27.04.2001
》Michael《
Mia przyszła do mnie
- Tato, ja rozumiem, że chcesz dla mnie dobrze, ale... Ja mu ufam i moim zdaniem nic się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas się z nim prześpię.
- Mia, straciłem twoją matkę... nie chcę w ten sam sposób stracić ciebie.
- Ale...
- Mia nie. Nie zgodzę się na to.
- Ale my się zabezpieczamy
- Mia, nie pozwolę, żebyś podzieliła los swojej matki. Żebyś sypiała z kretynem i zaszła w ciążę, która cię zabije
- Miałeś rację. Stajesz się własnym ojcem. Chcesz decydować o moim życiu. - wyszła
Usiadłem w fotelu i się rozpłakałem... miała rację... w przeświadczeniu, że każdy chce ją skrzywdzić, postanowiłem decydować o jej życiu i tym, z kim może, a z kim nie może się spotykać...
- Mike? - usłyszałem nad sobą głos Alishii
- Tak? - podniosłem wzrok i spojrzałem na nią
- Czemu płaczesz?
- Niczym się nie różnię od Josepha... Potraktowałem Mię tak samo, jak on mnie i moje rodzeństwo...
- Przesadzasz... ty zwyczajnie jesteś jej ojcem i chcesz jej dobra.
- Jestem skończonym kretynem... zabiłem jej matkę, a teraz chcąc ją chronić przed takim samym idiotą, tylko sprawiam jej przykrość
- Jak to zabiłeś jej matkę? To ona nie zmarła przy porodzie?
- Zmarła, ale to przecież ja zrobiłem jej dziecko... to moja wina, że Isabelli teraz tu niema...
- Nie mogłeś wiedzieć, że ma tego krwiaka
- Mogliśmy najpierw zrobić badania... Czemu o tym nie pomyślałem?
- Mike, przestań...
- Nie. Nie mogę... To moja wina, że Mia jest półsierotą.
- Gdybyś nie robił dziecka Idabelli, to Mii by wogóle nie było.
- Nie cierpiała by przez to, że jestem jej ojcem... było by lepiej dla wszystkich, gdybym to ja zginął
》Mia《
Słyszałam rozmowę taty z Alishią...
Czemu oskarżał się o śmierć mojej matki?
Poszłam do babci, musiałam ją zapytać jak było na prawdę...
Migowego nauczyłam się od taty i Alishii, więc bez większego problemu rozmawiałam z babcią
- Mia, czemu płaczesz? - zapytała
Odpowiedziałam jej na migi, że pokłuciłam się z tatą
- O co?
Odparłam, że o to, że chce decydować o moim życiu i tym z kim mogę sypiać, i że usprawiedliwia się śmiercią mamy
- Nie bądź na niego zła... Gdy Isa zmarła był w bardzo złym stanie psychicznym... I z jego matką, chciałyśmy go nawet wysłać na leczenie, bo się pociął... obwiniał się o jej śmierć do tego stopnia, że przedawkował leki... chwała Bogu odratowali go
Wyjaśniłam jej, że przedawkowanie nie miało nic wspólnego ze śmiercią mamy, tylko było wynikiem choroby taty
- Nawet jeśli, to twój ojciec zwyczajnie się boi, że ciebie też zabije ciąża... Stracił Isabellę, więc boi się, że ciebie też straci... - przytuliła mnie - mi też brakuje Isabelli... Była moim jedynym dzieckiem...
》Alishia《
Nie mogłam uspokoić Michaela
- Michael przestań, to nie jest twoja wina...
- Jest... niszczę wam życie. Zrozum to...
- Gdyby tak było, zabrałabym Abi i odeszła od ciebie.
- To jesteś większą idiotką odemnie, że tego nie widzisz, albo zwykłą dziwką i zostałaś dla kasy.
- Czy ty się słyszysz? - łzy popłynęły mi z oczu... nigdy nie myślałam, że usłyszę coś takiego z jego ust... - zastanów się nad tym co właśnie powiedziałeś. Ja mam do kogo odejść. - wyszłam
》Abi《
- Abi, - mama zajrzała do mojego pokoju - chodź, pojedziesz ze mną do Melanie...
- Po co?
- Chcę zrobić tacie niespodziankę, ale musisz mi pomóc.
- Zgoda
Pojechałam z mamą I Billem do przyjaciółki mamy
Dopiero u niej, poznałam prawdę
Gdy Melanie otworzyła, mama momentalnie się popłakała
- Alish, co się stało?
Mela wzięła nas do środka
- Alish, czemu płaczesz?
- Michael stwierdził, że niszczy nam życie, a jeśli tego nie widzę, to jestem głupsza od niego, albo jestem dziwką...
- Co za kretyn... Zostań tu... Ja z nim pogadam. Masz spluwę?
- Nie dam ci jej, zabijesz go
- Skoro sam twierdzi, że niszczy wam życie, raczej nie będzie miał nic przeciwko...
- Mela, nie... narazie chcę go nastraszyć, że uciekłam... Bill wrócił tam po nasze rzeczy... niech Mike się pomartwi... to narazie wystarczy
》Mia《
Z babcią, Isą i Susan poszłyśmy na spacer po Neverland, żebym ochłonęła po tej kłótni...
》Michael《
Gdy się uspokoiłem i wyszedłem z sypialni mojej i Alish, żeby ją znaleść i przeprosić, za to co jej powiedziałem, nikogo po za mną nie było w budynku...
Próbowałem dodzwonić się do Alish, ale nie odbierała, Abi też, a telefony Mii i Susan dzwoniły w budynku, z ich sypialni
Czy one wszystkie mnie zostawiły? Miały rację... jestem kretynem I mi się to należy...
Nagle zadzwoniła Melanie
- Michael, Bill jest w Neverland?! - zapytała spanikowana
- Nie wiem, czemu pytasz?
- Przywiózł do mnie Alishię i Abi, miał wrócić po ich rzeczy... ale... wyszłam z Abi do sklepiku na przeciwko... ktoś porwał Alishię... mam tylko list z tą informacją... I że jeśli, cytuję, ten idiota nie zapłaci, Alishia zginie...
- Abi jest z tobą nadal?
- Tak
- Daj mi ją
- Tato? - usłyszałem w słuchawce głos córki... ulżyło mi
- Abi, mama mówiła, czemu jedziecie do Meli?
- Przez to co jej powiedziałeś... chciała cię nastraszyć...
- Ok... Niech Mela weźmie swoje rzeczy i przyjedźcie do Neverland... Kiedy się dowiem ile mam zapłacić za życie mamy, pojadę do banku po pieniądze...
- Dobra... nie jesteś na mnie zły?
- Dziecko, nie mogę być... nie mogę cię winić, za kłótnię między mną a Alishią, po za tym, najważniejsze, że tobie nic nie jest...
***
Pół godziny po telefonie od Melanie, Mia, Susan, Isa i matka Isabelli wróciły
- Tato, co się stało? - zapytała Mia
- Alishię porwali
Po polejnej godzinie Bill dotarł do Neverland, a dwie godziny po nim Melanie i Abi...
Próbowałem się dodzwonić numer Alishii, ale połączenia były odrzucane...
W końcu porywacze się odezwali...
Uznałem, że granie równego potwora jak jej byli ich zmiękczy, ale nie pomogło...
Po godzinie miałem gotową kasę...
Gdy z Billem dojechałem na wskazane miejsce, zobaczyłem jak płomienie pochłaniają drewniany domek... z wnętrza usłyszałem wrzask Alishii...
Nie myślałem nad tym za długo... wskoczyłem do jeziora, żeby ogień tak szybko nie zajął mnie, wróciłem do samochodu po gaśnicę, po czym wbiegłem tam i idąc za jej krzykiem dotarłem do pokoju gdzie ją zamknęli... na nasze szczęście, drzwi były zabarykadowane od mojej strony więc uwolniłem Alish...
Niestety, gdy otworzyłem drzwi, leżała już nieprzytomna, a ogień zajął jej włosy i ubrania... jakimś cudem ją ugasiłem i wyniosłem na zewnątrz...
Ledwie z Alishią na rękach wybiegłem z budynku, Bill krzyknął:
- Pogotowie i straż już jadą
- Dzięki...
Położyłem Alish za samochodem, żeby cokolwiek nas odsłaniało od ognia i ewentualnego wybuchu
- Bill, jeśli ona nie przeżyje, to ja chyba skończę ze sobą... - zacząłem z niej ściągać co się dało, żeby nie zlało się ze skórą i żeby dało się ją uratować... Mało mnie martwiło, że sam się dusiłem i mało co nie wyplułem sobie płuc...
- Szefie, musimy być dobrej myśli...
- Przepraszam kochanie... - szepnąłem do Alish zdejmując jej obrączkę
Udało mi się zdjąć z niej wszystko, ale sam fakt jak bardzo była poparzona, dobrowadzał mnie do płaczu...
- Dorwę tego sukinsyna, który ci to zrobił... dorwę i nakarmię nim moją panterę... - stwierdziłem patrząc na jej poparzoną twarz
Do przyjazdu karetki kontrolowałem jej oddech, po czym za karetką pojechałem do szpitala...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro