05

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Justin

Minął tydzień, odkąd Lilly nie ma w szkole. Na początku olałem to. Byłem wkurwiony na tą sytuację, gdy ot tak sobie poszła, ale zaczynałem się powoli martwić. Nadal nie rozumiem, dlaczego nie chce ze mną rozmawiać. Przecież nic takiego nie zrobiłem! Ignorowała mnie tak bardzo jak tylko mogła.

Postanowiłem, że po szkole pojadę prosto pod jej dom. Na własną rękę chciałem dowiedzieć się, dlaczego mnie unika. Będziemy rozmawiać czy tego chce czy nie.

Po ostatniej lekcji wybiegłem ze szkoły i szybko wsiadłem do auta. Wziąłem głęboki oddech i odpaliłem auto. W mojej głowie pojawiło się wiele wątpliwości. Co jeśli jej nie będzie? Albo nie będzie chciała mi otworzyć drzwi? Tak właściwie, to co ja jej powiem? Że tęsknie i nie wiem, dlaczego ma mnie w dupie? Przecież to brzmi jakbym był jakimś mięczakiem! Nie mogłem w ten sposób zrobić... A może powinienem tam wejść i wypomnieć jej to wszystko? W końcu obiecała mi spotkanie! Za kogo ona się uważa, żeby mnie tak ignorować!

Zbliżałem się już do celu. Zaparkowałem dwa domy dalej, by nikt mnie nie zauważył. Szybkim krokiem udałem się pod dom Lilly. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi i czekałem, aż ktoś otworzy. Chwilę później ujrzałem kobietę około czterdziestoletnią, która gdy tylko mnie zobaczyła, zdziwiła się. Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli okazję się kiedyś spotkać.

- Dzień Dobry. Czy jest Lilly? - spytałem.

- Witaj, młody człowieku. Tak, jest. A z kim rozmawiam? - zmarszczyła brwi, stając z założonymi rękoma.

- Justin. Miło mi - przedstawiłem się, wyciągając dłoń w stronę kobiety.

Kiedy ta podała mi ją, schyliłem się i musnąłem wargami jej skórę. Ewidentnie ją to zaskoczyło, by szybko zabrała rękę i się zarumieniła. Plus dla mnie.

- Mnie również. Zapraszam - powiedziała, wpuszczając mnie do środka.

Gdy tylko przeszedłem przez próg przypomniała mi się jedna z tych cudownych chwil z Lills... To właśnie w tym domu ją pocałowałem. Miała tak delikatne i miękkie usta... Nigdy nie miałem okazji spotkać lepszej dziewczyny niż ona.

- Lilly! Ktoś do ciebie! - krzyknęła kobieta.

- Już idę, mamo!

Ach. Czyli to jej mama. W sumie było to logiczne.

Chwilę później na schodach pojawiła się brunetka. Ubrana była w słodką jednoczęściową piżamkę jelonka, a na nogach miała kosmate, grube skarpetki. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Ona natomiast chyba nie była zbytnio zadowolona moją wizytą. Zmarszczyła brwi i popatrzyła na mamę wymownie. Zdaje mi się, albo na prawdę miała do niej pretensje.

- Po co tu przyszedłeś? - zapytała, a kobieta ulotniła się.

- Porozmawiajmy - nalegałem, patrząc na nią intensywnie. Być może uda mi się sprawić, by ugięła się pod moimi prośbami.

Patrzyła na mnie z przymrużonymi oczami i skanowała moją posturę. Tęskniłem za czasem, gdy obydwoje chcieliśmy tego samego. Kiedy nie było między nami żadnych problemów i mogliśmy spokojnie spędzać czas. Owszem, nie trwało to długo, ale musieliśmy spróbować to naprawić. Kto jak nie my?

- Masz pięć minut, a potem wychodzisz. Jasne? - odezwała się w końcu.

- Jasne.

Zaprowadziła mnie do jej pokoju. Tam mogliśmy porozmawiać w cztery oczy. Usiadłem na rogu łóżka i obserwowałem każdy najdrobniejszy ruch Johnson. Wyglądała zabawnie w tej piżamie. Nie mogłem się przez to skupić. Odwróciłem więc wzrok i wziąłem głęboki wdech, by być gotowym na mówienie.

- Dlaczego nie ma cię w szkole?

Postanowiłem zacząć od neutralnych tematów. Nie chciałem jej spłoszyć.

- Jestem chora. Po to przyszedłeś? - prychnęła, siadając na fotelu przy biurku.

- Nie rozumiem o co ci chodzi - powiedziałem, wyrzucając ręce w powietrze.

- Nie pieprz, Bieber. Chodź raz - rzuciła oskarżycielsko.

Dłużej tego nie zniosłem. Żadna suka nie będzie mi mówić, co mam robić.

Zerwałem się szybko z łóżka i podszedłem do niej. Złapałem za ramiona i podniosłem jej drobne ciało do pozycji stojącej. Czułem jak w moich żyłach krew się dosłownie gotuje.

- Jeszcze raz w ten sposób się do mnie odezwiesz, a...

- A co? - przerwała mi, prostując się odważnie. - Nie jesteś dla mnie absolutnie nikim, kto mógłby mi wydawać rozkazy. A teraz wynoś się z mojego domu!

- Nie, dopóki nie powiesz mi, dlaczego zachowujesz się jak suka - splunąłem.

- Nie zmusisz mnie.

- A chcesz się przekonać? - zapytałem, przygwożdżając ją do ściany.

Jak nie po dobroci, to siłą.

Patrzyłem prosto w jej oczy. Była przestraszona, ale starała się to ukryć. Choćbym nie wiem co miał zrobić, żeby wreszcie zaczęła mówić - zrobię to.

Nawet nie wiem, kiedy zbliżyliśmy się tak do siebie, że dzieliły nas dosłownie centymetry. Pod wpływem chwili naparłem na nią całym sobą i zacząłem intensywnie całować. Gorąco, które od niej biło - pochłonęło mnie. Nie byłem w stanie powstrzymać się. Pragnąłem każdego, najmniejszego skrawka jej ciała. Ona musiała być moja.

W pewnym momencie poczułem, że Lilly usiłuje mnie od siebie odepchnąć. Zmarszczyłem brwi i w końcu odsunąłem się od niej. Jej twarz zalana była łzami. Wcale nie wyglądała na szczęśliwą.

- Lills, ja...

- Nie odzywaj się do mnie - zagroziła.

- Przepraszam. Ja po prostu...

- Nie obchodzi mnie to. Nie dotykaj mnie, nie patrz na mnie i nie kontaktuj się ze mną. Nie chce mieć kłopotów z twoją dziewczyną. Nie jestem zabawką, do której możesz przyjść kiedy ci się rzewnie podoba, rozumiesz? - wymamrotała, płacząc cichutko w rękaw.

Ten widok złamał mi serce. Czułem, że wszystko, co chciałem poukładać dosłownie się rozpłynęło. Dlaczego ja to zrobiłem? Przecież mogłem to jeszcze naprawić! Teraz moje szanse na odzyskanie jej były zerowe.

- Wyjdź - rzuciła chłodno.

- Ale...

- Wyjdź! - krzyknęła przez łzy, wskazując na drzwi.

Nie chciałem tego robić, ale to było jedyne rozwiązanie. Rozdział Justina i Lilly został właśnie zamknięty.

***

Nie wiem, co mam myśleć o tym rozdziale. Nie jestem z niego za bardzo zadowolona. Dajcie mi znać, co wy o tym myślicie. Każda gwiazdka i każdy komentarz są dla mnie na wagę złota ♥ Będę to powtarzać w kółko i wciąż, bo wiele z was nie pisze nic pod rozdziałami.

Dzisiaj nie dodam drugiego, ponieważ obchodzę rocznicę z chłopakiem i zamierzam cały dzień z nim spędzić ♥ Wybaczcie!

Do jutra!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro