Rozdział XXXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczorem zorganizowano bal, na którym oprócz rodziny królewskiej i ich gości z Ornaes oraz Ifnarii pojawili się również członkowie Kongresu oraz dowódcy wojsk wraz z żonami i dziećmi. Mimo założenia integracji i zacieśnienia więzów sojuszniczych wszędzie rozmieszczono straże. Uzbrojeni mężczyźni stali nawet w ogrodach.

Coreen siedziała samotnie przy jednym ze stołów i obserwowała. Jeszcze nie rozpoczęto tańców, a już zdążyły uformować się grupki — Amaryllis spędzała czas z Iverem Sellikiem i jego żoną, Seril dyskutował z Cantrellem i innymi dowódcami, Caton omawiał interesy z Tilwaldem Campionem oraz jego pierworodnym, Neva prowadziła rozmowę z królem, natomiast Trina i Malis z pozoru miło gawędziły z Saithem Mossem. Coreen jednak znała je zbyt dobrze, żeby uwierzyć w ich sztucznie przyjazne uśmiechy. Trina szczerze nienawidziła przywódcy asmariańskich szpiegów, zwłaszcza że jako doradczyni Desirae poznała zbyt wiele jego brudnych sprawek. Malis z kolei kierowała ifnariańskimi szpiegami, więc na każdym kroku spotykała się z działaczami Mossa, którzy brzydzili ją swoimi okrutnymi sposobami na wyciąganie informacji.

„Jakbyście wy były święte", pomyślała poirytowana Coreen i przeniosła wzrok na Fay.

Przełknęła ślinę. Jej była pani wyglądała przepięknie. Kruczoczarne włosy spięła, aby część z nich odgarnąć z twarzy, a reszcie pozwolić swobodnie opaść na dekolt i odsłonięte barki. Sznurowana z tyłu gorsetowa góra na ramiączkach podkreślała jej już i tak wąską talię, a luźny, pomarszczony ifnariański dół beżowej sukni optycznie poszerzał biodra. Charakterystyczne dla Faerael czarne rękawiczki sięgały jej aż za łokcie.

Wokół Fay kręcili się synowie lordów. Coreen zdążyła się już dowiedzieć, że jeden z nich — wyjątkowo wysoki brunet o zawadiackim uśmieszku i odważnym spojrzeniu — był synem Saitha. Od razu nim wzgardziła. Według niej swoją obecnością przytłaczał Fay, która w ogóle nie miała ochoty z nim rozmawiać, mimo że się do niego uśmiechała. Na pewno Isaac był identycznie podstępny i fałszywy jak jego ojciec.

Coreen zerknęła także na synów Campiona. Rhory może i przyciągał wzrok sygnetami i eleganckim strojem, ale w żadnym stopniu nie mógł wydawać się Fay interesującym towarzyszem rozmowy. Kręcący się po sali Frometon podsłuchał, że dwudziestopięciolatek przejął rodzinne zainteresowanie i uwielbiał handel, ale na technologii, językach obcych i militariach kompletnie się nie znał. Tobias z kolei ledwo skończył osiemnaście lat. Kaiser za to zdawał się niepokojąco dobrze przygotowany. Podobno był rówieśnikiem Fay, a Iver pozwalał mu się kształcić na inżyniera. Fay zdecydowanie zbyt często na niego spoglądała, a jej uśmiech, gdy chłopak coś do niej mówił, wyglądał zbyt szczerze.

Coreen rozejrzała się dookoła.

„Gdzie, do cholery jesteś, Allardzie, kiedy jesteś potrzebny?", pomyślała, zaciskając usta.

Niedługo planowano rozpocząć tańce i nie wyobrażała sobie, żeby któryś z młodych lordów miał położyć ręce na jej byłej pani.

Jej Wola się pobudziła.

„No oczywiście".

Allard, co zauważyła już dużo wcześniej, często przesiadywał z Ivą i teraz również z lekkim uśmiechem rozmawiał z księżniczką, która wpatrywała się w niego uważnie. Ona także się uśmiechała.

Coreen zapragnęła rozerwać Allarda. Zaraz jednak Mistrz wstał powoli od stołu i gdy tylko spostrzegła, że zmierzał w stronę Fay, odetchnęła. Był dla Fay niczym brat, więc mógł z nią tańczyć.

* * *

Fay natychmiast pożałowała wyboru kreacji. Kiedy się nad nią zastanawiała, przelotnie spojrzała na Mave i zobaczyła jej minę. Kobieta zdecydowanie odradzała taki wybór i właśnie dlatego Fay postanowiła założyć dokładnie tę suknię. Pomyślała, że żadna pupilka Kestrel nie będzie jej mówić, co powinna nosić. Potem jednak doszła do wniosku, że Mave miała rację — Fay chciała czuć się choć trochę atrakcyjna głównie dla samej siebie, ale przez to wszyscy młodzi lordowie ciągle na nią patrzyli. A ona sama i tak nawet w małym stopniu nie mogła równać się z pięknem księżniczki, która wyglądała jednocześnie wytwornie i dziewczęco, czy z nieskazitelnymi córkami lordów. Nie mogła też równać się z Coreen, która swoimi asymetrycznie ściętymi włosami, czujnymi oczami i eteryczną, białą suknią Kapłanki nieustannie przykuwała jej wzrok.

— Pani? Wszystko w porządku?

Uśmiechnęła się do Isaaca. Chłopak wpatrywał się w nią tak uważnie, że z trudem powstrzymywała się od ucieczki. Nie wiedziała, czy gorszy był Isaac Moss i jego pewny siebie wzrok uwodzicielskiego młodzieńca, czy bracia Campion, którzy ciągle opowiadali jej o rzeczach, jakie mogliby jej kupić. Jedynie Kaiser prowadził z nią normalną rozmowę i Fay marzyła o tym, aby ze wszystkich paniczów tylko on dotrzymywał jej towarzystwa.

— Przepraszam, lordzie, rozkojarzyłam się...

— Nie była pani na wielu balach, prawda?

Stłumiła chęć przygryzienia wargi.

— Nie — wymamrotała. — Kiedy trafiłam do Fortecy, już zaprzestano organizowania tam corocznych bali...

— Ach. — Rozciągnął usta w półuśmiechu. — Zapomniałem, że była pani kiedyś... Obdarowaną.

Fay przełknęła ślinę. Niemożliwe, żeby Isaac o tym zapomniał. Doskonale o tym wiedział i ją testował. Testował to, jak okropną przedstawicielką Założycieli była i jak bardzo nie nadawała się na żonę.

„Małe biodra, ciało bez kształtu, okropna cera, twarz jak zmora", do głowy od razu przyszły jej słowa, które lata temu setki razy usłyszała od matki.

„Ognisty potwór".

„Już nie ognisty potwór", pomyślała. „Teraz zwykły żałosny odmieniec".

— Chyba muzykanci szykują się do rozpoczęcia tańców. — Isaac popatrzył w głąb sali, na podwyższenie dla orkiestry. — Zechce pani...

„Nie. Nie, nie, nie".

Fay wyobraziła sobie, że Isaac prowadzi ją przez parkiet i nieustannie obserwuje oraz ocenia. Jego wędrujący po ciele wzrok był o wiele gorszy niż słowa. Teraz znowu patrzył na nią w ten dziwny, niepokojący sposób.

— Witam lordów. Przepraszam, ale czy mógłbym na moment porwać moją doradczynię?

Fay zapragnęła z całej siły uścisnąć Allarda. Młody Mistrz pojawił się znikąd, a uśmiech, który jej posłał, natychmiast uspokoił jej biegnące w zastraszającym tempie myśli.

Bracia Campion spojrzeli na Allarda z nieukrywaną irytacją, a Isaac zacisnął usta.

— Oczywiście, Mistrzu — odezwał się Kaiser, zerkając przyjaźnie na Fay. — Obowiązki najważniejsze, czyż nie?

Fay sztywno skinęła i ruszyła za Allardem, który ujął ją pod rękę. Minęli kilka stolików i rozejrzeli się dookoła. Kolejne osoby wstawały z krzeseł i zmierzały na parkiet.

— Nie chcę z nimi tańczyć — wypaliła Fay, w jednej chwili żałując, że w ogóle się odezwała. Jak mogła przyznawać się do takiego tchórzostwa? — Ja...

Allard pokiwał głową.

— Ja też nie chciałbym z nimi tańczyć. — Uniósł lewy kącik ust. — To sztywniaki. Miałem okazję widzieć ich więcej razy niż ty.

Parsknęła.

— To... naprawdę miałeś do mnie jakąś sprawę czy...

— Miałem! Oczywiście, że miałem!

— Jaką?

Ukłonił się przed nią i wyciągnął rękę.

— Chciałem poprosić panią do tańca. — Jego oczy wesoło błyszczały. — Sprawi mi pani tę przyjemność?

Roześmiała się i bez słowa podała mu dłoń. Allard z uśmiechem wciągnął ją na parkiet.

— Na spokojnie, pamiętaj — rzucił pogodnie. — I tak większość już coś wypiła, więc mają nas gdzieś.

— Jasne...

Nie tańczyła z Allardem pierwszy raz, ale dopiero teraz dotarło do niej, jak perfekcyjnie prowadził. Nadgarstkami wykonywał doskonałe, instruujące co do figur ruchy, a jego błękitne oczy iskrzyły się taką pewnością siebie, że patrząc na niego, Fay była przekonana, że nie może się pomylić. Allard po prostu za dobrze czuł się na parkiecie, żeby pozwolił jej na jakikolwiek błąd.

— Na kogo patrzysz?

— Nikogo...

— No przecież widzę, że gdzieś zerkasz. — Parsknął i powiódł za nią wzrokiem. — Ach...

— I na tej reakcji zakończ.

Wybuchnął śmiechem.

— Jak sobie życzysz, pani. — Uśmiechnął się złośliwie. — Ona patrzyła na ciebie już wcześniej.

Zacisnęła usta.

— Nie obchodzi mnie to.

— Skoro tak mówisz.

Mimowolnie się uśmiechnęła, a gdy zobaczyła rozbawienie w jego oczach, roześmiała się. Zachowywała się jak kretynka, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła zupełnie ignorować Coreen, chociaż bardzo tego pragnęła.

* * *

Coreen jednak w ogóle nie podobało się to, że Allard tańczył z Fay. Gdy obserwowała, jak Mistrz lekko poruszał się na parkiecie, a Fay promieniała w jego ramionach, z każdą chwilą coraz bardziej zgrzytała zębami. Nagle wzgardziła nonszalanckim, łobuzerskim uśmieszkiem chłopaka i tym, że to dzięki niemu Fay się śmiała, ani na sekundę nie spuszczając z niego oczu.

Na Coreen zerknęła tylko na początku, a jej stanęło wtedy serce, wstrzymała też oddech. Fay jednak zaraz z powrotem wpatrzyła się w Allarda. Dalej ją ignorowała.

„Zasłużyłam".

Złączyła dłonie, potarła palcami materiał rękawiczek i przeniosła wzrok na młodych lordów. Oni nie podobali się jej jeszcze bardziej niż Allard.

* * *

Fay czuła na sobie wzrok wszystkich. Rhory Campion wpatrywał się w jej szyję. W przeciwieństwie do innych szlachcianek Fay nie miała na niej żadnego wisiorka. Tobias z kolei wodził oczami po jej figurze i mimo że Allard świetnie prowadził, to spojrzenie chłopaka ją paraliżowało i przyczyniało się do tego, że za każdym razem, gdy znajdowali się blisko niego, Fay zaczynało szybciej bić serce. Starsi lordowie i ich żony także ją obserwowali.

Starała się ignorować drżenie rąk, lecz kiedy Allard nieco mocniej ją za nie ujął, wiedziała, że trzęsły jej się już tak bardzo, że zaczynało to być widoczne. Spojrzała Mistrzowi w oczy. Na parkiecie tańczyło zbyt wiele par, żeby mogli swobodnie rozmawiać, a układ nie pozwalał kręcić się w jednym miejscu, więc byli zmuszeni co chwila mijać się z kolejnymi paniczami, którzy — chociaż w teorii zajęci własnymi partnerkami — i tak spoglądali na Fay.

Allard uśmiechnął się delikatnie.

Ona chciała odpowiedzieć tym samym, ale wtedy obok nich przemknął Isaac. Ogarnął ją chłód. Isaac bezwstydnie popatrzył jej prosto w oczy i szeroko się uśmiechnął.

Mimo to najgorszy był wzrok króla. Mdliło ją na samą myśl, co Kanaan na co dzień robił z jej rówieśniczkami. W momencie, w którym ujrzała, jak zażyło tańczył z Karliną Cantrell, trzymając dłonie zdecydowanie za nisko, jej oddech przyspieszył i zaczęły jej drżeć już nie tylko ręce, ale i nogi.

* * *

Tym razem Kestrel nie założyła sukni. Nie zamierzała ponownie ograniczać swoich ruchów, zwłaszcza że teraz otaczali ją nie tylko znienawidzeni przez nią Asmariańczycy, lecz także Ifnarianie. Nie ufała ani ludziom króla, ani tym bardziej zdradzieckim Vaerael, których ulokowano w ogrodach. W sali balowej natomiast znajdował się Emerik Allencourt. Chłopak swobodnie kręcił się wokół synów lordów, nawiązując coraz to nowsze znajomości, także z ojcami młodzieńców. Miała nadzieję, że w końcu któryś z nich odtrąci „ornaeńskiego zdrajcę", lecz ku jej niezadowoleniu nic tego nie zapowiadało. Pocieszała się więc myślą, że syn Ezry ucierpi podczas wojny.

No i była jeszcze ona. Kestrel na chwilę skrzyżowała spojrzenie z błękitnooką blondynką, która nieznacznie uniosła kąciki ust. Potem przeniosła wzrok na Fay.

„Kretynka".

Kestrel uważnie monitorowała każdy kontakt synów członków Kongresu z Fay i w duchu przeklinała dziewczynę za to, że ta zdecydowała się założyć długą suknię o zwiewnym, ifnariańskim kroju. Młodzi mężczyźni wpatrywali się w nią jak w zdobycz, a ich ojcowie jak w trofeum.

Mistrzyni chciała ich wszystkich spalić.

— Musisz popracować nad mimiką. Wyglądasz, jakbyś planowała masowe morderstwo — stwierdził Caton.

— Może planuję.

Kestrel przelotnie zerknęła na Kaspara, który nie odstępował jej na krok i teraz również stał w odpowiedniej odległości i przysłuchiwał się ich rozmowie. Gdy nie zareagował, spojrzała na Catona.

Mistrz posłał jej słaby uśmiech.

— Jesteś zła?

— Zawsze. — Uśmiechnęła się złośliwie, na co parsknął. — A mam teraz jakiś szczególny powód?

— No nie wiem, na przykład taki, że wbrew tobie trenowałem Fay? Nie wydajesz się zadowolona z jej obecności w Asmarii.

Kestrel przewróciła oczami.

— Nie wygląda już tak tragicznie, będzie z nią mniej kłopotu.

Caton poszerzył uśmiech.

— Chcesz powiedzieć, że wygląda lepiej?

— Chcę powiedzieć dokładnie to, co mówię. — Zacisnęła usta. — A jej obecność w Asmarii w ogóle mnie nie obchodzi. Niech robi, co chce.

— To dlaczego przydzieliłaś jej Mave? — Teatralnie uniósł brew. — Nie znam nikogo, kto byłby ci bardziej oddany niż ona.

— Bo mogę — rzuciła z podłym uśmieszkiem i ruchem głowy wskazała na siedzącą przy stole Mistrzynię Powietrza. — Na twoim miejscu przestałabym marnować czas na mnie i zainteresowała się Amaryllis. Ostatnio bardzo dobrze dogadywała się z Sellikiem.

Caton otworzył i zamknął usta. Najpierw zacisnął ręce, potem je rozluźnił, a jeszcze później złączył i wykręcił. Mistrzyni rzeczywiście pogodnie gawędziła z Iverem, do którego szczerze się uśmiechała.

Kestrel parsknęła i bez słowa zostawiła zawieszonego we własnym napięciu Catona. Stłumiła prychnięcie, gdy usłyszała za sobą kroki Kaspara.

— Możesz choć przez chwilę przestać mnie tak kontrolować, dowódco? — warknęła, odwracając się do strażnika. — Nie planuję żadnego morderstwa. Żartowałam.

Kąciki ust Kaspara drgnęły.

— Dobrze wiedzieć, Mistrzyni. Wiesz jednak, że nie mogę cię opuścić. Rozkazy króla.

Zmrużyła oczy.

— Pozostali strażnicy nie są tak pilni w swoich obowiązkach jak ty.

— Mają to na swoim sumieniu.

— Żebym ja w końcu nie miała cię na swoim — syknęła i rozejrzała się po sali.

W końcu ją wypatrzyła. Coreen Devonshire stała sztywno przy ścianie ze wzrokiem utkwionym w Fay wirującej na parkiecie z Allardem. Kestrel mimowolnie się uśmiechnęła.

Coreen, choć ciało miała wyprostowane, to skryte w rękawiczkach dłonie złączyła i ledwo zauważalnie się po nich drapała. Niemal bez mrugnięcia śledziła ruchy Fay.

— Pogarda boli, co, gadzia zdrajczyni? — zagadnęła, podszedłszy do Vaerael.

Coreen spojrzała na nią chłodno.

— Może odpowiesz mi na to jako ekspertka, Mistrzyni? Tobą gardzi każdy.

Kestrel z radością wyczuła w oddechu Coreen alkohol.

— Tyle że mnie ani trochę to nie przeszkadza. — Roześmiała się. — Niech sobie mną gardzą. — Przysunęła się do Kapłanki, która uniosła podbródek, żeby wciąż móc patrzeć jej w oczy. — Ty za to, gadzia zdrajczyni, aż się trzęsiesz, widząc, że jest w ramionach innego, a ty nie możesz się do niej zbliżyć.

Coreen wzruszyła barkami.

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz, Mistrzyni.

— Niech tak będzie. — Wykrzywiła wargi w lekceważącym uśmieszku. — Ta kretynka ma tutaj wystarczająco beznadziejnych kandydatów i bez ciebie. Może w końcu ktoś już na zawsze oderwie ją od tych żałosnych pomysłów politycznych.

Coreen wpatrzyła się w Fay, która roześmiała się do Allarda.

— To znaczy?

— Król i Kongres nie bez przyczyny podkreślają jej pochodzenie. Chcą ślubu.

Kestrel zdusiła śmiech, gdy Coreen w jednej chwili cała zesztywniała, a jej wzrok powędrował do przyglądających się Fay młodych mężczyzn.

— Nie pasują do niej — wypaliła, na co Mistrzyni parsknęła.

— No tak, bo śluby panienek z tytułami są z miłości.

Obserwowała, jak Coreen zwęża oczy, a dłonie zaciska.

— Mistrzyni wybaczy, pójdę już.

Kestrel z rosnącym rozbawieniem śledziła, jak wyraźnie podenerwowana Coreen zmierza w stronę Isaaca Mossa.

„Co za naiwna idiotka", pomyślała i chwilę później zaczepiła przerażoną jej makijażem oczu służącą, której poleciła dbać o większą ilość alkoholu dla Coreen.

— No co? — Zerknęła na uważnie przyglądającego się jej Kaspara. — Ciesz się, dowódco, że tym razem nie rozlałam wina i żadne dziecko nie rozbiło sobie główki.

— Patrząc na to, co robisz, Mistrzyni, nie wiem, czy to przyjęcie nie będzie miało jeszcze gorszego zakończenia.

— Robię coś zakazanego? — Rozciągnęła usta w półuśmiechu, niebezpiecznie się do niego zbliżając. — Zawsze możesz mnie powstrzymać.

Miała nadzieję, że Kaspar jakkolwiek zareaguje, ale ponownie się na nim zawiodła. Mężczyzna jedynie spojrzał jej prosto w oczy i odezwał się sucho:

— Rozmowy nie są zakazane. Proszę jednak uważać, Mistrzyni, aby nie wywołać niepotrzebnego zamieszania.

„Tyle że ja żyję dla zamieszania", pomyślała z irytacją i w duchu przewróciła oczami, ale do Kaspara skinęła z lekkim uśmieszkiem i odwróciła się z powrotem w stronę parkietu.

A wtedy natychmiast zacisnęła pięści i zazgrzytała zębami. Allard oddalił się od Fay i teraz rozmawiał z księżniczką, a do dziewczyny podszedł Saith Moss. Kestrel przypomniała sobie przetrzymywanego w lochach Verdella. Była niemal pewna, że to Saith wyłamał mu palce.

— Lord Moss to wykształcony, znany ze swoich dworskich manier człowiek — poinformował ją rzeczowo Rathmore. — Dobrze traktuje kobiety.

„Na pewno. Na pewno całuje po stopach te, które już wystarczająco zagłodził i okaleczył. Albo z najwyższą troską obmywa ich zwłoki z krwi".

Kestrel wyobraziła sobie smukłą dłoń Saitha na talii Fay i poczuła, że płonie. Iskry przeskoczyły po jej ciele, a ona błyskawicznie się odwróciła i skrzyżowała spojrzenie z Kasparem.

— Tak w ogóle to niby dlaczego miałoby mnie to obchodzić? — syknęła i zmrużyła oczy.

— Odniosłem wrażenie, że niepokoisz się o pannę Lockridge, Mistrzyni. Wiem, że kiedyś się nią zajmowałaś i...

— Nic mnie nie obchodzi ta kretynka! — przerwała mu ostro. — Jeśli tak bardzo chce być Założycielką i się z wami mieszać, to droga wolna.

Kaspar nawet nie drgnął, przez co Kestrel zapragnęła go rozerwać.

— I ja ją TRENOWAŁAM! — Wściekle zmarszczyła brwi. — Nikim się nie zajmowałam!

— To trenowanie też wątpliwe — wtrąciła się Zahaya, która podeszła do nich pewnym krokiem. — Dowódco. — Skinęła mężczyźnie i przeniosła uwagę na Kestrel. — Możesz mi powiedzieć, dlaczego kazałaś Aarinowi pilnować Fay?

— Nic mu nie kazałam. Złożyłam mu propozycję.

Oczy Zahayi błysnęły.

— Już ja znam te twoje propozycje! Aarin nie będzie ci usługiwał!

Kestrel ze zdziwieniem zauważyła, że Zahaya jakimś cudem powstrzymała się od nazwania jej „dziwką bez serca". Być może ze względu na obecność Rathmore'a.

Skrzyżowała ramiona na piersiach i uśmiechnęła się fałszywie.

— Aarin sam się zgodził. Wątpię, żeby pozwolił, abyś teraz to ty za niego zrezygnowała.

Zahaya zacisnęła pięści.

— Jest moim mężem.

Kestrel przewróciła oczami.

— Jakby to miało znaczenie...

Gdyby Zahaya nie była Faerael, w tamtym momencie poczerwieniałaby ze złości. Pięści zacisnęła już tak mocno, że kostki jej zbielały, a brwi ściągnęła tak bardzo, że na czole wyraźnie zaznaczyły jej się zmarszczki.

— Może dla ciebie nie, ale dla innych ludzi ma — warknęła. — Przestań wreszcie go wykorzystywać.

Kestrel parsknęła.

— Nikogo nie wykorzystuję. A jeśli, to twój mąż z przyjemnością daje mi się wykorzystywać. — Wykrzywiła usta w perfidnym uśmiechu. — Czasem nawet mam wrażenie, że...

— Milcz! — wysyczała gniewnie Zahaya. — Trzymaj się od niego z daleka. Rozumiesz, Mistrzyni?

— Oczywiście, jak tylko sobie życzysz. Na twoim miejscu jednak wróciłabym do dzieci, bo właśnie wdały się w żywą dyskusję z lordowskimi pociechami...

Zahaya natychmiast spojrzała w kierunku Fariny i Marsdena, lecz już po chwili się zorientowała, że Kestrel zwyczajnie ją podpuściła. Jej dzieci, tak jak obiecały, siedziały przy Allardzie, który zagadywał księżniczkę.

— Bogowie, nadal jesteś taka naiwna i łatwowierna. — Kestrel się roześmiała.

Zahaya popatrzyła na nią z czystą nienawiścią.

— Nie mam pojęcia, jak moja mama wytrzymała z tobą tyle lat. Trzymaj się z daleka od Aarina i nawet się nie waż mieszać do oddziału Allarda, w którym będą Marsden i Farina.

Kestrel zasalutowała, a kiedy Zahaya się oddaliła, powiodła wzrokiem po sali. Wypatrzyła błękitnooką blondynkę, skrzyżowała z nią spojrzenie i niby w geście samoregulacji po rozmowie z Zahayą obróciła pierścieniem pięć razy.

Kobieta w odpowiedzi poprawiła włosy.

— Mistrzyni? — rzekł po dłuższym milczeniu Kaspar.

— Tak?

— Kogo wyznaczysz na zastępcę strażnika panny Lockridge? Mogę od razu wysłać wiadomość, może jeździec jeszcze dogoni twoich żołnierzy...

Gdy Kestrel wybuchnęła śmiechem, Rathmore ściągnął brwi, ewidentnie zdziwiony.

— Co w tym śmiesznego, Mistrzyni?

— To, że wierzysz, że posłucham rozkazów tej blond idiotki, dowódco. — Parsknęła. Jej oczy błyszczały łobuzersko. — Nikogo nie zmieniam. Dopóki Aarin sam do mnie nie przyjdzie, pozostaje na swoim stanowisku. — Zerknęła na Rathmore'a. — A uwierz mi, dowódco, nie przyjdzie.

Kaspar przyjrzał się jej uważnie.

— Skąd twoja pewność, Mistrzyni?

Uśmiechnęła się szyderczo.

— Bo patrzę na małżeństwo tej idiotki obiektywniej niż ona i wiem, kim jest jej mąż i czego można się po nim spodziewać. To przede wszystkim żołnierz. Reszta jest drugoplanowa.

— Długo go znasz, Mistrzyni?

— Wystarczająco.

Kaspar już się nie odezwał, a ona znowu odszukała wzrokiem blondynkę.

„Powodzenia, Esme".

* * *

„Kestrel miała rację", pomyślała przerażona Coreen. „Oni naprawdę chcą ślubu z Fay".

Kapłanka od jakiegoś czasu rozmawiała przy stole z dziećmi członków Kongresu, głównie młodymi mężczyznami, i sprytnie zakręcała ich wokół wybranych przez siebie tematów, aby jak najlepiej poznać zamiary ich rodzin. Matki lordowskich synów patrzyły krzywo na nią i jej wyciętą, cienką suknię oraz asymetryczne włosy, ale Coreen to nie obchodziło. Jej niecodzienny dla Asmariańczyków wygląd zdawał się za to intrygować mężczyzn, co tylko ułatwiało jej zadanie.

Nie miała pojęcia, ile wypiła, a przez zaangażowanie w to, co mówili jej rozmówcy, nie zauważyła, że służąca ciągle dolewała jej alkoholu.

Oni wszyscy chcieli wykorzystać Fay i jej tytuł. Wszyscy traktowali jej byłą panią jak trofeum do zdobycia i wszyscy by ją skrzywdzili, dlatego też Coreen po kolei wyciągała z nich ich sekrety, aby prędzej czy później każdego uciszyć.

— Kapłanko. — Głos Nevy sprawił, że ogarnął ją chłód. — Możemy porozmawiać?

Coreen przeprosiła syna Mossa i odwróciła się do matki, która poprowadziła ją w bardziej ustronne miejsce w rogu sali.

Neva wpatrzyła się prosto w oczy córki.

— Czy ty nie masz w ogóle godności? Boginie na ciebie patrzą, a we krwi masz więcej alkoholu niż ich daru.

— W ten sposób prowadzi się tutaj rozmowy, a ja i tak wypiłam dopiero trzeci...

— Trzeci? — Neva ściągnęła brwi. — Nie widzisz, że ci dolewają? Ornaeńska Piekielnica specjalnie tobą manipuluje. Boginie obdarowały cię vernarią, masz możliwość oddania się im na więcej sposobów, a ty marnujesz swoje możliwości na przesłuchiwanie asmariańskiej szlachty?! I po co? Co Jej Jasność i boginie obchodzą asmariańskie zaloty lordowskich potomków?

Coreen zacisnęła pięści. Jej Wola przemieściła się do rąk, które zaczął rozsadzać ból. Dlaczego Neva za każdym razem musiała jej mówić, jak miała wykorzystywać swoje umiejętności?

— Niczego nie marnuję — syknęła. — Mogłaś mnie nie uczyć szpiegostwa.

Neva zacisnęła usta. Jej oczy mroziły.

— Uczyłyśmy cię sztuki pozyskiwania informacji z myślą o wiadomościach cennych dla Ifnarii i jej obywateli, a nie sentymentalnych bzdurach. Widocznie za krótko byłaś w Bliźniaczych Świątyniach. Nadal jesteś zbyt ornaeańska i myślisz tylko o sobie. Przynosisz wstyd boginiom tak lekkomyślnym zachowaniem.

Coreen zatrzęsła się ze złości. Cokolwiek by zrobiła, to i tak była zbyt ornaeńska. I tak była niewystarczająca, bo przez chwilę starała się o coś, co było ważne tylko dla niej, a nie dla całej Ifnarii.

— Nie zrobiłam nic złego.

Neva zmrużyła oczy.

— Nie dostałaś rozkazu, aby przepytywać lordów. Jesteś błogosławioną Kapłanką, a zachowujesz się jak ornaeńska Założycielka. Przynosisz nam wstyd.

Poczerwieniała.

— Wiem. Nie od dziś się mnie wstydzisz.

Jej matka nawet nie drgnęła.

— Chciałabym kiedyś nie musieć.

Do oczu dziewczyny napłynęły łzy.

— To trzeba było lepiej myśleć, z kim się zabawiałaś — wysyczała i nim Neva zdążyła zareagować, minęła ją i ruszyła przed siebie.

Zawsze ją wykorzystywały i zawsze było im za mało, a Coreen nie mogła się od tego uwolnić — żaden kraj nie przyjąłby do siebie podstępnej Vaerael, chyba że znowu działałaby jako czyjaś szpieżka. Poza tym musiała dalej służyć Desirae, jeśli chciała widywać siostrę, którą królowa obiecała uzdrowić.

Lawirowała między tańczącymi parami oraz stolikami i w końcu wyszła do ogrodów, gdzie mimo łez cieknących po policzkach natychmiast poczuła rozsadzający gniew. Ręce zacisnęła tak gwałtownie, że aż ją rozbolały, a jej Wola zaczęła rozrywać ją od środka.

W ogrodach razem z młodymi Vaerael bawiła się Saya. Coreen błyskawicznie się przy niej znalazła.

— O, Coreen! Już myślałam, że cały czas będziesz z... — zaczęła Cheyenne, ale Coreen w ogóle jej nie usłyszała.

Była zbyt wściekła, żeby chociażby zarejestrować obecność przy stole kogokolwiek innego niż siostry.

— Jak mogły cię tu wysłać?! — wysyczała do Sayi, która uniosła lekko głowę i nakierowała na nią swoje pozbawione białek, czarne oczy.

„I wcale cię nie uzdrowiły", pomyślała z frustracją Coreen. „Znowu dałam im się oszukać".

— Sama się zgłosiłam. — Kąciki ust Sayi drgnęły w lekkim uśmiechu. — W końcu wszyscy walczymy dla bogiń i harmonii istnienia. To wojna z działaczami Chaosu.

Coreen patrzyła na siostrę i nie dowierzała. Saya, tak jak większość nastolatków trenowanych w Bliźniaczych Świątyniach, była wysportowana, ale żaden Ifnarianin czy Ifnarianka nigdy nie mogli uznawać się za muskularnych żołnierzy. Ich mocnymi stronami od zawsze były spryt i podstęp, a Saya nie dość, że nie miała zdolności Vaerael i nie mogła wyszukiwać wrogów po Woli tak jak pozostali, to jeszcze przez Zakon stała się niewidoma. Jej zdolności Światła były więc bezużyteczne.

— Działaczami Chaosu, którzy cię skrzywdzili i oślepili! — Zacisnęła pięści. — Żadna przeklęta harmonia istnienia nie jest ważniejsza niż twoje życie! Jak możesz po tym wszystkim dalej wierzyć w te ich brednie i bezmyślnie ryzykować?!

Siedzący przy stole Vaerael ściągnęli brwi, lecz Coreen ich zignorowała. Nie obchodziło ją, czy uznają ją teraz za wariatkę albo zdrajczynię bogiń. Liczyło się tylko to, że Kapłanki i Desirae postanowiły wysłać na wojnę niewidomą Sayę, mimo że królowa obiecała Coreen zająć się dziewczyną i jej uszkodzonym wzrokiem.

Saya także zmarszczyła brwi.

— To żadne brednie! Boginie dały mi znak.

Coreen roześmiała się gorzko. Jej żal do Ifnarii i wiary w bliźniacze boginie, pchającej do świątobliwych, a w rzeczywistości ryzykownych czynów, wzmógł się tak bardzo, że miała ochotę już tylko się śmiać — z rozpaczy, gniewu i bezradności. Dla wychowanych w Ifnarii wiara zawsze była najważniejsza, a w opinii Coreen jedynie wszystkich ogłupiała.

— Ach, tak? Co to za „znak"? Królowa przekazała ci rzekomo usłyszane od bogiń słowa?

— Nie bluźnij, Ornaenko — wysyczała Meris, piorunując Coreen wzrokiem. — Ze swoim pochodzeniem jesteś ostatnią, która ma jakiekolwiek prawo wypowiadać się o boginiach i ich czynach!

— Proszę, nie kłóćmy się... — wymamrotała Cheyenne, za co również została zaszczycona gniewnym spojrzeniem Meris.

— „Nie kłóćmy?" — prychnęła Meris. — Ta przybłęda obraża Jej Jasność i boginie, a ty chcesz na to pozwolić? Jesteś tak samo ślepa i naiwna jak Chante. Moja matka ledwo z nią wytrzymuje i teraz już widzę dlaczego.

— Ja tylko chcę, żebyśmy się nie kłócili. — Cheyenne przygryzła wargę. — Nie jesteśmy w Ifnarii, otaczają nas asmariańscy strażnicy. Naprawdę chcecie robić przedstawienie na ich oczach?

Coreen kątem oka zerknęła na królewskich ludzi i zdusiła westchnienie. Cheyenne miała rację; mężczyźni już teraz dziwnie im się przyglądali i mimo że prawdopodobnie nie rozumieli ich słów, to na pewno dostrzegli wzburzenie.

Spojrzała z powrotem na siostrę, która wciąż wściekle marszczyła brwi.

— Co to za znak?

— Boginie zauważyły i doceniły poświęcenie Sayi i pobłogosławiły ją vernarią — usłyszała lodowaty głos zbliżającej się do nich Nevy. — Ale to nie jest twoja sprawa, Kapłanko. Ty masz inne obowiązki.

Coreen w mgnieniu oka odwróciła się do Nevy. Zapragnęła ją rozszarpać.

— „Inne obowiązki"? — warknęła, zaciskając pięści. Nienawidziła obojętności matki. — Może i mogłabym się nimi zajmować, gdybyś ty nie ignorowała swoich!

Vaerael unieśli brwi, zdziwieni tak jawną wściekłością skierowaną na wybraną przez królową Kapłankę Bieli i reprezentantkę rządu Ifnarii.

Neva natomiast nawet nie drgnęła.

— Nie ignoruję swoich obowiązków, Kapłanko. Ty z kolei ewidentnie przypisujesz sobie zadania, które cię nie dotyczą.

Coreen popatrzyła na przygryzającą wargę Sayę i znieruchomiała. Na kolanach jej siostry faktycznie siedziała nieco większa niż Frometon, zielona jaszczurka. Frometon uważnie przyglądał się nowej vernarii, której obecność sprawiła, że Saya nagle kierowała czarnymi oczami tak, jakby odzyskała wzrok.

— „Nie dotyczą"? — Coreen ponownie spojrzała na matkę. — Może w twoim pokręconym przez absurdalną wiarę systemie wartości rodzina w ogóle się nie liczy, ale dla mnie bezpieczeństwo Sayi jest najważniejsze. Ktoś musi ją chronić, skoro ty nie zamierzasz!

Neva gwałtownie chwyciła Coreen za nadgarstek.

— Saya należy do bogiń tak samo jak ty czy ja, Kapłanko — wysyczała. — To one nas chronią, a teraz zdecydowały oddać Sayi wzrok przy pomocy vernarii. Możesz podważać ich istnienie i wpływ na świat, ale doskonale zdajesz sobie sprawę, że żadna z nas nie byłaby w stanie zrobić dla Sayi tego, co boginie.

Neva zacisnęła palce na nadgarstku Coreen tak mocno, że dziewczyna z trudem powstrzymywała chęć skrzywienia się z bólu.

— Załóżmy, że boginie chronią Sayę. Co to zmienia? — Spojrzała matce prosto w oczy. — Daje ci to powód do zaniedbywania własnej córki i wystawiania jej na zagrożenie?

— Saya jest dorosła i zgłosiła się na wojnę na takiej samej zasadzie jak ty. Żadna z was nie została do tego zmuszona.

Coreen zadrżała w gniewie.

— Jest ranna i nie powinna iść na wojnę w takim stanie!

— Nie jestem ranna! — zawołała w końcu rozsierdzona Saya. — Dzięki woli bogiń mam vernarię, która pomaga mi widzieć. — Zacisnęła usta. — A przez cały ten czas, gdy ty uczęszczałaś na spotkania z ważnymi osobistościami, ja trenowałam z Triną. Nie zawiodę Jej Jasności i bogiń! Może nawet poradzę sobie w bitwie lepiej niż ty?

Coreen przeniosła wzrok na Sayę i nagle poczuła się całkowicie bezradna. Jej siostra naprawdę pragnęła udowodnić swoją siłę oraz oddanie Ifnarii i nic nie byłoby w stanie jej przekonać, że nie powinna tyle ryzykować dla poklasku królowej i kraju. No i Nevy, która usłyszawszy słowa córki, nieznacznie uniosła kąciki ust.

— Mam nadzieję, że będziesz lepsza niż ja. — Coreen uśmiechnęła się blado. — Bo ja nadaję się tylko do manipulacji i krętactwa, tak jak większość tu zebranych „dzieci Ayalis". — Zignorowała syki rozjuszonych Ifnarian i z powrotem popatrzyła na matkę. — Tak jak i nasza szlachetna Kapłanka Bieli. — Jej identyczne jak Nevy oczy błysnęły. — Albo nie widzisz, co jej robisz, albo w ogóle cię to nie obchodzi. Nie wiem, co gorsze, Kapłanko.

Zanim Neva odpowiedziała, Coreen wyswobodziła się z jej uścisku i ruszyła w głąb ogrodów, zostawiając za sobą patrzących na nią z oburzeniem Ifnarian, Sayę, która znowu nerwowo przygryzła wargę, oraz poirytowaną matkę.

Chwilę potem zatrzymała się przy starej wierzbie nad stawem. Oparła się o pień i nagle poczuła, że jednocześnie chciała wrzeszczeć i płakać. Oddech jej przyspieszył, a dłonie zaczęły drżeć.

Jej siostrzyczka pójdzie na wojnę przeciwko bezlitosnym Kesarczykom i wściekłym Obdarowanym Światłem i Cieniem, a ona nie była w stanie nic zrobić. Musiała patrzeć i żyć ze strachem, że ktoś mógłby jeszcze bardziej skrzywdzić pozbawioną wzroku Sayę.

Poczuła, że się dusi. Zapragnęła skulić się pod drzewem albo zerwać z dłoni rękawiczki i z całej siły wbić w skórę paznokcie, ale wiedziała, że gdzieś tam strażnicy na pewno nadal ją obserwowali. Skryci w cieniu, monitorowali całe ogrody.

Gdy coś otarło się o jej kostkę, zerknęła w dół i uśmiechnęła się słabo do Frometona. Potem uniosła wzrok i zauważyła spacerującą po ogrodach Fay. Choć towarzyszyli jej Isaac i Kaiser, to dziewczyna rozmawiała głównie z tym drugim.

Coreen zacisnęła usta. Jej była pani wydawała się autentycznie zainteresowana słowami młodego mężczyzny. Sellik z zaangażowaniem opowiadał, a ona wpatrywała się w niego z uwagą, zupełnie nie zwracając uwagi na przyglądającą się im Faerael, którą przydzieliła jej do ochrony Kestrel.

Coreen pomyślała, że Fay już nigdy nie spojrzy na nią w ten sposób, i poczuła, że do oczu znowu napłynęły jej łzy.

Wszystko zepsuła.

* * *

Kestrel rozglądała się po sali i próbowała odszukać wzrokiem Fay.

Najpierw wypatrzyła Allarda, który ku zdziwieniu i widocznej zazdrości wszystkich lordów i ich synów prowadził teraz w tańcu księżniczkę. Iva poświęcała mu podczas tego balu zdecydowanie zbyt dużo uwagi, niż przyzwalała na to etykieta, i Kestrel zaczęła się zastanawiać, czy to przypadkiem nie córka Kanaana pomogła Allardowi zjednać sobie Asmariańczyków. Miała wśród nich bardzo dobrą reputację i nawet wojsko zdawało się ją szanować.

— Mistrzyni — zaczęła oficjalnie Neva, podszedłszy do Kestrel. — Możemy porozmawiać?

Kobieta uśmiechnęła się złośliwie.

— Twojej zdradzieckiej córce zabrakło alkoholu? Polecałabym w tej sprawie porozmawiać ze służbą.

Neva zmrużyła oczy.

— Widziałam, że rozmawiałaś z jedną ze służących. To ty chciałaś wprowadzić Kapłankę Coreen w niegodny stan.

Kestrel się roześmiała.

— „Niegodny"? Większość tutaj jest pijana.

— O dziwo, ty nie.

Mistrzyni poszerzyła uśmiech. Uwielbiała pić, ale w obecności Założycieli, Asmariańczyków i Ifnarian nie zamierzała ryzykować. Nikomu z nich nie ufała i była pewna, że gdyby tylko mogli, z przyjemnością by ją otruli.

— Ograniczam alkohol.

Neva zacisnęła usta.

Kestrel odniosła wrażenie, że Kapłanka najchętniej by się na nią rzuciła, ale niemal perfekcyjnie tłumiła cały ten gniew.

— Proszę, Mistrzyni. Jesteśmy sojuszniczkami. Dlaczego próbujesz nam zaszkodzić?

Przewróciła oczami.

— Twoja zdradziecka wychowanka nie jest aż tak głupia, żeby się ośmieszyć przez alkohol. Poza tym jesteście Vaerael — prychnęła. — Jesteście odporniejsze. No i naprawdę sądzisz, że szpieżka nie zorientowałaby się, gdyby wypiła zbyt dużo? — Gdy Neva nie odpowiedziała, parsknęła. — Bogowie, ty w ogóle jej nie ufasz! To chyba tyle z waszego wspólnego działania dla wyższego dobra. Co na to wasze boginie? — zakpiła.

— Skoro nie zamierzałaś ośmieszyć Kapłanki Coreen, to jaki miałaś cel? — Neva uważnie przyjrzała się kobiecie, która wykrzywiła usta w fałszywym uśmiechu. — Ach, no tak. Próbujesz chronić Fay Lockridge. Powinnaś zatem wiedzieć, że Kapłanka Coreen nie posunie się do żadnego działania mającego zmniejszyć szanse Fay Lockridge na znalezienie partnera. Nie mieszamy się do polityki asmariańskich związków. Powinnaś znaleźć inne wyjście na pozbycie się swoich lęków.

Kestrel zazgrzytała zębami, ale zanim cokolwiek powiedziała, odezwał się Kaspar:

— Panie wybaczą, Jego Wysokość woła do stołu.

Neva uśmiechnęła się sztucznie i skinęła, zapraszając Kestrel przed siebie. Mistrzyni pomyślała, że jeśli nie udało jej się spalić Kapłanki, to pewnie zaraz spali cały Kongres z Kanaanem na czele.

* * *

Fay przełknęła ślinę. Siedząc przy królewskim stole obok ojca, spoglądała na wypełniony jedzeniem talerz i czuła, że zaraz zacznie ją mdlić. Wszyscy na nią patrzyli. Wszyscy już jedli i czekali, aż ona również zacznie. Aż dotrzyma im kroku i zje w wyznaczonym czasie, spełniając wszelkie dworskie reguły.

Pomyślała, aby spróbować wziąć do ręki widelec, ale gdy spostrzegła, jak drżą jej dłonie, schowała je pod stół i oparła na udach. Zaraz się ośmieszy i chociaż cały wieczór starała się odpowiednio zachowywać, to niebawem udowodni nie tylko innym, ale i sobie, że w rzeczywistości się nie nadawała. Że była zwykłą kretynką, która nie jest w stanie zjeść w towarzystwie.

Zakręciło jej się w głowie. Ktoś obok rozmawiał, słyszała też głosy Kestrel i swojego ojca.

— Pani? — zwrócił się do niej łagodnie Moss. — Czy coś jest nie tak z jedzeniem? Może jesteś na jakiejś diecie?

Fay jeszcze mocniej zacisnęła palce pod stołem.

Oni wiedzieli. Kestrel na pewno niedługo ją wyśmieje, a ojciec już do reszty nią wzgardzi.

— Nie potrafisz nawet trzymać widelca? — usłyszała ciche warknięcie ojca. — Jeśli chcesz choć udawać moją córkę, w tej chwili to jedz i nie ośmieszaj mnie przed Kongresem.

Fay ogarnął chłód. Chciała zniknąć.

* * *

Coreen skrycie co chwila zerkała na Fay i od razu zauważyła, że z dziewczyną coś się działo.

„Jedzenie", pomyślała z przerażeniem i powiodła wzrokiem po pozostałych obecnych przy stole.

Na Fay zwracali uwagę również Kestrel oraz Seril, a także Saith Moss, który coś do niej mówił. Mężczyzna na razie uśmiechał się przyjaźnie, ale ku niemu już nachylał się Cantrell i Coreen była pewna, że nastawiony przez Serila Edwin nie miał dla Fay i jej nietypowego zachowania żadnego dobrego słowa.

Schowała dłonie pod stół i dyskretnie ściągnęła prawą rękawiczkę. Delikatnie poruszyła palcami i zaraz ją wyczuła. Wola Fay z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej zdeharmonizowana; jej oddech się spłycił, a serce zaczęło szybciej bić. Nieznacznie spięła palce, a potem je rozluźniła. Powtórzyła czynność kilka razy, cały czas wpatrując się w Fay, która najpierw przymknęła oczy, a już po chwili wzięła do ręki widelec, odpowiadając coś Mossowi z lekkim, wymuszonym uśmiechem.

Coreen mimowolnie wygięła kąciki ust w uśmiechu, który jednak szybko zniknął, gdy dziewczyna poczuła silne, smukłe palce na swojej pozbawionej rękawiczki dłoni.

— Natychmiast przestań, Kapłanko — syknęła po ifnariańsku Neva, mrożąc Coreen wzrokiem. — To nie jest twoja odpowiedzialność. Nie ryzykuj dla...

— ...niemądrych ornaeńskich sentymentów — burknęła gniewnie Coreen. — Tak, wiem.

Neva uśmiechnęła się fałszywie.

— Wiesz, a i tak zachowujesz się jak pełna pustych popędów Ornaenka.

Coreen zacisnęła usta.

— Silaya nie stałaby biernie, widząc, że ktoś cierpi.

Oczy Nevy błysnęły.

— Silaya nie pchałaby się z pomocą do kogoś, kto jej sobie nie życzy.

— Skąd wiesz, że nie życzy?

— A życzy? Sądzisz, że Lockridge chciałaby od ciebie pomocy?

Coreen zerknęła na Fay i spuściła wzrok. Dziewczyna cały wieczór jej unikała. Neva miała rację; Fay, gdyby tylko dać jej wybór, nigdy nie przyjęłaby od niej pomocy.

— Załóż rękawiczkę i zachowaj resztki godności. Działasz dla bogiń.

* * *

— Lordzie, to naprawdę zaszczyt, że możemy poznać twoją córkę — oświadczył w końcu Moss, kątem oka spoglądając na rozmawiającą z jego synem Fay. — Wiele słyszeliśmy o twojej starszej... Selia, jeśli się nie mylę?

Seril skinął, wykrzywiając wargi w półuśmiechu.

— Obie już komuś obiecane?

— Jeszcze nie, lordzie.

— Panna Fay zdaje się naprawdę niesamowitą kobietą — oznajmiła Karlina Cantrell, której mąż zaraz przyznał rację. — Inteligentna, i to jeszcze doradczyni wojskowa...

Kestrel od jakiegoś czasu wsłuchiwała się w sztuczne rozmowy Kongresu i miała ich już serdecznie dość. Jedynym plusem obecności Fay było to, że teraz to o niej najczęściej rozmawiano i wreszcie porzucono temat Kestrel oraz jej rodu, by skupić się na planach potencjalnego zamążpójścia młodej Lockridge.

Znudzona Kestrel odwróciła wzrok i popatrzyła na Fay. Dziewczyna ostatecznie zjadła nieco posiłku i chwilę potem oddaliła się od stołu wraz z Isaaciem Mossem, z którym dość swobodnie rozmawiała. Zbyt swobodnie, zważywszy na to, że wcześniej uciekała wzrokiem od uwodzicielskiego spojrzenia chłopaka.

Zwęziła oczy. Fay trzymała w dłoni kieliszek i Kestrel odniosła wrażenie, że z każdym kolejnym łykiem jej nogi coraz bardziej się uginały.

„Nie wierzę, co za kretynka", pomyślała i bez słowa wstała od stołu, ignorując zdziwione reakcje członków Kongresu.

Kaspar ruszył za nią niczym cień.

— Wybacz mi, panie, ale muszę porwać twoją towarzyszkę. — Kestrel posłała Isaacowi czarujący uśmiech i mocno złapała Fay za ramię.

Młody Moss skinął, a Mistrzyni od razu pociągnęła Fay w bok, nie czekając nawet na jej odpowiedź.

— Co ty robisz?! — wysyczała dziewczyna.

Kestrel odeszła z nią kilkanaście kroków, z dala od ciekawskich oczu, i zlustrowała ją krytycznym spojrzeniem. Fay lekko zbladła, jej nogi się trzęsły, a ręce drżały.

— Jesteś skończoną kretynką — wycedziła i spiorunowała ją wzrokiem.

Fay parsknęła. Zdawała się niepokojąco beztroska.

— A to nowość.

— Wiesz w ogóle, co pijesz? — Kestrel ściągnęła brwi. — No? Słucham.

— Eee... Jakiś alkohol?

— Ugh, co za kretynka!

Kestrel wyrwała Fay kieliszek i skinęła na Mave, która błyskawicznie do nich podeszła.

— Mistrzyni?

— Wylej to — rozkazała ostro Kestrel. — Albo podaj królowi.

Mave uśmiechnęła się łobuzersko, ale w momencie, w którym chciała odejść, Kaspar zagrodził jej drogę.

— Proszę to oddać, pani.

Mave już otwierała usta, lecz Kestrel ją uprzedziła.

— Oddaj mu to — prychnęła i przewróciła oczami. — Niech sam sobie zobaczy.

— Co zobaczy? — burknęła Fay, która jednak już zaczęła się chwiać. — To zwykłe wino!

— Ty się lepiej nie odzywaj i wracaj do sypialni.

— Nie będziesz mną pomiatać!

Mave posłusznie podała Kasparowi kieliszek, a gdy ten uniósł go na wysokość oczu i bacznie przyjrzał się kolorowi trunku, Kestrel się roześmiała. Rathmore rozszerzył oczy.

— Pierwszy raz na królewskim dworze, dowódco?

— Pani Lockridge, Mistrzyni ma rację. Najlepiej będzie, jeśli wróci pani do sypialni. Do tego wina coś dolano.

Kestrel zerknęła na Fay ze ściągniętymi brwiami.

— Słyszysz, kretynko? Idziemy.

— Co? — Fay niemrawo powiodła wzrokiem. — Przecież nic mi nie jest. To mój drugi kieliszek...

— Na bogów, drugi?! — Kestrel ponownie złapała Fay za ramię i brutalnie ją do siebie przyciągnęła. — Jaka ty jesteś tępa, bogowie! Nie sądziłam, że to, co powiedziałam Catonowi, okaże się prawdą i naprawdę padniesz po dwóch...

— Wcale nie padam!

Kestrel zmrużyła oczy i parsknęła, kiedy pod Fay ugięły się nogi i dziewczyna wylądowała w jej ramionach.

Kaspar i Mave w mgnieniu oka znaleźli się tuż przy kobietach.

— Mistrzyni? Potrzebujesz pomocy?

Kestrel się zamyśliła. Fay wciąż była dość szczupła, ale jej ciało stopniowo coraz bardziej się rozluźniało i nie miała pojęcia, czy sama doprowadzi ją do sypialni.

— Mave, powiadom Aarina i Einara. Tej kretynce przyda się Maerael, a wy dziś we dwoje trzymacie wartę pod jej pokojem.

— Przessstaaań t-tak mnie nazywaaać...

— To przestań na to zasługiwać — fuknęła i przeniosła wzrok na Kaspara. — Dowódco, zechcesz ze mną zaprowadzić tę kretynkę do jej sypialni?

— Przestaaań...

Kestrel zapragnęła udusić Fay, ale w tym samym momencie Kaspar ujął ją pod ramię i od niej odciągnął.

— Rozmyśliłam się, możesz pomóc mi zabić tę kretynkę.

— Ej, no...

Rathmore spojrzał w złośliwie błyszczące oczy Kestrel i ledwo zauważalnie uniósł kąciki ust. Choć Fay z trudem stała na nogach, on nie miał najmniejszego problemu z jej podtrzymaniem. Nie raz pomagał pijanemu królowi.

— Spokojnie, pani. Jesteś bezpieczna, ale zaprowadzimy cię do sypialni, dobrze?

— No dobrzeee, ale z nią nigdy nie jestem bezpieczna.

Kestrel rozglądała się po sali, pilnując, żeby nikt nie zauważył, z jakiego powodu wyszli, a teraz parsknęła i ruszyła za Kasparem i Fay.

— Za to przy tych wszystkich wypielęgnowanych synkach lordów byłaś w pełni bezpieczna. Gratuluję. Jak nie zdradziecki gad, to fałszywe paniczyki.

— Pewnie ty mi coś dolałaś...

— Och, uwierz, chciałabym to być ja. Przynajmniej znałabym dobrą odtrutkę.

Gdy tylko natknęli się na strażników, Kaspar się odwrócił i poprowadził kobiety tajnym przejściem dla służby.

— Lepiej unikać świadków — stwierdził, a Kestrel w milczeniu skinęła.

W duchu była wdzięczna Kasparowi, ale nigdy nie zamierzała przyznać tego na głos. Im więcej osób zobaczyłoby Fay w takim stanie, tym gorzej by ją później traktowano na królewskim dworze. Kestrel uważała, że dziewczyna nie potrafiłaby się bronić i odbijać szyderczych ataków, dlatego też najlepszą ochroną dla niej było ukrycie jej stanu.

Pod drzwiami sypialni czekali już na nich Aarin, Einar i Mave.

— Na Masdunaariego, coś ty jej zrobiła? — wypalił Einar, któremu Mave i Aarin posłali wrogie spojrzenia.

Kestrel przewróciła oczami i westchnęła.

— To niestety nie ja. Wchodź, przydasz się. Wy zostańcie tutaj.

— A jakieś „proszę"? — burknął Maerael, podążając do środka za Mistrzynią i dowódcą.

— Proszę — wymamrotała Fay. — Wygoń te motyle.

— Motyle — prychnęła Kestrel. — Tej kretynce zaraz roztopi się mózg, a ty potrzebujesz próśb?

— Nie martw się, Fay. Oczywiście, że je wygonię — rzucił rozbawiony Einar. — A ty, Kestrel, nie zachowuj się, jakbyś nigdy nie była pijana.

Kaspar ostrożnie posadził Fay na łóżku i pomógł jej się położyć.

— Ona nie jest pijana. — Kestrel skrzyżowała ramiona na piersiach. — Dosypali jej czegoś, a że nie myśli, to oczywiście nie zauważyła i wypiła.

— C-co mi do-dosypali? — wyjąkała Fay, próbując się podnieść.

W jednej chwili Einar znalazł się przy niej i położył dłoń na jej klatce piersiowej.

— Nic takiego, zaraz się tego pozbędziemy — powiedział łagodnie. — Nie wstawaj, dobrze?

— No dobra...

— Zdejmę ci rękawiczki, będzie mi łatwiej połączyć się z twoją Wolą...

— Nie, nie ściągaj ich! — Fay gwałtownie wyrwała się z uścisku Einara. — Nie ściągaj, nie ściągaj...

— Do cholery, kretynko! Nie słuchaj jej i rób, co musisz. I tak pewnie niczego nie będzie pamiętać.

Fay zadrżała, lecz Einar zignorował słowa Kestrel i jej nie dotknął. Popatrzył Fay w oczy i przyjaźnie się uśmiechnął.

— Mam gdzieś Kestrel. Nie zrobię nic wbrew tobie, Fay. Nadal widzisz te motyle?

— No... Zniknęły, ale teraz... na bogów, ściany się ruszają! Zgniecie nas!

Kestrel prychnęła i chciała zbliżyć się do łóżka, ale Kaspar przytrzymał ją za bark.

— Mistrzyni, pozwolisz mi? Nie skrzywdzę jej.

— A rób sobie z nią, co chcesz — wycedziła. — Nie obchodzi mnie to.

Kaspar skinął i podszedł do rogu łóżka, gdzie Fay skuliła się przed Einarem i zbliżającymi się ścianami.

— Pani — zaczął spokojnie, ale zdecydowanie. — Musisz zdjąć rękawiczki. Będzie nam łatwiej ci pomóc. Ściany nie przestaną się zbliżać, jeśli nie zrobisz tego, czego potrzebuje wasz medyk.

— Nie przestaną?

— Co za krety... — Kestrel urwała, gdy Kaspar uciszył ją ruchem ręki.

Zacisnęła wściekle pięści, ale Rathmore nie czekał, aż się odezwie, tylko kontynuował przekonywanie Fay.

— Nie, pani, nie przestaną. Czy zdjęcie rękawiczek będzie dla ciebie bolesne?

— Nie. — Przełknęła ślinę. — Ale nikt nie dotyka moich dłoni. Już nie.

Kestrel znieruchomiała i odruchowo powędrowała palcami do pierścienia, który zaczęła dość szybko obracać. Einar przelotnie na nią zerknął, ale zaraz z powrotem przeniósł wzrok na Fay.

— Będę ostrożny — obiecał. — Jeśli poczujesz się źle, zabiorę ręce. Masz moje słowo.

Fay powoli kiwnęła głową i wyciągnęła do Einara drżące ramiona. Kiedy mężczyzna delikatnie chwycił materiał rękawiczek, przygryzła wargę i wyraźnie się spięła.

— No, to powiesz mi... Kto cię tak urządził? — zagadnął pogodnie Einar, posyłając Fay kojący uśmiech.

— To były jedynie dwa kieliszki... Bogowie, czemu tu jest tak różowo?

— To musiały być naprawdę dobre dwa kieliszki. — Kestrel przewróciła oczami, a potem zmrużyła je na Kaspara, jak tylko znowu stanął obok niej. — Nigdy więcej mnie nie uciszaj, dowódco.

— Przepraszam, Mistrzyni. Zależało mi na dobru pani Lockridge, a ty byś ją niepotrzebnie pobudziła.

Kestrel uniosła brwi.

— Tak grzecznie powiedzianego „przestań wszystkich wkurzać" jeszcze nie słyszałem. — Einar się roześmiał, a Fay mu zawtórowała. — Chyba się polubimy, dowódco — dodał i troskliwie ujął prawą dłoń dziewczyny. — Jak się czujesz, Fay?

— Nie wiem, ściany już się nie ruszają...

— A różowy kolor?

— Zniknął, ale... — Powiodła oczami po pokoju. — Gdzie ja w ogóle jestem? Co się dzieje?

Einar przesunął palcami po skórze Fay.

— Jesteś w swojej sypialni w zamku Jego Wysokości Kanaana.

— Dziwnie na mnie patrzył, a Kestrel mówiła, że to...

— Dałaś się otruć, kretynko — przerwała jej ostro Kestrel, choć w rzeczywistości rozbawiło ją zdumienie na twarzy Kaspara, gdy ten usłyszał, że opowiadała dziewczynie o królu. — Tak miło ci się gawędziło z paniczykami, że niczego nie zauważyłaś.

— Wcale nie było miło.

Kestrel w końcu nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem.

— Przestań! Przestań się ze mnie śmiać!

— No to przestań być taką kretynką. A widziałaś, jak twoja gadzia wybranka plotkowała z nimi o tobie?

Fay zmarszczyła brwi.

— Skąd wiesz, że o mnie?

— Bo słyszałam.

— Bogowie, Fay, nie wierz w ani jedno słowo tej intrygantki. — Einar jedną ręką wciąż delikatnie głaskał skórę dłoni Fay, a drugą wycelował w Kestrel. — A ty się uspokój, bo zaraz pobawię się twoimi organami i to ty będziesz nam śpiewała.

Kestrel uśmiechnęła się złośliwie.

— Jesteś zbyt wielkim tchórzem, żeby to zrobić, przecież wiesz.

Einar posłał jej łobuzerski uśmieszek.

— Tym razem się odważę. Dla Fay.

— A co, jeśli Coreen naprawdę mnie obgadywała? — mruknęła ponuro Fay. — Ośmieszy mnie...

— To akurat doskonale robisz sama. Kretynko.

— No przestań...

Kestrel zdusiła śmiech. Wcześniej była głównie poirytowana, ale teraz stan Fay zaczynał ją już tylko bawić. Einar w końcu ją zregeneruje, a Rathmore ze swoją świętą moralnością zapewne niczego nie zdradzi. Następna okazja na tak swobodne irytowanie Fay mogła się szybko nie trafić.

— Kretynka.

— Ej, no... No weź... — jęknęła wyczerpanym głosem Fay. — Przestań mnie tak nazywać.

— Nie przestanę, bo nadal jesteś małą, naiwną kretynką. Nic się nie zmieniłaś.

— Nieprawda! Nie jestem kretynką! Sama nią jesteś!

Kestrel złapała się za serce.

— Dogłębnie mnie obraziłaś...

— I dobrze!

— ...kretynko.

Fay wydała z siebie zduszony wrzask frustracji, a Kestrel ponownie się roześmiała.

Einar popatrzył na Mistrzynię.

— Poważnie zaczynam się zastanawiać, której z was szybciej roztapia się mózg. Jesteś pewna, że nie chcesz regeneracji?

Kestrel prychnęła.

— Mniej więcej kiedy ona wydobrzeje?

— Do rana powinno jej całkowicie przejść, ale lepiej niech ktoś ją obserwuje w nocy.

— Nic mi nie jest, idźcie już sobie...

Einar uśmiechnął się krzywo i oddał Fay rękawiczki. Dziewczyna jednak tego nie zauważyła. Zwinęła się na łóżku i wymamrotała niewyraźnie:

— Już przecież śpię, możecie sobie iść.

— Że też Allard postanowił ją tu sprowadzić. — Kestrel przewróciła oczami i zerknęła na Einara. — Zostaniesz z nią? Zamienię cię, gdy tylko skończy się to wspaniałe przyjęcie.

Einar pokiwał głową.

— A to nie Mave miała z nią być?

— Nie ufam jej na tyle.

— Czuję się wyróżniony...

— Nie dopowiadaj sobie — fuknęła, ale jednocześnie uniosła kąciki ust. — No to miłej zabawy.

Einar odwzajemnił uśmiech.

— Tobie również.

* * *

Wracając z Kasparem do sali balowej, Kestrel ciągle myślała o potencjalnym trucicielu Fay. Brała pod uwagę kandydatury członków Kongresu i ich synów, króla oraz Serila. Ojciec Fay nienawidził jej na tyle, że Kestrel byłaby w stanie uwierzyć, że ze strachu, iż to Fay znajdzie męża szybciej niż Selia, a jej mąż zacznie domagać się majątku Lockridge'ów, Seril mógłby chcieć ośmieszyć córkę i pozbyć się jej adoratorów.

„Nie, nie naraziłby tak reputacji swojego durnego nazwiska", pomyślała jednak po chwili. „No i tej śmiesznej idei swojej krwi. Przecież z jakiegoś powodu nie zabił tej kretynki, tylko trzymał ją żywą w piwnicy".

— Mistrzyni, wszystko w porządku?

Spojrzała na Kaspara i parsknęła.

— Oczywiście. Właśnie otruto jedną z moich żołnierek, ale tak, wszystko jest w porządku — zakpiła.

Rathmore pokiwał głową.

— Rozumiem, że się martwisz, Mistrzyni. Przysięgam, że...

Iskry przeskoczyły po jej ciele.

— Nie martwię się! — warknęła, a gdy ledwo zauważalnie uniósł brwi, prychnęła i przewróciła oczami. — Analizuję.

— Rozumiem.

Odniosła wrażenie, że wyczuła w jego głosie rozbawienie, ale kiedy popatrzyła mu w oczy, dowódca był jak zwykle całkowicie poważny. Zapragnęła go spalić, lecz w momencie, w którym przekroczyli próg sali balowej, jej gniew natychmiast przeniósł się na Kanaana.

„Dziwnie na mnie patrzył", do Kestrel powróciły słowa wypowiedziane przez Fay. Mistrzyni od razu sobie przypomniała, jak dłonie króla wędrowały po jej ciele podczas poprzedniego balu.

Zamarzyła o obserwowaniu jego mąk i przez chwilę rozważała podpalenie stołu, przy którym zasiadał. Towarzyszące mu wysłanniczki Ifnarii także zasługiwały na cierpienie za swoje podłe spiski, Kongres mógłby cały zginąć, a Rada Ornaes i tak zaczynała ją coraz bardziej irytować. Nissy nigdy nie lubiła, podobnie jak Amaryllis, o śmierci Serila fantazjowała od lat, a Caton i Allard byli siebie warci; dwaj naiwni, tępi idioci, którzy nie potrafili przewidzieć konsekwencji swojego działania. To przez nich Fay znajdowała się w miejscu, w którym nigdy nie powinna być.

— Mistrzyni! — Kanaan uśmiechnął się szeroko, gdy zauważył, że Kestrel wraz z Kasparem zbliża się do stołu. — Zastanawialiśmy się, gdzie zniknęłaś...

— No i gdzie zniknęła panienka Lockridge — dodał Saith Moss. — Tak nagle odciągnęła ją Mistrzyni od mojego syna... — Uśmiechnął się wymownie. — Czy coś się stało?

Kestrel pokręciła głową

— Nie, lordzie. Wszystko w porządku. — Usiadła między Allardem a Catonem i postarała się o najbardziej podły uśmieszek, na jaki było ją stać. — Po prostu poczuła się zmęczona. W Ornaes jesteśmy przyzwyczajeni do działania, a nie samych rozmów.

— O tak, była Obdarowana Ogniem i... jak nazywacie ją w Ornaes? „Córka Chaosu"? — Moss również wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu. — Na pewno woli działać, niż rozmawiać.

Kestrel nie zareagowała na zaczepkę i tylko skinęła, ale kątem oka dostrzegła, że Seril poczerwieniał. Nie miała pojęcia, czy bardziej ze wstydu, czy ze złości.

Gdy Saith wdał się w rozmowę z kimś innym, Kestrel przelotnie zerknęła na gawędzącego z księżniczką Allarda, po czym nachyliła się do Catona.

— Jakbyś jeszcze kiedykolwiek wątpił w to, że ja zawsze mam rację, to twoja durna protegowana naprawdę padła po dwóch kieliszkach. Leży w sypialni pod okiem Einara.

Caton popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami.

— Co się stało? Przecież to niemożliwe...

— A jednak — prychnęła. — Ktoś jej czegoś dosypał. Mówiłam, że to idiotyzm, aby ją tu zabierać.

Pokręcił głową.

— Przecież nie mogliśmy tego przewidzieć...

Parsknęła.

— No jasne. Bo wszyscy tutaj mają nas za przyjaciół i tak trudno sobie wyobrazić, że chcieliby z nami zrobić to, co my z nimi.

Caton uśmiechnął się krzywo.

— Nie każdy ma takie agresywne fantazje jak ty. — Westchnął. — Ale rzeczywiście z nią już lepiej? Einar się nią zajmuje, tak?

— Tak. Będzie z nią, dopóki ja go nie zamienię. Twierdzi, że ktoś powinien ją monitorować aż do rana.

— I kto zrobi to lepiej niż ty, czyż nie?

Kestrel spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się fałszywie.

— Ja wszystko robię najlepiej.

— Jest i to twoje czarujące ego. — Parsknął. — No oczywiście, ty robisz wszystko najlepiej.

— Gdybyście z Allardem mnie posłuchali, a nie bawili się w ciąganie tej kretynki po królewskich dworach, teraz pewnie spałaby spokojnie w Fortecy, śniąc kolejne śmieszne sposoby na współpracę Obdarowanych i Nieobdarowanych, a nie doświadczała efektów otrucia.

Caton westchnął. Kestrel spostrzegła, że nerwowo poruszył palcami.

— Na pewno wydobrzeje?

Kestrel także westchnęła.

— Tak twierdzi Einar.

— A ty co myślisz?

Wzruszyła ramionami.

— Nie wiem, czego jej dosypali, więc zakładam, że Einar wie, co czuje jego Wola Maerael.

Caton skinął i Kestrel powiodła wzrokiem po sali. Ku jej zadowoleniu Esme nadal kręciła się w pobliżu. Pomyślała o kłótni, jaką z prostytutką odegrały na oczach świadków, i zdusiła w sobie chęć wybuchnięcia śmiechem. Mieszkańcy Fortecy tak łatwo w to uwierzyli, że niemal wszystkie plotki o ich bliskiej relacji ucichły. Tymczasem one współpracowały jeszcze bardziej niż wcześniej, bo teraz już nikt nie podejrzewał Esme o powiązania z Kestrel — każdy był pewien, że jedyne, co Kestrel pragnęła z nią zrobić, to boleśnie ją skrzywdzić i upokorzyć. Zresztą kto z Ornaeńczyków zwracałby na tyle uwagę na zwykłą pałacową służącą, aby doszukiwać się w niej podobieństwa do Dayane, a tym samym do Esme? Powstrzymała cisnący się na usta uśmiech. Uwielbiała, kiedy ludzie okazywali się łatwymi do manipulowania idiotami.

Drgnęła, gdy król głośno klasnął w dłonie. Nie przysłuchiwała się zbytnio rozmowom, ale szybko się zorientowała, o co chodziło: ktoś zapragnął wznieść toast, bo do stołu podeszły służące z drogim, sprowadzanym z Kesaru alkoholem. Uniosła dłoń, kiedy jedna z kobiet chciała napełnić jej kieliszek.

Kanaan ściągnął brwi.

— Mistrzyni, czy coś nie tak?

Poczuła na sobie wzrok wszystkich obecnych przy stole. Wykrzywiła wargi w półuśmiechu.

— Wszystko w porządku, Wasza Wysokość. Już mówiłam: oszczędzam siły i zmniejszam ryzyko jakiegokolwiek urazu przed wojną.

Spostrzegła, że król zacisnął usta.

— To toast za nasze zwycięstwo, Mistrzyni. Czyżby nie życzyła Mistrzyni Koronie zwycięstwa?

— Och, oczywiście, że życzę Koronie zwycięstwa. — Popatrzyła na trzymających napełnione kieliszki Obdarowanych, Serila oraz Edwina, a następnie z powrotem spojrzała na monarchę, uśmiechając się szerzej. — I dlatego w przeciwieństwie do innych żołnierzy i żołnierek ja dbam o formę przed bitwą. Bo tak bardzo zależy mi na zwycięstwie Korony.

Kątem oka zauważyła, że wysłanniczki Ifnarii patrzyły na nią z niemalże zaciekawieniem. Caton posyłał jej nalegające spojrzenie, Nissa wyglądała na znudzoną, Amaryllis na poirytowaną, a Seril zdawał się chcieć ją zamordować. Członkowie Kongresu z kolei byli wyraźnie rozbawieni.

Kestrel znowu upokarzała króla.

— Jeden kieliszek ci nie zaszkodzi, Mistrzyni — stwierdził dość chłodno Kanaan i skinął na służącą.

Kestrel zmierzyła wzrokiem młodą dziewczynę, która pod jej groźnymi oczami aż się wzdrygnęła i zawahała.

— Wasza Wysokość wybaczy, ja naprawdę dzisiaj nie piję.

Spodziewała się, że Kanaan w końcu okaże swój gniew bardziej otwarcie, ale mężczyzna rozciągnął usta w półuśmiechu.

— Niech tak będzie, Mistrzyni. Zatem mam inną prośbę. — Ponownie skinął na służące. — Przynieście naszym drogim gościom nowe kieliszki.

Lordowie i ich rodziny unieśli brwi, Kapłanki oraz Trina nie dały po sobie niczego poznać, natomiast Ornaeńczycy ewidentnie się spięli.

Kestrel uważnie obserwowała Kanaana. Gdy każdy miał już przed sobą puste naczynie, władca spojrzał jej prosto w oczy.

— Skoro nie dołączysz się do toastu czynnie, Mistrzyni, to możesz nam go umożliwić. — Jego oczy błysnęły. — Wstań i idź po kesarskiego szampana, a potem napełnij wszystkie kieliszki.

Kestrel znieruchomiała. W pierwszym odruchu prawie się roześmiała, ale kiedy zobaczyła, jak na twarzy Kanaana pojawia się chytry uśmieszek, a jego spojrzenie wyraża jedynie tłumioną wściekłość, wiedziała, że nie żartował.

— To rozkaz, Mistrzyni — dodał.

Jej ciało zapłonęło tak gwałtownie, że gdyby nie miała rękawiczek, to z jej palców uleciałyby co najmniej iskry jeśli nie prawdziwy ogień. Wszelkie rozbawienie z niej wyparowało. Teraz pragnęła jedynie coś lub kogoś spalić.

— Błagam, nie rób nic lekkomyślnego. — Usłyszała zaniepokojony szept Catona. — Pamiętaj, że jest nas tu mniej, a gdzieś tam w jego zamku jest Fay, którą pilnuje zaledwie dwóch Faerael bez Klejnotów i jeden Maerael...

Wszyscy na nią patrzyli i wyczekiwali; Kongres i rodziny lordów z zainteresowaniem, wysłanniczki Ifnarii z wyuczonym chłodem, a członkowie Rady Ornaes z widoczną obawą. Nawet Allard sprawiał wrażenie zestresowanego decyzją, jaką mogłaby podjąć.

— Mistrzyni? — Kanaan poszerzył uśmiech. — Przecież życzysz Koronie zwycięstwa, czyż nie? Umożliw nam zatem wzniesienie za to toastu.

Kestrel poczuła, że mięśnie odmawiają jej posłuszeństwa. Nie było w niej ani krzty wewnętrznej zgody na to upokorzenie. Wręcz przeciwnie, z chęcią kolejny raz by się zbuntowała, a potem spaliła każdego, kto ośmieliłby się ją za to tknąć, lecz po chwili powoli podniosła się z krzesła.

— Oczywiście, Wasza Wysokość — wycedziła. — Co tylko Wasza Wysokość rozkaże.

Król uśmiechnął się do niej tak szyderczo, że w jej głowie od razu pojawiły się wątpliwości. „A może lepiej sprawdzić, jak ta sala wyglądałaby w płomieniach?", pomyślała, ale potem uniosła wzrok i zderzyła się ze spokojnymi oczami Kaspara.

— Tędy, Mistrzyni. — Przepuścił ją przed siebie, a ona, choć z całego serca marzyła o spaleniu również i jego, to w duchu była mu wdzięczna za jedno.

W głosie dowódcy nie usłyszała ani znienawidzonej przez siebie litości, ani współczucia. Wybrzmiała w nim tylko typowa dla Rathmore'a rzeczowość.

* * *

Kestrel zmieniła Einara i teraz spacerowała po sypialni Fay, odszukując kolejne znienawidzone symbole lwa. Dziewczyna błogo spała w pozycji embrionalnej, a Kestrel nieustannie analizowała.

Kto mógł chcieć w ten sposób otruć Fay?

„Ktoś, kto dziwnie na nią patrzył", pomyślała i zazgrzytała zębami.

Kanaan naprawdę uważał, że należało mu się wszystko, więc Kestrel by nie zdziwiło, gdyby postanowił wziąć sobie także Fay. Zacisnęła pięści. Jeśli to on, osobiście pewnego dnia go otruje i pozbędzie się problemu. Nienawidziła go już za wystarczająco wiele rzeczy.

Podskoczyła, usłyszawszy pukanie, i zerknęła na Fay.

„Nikt cię nie dotknie. Nikt".

Zdjęła rękawiczki i podeszła do drzwi.

— Dowódco? — Jej brwi powędrowały do góry. — Nocną wartę przy mnie miał trzymać ktoś inny.

Kaspar skinął.

— I tak jest, Mistrzyni. Nie przyszedłem w roli twojego strażnika.

— A kogo?

— Dowódcy straży Jego Wysokości — oświadczył, a Kestrel zacisnęła palce na klamce.

„No pewnie. To tobie Kanaan każe przynosić ofiary", pomyślała wściekła i poczuła, jak iskry przeskakują po jej ciele. „Nie tkniecie tej kretynki".

— Mistrzyni — zaczął powoli. — Wiem, co myślisz o Jego Wysokości, ale to nie on mnie tu wysłał. Przyszedłem, bo dowiedziałem się czegoś o tym, kto próbował skrzywdzić panią Lockridge. Moim obowiązkiem jest chronienie również gości Jego Wysokości.

Kestrel uważnie mu się przyjrzała. Mave i Aarin do niej kiwnęli i w końcu przepuściła Rathmore'a, po czym zamknęła za nim drzwi. Zauważyła, że przelotnie spojrzał na jej pozbawione rękawiczek dłonie, i wykrzywiła usta w półuśmiechu.

— Nie ma tu Jego Wysokości, więc mu nie zagrażam.

Mężczyzna znowu skinął.

— Nie musisz ich zakładać w swojej sypialni lub pokoju swojej podopiecznej.

— Nie jest moją podopieczną.

— Nie? — Popatrzył jej w oczy. — To dlaczego to Mistrzyni wybierała ludzi dla pani Lockridge?

— Bo mogłam.

Gdy ujrzała, że nieznaczne uniósł brwi, parsknęła i skrzyżowała ramiona na piersiach.

— Powiedzmy, że jej ojciec ma inne sprawy i nie miałby na to czasu.

— Albo chciałaś mieć ją pod kontrolą.

— Albo chciałam mieć ją pod kontrolą — przyznała z uśmieszkiem i zerknęła na Fay. Dziewczyna poruszyła się przez sen. — Najwyraźniej ta kretynka wymaga jeszcze większej.

Kaspar również spojrzał na Fay, lecz zaraz przeniósł wzrok z powrotem na Kestrel, którą zaskoczyła jego powaga.

— Większej kontroli najprawdopodobniej wymagają wasi ludzie, Mistrzyni — stwierdził rzeczowo, a gdy zacisnęła wściekle szczęki, ciągnął: — Nie potwierdziłem tego jeszcze w pełni, ale podobno to któryś z Ornaeńczyków polecił służbie poczęstowanie tym trunkiem panią Lockridge.

Po ciele Kestrel przeskoczyły iskry.

Kaspar wpatrywał się w nią i obserwował, jak pod wpływem emocji palcami od razu odnalazła pierścień. Jej oczy błyszczały chęcią mordu i mężczyzna przez moment pomyślał, że byłaby gotowa zabić nie tylko winnych, ale i wszystkich posłańców.

— Podejrzewasz kogoś, Mistrzyni?

— Przeklęty Emerik Allencourt — wysyczała, wkładając w wypowiedzenie imienia i nazwiska syna Ezry całą nienawiść, jaka się w niej rodziła. — Założę się, że tatuś mu kazał. Zamarzył mu się majątek Lockridge'a i teraz pragnie zeswatać z jego córką swojego cholernego elegancika.

— Z Selią Lockridge, jak rozumiem?

Mocniej ścisnęła ramiona.

— A z kim innym? Oczywiście, że z tą fałszywą księżniczką — warknęła. Potem ruchem głowy wskazała Fay. — Wy może uważacie tę kretynkę za Założycielkę, ale Lockridge'owie już dawno się jej wyparli. Zapomnieli jednak pozbawić ją nazwiska, więc przyszły mąż, a tutaj chętnych zboczeńców jest wystarczająco, mógłby ubiegać się o jej prawa.

— Wątpię, aby lordów zniechęciło niedojrzałe zachowanie upojonej pani Lockridge.

— Ja też — parsknęła. Zacisnęła pięści i minąwszy Kaspara, podeszła do okna. — Ale Ezra jest idiotą i uważa, że wszyscy przejmują się reputacją tak, jak on i Seril. Zapomina, że dla niektórych z was ważniejsze są pieniądze.

Kaspar przez chwilę patrzył na Kestrel w milczeniu, analizując jej postawę — plecy spięła, głowę nieco pochyliła, ramiona skrzyżowała, a palcami przesuwała po pierścieniu. Był pewien, że właśnie planowała zemstę.

— Mistrzyni. — Zbliżył się do kobiety, która spojrzała na niego wrogo. — Chciałbym, żebyś nie dodawała mnie do listy swoich nieprzyjaciół. Zależy mi na bezpieczeństwie gości Jego Wysokości i zrobię wszystko, aby pani Lockridge była bezpieczna.

Kestrel uśmiechnęła się fałszywie.

— To trzymaj od niej z daleka Jego Miłościwość i resztę asmariańskich kociaków. Allencourtem zajmę się sama.

— Nie możesz go skrzywdzić, Mistrzyni.

— Nie zabiję go.

— Nie możesz go skrzywdzić.

Kestrel przewróciła oczami. Oparła się o okno i wpatrzyła się w Kaspara.

— Nie uszkodzę go trwale — powiedziała, a gdy Kaspar nie zareagował i dalej mierzył ją wzrokiem, parsknęła. — A uwierzysz mi, jeśli obiecam, że nic mu nie zrobię?

Kaspar nieznacznie uniósł kąciki ust.

— Będę musiał.

Niedługo później Rathmore opuścił sypialnię Fay. Chwilę potem jednak ktoś ponownie zapukał do drzwi — cztery razy w cztery miejsca. Tym razem Kestrel od razu wiedziała, kogo zastanie po drugiej stronie.

Gdy wpuściła do środka Esme, prostytutka się rozpromieniła.

— Miałaś rację we wszystkim, Mistrzyni! — Roześmiała się. — Jak zawsze.

Kestrel rozciągnęła usta w szyderczym uśmieszku.

— Czyli co, dzisiaj spędzisz noc z Jego Miłościwością?

Esme obróciła się dookoła, prezentując skromny ubiór służącej, po czym znowu wybuchnęła śmiechem.

— Strażnicy i gospodyni zamku mieli jakieś obiekcje przed zatrudnieniem mnie, ale gdy tylko król mnie zobaczył, sam podjął decyzję! Jego popęd naprawdę nie ma granic.

— Gdyby miał jakieś granice, nie byłoby tej cholernej wojny. — Prychnęła, ale potem wyciągnęła rękę, czule pogładziła Esme po policzku i kontynuowała kokieteryjnie: — Będę miała do ciebie kolejną prośbę...

Esme zmrużyła oczy i popatrzyła na nią spod długich rzęs.

— Ach, tak? Mistrzyni, ale tutaj śpi twoja podopieczna...

Kestrel parsknęła i spojrzała na Esme z wyraźnym rozbawieniem.

— Nie taką prośbę — rzuciła wesoło, lecz zaraz spoważniała. — Chcę, żebyś odwiedziła sypialnię kogoś jeszcze. I wyciągnęła z niego wszystko, co zdołasz. — Kąciki jej ust drgnęły, gdy kobieta zaczęła zaczepnie bawić się luźnym lokiem. — To młody dureń, na pewno dasz radę.

Esme wywróciła oczami.

— Oczywiście, że dam. Jak się nazywa twój wybranek, Mistrzyni?

— Prędzej ofiara. Emerik Allencourt.

— No proszę. Syn naszego Ezry?

Kestrel skinęła.

— W zależności od tego, ile sił ma nasz król, dostarczę ci informacje o naszym kochanym paniczyku jutro rano albo trochę później.

Kestrel wpatrzyła się w łobuzersko błyszczące błękitne oczy i uśmiechnęła się szerzej.

* * *

— Umm, dlaczego nadal tu jesteś? — wymamrotała Fay.

Kestrel spojrzała na dziewczynę. Ta z trudem utrzymywała oczy otwarte, ale nieco uniosła głowę, aby na nią zerknąć.

— Bo nikt inny nie chciał.

— A po co miał?

Mistrzyni prychnęła. Fay zdawała się ciągle zapominać o ostatnich wydarzeniach, a ona nie zamierzała jej kolejny raz wszystkiego tłumaczyć. Zresztą uznała, że to może i lepiej, jeśli Fay zapomniała, że Kanaan dziwnie na nią patrzył, a rozmowy z lordami były niemiłe. Dayane wielokrotnie powtarzała, że dobrze by było, gdyby Kestrel zapomniała o Marku Lockridge'u i chociaż ona nie chciała zapomnieć, to może Fay powinna.

— Nie interesuj się. Idź spać.

— Jaka ty zawsze jesteś wredna... Gapisz się na mnie. Jak mam spać?

Kestrel zazgrzytała zębami.

— Normalnie, kretynko. Nie jestem tu dla przyjemności, możesz być pewna.

— No to idź sobie i daj mi spokój!

Kestrel przewróciła oczami.

— Śpij, bo sama cię uśpię.

— Już nie chce mi się spać.

Kestrel pomyślała, że zaraz coś ją rozniesie. Albo ona rozniesie Fay.

— Nie obchodzi mnie to — syknęła, zaciskając pięści. — Zamknij się i śpij.

— Nie mogę.

— A jaki masz problem?

Fay zacisnęła usta.

Kestrel poczuła, że płonie.

— No?! Jaki?

— Żaden! Przestań krzyczeć... — Przełknęła ślinę. — Ale mi ściska gardło, zaraz coś mi się z nim stanie...

— Bogowie, niemożliwe, żebym aż tak zgrzeszyła. — Wypuściła głośno powietrze, w duchu zastanawiając się, kiedy wreszcie nie wytrzyma i zamorduje Fay. — Chcesz wody?

— Co?

Kestrel ściągnęła brwi.

— Słyszałaś.

— Tak, ale chcę wiedzieć, czy to prawda. Proponujesz mi pomoc?

— Chcesz czy nie?

— Chcę.

Kestrel podeszła do stolika, nalała wody do szklanki i usiadła na łóżku.

— Podnieś się — rozkazała ostro. — Jeśli się zachłyśniesz, to nie będę cię reanimować.

Fay powoli uniosła się na łokciach.

— Pewnie nie umiesz.

Kestrel zmarszczyła brwi i wcisnęła jej szklankę w dłoń.

— Zamknij się i pij, kretynko.

— Przestań...

— Nie marudź, pij!

Fay szybko przechyliła szklankę i prawie by się zachłysnęła, gdyby Kestrel od razu nie zareagowała i przytrzymała naczynie, trochę je odchylając.

— Nie sądziłam, że możesz być jeszcze głupsza, niż gdy jesteś trzeźwa.

— Jestem trzeźwa! A poza tym to twoja wina. Pospieszyłaś mnie i się wystraszyłam...

— Nie popłacz się, kretynko — zakpiła, odstawiając szklankę na półkę. — I idź spać — dodała i spróbowała wstać, lecz wtedy dziewczyna zacisnęła na jej nadgarstku kościste palce.

Zanim Kestrel spojrzała na pozbawioną rękawiczki dłoń Fay, ta ją puściła i błyskawicznie cofnęła rękę.

— Co znowu?

— N-nic, nieważne.

Kestrel wpatrzyła się prosto w oczy Fay.

— Nie denerwuj mnie. Nie pozwalasz dotykać się bez tych śmiesznych rękawiczek, a teraz nagle mnie łapiesz? Mów, o co chodzi.

— O nic...

Kestrel wzruszyła ramionami.

— Dobra, mam cię dość. Nie chcesz, nie mów. Nie mój problem.

— Dobrze znasz Jego Wysokość? — wypaliła i przygryzła wargę.

Kestrel zmarszczyła brwi. Dlaczego Fay o to pytała? Nagle przypomniała sobie wszystkie powody, za które nienawidziła Kanaana. W tym jego zbyt śmiałe ręce.

— A co?

— Nic...

— Dotknął cię?

— Co? Nie! — zawołała, ale zaraz dodała cicho: — A mógłby? Lordowie mówili różne rzeczy...

— Nie — odpowiedziała natychmiast Kestrel. — Nikt z nich cię nie dotknie.

— Skąd wiesz?

— Bo na to nie pozwolę. A teraz śpij — rzuciła i wstała. — Przed drzwiami stoją Mave i Aarin, a ja dziś nie idę spać. Śpij.

— Kestrel?

— Co?

— Dzięki.

— Idź już wreszcie spać, kretynko.

— No dobra...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro