1. Podwójna Alicja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pociągnęłam nosem szukając idealnej pozycji, która jednocześnie była majestatyczna, wygodna i luzacka. Moje ciało nie przepadało za sposobem siedzenia, poruszania się oraz bycia wielkich dam, czy to przestrzegających dawnych zasad królowych i czarownic. Dlatego uchodziłam za oznakę buntu, braku taktu, wszystkiego co uznaje się za "godność". Niemniej przestrzeganie tego było zbyt niewygodne i przyprawiające o ból głowy.

Chrząknęłam, kładąc buciory na stole w jadalni. Skrzyżowałam nogi w kostkach, opierając złączone dłonie na brzuchu.

- Przejdę od razu do krótkiej, treściwej historii, aby rzucić światło na ten cały sajgon. W końcu wypadałoby wiedzieć o co chodzi, nim rzuci się do ratowania świata, nie? - przymknęłam oczy, opierając głowę o oparcie krzesła. - Lepiej mi nie przerywać w trakcie opowieści, inaczej zrobię się baaardzo zła. Więc zacznijmy od początku - odchrząknęłam. - Była sobie kiedyś pewna kraina, która cierpiała z powodu czterech czarownic... Ach, nie! Wtedy to dwóch. Czarownice ze Wschodu i z Zachodu rujnowały swoje ziemie, chcąc więcej, coraz więcej czegoś. Nikt dokładnie nie wiedział czego poszukiwały i dlaczego robiły to co robiły, niemniej kto mógłby sprzeciwić się potężnym wiedźmą? Tym bardziej, że dwie pozostałe zachowywały neutralność, aby nie zdenerwować sióstr.

Ludziom pozostało tylko jedno. Skoro nie mogli zwrócić się o pomoc do dobrych czarownic, to poszukają kogoś, kto rzeczywiście da radę coś zrobić. I tak się składa, że znaleźli. Dobre czarownice pozwalały na swoich ziemiach rządzić ludzkim władcom, bo nie interesowały się samodzielnym panowaniem nad swoimi włościami. Jeden z królów zaproponował swoją pomoc. Właśnie wtedy się to zaczęło. Czarownice przestały sobie ufać, a jedna z nich - nikt już nie wie która - rzuciła klątwę na rodzinę królewską. Odtąd rodziły im się tylko dwie córki. Jedna dobra, nazywana Białą Królową; druga zła - Czerwona Królowa. Miała być to przestroga dla ludzi. Skoro zniszczyli więź łączącą cztery czarownice, one zrobią to samo, wprowadzając zamęt u słabych ludzi. Nie podejrzewały jednak, że dwa pokolenia później, Czerwona Królowa wezwie "wybawiciela" - Alicję - by położyć kres klątwie rozdzielającej siostry. Alicja, w pewnym sensie pomogła. Wypędziła czarownice do ich kryjówek, w których pozostają do dziś, ale to by było na tyle. Potem zniknęła - przekrzywiłam głowę, zastanawiając się, czy coś dopowiedzieć. Zaraz potem wzruszyłam ramionami. - Sto lat temu pojawiła się kolejna Alicja, Alicja Gale ze srebrnymi trzewikami. Jej zadaniem było pozbycie się czarownic, ale zamiast tego próbowała zabić ówczesną Czerwoną Królową, bo twierdziła, że jest bohaterką tej historii i ocali świat przed złem. Zakończyło się to tym, że została pokonana i prawie zabita przez czarownice - to, że wściekła Czerwona Królowa ją tam wysłała, nie jest tak istotne. Ach, ale tą, która ją później stamtąd wyciągnęła była tą, którą ona chciała zabić. Ta część historii jest dość zabawna, nie?

Tak czy siak wprowadziła zamęt, niemalże zabijając wiele niewinnych istot - zaczęłam bawić się pojedynczą kartą, przyglądając się jej z bliska. - Siłą rzeczy zapomniała o istotnej sprawie. Czerwone Królowe to nie byle jacy "złoczyńcy". Jesteśmy inteligentnymi manipulantkami, którzy nie cofną się przed niczym by uzyskać to czego chcą. Kłamiemy, udajemy, zdobywamy sojuszników, walczymy i nie boimy się ubrudzić sobie rąk. Taki przeciwnik zawsze pokona przybysza, który uważa siebie za "wielką bohaterkę dobra", nie mającą żadnej wiedzy o tym z czym ma do czynienia. Bo największy szkopuł jest w tym ile wiesz i na co możesz sobie pozwolić - podniosłam wzrok. - Jakieś pytania? - spytałam, zaraz potem, nie czekając na odpowiedź, rzuciłam: - Nie? Wspaniale!

Obecnie mieliśmy problem. Wszyscy. Zamiast przybycia pojedynczej Alicji, przybyły dwie osoby. Alicja i niejaki Damian Gale. Z jednego zaklęcia, które rzuciłam, z pojedynczych składników, do naszego świata przybyły dwie osoby. Dalej nie mogłam zrozumieć, jak mogło się to stać. Byłam Czerwoną Królową, rzucałam zaklęciami, uczyłam się magii, więc zawsze wszystko wychodziło tak, jak powinno. Ale nie wczoraj. Coś musiało pójść bardzo nie tak. I pomimo że udawałam, iż wszystko było w jak najlepszym porządku, to nie było. Bałam się tego, co to mogło oznaczać.

Czyżby moja magia słabła? Zrobiłam coś nie tak? Podążałam za starym zaklęciem, ale mogłam coś pominąć! Może moje karty zostały przeklęte?

Mój wzrok padł na siedemnastoletnią blondynkę, która wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi, błękitnymi oczami. Jej krótkie do ramion włosy były przewiązane czarną opaską na czubku głowy. Miała małą twarz z malutkim, zgrabnym, haczykowatym nosem oprószonym drobnymi piegami. Prócz tego była dość szczupła i zagubiona, co wiedziałam dzięki jej ciągłemu wykręcaniu palców lub miętoszeniu biało- błękitnej sukienki. Było to dość irytujące, ale ilekroć odezwałam się do niej zbyt ostro, kuliła się i przepraszała, wobec czego zostawiłam ją w spokoju. Wolałam nie stresować jej jeszcze bardziej, aby moja cierpliwość  zdołała zostać na poziomie na jakim obecnie się znajdowała.

Obok niej siedział dziewiętnastoletni chłopak. Miał krótkie za uszy, ciemnobrązowe włosy i przenikliwe zielone oczy. Polubiłam go od samego początku, głównie za to, że nie był taki jak Alicja. Wydawał się odważny i wojowniczy, choć jego szczupłe ciało wyglądało na raczej mało odpowiednie do bójki z kimś masywniej zbudowanym. W dodatku nie był zbyt wysoki, był równy ze mną, co ewidentnie wskazywało, że mógł mieć maksymalnie sto siedemdziesiąt centymetrów. Ale udawało mu się to ukryć zadziwiająco dobrze. Wystarczyły czarne bojówki z wysokim stanem i wciśnięta w nie brązowa bluzka. Ach i buciory!

- Przepraszam? - rozległ się lękliwy głosik.

- Ugh - skrzywiłam się. Znów zaczyna z tą swoją serią pytań i przeprosin. - Tak? - spytałam siląc się na uśmiech, który musiał wyjść upiornie w kombinacji z ostrym spojrzeniem, o czym postanowiła zakomunikować Alicja zaczynając drżeć niekontrolowanie.

- Jeśli... jeśli można... Skoro ty jesteś Czerwoną Królową, a to jest... - rozejrzała się szukając właściwego określenia.

- Czerwona Twierdza - powtórzyłam po raz setny.

- Tak. To, gdzie jest Biała Królowa?

- Wolisz ją bardziej niż moje towarzystwo? - uniosłam brew, przybierając smutną minkę - Czuję się skrzywdzona. Moje biedne uczucia.

Damian Gale chrząknął próbując ukryć uśmiech. Widocznie nie tylko ja byłam zirytowana.

- Ooo... J- ja nie chciałam! Proszę o wybaczenie! - zapiszczała Alicja.

Machnęłam leniwie ręką, szybko zmieniając temat.

- Zaraz po was przyjdzie Kapelusznik - parsknęłam, rozmasowując skronie. - To z nim udacie się do mojej siostry. A moje biedne, skrzywdzone uczucia i ja zostaniemy tu - w Czerwonej Twierdzy - ponownie sami ze sobą - dodałam nie mogąc się powstrzymać.

Blade policzki Alicji przybrały różowy odcień, co mnie zafascynowało. Tej miny jeszcze nie robiła, a była ona dość zabawna. Zupełnie jakby zawstydziła się, całkowicie na poważnie biorąc sobie to, co powiedziałam do serca. Ale przecież nie mogła być aż tak naiwna, prawda?

- To takie przykre! Może udasz się z nami? - spytała z nadzieją.

A, jednak jest aż tak naiwna.

- Wolałabym nie - zgasiłam ją chłodno.

Przesunęłam ręką po twarzy ze zmęczenia. Wczorajsze, nocne rzucanie zaklęć ochronnych na twierdzę, aby włos z głowy nie spadł tej dwójce, dawał się we znaki. Zużyłam za dużo energii, a przebywanie w jednym pomieszczeniu z kimś takim jak Alicja, tylko dodatkowo wysysało ze mnie siły.

- Afra! - nagły krzyk wybudził mnie. Jack wleciał do jadalni i oniemiał na widok nie dwóch a trzech osób. - O. Masz gościa?

- Właśnie o tym musimy porozmawiać - oznajmiłam wstając.

Obciągnęłam czarny top, który podwinął się podczas siedzenia i ruszyłam w stronę mężczyzny w długim szarym płaszczu. Następnie bezceremonialnie pociągnęłam go ku oknu.

- Jeśli jesteś zajęta... - zaczął, wyraźnie źle rozumiejąc sytuację.

- Nie rozumiesz. Wczoraj rzuciłam zaklęcie, pamiętasz? Potem wysłałam Galli wiadomość, w której napisałam, że MUSIMY POGADAĆ. Chodziło mi o to.

- O co?

- Zaklęcie przywołało dwie osoby, Jack. Nie tylko Alicję, ale również Damiana Gale. Przez całą noc sprawdzałam czy gdzieś się nie pomyliłam - zaczęłam nerwowo bawić się królową kier. - Sprawdzałam też składniki, lecz wszystko było w porządku. Jednak fakt pozostawał ten sam - przez zaklęcie zostały przywołane dwie osoby, nie jedna. Więc... - przywołałam swój bezwstydny uśmiech - ...musicie zapłacić mi podwójnie.

Kapelusznik zamrugał, nie dowierzając temu, co właśnie usłyszał. Możliwe, że potrzebował więcej czasu na przetrawienie sytuacji lub moich słów. Z pewnych względów podejrzewałam, że chodziło raczej o to drugie. I zapewne raczej o końcówkę, a nie o początek. Tym bardziej, że powiedziałam to tak bezczelnie, jakby to liczyło się dla mnie najbardziej. Chociaż... tak, właśnie tak było.

- Tym razem chciałabym coś innego - dodałam z nerwów. - Galla wykonała kawał dobrej roboty dając mi to czego chciałam, jednak tym razem o to nie poproszę. Ty w to także jesteś wciągnięty, wobec czego dasz mi na razie kapelusz, jako zastaw. Potrzebuję zabezpieczenia, bo będziesz mi winny przysługę.

Wyciągnęłam w stronę Kapelusznika rękę, którą po chwili wahania uścisnął. W ten sposób przypieczętowaliśmy los czarnego, małego kapelusza, dalej spoczywającego na głowie Jacka.

Potrząsnęłam ręką mężczyzny z zadowolonym uśmiechem.

- Miło robić z tobą interesy.

- Mam nadzieję, że ta przysługa będzie czymś wykonalnym i moralnym - burknął pod nosem.

- Oczywiście! Zatroszczę się o to - obiecałam.

- Tego właśnie się boję.

- Przesadzasz - zabrałam rękę, którą następnie objęłam jego szyję, ciągnąc w stronę dalej siedzących nastolatków.

- Coś im mówiłaś?

- Tak - przytaknęłam dumnie. - Powiedziałam im zbędne minimum, nie rozwodząc się nad drobnymi szczegółami. Och, dzięki temu, choć na chwilę się zamknęli, także to sukces.

- Czyli powiedziałaś tyle co nic - westchnął Jack.

- Czyli zbędne minimum tego, co powinni wiedzieć - parsknęłam oburzona. - Obrażasz mnie w tej chwili, wiesz o tym?

- Jak tam chcesz - posłał mi chłodne spojrzenie, zrzucając moje ramię ze sowich barków.

Najpewniej wkurzył się na to, że jako królowa tak mało czasu poświęcałam historii. Jego ideał władczyni - moja siostra - wie wszystko o wszystkim, jest cudowna i umie zachowywać się tak, jak tego się od niej wymaga. Brakowało mi, jednak cierpliwości na to wszystko, tym bardziej, że przekazałam same najważniejsze, najistotniejsze rzeczy. Powinien mi chociaż pogratulować zrobienia przynajmniej tyle, a nie od razu krytykować. Bez używania słów, w dodatku.

- Zachowujesz się zupełnie jak Galla - prychnęłam bardziej do siebie, patrząc na jego plecy, gdy podchodził do nastolatków. Nawet nie zauważył, że się zatrzymałam.

Zawsze tak było. Za każdym razem widziałam plecy Kapelusznika, jego bandy i Galli. Nie starali się mnie zrozumieć.

- Hej! Alicja łap - rzuciłam pudełeczko, które uprzednio ucałowałam. Zamiast tej niezdarnej dziewczyny, złapał je Damian. - Wyciągnijcie jedną kartę w razie niebezpieczeństwa. Wystarczy powiedzieć "chroń nas" i będzie dobrze.

- Co? - spytał dziewiętnastolatek.

- Kapelusznik będzie wiedzieć - powiedziałam podchodząc szybko i zabierając z głowy Jacka jego kapelusz. Ruszyłam do drzwi nie oglądając się za siebie. - Zabierz ich z mojego zamku.

Zignorował to, od razu koncentrując się na dzieciakach.

- Ona zawsze jest taka chłodna, dlatego nie ma co się przejmować - rzucił Kapelusznik, najpewniej do Alicji.

- Ależ ona jest samotna... - upierała się dziewczyna.

- Nie gadaj głupot - zbeształ ją.

Trzasnęłam drzwiami, szybko ruszając do lochów. Musiałam przesłuchać wczorajszych nieproszonych gości. To było ważniejsze niż słowa dziewczyny, która ledwo mnie znała.

Słów tak bardzo prawdziwych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro