21. Opłaca się, czy też nie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Za figurą znajdował się sejf Galli. W nim zostały ukryte moje karty oraz fajka Gąsienicy. Wobec zbliżającego się wyjazdu, uznaliśmy że najlepiej będzie zabrać swoje "zabawki" byleby mieć je przy sobie. Nie wyglądało też, jak gdyby siostra zdawała sobie sprawę, że je mieliśmy. Chyba nawet zapomniała nam je oddać, bo kiedy mieliśmy wyruszać jedynie zapytała czy jesteśmy gotowi. Kiedy otrzymała odpowiedź twierdzącą, uśmiechnęła się szybko przytakując. Była lekko roztrzęsiona, jako że brała czynny udział w pokonaniu czarownicy, niemniej nie zamierzała ani płakać, ani rezygnować. W przeciwieństwie do Alicji, była spokojna i pewna tego, że to była słuszna decyzja. Zamierzała także zmienić ten świat na lepsze, a to uzyskać mogła tylko wtedy, kiedy pozbędziemy się wiedźm.

- Powodzenia - rzuciła krótko, nim przeniosła nas do pałacu, w którym znajdowała się Czarownica ze Wschodu.

Tak też ja, Gąsienica, Galla, Alicja, Kot, Jack i Damian znaleźliśmy się w patowej sytuacji. Otóż okazało się, że czarownica na nas czekała wraz ze swoją niespodzianką. Niespodzianką w postaci czegoś w rodzaju labiryntu. W dodatku rozdzieliła nas, choć wiedziałam, że jednocześnie  z nami była. Czułam jej nieustającą obecność tuż za moim karkiem. I domyślałam się co zamierzała.

Rozdzieliła nas, by móc dobrać się do każdego z nas z osobna. W ten sposób wprowadzić zamęt, niezgodę, złość i wszystkie te emocje, które skutkowały autodestrukcją lub destrukcją otoczenia.

Zresztą w ten sposób mogła dowiedzieć się kluczowych kwestii o nas samych, a także o reszcie. Wystarczyło dobrze zadawać pytania, kierować rozmową, nastraszyć albo zamieszać w głowie. Z tego powodu nie widziałam losów Alicji zbyt dobrze. Była najsłabszym ogniwem, mogącym zdradzić wszystko bez większego sprzeciwu. W końcu nawet beksa coś mówiła. A nie było wiadomo co dokładnie pokaże i powie jej Czarownica ze Wschodu.

Wszystkich nas wystawi na swoją próbę, zaś ten, który powie najwięcej zostanie dopuszczony do mety, czyli wyjścia i wypuszczony na światło dzienne tuż przed zamkiem.

Wiedziałam to, bo sama stworzyłam to zaklęcie, a potem po pijaku sprzedałam je Czarownicy ze Wschodu. Była to najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłam, głównie dlatego, że wymieniona cena należała do śmiesznie niskich.

Tak czy owak, słabym punktem zaklęcia było to, że można było mówić cokolwiek, a i tak dostanie się bliżej wyjścia, pomimo obranej drogi kończącej się ślepym zaułkiem. Było to, jednak korzystne, choćby dlatego, że mogłam to wykorzystać i potem spróbować się jakoś skomunikować z resztą, mówiąc im o drodze wyjścia. Co prawda z tym mógłby być problem, lecz wraz z Gąsienicą na pewno coś wymyślimy. Wystarczyło w końcu znaleźć czarownicę i się jej pozbyć, by rozwiązać problem. Z technicznego punktu widzenia było to banalnie proste zadanie do ogarnięcia w późniejszej kolejności.

O ile czarownica się odezwie zadając mi pytania, czy włączając do rozmowy. Bez tego mogłam błądzić do woli, szukając wyjścia. Karty, magia lub przedmioty magiczne nie działały w środku labiryntu. To była ukryta zaleta zaklęcia, którą wiedźma mogła wykorzystać na swoją korzyść.

Mój geniusz, w tamtym czasie, nie zakładał, że sprzedam po pijaku zaklęcie, a potem zostanie ono wykorzystane przeciwko mnie. Mogłam to jakoś przewidzieć lub posłuchać Gąsienicy, wcielając w życie zasadę nie picia z czarownicami. Ponieważ zawsze potrafiły wyciągnąć ze mnie coś wartościowego i potem prowadziło to do takich sytuacji.

Westchnęłam, pocierając czoło. To nie było zdarzenie, w którym chciałam uczestniczyć. I, w które chciałabym pakować Gallę, Gąsienicę albo Jacka. Ach, no i Damiana. Nawet wolałam sobie nie wyobrażać co naopowiada im Czarownica ze Wschodu. Szczególnie, że mogła mnie zwyczajnie tu zamknąć do końca mojego życia w rewanżu. O tym szczególnie nie pragnęłam myśleć, bo przecież w jakiś sposób ją zdradziłam. Mogła pragnąć zemsty, którą uzyska w tak świetny sposób.

- Więc? Co teraz? - spytałam powoli ruszając przed siebie. Było to lepsze od stania w miejscu. - Będziesz milczeć?

Cisza.

Szczerze powiedziawszy zrobiłabym dokładnie to samo, będąc na jej miejscu. Chcąc nie chcąc razem z Gąsienicą, byliśmy najsilniejszymi kartami Galli w walce przeciwko czarownicom. Każdy normalny, myślący człowiek pragnący zwycięstwa nad przeciwnikami, pozbyłby się właśnie nas. Bo mogliśmy przechylić szalę albo ją całkiem zniszczyć. Więc lepiej było nas się pozbyć czy zamknąć gdzieś, gdzie nie będziemy przeszkadzać. A potem wypuścić po wygranej, aby pokazać swój triumf nad innymi. W ten sposób zniszczyłaby mojego ducha i pokonała mnie na o wiele większą skale.

Mimo to istniała wielka szansa, że w tym labiryncie trafię na któregoś z mojej ekipy. Jeśli połączę z nim siły, a czarownica będzie unikała rozmowy ze mną, ale nie z nim, to wyjdziemy stąd razem. Prawdopodobieństwo zignorowania innych tak, jak ignorowała mnie, było zaskakująco niskie. Musiała być ich ciekawa, skoro rzuciła akurat to zaklęcie. Wobec tego wystarczyło znaleźć kogokolwiek i się do niego dołączyć, jednocześnie przysłuchując się wymianie zdań. Ale przy tym panować nad sobą, byleby nie wypowiedzieć ani słowa, aby nie okazało się, że i tego kogoś zignoruje z powodu moich wtrąceń. Tutaj należało być cierpliwym i rozważnym.

Jeśli jednak nie znajdę nikogo, problem jedynie narośnie do olbrzymich rozmiarów. Nie mogłam dopuścić do zniszczenia marzenia Galli, a tym bardziej utknięcia w labiryncie! Miałam jeszcze całe życie przed sobą!

- Tym razem dokonałaś złego wyboru, Czerwona Królowo - rozległ się kobiecy głos gdzieś nade mną. Nie musiałam podnosić wzroku, by wiedzieć, że niczego tam nie było. - Trzeba było trzymać się nas.

- Och, zrobiłabyś dokładnie to samo, będąc na moim miejscu - rzuciłam spokojnie. - Za bardzo kusiłaby cię przyszłość, w której byłabyś uważana za jedynego złoczyńcę.

- Jednak nie wygracie - obojętność w jej głosie była godna pozazdroszczenia. Sama bym tak nie potrafiła. - Możecie mnie zwyciężyć, lecz nie moją siostrę. Ona jest najgorsza z nas wszystkich i dobrze o tym wiesz.

- Doskonale się przygotuję przed starciem z Zielonką - obiecałam podtrzymując rozmowę. - Żeby ostatecznie wygrać.

Westchnięcie. Zirytowane, pełne pogardy westchnięcie dając mi ogląd na jej poglądy. Czarownica ze Wschodu wyraźnie starała się pokazać mi jedyną przyszłość, którą ona widziała. Taką, w której giniemy przez własną głupotę. Nikt normalny nie pakowałby się do wypowiadania wojny Zielonce, która była najgorszą wiedźmą. Brakowało jej litości, empatii i wielu innych kluczowych uczuć, które mogłyby ją jakoś scharakteryzować za dobrego człowieka. Była bezwzględną morderczynią ze swoją armią małp bez rozumu.

- Nic bardziej nie pobudza człowieka, niż krok przed dokonaniem największego w życiu sukcesu - kontynuowałam swobodnie. - Mnie osobiście napędzają pieniądze, ale innych raczej lepsza przyszłość bez was w tle.

- A także tytuł "złoczyńcy" - dodała, jakby kręciła głową.

- Zdecydowanie!

- Żyjecie w iluzji - parsknęła czarownica. - Czarownicy z Zachodu nie da się zabić. Jest zbyt potężna i inteligentna. Gdyby tak nie było już dawno udało by mi się jej pozbyć. Więc jedyne co was czeka to utrata życia w głupiej próbie osiągnięcia czegoś... bez większego sensu.

- Pozwól, że sama to ocenię, kiedy już sprawdzę - poprosiłam radośnie.

Pomimo rozluźnionego tonu, zaczęłam się wahać. Kobieta miała trochę racji. Czarownica z Zachodu była potężnym przeciwnikiem, którego nie pokonały nawet jej siostry. Ich moc po prostu nie równała się ze sprytem wiedźmy, która pragnęła być najlepsza, osiągnąć wszystko co się dało i mieć więcej niż wszyscy inni. A to przez jednego mężczyznę, który odrzucił ją oraz jej zaloty kilkaset lat temu.

Osobiście uważałam to za dość żałosne, lecz nie mogłam jej tego powiedzieć prosto w twarz. Obawiałam się czego mogłaby użyć przeciwko mnie po usłyszeniu tej wyraźnej kpiny.

W końcu wyznawałam w życiu kilka zasad. W tym:

1. Facet cię nie chce? Znajdź sobie innego lub ciesz się życiem singielki.

2. Życie to jedno wielkie bagno.

3. Lenistwo czasami mogło być dobre.

4. Obojętność na zmiany cię nie zabije.

Te cztery zasady były moimi ulubionymi. Dlatego też znalazły się na pierwszych miejscach długiej listy. Listy wyśmiewanej przez Gąsienicę uważającego, że z tego właśnie powodu tak bardzo różniłam się od swoich poprzedniczek. Były one aktywne, szalone, mściwe, żądne przygód albo udanego życia bez ingerowania w losy innych.

Jednakże one nie miały tak wspaniałej, uroczej i kochanej siostry, jak Galla. Dla niej byłam gotowa zrobić absolutnie wszystko, o ile nie było to związane ze zmianą charakteru na lepszy. W tym zmiany stylu życia.

- Naprawdę tak śpieszno ci zginąć? - zdziwiła się czarownica wyprowadzona z równowagi. - Powinnaś czerpać z nas przykład! Siać zamęt, niezgodę i nienawiść. Jesteś Czerwoną Królową! Jedyną z najlepszych z jakimi miałam do czynienia. Właśnie dlatego tak aktywnie z tobą współpracowałam! A, jednak zdecydowałaś się pomóc tej śmiesznej grupce ludzi, zniżając się do ich poziomu. Czy naprawdę chcesz się nas pozbyć?

Otworzyłam usta, żeby przytaknąć, lecz nie potrafiłam. Wcześniej o tym nie myślałam, ale po całej tej historii, zostanę jedynym złem zanieczyszczającym tę planetę. Będą mnie nienawidzić podwójnie i tak samo chcieć się mnie pozbyć. Uznają, że uda się mnie zabić, skoro udało potężne czarownice.

Z niepokoju zagryzłam wargę do krwi.

Teraz poważnie się zastanawiałam co było lepszym rozwiązaniem. Czy marzenie i wizja Galli była ważniejsza od mojego życia? Ważniejsza od tego jak będę traktowana i tego, jak będę wyglądać w oczach innych? Nikt przecież nie nazwie mnie bohaterką! Uznają, że specjalnie zabieram glorię i chwałę Alicji, bo byłam... zła.

- Widzisz? - wyszeptała Czarownica ze Wschodu - Nie chcesz tego. Bo zostaniesz następną do wyeliminowania. Myślisz, że zostawią cię w sposobu? Dlaczego by mieli, skoro wreszcie "oczyszczają" ziemię ze zła? A ty - według nich - jesteś taka jak my, moja droga Afro. My znikniemy, więc ich oczy zwrócą się ku tobie. Ku tej Czerwonej Królowej, która jest równie paskudna co poległe czarownice.

- Masz... masz rację - wymamrotałam wykrzywiając twarz z bólu.

Wcześniej te myśli ignorowałam, uznając naszą siostrzaną więź z Gallą za mocną i silną. Ale ona przestała taka być, kiedy pojawiła się Alicja. Została postrzępiona, przypalona oraz popruta.

- Dlaczego w ogóle to robię? - zapytałam na głos.

- Ponieważ ktoś musi odwalić brudną robotę, Afro - wyjaśniła czarownica. - Wiesz o tym. Bez ciebie sobie nie poradzą, nikt nie zabije czarownic, ani nie pomyśli o dobrym rozwiązaniu problemu. Trzymają cię jedynie z tego powodu. Mamią. Ciągną i przyciągają do siebie. Zwodzą. Nie zależy im na tobie, ale na tym, by pozbyć się nas. To jedyny powód.

Te słowa kuły minie w serce. Przez to, że niosły ziarnko prawdy, którą widziałam w oczach drużyny "dobra". Po zabiciu czarownic, odrzucą mnie, ponownie traktując za wroga, z którym nie chcą mieć nic wspólnego, bo moja rola się zakończyła. Skoro straciłam swoją wartość, ponownie stałam się niepotrzebna.

Zamierzałam, jednak doprowadzić sprawę do końca. Nawet jeśli taki los czekał mnie u krańca tej wędrówki. Zapewne z powodu ślepej miłości do Galli i zauroczenia zachowaniem Jacka. Z powodu miłych gestów Czarnoksiężnika, śmiesznego Kota oraz zdeterminowanego Damiana, który tak bardzo chciał dla mnie pracować.

- Gdzie jesteś? - spytałam mierzwiąc włosy.

Później mogłam tego żałować. Później mogłam pragnąc cofnąć czas przez zachowanie reszty członków tej drużyny. Niemniej musiałam doprowadzić sprawę, której się podjęłam do jej zakończenia. Dla Galli i dla samej siebie, która nie porzucała raz powziętej decyzji.

Nawet , jeśli... koniec będzie zły.

- Dobra dziewczynka - rozległ się zadowolony głos Czarownicy ze Wschodu. - Wreszcie podejmujesz słuszną decyzję.

**********

Godzinę później wszyscy stali przed zamkiem, w którym chowała się Czarownica ze Wschodu. Patrzyli na moją poranioną twarz i zaplamioną krwią skórzaną kurtkę. Była to oznaka zwycięstwa. Ale nikt się nie cieszył, bo to oznaczało, że na świecie pozostała jedynie jedna, najgorsza wiedźma.

- Musimy zająć się sprawą szpiega - mruknęłam rozmasowując mostek nosa. Tym samym rozsmarowałam krew na twarzy. - Inaczej nie ruszymy do przodu.

Choć patrzyli na mnie pytająco, starając się wypytać co mi się stało, zamierzałam milczeć. Żeby nie zdradzić własnych wątpliwości podjętą decyzją. Obawiałam się przyznać przed nimi do lęków, które zagnieździła we mnie czarownica.

- Więc chodźmy - Gąsienica objął mnie ramieniem. - Każdy jest zmęczony. Powinniśmy odpocząć.

To zakończyło dyskusję. A ja wreszcie mogłam się o kogoś wesprzeć, zaś potem zwierzyć z własnych wątpliwości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro