17.02.1991

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

》Michael《
05⁰⁰

Przyśniła mi się śmierć Isabelli... Zerwałem się...

Spojrzałem na datę... z jednej strony nie chciałem wychodzić z łóżka, bo Isabella nie żyła od 10 lat, z drugiej strony moja córka miała 10 urodziny...

- Tato, śpisz? - zapytala Mia zaglądając do mojej sypialni

- Nie... wszystkiego najlepszego masz urodziny

- Tato... Ja wiem, że ona nie żyje... - usiadła na moim łóżku - i wiem, że umarła 10 lat temu... nie chcę urodzin. Rozumiem, że ci smutno. Nie udawaj szczęśliwego dla mnie...

- Jesteś kochana... ale skarbie, jakoś przez 9 lat sobie radziłem. Teraz też dam radę... kocham cię... Isabella chciałaby na pewno, żebyś miała cudowne urodziny

- Kręci głową na nie

- Ona tu jest?

- Tam - wskazała fotel, na którym Isabella zawsze siedziała z książką

- Ona mnie słyszy?

- Kiwa na tak

Liczyłem, że dzięki temu, że Mia widzi ducha Isabelli, będę mógł porozwać ze zmarłą żoną

- Mia, ty ją slyszysz? Ona mówi coś do ciebie?

- Pokazuje... mama Alishia mówiła, że to język migowy

Isabella rzeczywiście znała migowy, bo jej matka nie słyszała... sam też się go nauczyłem od Isabelli, żeby móc rozmawiać z jej matką

- Pokażesz mi co sądzi o twoim pomyśle?

Mia popatrzyła chwilę na fotel a potem zamigała
"Niech mała zgecyduje, czy chce mieć urodziny. Nie rób jej na złość"

- Mia, zgoda... niechcesz urodzin, to nie zrobię przyjęcia, ale prezent ci dam, bo kupiłem go wcześniej.

- Dobrze... tato, mogę spać z wami?

- Nie sądzę, żeby się opłacało iść spać na godzinę czy dwie...

- To opowiedz mi więcej o niej

- Dalej siedzi na fotelu?

- Tak

- Isabella zawsze tam siedziała i czytała...

- Co czytała?

- Chodź... mam jeszcze te książki.

Zaprowadziłem ją do jednego z pokoi, w którym była biblioteka.

- Tato, jesteś na mnie zły?

- Nie, czemu miałbym być?

- Bo ona nieżyje, bo się urodziłam

- Skarbie... - przytuliłem ją - jestem najszczęśliwszy na świecie, że cię mam... - zacząłem płakać - jedyne czego żałuję, to śmierć Isabelli... żałuję, że nie było jej przy nas, gdy uczyłaś się chodzić i gdy zaczęłaś mówić... ty nie jesteś temu winna...

- Ale przecież zabiło ją to, że się urodziłam

- Zabił ją poród. Nie ty... maleństwo moje... - pocałowałem ją w czoło - gdybyśmy cię stracili tamtego dnia, to oboje byśmy się zabili...

- Czemu? Moglibyście mieć kolejne dziecko

Zatkało mnie...

- Tato, czemu ciągle wyglądasz inaczej?

- Bo źle się czuję z tym jak wyglądam

- Myślisz, że kiedy będę duża, to będę wysoka jak wyjek Erms?

- Nie wiem skarbie... chodź do taty... - podniosłem ją, żeby mogła zobaczyć jak wygląda świat, z wysokości oczu Ermsa. - fajnie?

- Tak. Tatusiu, sprawdzisz, czy urosłam?

Postawiłem ją na ziemi.

- Chodź...

Poszliśmy do jej pokoju, gdzie na futrynie drzwi co jakiś czas sprawdzaliśmy, ile urosła

Zmierzyłem ją

- Urosłam?

- Tak. 5cm. Masz 1m 40

- Kiedy będę taka duża jak ty?

- Skarbie... spokojnie... do przynajmniej 15 roku życia rośniesz. Masz jeszcze 5 lat.

- Dobrze... Mogę ci zapleść warkocz?

- Prosze. - usiadłem na podłodze

- Wy nie możecie spać, czy jak? - zapytała Alishia zaglądając do pokoju Mii

- Nie... - odparłem

- Co jest? Wyglądasz jakby cię z krzyża zdjęli...

- Nic... to dziś...

- Michael - usiadła na ziemi na przeciwko mnie i chwyciła mnie za ręce - minęło 10 lat. Masz dwie cudowne córeczki... Nie mam pojęcia jak się czujesz, bo jesteś moją pierwszą prawdziwą miłością, ale chcę ci pomóc.

- Od 10 lat daję się czekać i malować... chciałem zastąpić Mii i ojca i matkę...

- Ja tu nadal stoję - powiedziała Mia

- Mike, musisz się otrząsnąć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro