21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Justin

Chodziłem po mieście od ponad godziny. Nie mogłem pojąć dlaczego Lils się tak zachowywała... Kiedy już myślałem, że mam ją na wyłączność, nagle sobie przypomniała o tym lalusiu. Naprawdę nie rozumiałem po co w ogóle on ją interesował. Chciała jego dżentelmeńskiego zachowania? Mogłem to zrobić. Chciała tych wszystkich słodkich pierdół? Mogłem je załatwić. Chciała niewinnych pocałunków? Mogłem je jej dać. Nie było niczego, co mogłoby być dla mnie nieosiągalne. Tylko ja mogłem dać jej wszystko, a mimo wszystko myślała nadal o nim. W czym byłem gorszy?

Co chwila myślałem o tym, że cała ta szopka poszła o krok za daleko. Przez jej ckliwe zachowania zaczynałem się angażować. Zaczęło mi zależeć i to cholernie. Nie takie były plany. To ona miała być zakochana, a ja bezwzględny, a jak na razie nic nie szło zgodnie z planem.

Łącznie przeszedłem coś około dziesięciu kilometrów, ale wcale nie byłem tym zmęczony. Pochłonięty rozmyśleniami o brunetce nie zauważyłem, kiedy doszedłem na obrzeża miasta. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ta część była zupełnie opuszczona. Czy się bałem? Ależ skąd, ale to miejsce wcale nie wyglądało na przyjemne. 

W jednej chwili zza rogu jakiegoś budynku zauważyłem stojący czarny SUV i kilka innych aut, a między nimi stała grupka osób w czarnych strojach. Ponieważ nie wiedziałem kim są i co tam robili, postanowiłem się schować i podsłuchać nieco rozmowę.

Upewniłem się, że mnie nie widzą i zacząłem nasłuchiwać.

- Do jutra ma być targ ubity. Inaczej nie ma mowy o wynagrodzeniu - odezwał się jeden głos.

- Jakim cudem do jutra mamy zdobyć tyle pieniędzy? - powiedział drugi.

- Nie obchodzi mnie to. Skoro mieliście na tyle odwagi, by brać dragi na kreskę, to z pewnością poradzicie sobie z tym - po raz kolejny usłyszałem ten sam, władczy głos co na początku.

- Dajcie nam chociaż jeden dzień dodatkowo - poprosił nieznajomy.

- Okay. Niech będzie, ale biorę coś w zastaw - oznajmił, jak się domyślałem, szef całego zajścia.

Nagle zapadła cisza. Już bałem się, że grupa zorientowała się o mojej obecności, ale szybko moje wątpliwości zostały rozwiane.

- Twoja córka pójdzie z nami - dodał.

- Co? Ale dlaczego? Nie pozwalam! - protestował.

- Jeżeli chcesz za coś przeżyć, to lepiej stul pysk! - warknął pierwszy.

Wychyliłem się lekko zza ściany, by móc lepiej się przyjrzeć obecnym postaciom. To, co zobaczyłem totalnie mnie zaskoczyło. Możecie sobie mówić, że co ja tam mogłem wiedzieć o takich rzeczach. Że taki chłopak z bogatej rodziny nie wie co to narkotyki, handel ludźmi czy tego typu rzeczy, ale mylicie się. Sam fakt, że między tymi ludźmi stała ogromna torba z dragami nie był dla mnie szokiem. Osoba, która groziła mężczyźnie była kimś, kogo spodziewałem się tutaj najmniej.

Harry Styles.

Przyglądałem się całemu zajściu jeszcze chwilę. Nie mogłem uwierzyć w to, co się tam wyprawiało. Jeden z, jak się domyślałem, ochroniarzy podszedł do mężczyzny i wyrwał dosłownie z jego objęć młodą dziewczynę. Blondynka próbowała walczyć, ale wyższy od niej o głowę mięśniak ją obezwładnił i zakleił usta taśmą, po czym podprowadził obok lalusia.

- Mmm... to będzie niezła sztuka na nadchodzącą noc - powiedział swoim obrzydliwym tonem Styles, dotykając tyłka dziewczyny.

- Nie waż się jej tknąć! - krzyknął szantażowany facet.

- To ja tutaj ustalam zasady. Zrobię z nią co tylko będę chciał. Masz jeden dzień dodatkowy. Powinieneś mi dziękować, a nie narzekać. Im szybciej ubijesz targu z moim klientem tym szybciej zobaczysz córkę z powrotem - odgryzł się loczek.

- Jesteś potworem - wycedził przez zaciśniętą szczękę mężczyzna.

- Ciekawe określenie - podsumował laluś, po czym kazał zabrać dziewczynę do auta i wszyscy zaczęli wsiadać do swoich pojazdów.

Przerażony postanowiłem odejść w poboczną uliczkę, by mnie nie mogli zauważyć oraz by nie podejrzewali o podsłuchiwanie.

Teraz musiałem jak najszybciej wrócić do Lils. Jeśli tylko się dowie... Nie chciałem nawet o tym myśleć. Musiałem ją chronić przed nim. Nie mogłem dopuścić do sytuacji, w której znów będzie w objęciach tego tyrana.

Biegłem ile sił w nogach i po pół godziny byłem pod domem Johnson. Chciałem od razu wejść, ale po naciśnięciu klamki okazało się, że drzwi były zamknięte. Zadzwoniłem więc kilkukrotnie dzwonkiem, ale to nic nie dało. Wyjąłem komórkę z tylnej kieszeni spodni i wybrałem numer do brunetki. Czekałem z niecierpliwością, dopóki nie usłyszałem charakterystycznego: "po sygnale nagraj wiadomość". Próbowałem tak jeszcze kilka razy, ale dopiero za ostatnim dziewczyna odebrała.

- Czego chcesz? - zapytała chłodnym tonem.

- Gdzie ty jesteś? - zignorowałem jej poprzednie pytanie i zadałem swoje.

- Daleko od ciebie i nic ci do tego - odpysknęła.

- Lils, posłuchaj. To jest naprawdę bardzo ważne. Musimy się spotkać i to już - wyjaśniłem, próbując namówić ją do spotkania.

- Justin... myślę, że między nami nie ma nic do wyjaśniania. Nie powinnam się godzić na te twoje gierki.

- Masz w tym momencie powiedzieć mi gdzie jesteś. Ja cie nie prosiłem o żadną zgodę. Wszystko to, co się wydarzyło, miało się wydarzyć. Albo po dobroci albo na siłę. Nadal tego nie łapiesz? - syknąłem.

- Jestem w domu i nawet nie waż się dzwonić po raz kolejny do drzwi, bo i tak ci nie otworzę! Pff...

No tak... bardzo dorośle Lils.

- Jak mi nie otworzysz, to wywarze drzwi albo wybije okno - ostrzegłem, przystając z nogi na nogę.

Johnson na chwilę zamilkła, po czym westchnęła głośno jakby chciała pozbierać myśli do kupy.

- Nie wierzę ci - prychnęła.

- Okay, to zaraz się przekonasz - oznajmiłem.

Już chciałem rozłączyć połączenie, ale usłyszałem głośny krzyk dziewczyny.

- Justin! Stop! Dobra. Już schodzę. Ale i tak nie będę z tobą rozmawiać! - zirytowana wybełkotała.

- Grzeczna dziewczynka.

Kiedy tylko drzwi się otworzyły, wpadłem do środka jak pocisk i szybko je zamknąłem. Popatrzyłem na brunetkę troskliwym wzrokiem. Tak jak ją zostawiłem, tak wyglądała. No oprócz rozmazanego tuszu pod oczami.

- Posłuchaj mnie. Musisz jak najszybciej urwać wszelaki kontakt z Harrym - powiedziałem, co zabrzmiało bardziej absurdalnie niż kilka minut temu w mojej głowie.

- Dobra, skończ już z tym. Powtarzasz się - prychnęła znudzona.

- Lils, nie. Mówię teraz totalnie poważnie. Nie chodzi tu o moje widzimisię tym razem. Chodzi o twoje bezpieczeństwo - wytłumaczyłem, gestykulując w powietrzu rękoma.

- Tak? A niby dlaczego miałabym ci uwierzyć? - zadrwiła.

- Dlatego, że doskonale wiesz na co mnie stać i nie masz wyjścia.

- Pff - wyrzuciła z siebie rozbawiona.

- Chociaż raz nie zachowuj się jak pieprzone dziecko i posłuchaj mojej rady - ostrzegłem, mówiąc nieco ostrzejszym tonem.

W oczach dziewczyny dostrzegłem odrobinę strachu, która zawsze towarzyszyła jej podczas gdy stawałem się bardziej stanowczy. Nie ukrywałem, że było to przydatne. W naprawdę wielu aspektach.

- Daj mi jeden powód, dla którego miałabym to zrobić - wzruszyła ramionami, zakładając ręce jedna na drugą.

Wziąłem głęboki wdech i starałem się skupić w stu procentach na tym, co właśnie miałem powiedzieć.

- Ponieważ Harry Styles to pieprzony gangster.

***

TAM, TAM, TAAAAAM! *dramatic af*

Przybywam z kolejnym rozdziałem tak szybko jak tylko mogłam. Chcę Wam wynagrodzić to, że tyle musieliście czekać na powrót. 

Jak wam podoba się drama?

Jeśli doczytaliście do końca to napiszcie w komentarzu: #dramatime ♥

Jesteście ciekawi co dalej będzie? 

Macie jakieś swoje przemyślenia?

Postaram się przed świętami dodać jeszcze ze 2 rozdziały, ale nic nie obiecuję! Dam z siebie wszystko, ale zobaczymy jak będzie z weną.

Ogólnie to od tygodnia prawie siedzę w domu, bo moje gardło dosłownie przeżywa jakiś kryzys i wylądowałam na antybiotyku, także ten...

Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach! To dla mnie mega ważne ♥

Dziękuję, że nadal ze mną jesteście.

Paaa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro