25.04.2001

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

》Michael 《

Po śniadaniu Mia pocałowała Isę, Susan i mnie po czym powiedziała

- Wychodzę... jestem umówiona.

- Weź ochroniarza. - odparłem

- Nie muszę. On zaraz podjedzie pod bramę ze swoimi

- On, czyli kto?

- Tato.... proszę cię. Jestem dorosła. Susan wie.

Mia wyszła.

》Mia《

Manson podjechał pod bramę i zabrał mnie do siebie

- Młoda, a twój tatuś mnie nie zabije? - zapytał wpószczjąc mnie do swojego domu

- Nie przesadzaj...

- Bawimy się w kwiatki i serduszka, czy alkochol starczy?

- Nie będę pić, bo za to, to akurat tata mógłby ci coś zrobić...

- Życzenia specjalne?

- Tak. - wyjęłam z torebki prezerwatywy - Nie chcę zajść w ciążę. Boję się...

- Spoko. Mi tez się nie widzi dziecko.

Jak by to niebrzmiało, to spotkałam się z nim dla seksu. Jako osoba bi, potrzebowałam też czasem czułości z facetem, a był jednym z dwóch czy trzech facetów z którymi spałam i tylko z nim się nie pokłuciłam.

Poszliśmy do jego sypialni, gdzie zaczęłam rospinać swoją koszulę, którą po chwili zrzuciłam na podłogę, po czym tak samo potraktowałam stanik...

- Przynajmniej jesteś bardziej chętna od tej dupy twojego ojca, Whitney...

- Oj tam... może zwyczajnie nie miała wtedy ochoty... wiesz babskie sprawy itp...

- Może...

***

Gdy się ubieraliśmy po wszystkim, do drzwi sypialni zapukał ochroniarz

- Panie Manson, nie chcę przeszkadzać, ale... jakby to powiedzieć, ma pan pilnego gościa...

- Kogo?

- Ojca Pana koleżanki

Spojrzałam na Mansona

- Nie jestem jedyna?

- Nie. Mi zależy na przyjemności. Tylko na przyjemności...

- Panie Manson...to bardzo pilny gość... - odezwał się ochroniarz

- Idę. - wyszedł z pokoju popawiając T-shirt

Skończyłam się ubierać i chciałam wyjść, ale do sypialni wpadł tata.

- Mia idziemy. - złapał mnie za rękę I pociągnął do drzwi...

Dopiero w samochodzie, gdy Wyjechaliśmy z terenu Mansona, dał mi się odezwać...

Sam prowadził, bo starczyło przejechać 12km lasem.

- Mia, wiesz dobrze, że praktycznie nie dawałem ci żadnych zasad - zaczął spokojnie - Ale proszę cię... nie spotykają się z nim więcej. Z kimkolwiek, ale nie z nim, proszę...

- Czemu?

- Żeby nie potraktował cię tak jak zrobił to Whitney... to dla twojego dobra...

- Jestem dorosła. Czemu chcesz decydować za mnie, o moim życiu?

- Nie chcę, żeby stała ci się krzywda. Tylko tyle... Ja ci mogę nawet wykupić cały sexshop, ale nigdy więcej się nie spotykaj z Mansonem...

- Niech ci będzie... - oczywiście, że chciałam się z nim jeszcze umówić...

Zatrzymał samochód i poszliśmy w las

- Czego chcesz wzamian?

Musiałam wymyślić coś, czego nie może mi dać...

Coś, do zrobienia czegoś nie miał by serca lub odwagi...

- Uderz mnie. - To była jedna z niewielu rzeczy, jakich by nie zrobił, chyba, że cenę było by czyjeś życie

- Słucham?

- Uderz mnie. Zwyczajcie uderz.

- Jesteś moim dzieckiem. Mowy nie ma.

- To Odwieź mnie do Mansona.

- Nie.

- Pytałeś co chcę za nie spotykanie się z nim. To mówię. Uderz mnie. Uderz i obraź. Wiem, że tego nie zrobisz więc odwiedź mnie do Mansona.

- Czemu?

- Coś za coś. Pytałeś, to mówię. Jeśli mam się już nie spotykać z Mansonem, to mnie Uderz i obraź, chyba że nie masz odwagi tego zro...

Poczułam ból na policzku i jednocześnie usłyszałam uderzenie

- Zamknij się sprzedajna dziwko. - powiedział

Zatkało mnie... w życiu nie słyszałam żadnego z tych słów w jego ustach, ani w życiu mnie nie uderzył... do teraz.

- Szczęśliwa? - zapytał

- Nawet.

Nagle pociekły mu z oczy łzy

- Przepraszam, ale sama mi kazałaś. - przytulił mnie do siebie

- Nie płacz

Gdy się uspokoił, wróciliśmy do Neverland...

Oczywiście, że nadal chciałam się spotykać z Mansonem... to był dobry układ. On nie musiał zamawiać prostytutek, a ja szukać faceta, który nie zdradzi, że zdradzam "męża" I oboje mogliśmy się zaspokoić.

Poszłam do naszej sypialni i zalałam się łzami

- Mia, nie płacz - Susan mnie przytuliła

- Tata zabronił mi spotkań z Mansonem... samotnych wyjść też

- To spotkamy się z nim we dwie...

- Jak?

- Poprosimy Che o pomoc. Pojedziemy do niego we trójkę... ona nam pomoże...

- Gdzie Alishia, babcia i Abi?

- Abi I Elijah Poszli do jednej z willi, a Alish i twoja babcia pojechały na zakupy...

- Czyli po za tatą jesteśmy same?

- Tak... jeśli chcesz mogę Ci szybko poprawić humor

- Jak?

- Tak - złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku

Nim zdąrzyłyśmy zrobić coś więcej, usłyszałam krzyk taty...

Zbiegliśmy tam, skąd dochodził krzyk...

Do kuchni...

Tata siedział na ziemii, trzymając się za prawą rękę... tą samą na której nosił rękawiczkę i tą samą, którą dziś oberwałam na własne życzenie.

Dłoń była czerwona i spuchnięta...

- Tato, co się stało? - zapytałam kucając przed nim

- Co ja najlepszego zrobiłem? - zapytał przez łzy gładząc mój lewy policzek prawą dłonią - Przepraszam cię...

- Sama ci kazałam... powiedz mi... co się stało?

Wskazał czajnik stojący przy zlewie

- Poparzyłeś się?

- Ukarałem się. Przysięgałem sobie i twojej matce, że będę inny niż Joseph... złamałem tą przysięgę... musiałem się ukarać...

- Jak ją złamałeś?

- Skrzywdziłem cię... Jestem taki jak on...

- Nie prawda

- Prawda. Podniosłem na ciebie rękę i nazwałem cię tak, jak on moje siostry...

- Ja ci kazałam.  Nie zrobiłeś niczego złego... powiedz mi, jak się ukarałeś? Chcę ci pomóc

- Wrzątkiem... polałem nim rękę, którą cię zraniłem

- Dasz sobie pomóc?

Pokiwał głową

Opatrzyłyśmy mu rękę

- Tato, nie rób tak więcej, twoja skóra tego nie zniesie.

- Należało mi się... Jeśli bym tego nie zrobił, to to, co odziedziczyłem po Josephie w genech  zawładnęłoby mną i w końcu stałbym się taki jak on... zamieniłbym życie twoje, Susan, Alishii i Abi w piekło...

- Nie rób tego więcej... twoja skóra i tak już jest dostatecznie wyniszczona i przez vitiligi i przez lupus...

- Nie ważne co jest ze mną... podniosłem na ciebie rękę... Jak ja mogłem? - nadal płakał - Mia oddaj mi... tylko czymś ciężkim

- Nie - pocałowałam go w policzek - Nie możesz tak traktować swojego ciała tato...

- Muszę. Skrzywdziłem cię... jaj mogę Ci wynagrodzić, to, że podniosłem na ciebie rękę?

- Zajmiesz się jutro Isą?

- Tak, a czemu?

- Chcemy spędzić dzień z Che, naszą koleżanką z koszar.

- Ona jest spokrewniona z Cinderą?

- Tak. To córka brata Cyndery.

- Ok... ale uważajcie na siebie.

- Będziemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro