Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłam wtedy małą, delikatną pięciolatką, porzuconą przez rodzinę, przyjaciół, nawet obcych ludzi. Wszyscy omijali mnie szerokim łukiem, jakbym była dziewczynką z zapałkami. Długie, czarne włosy przyklejały mi się do mokrych od łez policzków, a całe ciało dygotało z zimna.

Tego dnia była najgorsza zima, jaka kiedykolwiek spotkała Wriharbor - nasze miasto.

Wszyscy byli ubrani w grube kurtki, płaszcze, wełniane czapki i ciepłe rękawiczki, ale tylko ja, byłam w swojej cieniutkiej koszuli nocnej i małym, wełnianym kocykiem, który dostałam od babci na moje pierwsze urodziny. Owinięta nim ruszyłam przed siebie, szukając jakiegoś ciepłego miejsca.

Zimno, jakie mnie otaczało było nie do zniesienia. Za każdym razem, gdy pukałam do czyiś drzwi, otwierała mi naprawdę wredna kobieta, ale gdy zobaczyła w jakim jestem opłakanym stanie, od razu zamknęła mi drzwi pod nosem, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Jak na swój wiek, byłam naprawdę mądra i chowałam się w karczmach i opuszczonych domach.

Usiadłam pod drzewem, skulona jak mały szczeniak i owinięta kocykiem. Wszystkim zdawałoby się, że to dla mnie koniec. Umrę z zimna i będzie po wszystkim, ale w ostatniej chwili pojawił się on.

Mężczyzna miał może z trzydzieści lat, może nawet i mniej. W jego oczach dostrzegałam współczucie. Wziął mnie na ręce, i spojrzał proso w oczy.

- Jak ci na imię mała? - zapytał.

- I...I..Is.. - starałam się odpowiedzieć, ale zimno zabierało mi wszystkie słowa - I...I..Is..Isa....Isa...Issabel - powiedziałam, a moje ciało zaczęło się trząść z zimna jeszcze bardziej.

- Posłuchaj, Isabel - rzekł bardzo spokojnie - Pomogę ci i zabiorę ze sobą, ale obiecaj mi, że będziesz się mnie słuchać i bez gadania robić co mówię.

- Obb...obbi..cuję....- szepnęłam, a głos mi się załamywał. To zimno...

Mężczyzna zaniósł mnie do czarnej limuzyny i położył na tylnym siedzeniu. W końcu, po raz pierwszy od wielu dni, poczułam ciepło.

Gdy wreszcie przestałam się telepać i odzyskałam zdolność mówienia zapytałam:

- D..dokąd jedziemy?

Mężczyzna na te słowa uśmiechnął się i założył czarne okulary przeciw słoneczne.

- Do Los Angeles, twojego nowego domu i nowego życia.

W tedy nie rozumiałam tych słów, bo miałam dopiero pięć lat.


Mijały lata, a ja trenowałam, szkoliłam, uczyłam się w agencji S.O.S, czyli Sekretna Organizacja Społeczna. W ciągu dwudziestu lat wyrosłam i wyszkoliłam się na agentka. Na Agenta Zabójcę.


__________________________________________________________________________________

Hej! Oto prolog mojej nowej książki ;) Mam nadzieję, że się spodobał :)

Widzimy się w rozdziale drugim! ;) I pozdrowienia z nad morza!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro