09

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Justin

- Co się z tobą ostatnio dzieje?! W ogóle cię nie poznaje, Justin! – krzyczała moja matka, kierując autem.

Można powiedzieć, że rozmowa jej z komendantem nie skończyła się tak jakbym tego chciał. Jak się spodziewacie – wypuścili mnie do domu, ale biorąc pod uwagę to, co miało nastąpić chyba wolałbym siedzieć dwadzieścia cztery godziny w areszcie. Tam chociaż miałbym pewność, że nie umrę, a tak to z moją matką nic nie wiadomo.

- Bywa – odparłem, patrząc na świat za oknem.

Nie chciałem się z nią kłócić. Przecież i tak by nie zrozumiała. Mało tego, nie miałem takiego obowiązku. Byłem już pełnoletni.

Kobietę wcale nie zadowoliła moja odpowiedź. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej się zezłościła. Jej natura choleryczki w mieszance z istną furią nie wróżyła nic dobrego. Może właśnie dlatego ona i ojciec się rozwodzą? Ani jedno ani drugie nie jest dla mnie już nikim ważnym. Równie dobrze mógłbym się wyprowadzić i nie utrzymywać z nimi kontaktu.

- Justin, nie denerwuj mnie! Jak to jest możliwe, że ostatnio plączesz się tylko w najgorsze tarapaty?! Chcesz, żebym z tobą oszalała? Zlituj się dziecko!

W pewnym momencie totalnie się wyłączyłem. Niech sobie gada co chce, ale ja nie zamierzam brać udział w tych bezsensownych sprzeczkach.
Oparłem głowę o szybę i założyłem kaptur na głowę.

Moimi myślami zawładnęła Lilly. Odkąd wyprowadzono mnie z kawiarni nie wiedziałem, co u niej. Wychodząc z komisariatu zapytałem policjanta, czy mógłby mi cokolwiek powiedzieć, ale ten zaprzeczył. Nie ważne jak, ale za wszelką cenę jeszcze dzisiaj do niej pojadę.
Rzecz jasna najpierw będę musiał udać się pod lokal, w którym pobiłem lalusia. To właśnie tam zaparkowałem auto i oczywiście nikt mi go nie podrzuci do domu.

Gdy tylko mama zaparkowała na podjeździe, wbiegłem do domu i poszedłem prosto do swojego pokoju. Wziąłem świeżą bieliznę i ubrania, po czym udałem się na krótki prysznic.

Wchodząc do łazienki zauważyłem, że mam na twarzy kilka ran. Odkręciłem wodę i przemyłem ją zimną wodą. Pod prawym okiem miałem jeszcze fioletowego siniaka. Teraz raczej było już za późno, bym cokolwiek mógł z tym zrobić. Na knykciach miałem jeszcze zdartą skórę i kilka zadrapań. I tak nie było ze mną tak źle. Raczej ten loczek był bardziej poszkodowany.

Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Umyłem ciało żelem pod prysznic, a włosy ulubionym szamponem. Zmyłem z siebie powstałą pianę i wyszedłem z kabiny. Wytarłem ciało miękkim ręcznikiem i założyłem wcześniej przygotowane rzeczy. Podsuszyłem lekko włosy i byłem gotowy do wyjścia. Zabrałem tylko jeszcze klucze z kieszeni poprzednich spodni i zbiegłem po schodach na dół.

- A ty gdzie się wybierasz? – zapytała mama, stając mi na drodze.

Przewróciłem oczami i westchnąłem głośno.

- Wychodzę. Nie widać? – burknąłem.

- Nie odzywaj się do mnie w ten sposób – ostrzegła, wbijając mi swój palec w klatkę piersiową.

- Mamo, odsuń się. I tak wyjdę – jęknąłem, próbując ją ominąć.

- Nigdzie nie idziesz. Jeśli nie nauczysz się normalnie funkcjonować wśród ludzi, wylądujesz w więzieniu. Nie rozumiesz tego? – wypersfadowała, blokując drzwi.

Czy ona naprawdę myśli, że coś takiego mnie powstrzyma? Nic o mnie nie wie! Przestała się mną interesować odkąd tylko jej i taty związek zaczął się sypać. Jednym słowem już ponad trzy lata temu. To wystarczyło, bym zmienił swoje nastawienie do świata o sto osiemdziesiąt stopni.

- A ty jesteś dla mnie nikim. Nie rozumiesz tego? – splunąłem, naśladując jej głos.

W jej oczach pojawiły się łzy, a postawa osłabła. Postanowiłem wykorzystać ten moment i przepchnąłem ją na bok. Wychodząc trzasnąłem drzwiami i udałem się w drogę do kawiarni. Dobrze, że miałem ze sobą słuchawki, dlatego też włożyłem je w uszy i przyspieszyłem kroku.

Dlaczego ona spotykała się z takim mięczakiem? I dlaczego miała do mnie pretensje, skoro sama wyrzuciła „nas” do kosza? Jak można być taką egoistką! Zależało mi na niej... W sumie to nadal mi zależy...

Odrzuciłem od siebie te myśli. W końcu miałem sobie dać z nią spokój tak jak ona dała sobie ze mną. Dlaczego ja miałbym o nią walczyć?

Tak właściwie, to już to zrobiłeś, idioto!

Wcale, że nie.

Nie udawaj, bo wszyscy wiedzą, że zależy ci na niej i chcesz, żeby była twoja!

Kurwa.

Mało tego, sam to powiedziałeś. I to w jej towarzystwie!

Stul pysk głupi głosie w mojej głowie!

W zasięgu mojego pola widzenia pojawiło się porządane miejsce. Szybko podbiegłem do swojego auta i jak najszybciej usiadłem za kierownicą.

Co teraz powinienem zrobić? Nie mam pewności, że ona jest w domu. Mimo wszystko chyba nie szkodzi mi sprawdzić.

Udałem się więc pod jej dom. Nie zobabczyłem świecącego się światła w jej pokoju. Spojrzałem na zegrarek.

22:48

Wszyscy napewno już śpią. Głupio będzie tak po prostu zadzwonić dzwonkiem. Może po prostu do niej zadzwonię? Chociaż nie jest to takie proste. Nie odbiera moich telefonów od kilku tygodni, więc dlaczego miałaby to zrobić teraz?

Nagle w mojej głowie pojawiła się złota myśl. Pamiętam, że jeden gościu z naszej drużyny kuma się z jej przuyjaciółką. Może uda mi się zdobyć do niej numer i dowiem się czegoś?

Wystukałem szybko numer do Jacka i czekałem, aż po drugiej stronie odezwie się chłopak.

- Halo?

- Hej, Jack. Tu Justin. Masz chwilę? – powiedziałem szybko, dalej obserwując pokój Johnson z odległości.

- Stary, ja śpię – odezwał się z wyraźnie słyszaną chrypą.

- Dosłownie chwila – poprosiłem.

- Dobra. Mów, co chcesz – westchnął.

Po chwili rozmowy udało mi się zdobyć numer do nijakiej Amandy. Rozłączyłem się szybko z chłopakiem i zadzwoniłem do dziewczyny. O dziwo odebrała szybciej niż jej poprzednik.

- Słucham?

- Amanda? – spytałem z nadzieją.

- Yyy... tak. A kto mówi? – odparła z konsernacją.

- Justin. Wiesz może, gdzie jest Lilly?

- To już nie twoja sprawa – fuknęła zirytowana.

Dlaczego wszystkie dziewczyny muszą być takimi sukami?!

- Właśnie, że moja! Muszę wiedzieć, co się z nią stało – nalegałem, uderzając ręką w kierownicę.

- Jedyne, co musisz wiedzieć to to, że ona nie chce cię już nigdy widzieć – rzuciła, rozłączając się.

Kurwa.

Postanowiłem spróbować jeszcze raz. Nie odebrała. Kolejny. Też nic. Robiłem tak jeszcze kilka razy, aż wreszcie odebrała.

- Przestań do mnie dzwonić! – krzyknęła do telefonu.

- Nie przestanę, dopóki nie powiesz mi, gdzie jest Lilly! – odkrzyknąłem, przeczesując ręką włosy.

Czy tak ciężko zrozumieć, że potrzebuje tej informacji? Co za tępa dziwka...

- Dobrze. Sam tego chciałeś. Lilly jest w szpitalu. A teraz spierdalaj – ucięła.

Czułem, że serce zwalnia, a do oczu napływa słona ciecz. Jak to możliwe, że moja księżniczka była w szpitalu?

***
Witam, witam.
Późno w nocy jest, ale stwierdziłam, że dodam wam rozdział.
Dajcie znać co myślicie 💕
Nie wiem jak to będzie z aktywnością przez kolejne dni, ale postaram się w miarę często dodawać. Zraża mnie fakt, że większość z was zostawia tylko gwiazdki... zrozumcie mnie. Bardzo ważne dla mnie komentarze!
Na razie to tyle z tego, co chciałam powiedzieć.
Do potem!
P.S.
Proszę - polecacie moje opowiadanie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro