbada sprawę — odezwał się w końcu Caton, a Allard cicho parsknął.

— Jak zawsze.

— A co myślisz o wspólnych treningach naszych oddziałów?

Allard się wyszczerzył.

— To, co zawsze. Cudowny pomysł.

* * *

Isis postanowiła poczekać do wieczora i chociaż bardzo nie lubiła konfrontacji, to wiedziała, że nie powinna dłużej zwlekać. Podczas pożegnania Acelina wyłapała krzywe spojrzenia rzucane ich rodzinie i zauważyła, że niektórzy szeptali między sobą, podając imię Aileen, co znaczyło, że Kestrel zdążyła już rozpuścić plotki. Aileen od początku była wytykana palcami, ale chęcią niesienia pomocy i uczynnością udało jej się zdobyć zaufanie Ornaeńczyków, w tym mieszkańców Fortecy.

Nie mogła pozwolić, aby Kestrel to zniszczyła. Obiecała sobie chronić Aileen jak własną córkę i nie zamierzała dopuścić do społecznego ostracyzmu dziewczyny. Zwłaszcza że teraz dzieci zdane były wyłącznie na nią i Aileen nie miał kto bronić w Radzie.

Mimo to nie chciała dyskutować z Kestrel, przerażały ją wybuchy kobiety, jej nienawistna ekspresja i znany w całym Ornaes brak współczucia. Wciąż nie potrafiła zapomnieć, jak Mistrzyni traktowała małą Fay, która potem przychodziła do niej z zaczerwienieniami i siniakami. Nadal pamiętała, jak została wyśmiana, gdy w tajemnicy przed dziewczynką próbowała przekonać Kestrel do łagodniejszych treningów, jak bardzo poczuła się zmiażdżona i poniżona, chociaż w głębi duszy była świadoma, że Kestrel nie miała racji. Nie każdy Faerael musiał wykuć swój oręż w zagrażającym ogniu, a nie każdy Maerael robił to w spokojnych, bezpiecznych warunkach. Nie każdego Maerael doceniano za zdolności.

Ale Isis miała wtedy ledwie dwadzieścia lat, a starsza o dziesięć Kestrel wydawała jej się mieć nieograniczoną władzę i doświadczenie. Teraz Isis wiedziała, że było inaczej.

Od Lucretii dowiedziała się, że Kestrel przebywała w stolicy, próbując oszacować straty po grabieżach. Rozglądała się więc po w większości odbudowanym po wojnie mieście, z bólem spoglądając w ciemne uliczki, gdzie leżeli wychudzeni ludzie.

Przełknęła ślinę. Na progu opuszczonego budynku przysiadła młoda dziewczyna z dzieckiem w objęciach. Rzadkie matowe włosy opadały na chude ramiona, którymi tuliła owiniętego łachmanami łkającego malucha.

Isis doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że różnice klas istniały od dawna i że to nie krótkie rządy Obdarowanych doprowadziły Ornaeńczyków do takiego stanu, ale i tak poczuła się winna. Dlaczego tak trudno było zmienić system?

Podeszła bliżej i pochyliła się z przyjaznym uśmiechem na twarzy.

Piwne oczy bez wyrazu zatrzymały się na niej, aby po chwili nieznacznie się rozszerzyć.

Została rozpoznana. Nieważne, czy przyczyną był jej zdrowy wygląd, ubrania lepszej jakości czy energia do życia, Isis została rozpoznana, a bezdomna nie darzyła jej zaufaniem.

Kiedy się skuliła, kurczowo tuląc dziecko, Isis kucnęła przy niej. Do oczu napłynęły jej łzy. Nigdy nie pragnęła władzy ani dominacji, od początku razem z Acelinem byli za dyplomacją i brakiem segregacji ludności. Chcieli tylko, aby świat zaakceptował dzielące Obdarowanych i Nieobdarowanych różnice, ale uraza zaślepiła zbyt wielu i nic nie mogli z tym zrobić. Przyporządkowano ich do kategorii „brutalnych zwycięzców", mimo że całą wojnę leczyli rannych obu stron.

— Chcę wam pomóc — wyszeptała. — Mam dwie córki, a twoje maleństwo jest odwodnione... Tylko je dotknę, nic więcej nie zrobię.

Dziewczyna wpatrywała się w nią przez pewien czas, a potem sztywno kiwnęła głową. Gdyby Isis miała złe zamiary, już dawno mogłaby wyrządzić im krzywdę, lecz ona cierpliwie czekała na decyzję matki zawiniątka, niemal w bezruchu.

— Dziękuję — powiedziała z delikatnym uśmiechem i powoli wyciągnęła dłoń w stronę dziecka. — Dotknę rączki, dobrze? — zapytała, a kiedy otrzymała zgodę, lekko uścisnęła lewą rękę chłopczyka. — Co wam się stało? Straciliście dom przez wojnę? — Palcami płynnie przesunęła po grzbiecie dłoni, wysyłając słaby impuls.

Dziecko, zdziwione, przestało płakać i powiodło oczami w stronę pogodnej Obdarowanej, jej twarzy oraz poprawiającej stan zdrowia magicznej ręki, którą zaraz mocno ścisnęło.

Isis na moment zakręciło się w głowie i aż przymknęła powieki, gdy Istota chłopca, odnajdując źródło dające warunki do lepszego życia, gwałtownie pociągnęła jej Wolę. Mimo nagłego osłabienia uśmiechnęła się serdecznie do niemowlaka i wolną ręką ostrożnie pogładziła go po policzku.

Dziecko się roześmiało, a dziewczyna rozpłakała, unosząc wdzięczny wzrok na Isis.

— Nie, pani. Wojnę przetrwaliśmy z mężem w naszym sklepie na obrzeżach — załkała, ocierając łzy. — Niedawno zmarł i przejęłam jego obowiązki, ale ci buntownicy zniszczyli nasz sklep i cały dobytek, bo dostarczaliśmy wam i Założycielom tkaniny...

Isis zamarła. W jednej chwili wzgardziła wszystkim, co na sobie nosiła.

— Tak mi przykro...

Dzięki silniejszym emocjom szybciej wyrównała poziom nawodnienia dziecka i spróbowała zabrać rękę, ale chłopiec ją powstrzymał.

— Chyba mu się spodobało. — Uśmiechnęła się słabo, a dziewczyna odpowiedziała tym samym.

Zaraz jednak bezdomna rozszerzyła oczy, a na jej twarzy nie wymalowały się zaskoczenie i niepewność, jak to było w przypadku rozpoznania Isis, a strach, prawdziwe przerażenie.

Chłopiec, wyczuwając nastrój matki, puścił Isis i zrobił kwaśną minę, szykując się do wybuchu płaczu.

— Jak im wszystkim — odezwał się podwyższony, przesiąknięty niechęcią głos. — Wykorzystaliby cię do momentu, w którym straciłabyś całą Wolę, pochłonąłby cię Chaos albo ogarnęła Pustka.

— Nie bluźnij.

Przewidziała, że Kestrel lekceważąco przewróci oczami i faktycznie — gdy wstała i zmierzyła ją wzrokiem, kobieta wykonała to najbardziej teatralnie, jak potrafiła.

— Proszę cię, uczymy o tym dzieci.

— I właśnie dlatego powinnaś wiedzieć, że nie rzuca się takimi oskarżeniami. To poważne oskarżenia.

— No tak, trzeba uważać, żeby nie zranić czyichś uczuć, czyż nie? — Wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu, a potem zerknęła na drżącą dziewczynę. — Pracowałaś dla nas, tak?

— M-między innymi, pani...

— Przy głównej bramie stoi młody blondyn. — Wyciągnęła z kieszeni spodni zwitek papieru i podała go byłej sprzedawczyni. — Rozpoznasz go, ma błękitne oczy oraz zapewne ubranie z waszej wystawy. Daj mu to i opowiedz swoją ckliwą historyjkę o utracie sklepu i tym, że nie macie gdzie mieszkać.

Dziewczyna odpowiedziała jej przestraszonym skinieniem, a potem, podpierając się ściany, ukłoniła się nisko. Przypomniawszy sobie, chciała się pochylić również przed Isis, lecz ta jedynie uniosła rękę i uśmiechnęła się przyjaźnie.

— Czyli jednak rozumiesz pojęcie współczucia — stwierdziła Isis, kiedy bezdomna oddaliła się wystarczająco daleko.

Kestrel wzruszyła ramionami.

— Nie obchodzi mnie jej los. Pewnie nadal ma kontakty kupieckie i tkackie, a ja nie chcę rezygnować z wygodnych ubrań — oznajmiła, a kiedy Isis otworzyła szeroko usta, dodała ze śmiechem: — No co? Nigdy nie czułaś przywiązania do jakiegoś gatunku albo marki?

Isis westchnęła i pokręciła głową. Nie rozumiała, jak Kestrel funkcjonowała ani jak udawało jej się sprawiać wrażenie takiej obojętnej na los innych. Nie wierzyła, że była taka naprawdę, więc nieustannie próbowała znaleźć jakiś powód, najczęściej tłumacząc kobietę jej przeszłością. Mimo to i tak z trudem znosiła rozmowy z nią i starała się unikać Mistrzyni, przez co czuła się okropnie. Nie lubiła ignorować i odtrącać ludzi, ale nie pojmowała, jak Kestrel mogła być aż tak ślepa na przeżycia innych.

— Podejrzewam, że istnieje jakiś ważny powód, dla którego opuściłaś swoją rodzinną jamę i tęskniącą za ojcem córeczkę? W takich chwilach zazwyczaj odmawiasz pomocy Radzie i zajmujesz się rodziną.

Isis popatrzyła prosto w podkreślone czarną kreską oczy.

— Córki — zaznaczyła chłodno. — Mam dwie córki.

— No tak. — Uśmiechnęła się fałszywie. — Uznajesz ją za swoją.

Isis zmarszczyła brwi. Było to dla niej tak nienaturalne, że przez chwilę się zastanawiała, czy w ogóle jej się udało.

— Uznaję i nie podoba mi się, że rozpuszczasz o Aileen tak okrutne plotki.

Kestrel się roześmiała.

— Wiesz, za wiele nie musiałam robić, oni wszyscy od dawna tak o niej myśleli. Właśnie dlatego było to takie proste. Nic nowego nie wymyśliłam, ja tylko poparłam jedną z już popularnych teorii, o której obawiano się głośniej mówić.

— Aileen nie jest Ethri, a już na pewno nie jest zdrajczynią!

— Ale przewodzi buntownikom i być może pomogła im zaplanować zniszczenia, w tym pozbawiła domu tę biedną dziewczynę z dzieckiem.

Isis poczuła, że serce szybciej jej zabiło, a krew zaszumiała w uszach.

— Aileen nigdy by nikogo nie skrzywdziła — wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Mistrzyni uśmiechnęła się nieznacznie. Gdy zmrużyła z politowaniem oczy i położyła dłoń na ramieniu Isis, Obdarowana Wodą odniosła wrażenie, że stała się mniejsza. Spojrzenie Kestrel błyszczało pewnością, a jej palce zacisnęły się mocno. Isis pomyślała, że Kestrel właśnie w ten sposób zyskiwała nad ludźmi władzę — silnym dotykiem i groźnym wzrokiem.

— Och, Isis, czy ty kiedyś nie mówiłaś tego samego o Acelinie? — Wykrzywiła usta w zwycięskim uśmiechu, dostrzegając cień na twarzy kobiety. — Żądza władzy, kontroli, zmian czy zemsty zaślepi wszystkich. Nie wygrasz ze strachem.

Isis zadrżała i spuściła wzrok. „Dlaczego znów pozwalam się zdominować? Dlaczego nie potrafię podnieść głosu i krzyknąć?" Nie chciała zranić Kestrel, ale nie mogła dalej pozwalać jej sobą pomiatać. Nie, kiedy Mistrzyni obrała za cel Aileen.

Uniosła głowę. Oczy jej błysnęły.

— Aileen nie jest ani Acelinem, ani tobą. Nie jest też Fay — rzuciła dość szorstko, na co Kestrel odruchowo wzmocniła uścisk na jej ramieniu. — Jedyne, co zrobiła, to zaczęła współpracować z Fay, co może w jakimś stopniu cię drażni lub rani, ale poza tym ani razu nie dała ci powodu, abyś mogła nią gardzić.

— I właśnie dlatego nie powinniśmy jej ufać. Jest zbyt święta.

Isis uśmiechnęła się krzywo.

— Rozumiem, że niewinność może wydawać ci się niepojęta, ale niektórzy po prostu nie mają złych zamiarów wobec innych.

— Ciężko będzie w to uwierzyć komuś, kto karmi się intrygami — dobiegło z boku.

Amaryllis wolnym krokiem podeszła do kobiet. Posłała Isis serdeczne spojrzenie, a potem popatrzyła wprost na mierzącą ją gniewnym wzrokiem Kestrel. Nieznacznie uniosła kąciki ust, uśmiechając się złośliwie.

— Czy ty nie powinnaś teraz trenować ze swoją Adeptką? Co tutaj robisz?

Isis zauważyła, że Kestrel zacisnęła pięści. Po chwili jednak przewróciła oczami i fuknęła z irytacją:

— Farina dzisiaj do niczego się nie nadaje, bo cały czas myśli o swoim wujku idiocie. Nie mogłam chcieć się przydać tutaj?

Amaryllis uśmiechnęła się szerzej.

— Mając na uwadze twoją przeszłość? Lepiej, żebyś tego nie robiła.

Mistrzyni Ognia przechyliła głowę i wykrzywiła wargi w półuśmiechu.

— Chciałam tylko pomóc, bo nie byłam pewna, czy ze swoim wzrokiem dasz sobie radę. No i czy dzieci będą chciały do ciebie podejść...

Isis wstrzymała oddech.

Mimowolnie zerknęła na zdobiące twarz Amaryllis szramy. Nie miała pojęcia, co spotkało Mistrzynię, ale na jej prośbę od początku starała się traktować ją tak samo jak innych i nie wspominać o szpecących bliznach oraz problemach z widzeniem. Kestrel jednak dogryzała sobie z Amaryllis od dawna i żadna z nich nie zważała na uczucia czy możliwość urażenia drugiej.

— Cóż, ciebie zaufaniem nie darzą też dorośli. Jesteś raczej marną pomocą. W przeciwieństwie do ciebie, Isis. — Uśmiechnęła się do przygryzającej wargę Maerael, która zamrugała. — Mamy rannych, wycieńczonych oraz osłabionych i chcąc odciągnąć ich od możliwości wstąpienia w szeregi buntowników, powinniśmy im pomóc.

Słysząc, jak Kestrel prychnęła, zirytowana, Isis sztywno kiwnęła głową. Smucił ją fakt, że Amaryllis w owej pomocy widziała głównie korzyści polityczne, lecz już jakiś czas temu przekonała się, że bezinteresowność niemal nie istniała, a współczucie rzadko było w pełni czyste. Ludzie patrzyli na własne przeżycia i najbardziej żałowali tych, którzy w swoim cierpieniu przypominali ich samych. Jednocześnie z przyjemnością doprowadzali do podobnego stanu swoich oprawców.

Dlatego też, kiedy miała ruszyć za Amaryllis, zostawiając Kestrel w uliczce, Isis postanowiła potraktować Mistrzynię Ognia jej bronią. Odwróciła się na pięcie, podeszła jak najbliżej kobiety i stanęła na palcach, szepcząc:

— Jeśli nie przestaniesz plotkować na temat Aileen, ja przypomnę Ornaes o twoich wojennych działaniach.

Uśmiechnęła się zwycięsko, dostrzegając, że Kestrel rozszerzyła oczy. Chociaż brzydziła się groźbami i szantażem, prawie skutecznie zdusiła w sobie poczucie winy. Prawie.

„Miałaś rację", pomyślała. „Nie wygra się ze strachem".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro